Jak nie zbudowałem imperium

Piętnaście. Tyle stopni jest rano w mojej kuchni.
Brexit, George Orwell, Wielka Brytania

18.02.2019

Czyta się kilka minut

 / ADOBESTOCK
/ ADOBESTOCK

Zalewa ją szarość w odcieniu wilgotnym – nie znam się za bardzo na holistycznych doświadczeniach zmysłowych, ale wiem na pewno, że bywa w polskiej zimie taka szarość, która od pierwszego spojrzenia za okno zabija resztki ciepła wyniesionego spod kołdry. W takich razach śniadanie nabiera iście egzystencjalnej powagi. Jest jak wyzwanie rzucone w twarz wewnętrznemu pesymiście. Trzeba prawdziwego ogniska: czegoś, co by buzowało w żołądku co najmniej do popołudnia. Jest na to jeden sposób: ­English breakfast.

Pamiętaj, synu, dzięki temu Brytyjczycy zbudowali imperium, powtarzał mi ojciec w dzieciństwie, kładąc każdego ranka na talerz jajka z bekonem. No cóż, wątpię, czy poskutkowało w moim przypadku – władzy nad światem mam tyle, ile ukręcę trzepaczką w misce, a jedyne ślady podbojów to niekiedy wdzięczne spojrzenie niewieścich oczu znad talerza, gdy uda się kolacja. Ale i sami Brytyjczycy zachowują się, jakby im kto odessał cały tłuszcz z bekonu. „W piekle jest specjalne miejsce dla tych, którzy domagali się brexitu, ale nie mieli nawet w zarysie planu, jak go przeprowadzić” – mówił niedawno Donald Tusk, budząc obłudne oburzenie na Wyspach. Tymczasem to słuszne: są takie sytuacje, gdy wiara w jakąś sprawiedliwość za grobem pozwala skompensować bezradność, że ktoś bez sensu popsuł coś, co działało. Mam analogiczne myśli, np. ilekroć w kawiarni dają mi kwaskową lub kwiatową „kompozycję” bez żadnego kopa i jeszcze się tym chwalą, że to czysta arabika z takiego zakątka Etiopii, gdzie jeszcze nie doszła wieść o detronizacji Hajle Selasjego. W piekle jest specjalne miejsce dla tych, którzy głoszą, że robusta ze swoją tępą, smolistą siłą to jakiś gorszy, wstydliwy rodzaj kawy. I nic wam nie pomoże, że dodajecie gratis kranówkę. Kotem nie jestem, żeby mi stawiać miskę z wodą, choć w sumie to racja: woda jest cieczą bezpieczniejszą od tego, co z takim namaszczeniem masakrujecie w ekspresie. Tuż obok stanie, mam nadzieję, kocioł wypełniony po brzegi śmietaną dla oszustów, którzy dodają jej do carbonary, następnie w jeszcze ciemniejszym kącie utopimy... stop, przecież nie chcecie wiedzieć, jaki jestem mściwy. W każdym razie brexitowcy zesłani przez Tuska mogliby za karę czytać w kółko na głos traktacik George’a Orwella na cześć angielskiego śniadania i kuchni, który odkryto i ogłoszono po 70 latach.

W 1946 r. British Council zamówiła esej prezentujący istotę wyspiarskiego gotowania oraz garść „sztandarowych” przepisów. Po czym, jak głosi uprzejmy list do Orwella, zaszła „głupia sytuacja”: urzędnicy pomiarkowali się poniewczasie, że byłoby „niemądre” podsuwać sponiewieranym wojną czytelnikom na kontynencie tekst na „bolesny temat jedzenia”. I dopiero kilka dni temu British Council ogłosiła go na swoich stronach. Czytajcie go w całości, jest krótki i spisany prostą angielszczyzną. Kiedy za dwa lata wygasną prawa autorskie do spuścizny Orwella, obiecuję go przełożyć, gdyż szkoda go streszczać.

„Brytyjska dieta jest prosta, raczej ciężka, być może nawet z lekka barbarzyńska (…) kładzie nacisk na cukier i tłuszcze zwierzęce. To dieta mokrego, północnego kraju, gdzie masła jest w bród, za to mało tłuszczy roślinnych, gdzie gorące napoje pije się cały dzień, a większość przypraw oraz zioła o mocniejszym smaku to produkty egzotyczne”. Warzywa „rzadko są traktowane tak, jak na to zasługują”, ryb też raczej nie umie się przyrządzać, gardzi królikiem, za to w maju zjada młode gawrony. Choć Orwell zdaje sobie sprawę (choćby dlatego, że pracował w Paryżu w kuchni dobrego hotelu), jak bardzo brytyjskie żarcie jest siermiężne i mało urozmaicone, to jego trzeźwość oceny pływa w spokojnej miłości do kraju, który po prostu jest, jaki jest (północny i mokry) i inny nie będzie – a „europeizacja” smaków i obyczaju to rzecz dla wąskiej kasty arystokratów, w przeciwnym razie wychodzi coś pokracznego.

Mówi się sporo o tym, jak twardy brexit zaburzy wkrótce ogromny import żywności na Wyspy, zwłaszcza warzyw i owoców. Kto wie, może po pierwszym szoku (godzina kolejki po awokado! po ile na czarnym rynku bakłażany?) coraz mniej pijani dumą Anglicy sięgną do Orwella, który im wyjaśni, jaka to radość zjeść ziemniaki zapiekane pod skorupką z mąki i łoju. Tylko pomarańczy wyrzec się nie mogą – Orwell twierdzi, że różne mogą być warianty śniadania, ale jedno rano jest niezmienne: grzanka z marmoladą pomarańczową. Tego mi w dzieciństwie nie podawano – wreszcie wiem, dlaczego nie zbudowałem imperium. ©℗

Chociaż słowo „łój” brzmi po polsku paskudnie, znawcy mnie przekonują, że to wybitny tłuszcz (zwłaszcza zebrany znad nerek cielęcych). Być może na razie mój kontakt z brytyjską kuchnią słodką, acz tłustą ograniczam do dwóch wypieków: łatwe bułeczki scones opisałem w numerze 14/2016. Dziś zróbmy shortbready, czyli proste ciastka maślane, zwane też 3-2-1 z racji proporcji składników. 100 g cukru ucieramy z 200 g masła na gładką masę, dodajemy stopniowo 300 g białej mąki, dalej wyrabiamy, aż wszystko się połączy, rozwałkowujemy ciasto na 1 cm grubości, wycinamy „paluszki”, posypujemy cukrem i chowamy do lodówki na pół godziny. Pieczemy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia w 180 stopniach, aż się ozłocą (ok 15-18 min). Zdejmujemy z blaszki dopiero po ostudzeniu. Można urozmaicić je dodając do ciasta np. łyżkę startego imbiru lub skórki cytrynowej albo dwie szczypty kardamonu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2019