Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jeśli Hausner i rząd przedstawią program zadowalający Platformę, może ona śmiało poprzeć te propozycje, zyskując punkty jako ugrupowanie nie kierujące się doraźną taktyką polityczną, lecz odpowiedzialnością za państwo. Więcej: nawet jeśli reformy wejdą w życie, ale ich początkowe efekty okażą się mizerne, PO łatwo się wybroni dowodząc, że plan Hausnera był zbyt mało radykalny jak na obecną zapaść (zwłaszcza że po już dokonanych ograniczeniach pierwotnej wersji coś jest tu na rzeczy). Z kolei jeśli do porozumienia nie dojdzie, winą bez oporów - i zasadnie - da się obarczyć SLD.
Lecz komfortowa sytuacja Platformy nie jest najważniejsza. Istotniejszym zdaje się, że w kluczowej dla losów gospodarki sprawie doszło do otwartych w praktyce negocjacji między rządem i opozycją. Rozwój sytuacji (rozmiary dziury budżetowej oraz patologii w strukturze i skali wydatków państwa połączone z rosnącą popularnością PO i malejącą siłą SLD) sprawił, że dopiero szykująca się do objęcia władzy opozycja jest w stanie stawiać warunki rządowi. Paradoksalnym efektem może być wzmocnienie szans na autentyczną reformę. Nie chodzi tylko o to, że obóz Hausnera w SLD posługiwać się będzie straszakiem notowań opinii publicznej wobec swej partyjnej bazy, a zwłaszcza własnych parlamentarzystów. Liczy się i dłuższa perspektywa: gdyby plan Hausnera wszedł w życie, SLD, także po oddaniu rządów, trudno będzie go kwestionować. A gdyby nie wszedł, PO po przejęciu władzy i tak musi przeprowadzić podobną operację - ewentualną zaś krytykę ze strony opozycyjnej SLD łatwo może zbijać, przypominając idee Hausnera. I wreszcie: test, czy i kto zasłuży na miano poważnej siły, dotyczy teraz w pierwszym rzędzie PO i SLD. Ale stawka jest na tyle duża, że chcąc nie chcąc zdawać go będą go także pozostali uczestnicy politycznej gry.