Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Za niewątpliwe wskaźniki ożywienia gospodarczego uważa się wzrost ruchu na rynku nieruchomości i wzrost sprzedaży nowych samochodów. Oba te czynniki zaistniały ostatnio w Polsce, więc powinniśmy się cieszyć. Jednak za również niewątpliwe ekonomiści uważają, że przy bezrobociu przekraczającym 20 procent jakikolwiek wzrost nie obejmuje już nie tylko bezrobotnych, ale także zatrudnionych, którzy otrzymują płace niemal głodowe, takich jak na przykład - ostatnio była o tym mowa - młody policjant z niepracującą żoną i dwójką dzieci, który dostaje na rękę 1200 PLN. Do pierwszych 20 procent należy zatem dodać co najmniej drugie 20 procent - razem 40 procent społeczeństwa (a jest to szacunek wielce ostrożny), które nie korzysta ze wzrostu i ożywienia gospodarczego, tylko proporcjonalnie traci, bo dystans między bogatymi a biednymi się zwiększa. Nie jest to zwykłe rozwarstwienie, czyli sytuacja, kiedy to na skali od jednego do dziesięciu dochody jednych wynoszą 10, 9, 8, 7, 6, 5 i tak dalej, ale zupełnie inny podział w ramach jednego społeczeństwa, bowiem istnieją grupy, których dochody wynoszą od 8 do 10 oraz takie, których dochody wynoszą od 1 do 2. A w dodatku nikt nie ma żadnego pomysłu, co zrobić z tą drugą grupą.
Nie idzie mi przy tym o rozmaite, potencjalne niebezpieczeństwa polityczne wynikające z takiej sytuacji, ale o zwykłe poczucie przyzwoitości i ludzkiej solidarności. Niektórzy publicyści skłonni są pesymistycznie twierdzić, że sytuacja i stan biedy oraz biegunowego zróżnicowania, ku jakiemu szybko zmierzamy, są podobne, jak w niektórych krajach Ameryki Południowej. Po pierwsze, marne to pocieszenie; po drugie, ocena chyba nietrafna ocena, gdyż w niedawnej przeszłości (i nie mówię tu o czasach PRL, lecz o latach mniej więcej 1990-1995) nikt nie spodziewał się takiego rozwoju wypadków, a zróżnicowanie społeczne mniej więcej równo się rozkładało od 1 do 10. Do tego dodać należy fakt, że w grupie, do której należą bezrobotni i pracujący za głodowe pieniądze, najwięcej jest młodzieży. Wszyscy o tym wiemy, ale jakby zapominamy pomyśleć, co z tego może wyniknąć.
Niedawno miałem okazję przeczytać ustawę, w której określa się podstawy programowe dla szkół wszystkich stopni. Mnóstwo tam pięknych słów na temat patriotyzmu oraz szacunku dla państwa. Jaki jednak szacunek dla państwa mogą mieć ludzie, którzy wiedzą, że nic ich nie czeka, ani praca, ani nowy dom, ani samochód, ani sensowne, skromne, ale w miarę pewne życie? Mówimy zwykle o prawach i obowiązkach obywateli. A jakie to obowiązki można egzekwować od tych co najmniej 40 procent, skoro nie mają oni żadnych praw poza humorystycznym, lub niebezpiecznym w tym przypadku, prawem do głosowania w wyborach powszechnych?
Czyżbyśmy już zupełnie zapomnieli o naszych braciach? Czy jest szansa na nową umowę społeczną, w której pojawi się i zostanie zaakceptowana jasna propozycja zmiany istniejącego stanu rzeczy, czy też będziemy tak brnęli dalej, nie widząc ani rozwiązania, ani końca?