Jestem tutejszy

Dawniej świat inteligencji tworzyły kawiarnia, biblioteka, teatr, kościół czy redakcja. Dziś inteligent, w przerwie między dyskusją w knajpie i promocją książki, pisze bloga i bierze udział w dyskusjach na forach internetowych.

24.03.2009

Czyta się kilka minut

Regularność, z jaką powraca na łamy rozmaitych periodyków dyskusja o kondycji, roli i przyszłości inteligencji, można odczytać na co najmniej dwa sposoby: jako jej łabędzi śpiew albo dowód niegasnącej żywotności. Skłaniam się ku tej drugiej interpretacji, bo trudno sobie wyobrazić, że najtęższe umysły i najostrzejsze pióra tego kraju angażują swoje siły w dyskusję o czymś, czego nie ma. Również wskaźniki sprzedaży książek (mimo - trzeba przyznać - spadającego czytelnictwa) przeczą zanikowi inteligenckiego świata, podobnie jak zamieszanie wokół odwołania dyrektora radiowej "Trójki": obrońcy Krzysztofa Skowrońskiego wskazywali przede wszystkim na to, że udało mu się przywrócić inteligencki charakter stacji.

Marzenie o modernizacji

Zawsze znajdzie się ktoś, kto wskaże na statystyki mówiące, że oto inteligencja przeradza się w klasę średnią. Że inteligent zamienia wytarty płaszcz i schodzone w dziele niesienia kaganka oświaty buty na modny garnitur i wypasiony notebook. Że wraz z fundamentalnym wyborem opcji zachodniej i wejściem do struktur europejskich staliśmy się normalnym społeczeństwem, które nie składa się z inteligentów, a najwyżej z tzw. profesjonalistów czy ekspertów. W tej opowieści miejsce dla inteligenta to archeologiczne wykopalisko ukazujące zapóźnienie cywilizacyjne polskiego społeczeństwa.

Ale w gruncie rzeczy nawet ktoś, kto kolejny raz wygłasza mowę pogrzebową nad trumną inteligencji, bierze udział w inteligenckim do szpiku kości przedsięwzięciu, jakim jest marzenie o modernizacji. Przy czym prawo do wskazywania właściwej drogi rozwoju kraju zachowuje dla siebie, a wysiłki drugiej strony traktuje jako irracjonalny sprzeciw wobec słusznych zabiegów modernizacyjnych. Wmawia niechęć do budowy autostrad czy gwarancji "ciepłej wody w kranie", ponieważ druga strona w czymś innym upatruje przyczyn schorzeń polskiej demokracji, kapitalizmu i kultury.

Postulat normalności jest rozumiany na co najmniej dwa sposoby - albo jako imitacja sprawdzonych wzorców zachodnich, albo jako czerpanie z zasobów własnej tradycji, historii, kultury i doświadczeń - a spór o właściwe rozumienie modernizacji od lat nie schodzi z łamów największych dzienników. Inne tematy są tylko refleksem tego fundamentalnego sporu, jaki dzieli polską inteligencję prawicową i lewicową, konserwatywną i liberalną.

Poczucie wyższości

Charakterystyczna mentalność inteligentów jest ich chlubą, ale także przekleństwem. Inteligent zbyt często stara się ująć w skomplikowanym języku to, co można powiedzieć o wiele prościej. Rygoryzm moralny bywa zastępowany nieuzasadnionym poczuciem wyższości wobec innych. Inteligenci dzielą się na elitę, tę znaną z działów opinii i kultury największych gazet (rekrutuje się z nich często jeszcze węższa grupa autorytetów, które są mianowane przez inne autorytety), i znacznie liczniejsze doły, określane "budżetówką". Zawartość inteligencji w inteligencie nie idzie niestety w parze z pozycją w tych dwóch grupach, co bywa dla zwykłych zjadaczy chleba mylące.

Poczucie misji i zaangażowanie w sprawy wykraczające poza zwykłe codzienne obowiązki to wciąż najbardziej charakterystyczny rys przedstawicieli inteligencji, zarówno tej wielkomiejskiej, jak również - a może przede wszystkim - małomiasteczkowej czy wiejskiej. Nauczyciel, który podsunie ciekawą książkę albo jeździ z klasą po całej Polsce, aby pokazać jej najciekawsze przedstawienia teatralne sezonu, ma często decydujący wpływ na dalsze wybory życiowe swoich uczniów. Nawet jeśli jest ich garstka.

Takich bezimiennych, lokalnych inteligentów jest cała masa. Gdyby ich spytać, czy czują się inteligentami, zrobiliby wielkie oczy, jak XIX-wieczny chłop galicyjski, który na pytanie, czy czuje się Polakiem, odpowiadał, że jest tutejszy.

Idzie młodość

Jednak znaczna część inteligenckiej elity marzy o władzy. A że nie potrafi jej sprawować, rekompensuje to sobie wyśrubowanymi kryteriami inteligenckiego awansu (każdy może zostać nauczycielem, ale nie każdy może o sobie powiedzieć, że jest członkiem elity): poczuciem ekskluzywizmu, przejawiającym się w specyficznym typie komunikacji i gestów, oraz dążeniem do reglamentacji wpływu na szerokie masy społeczne. Przerost inteligenckich ambicji przypomina w efekcie zachowanie członków plemienia, które ma swoje rytuały przejścia, metody wykluczenia i marginalizowania niechcianych członków ­- oraz szamanów, którzy temu wszystkiemu nadadzą sakralną rangę.

Moi rówieśnicy z lewej i prawej strony postanowili się ostatnio upodmiotowić, zaistnieć jako pokolenie i zrobili to w typowo inteligencki sposób, odwołując się do wielkich inteligenckich tradycji i posługując się inteligenckim językiem. Dla pierwszych okazją jest odbudowanie zerwanej nici tradycji lewicowej, a punktami odniesienia - Stanisław Brzozowski, Jacek Kuroń i Adam Michnik. Druga grupa, mniej jednorodna, składa się z przedstawicieli rozmaitych środowisk prawicowych i konserwatywnych. Paradoks ich sytuacji polega na tym, że aby zaistnieć w sferze publicznej, zaczęli się licytować na radykalizm z kolegami z lewicy.

Niezależnie od tego, z kim się sympatyzuje, faktem jest, że w pokoleniu 20- i 30-latków żywioł inteligencki wrze. Dynamiczny rozwój środowiska "Krytyki Politycznej" z jednej strony oraz "Frondy", "44/Czterdzieści i cztery", "Christianitas", "Arcanów", Klubu Jagiellońskiego czy "Teologii Politycznej" z drugiej - to najwyraźniejszy przykład inteligenckiej żywotności.

Inteligencja żyje. I, jak próbowałem pokazać, ma się całkiem dobrze. Jej przedstawiciele po prostu raz chętniej czytają "Gazetę Wyborczą", "Tygodnik Powszechny" i "Politykę", innym razem "Rzeczpospolitą", "Gościa Niedzielnego" i "Teologię Polityczną". Ale i jedni, i drudzy po wypiciu kawy biorą sprawy w swoje ręce i toczą odwieczny spór o przyszłość tego kraju.

Artur Bazak (ur. 1981) jest redaktorem TVP Kultura i "Teologii Politycznej".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2009