Jak Dyduch z konopi...

05.01.2003

Czyta się kilka minut

A więc stało się to, co było do przewidzenia, a co zdarzyć się nie powinno: spór o ustawę antyaborcyjną, wydawało się rozstrzygnięty, wybuchł z nową siłą. Starczyło jedno zdanie z ust sekretarza generalnego SLD Marka Dyducha, że po referendum unijnym Sojusz zamierza ustawę liberalizować. Riposta Kościoła była natychmiastowa: abp Henryk Muszyński oświadczył, że Polska winna domagać się od Unii deklaracji, iż Bruksela nie będzie wpływać na nasze prawo antyaborcyjne (taką klauzulę ma Irlandia, stara się o nią kandydująca Malta).

Burza wokół wypowiedzi Dyducha to kolejna, tym razem publiczna odsłona w konflikcie toczącym się dotąd wewnątrz SLD, którego elementem jest aborcja. Efekt: spór, czy spełnić obietnice dane „lewicowemu” elektoratowi, czy kontynuować ekspansję ,,ku centrum” przełożył się na dyskusję przed referendum, którego wynik nie jest oczywisty (patrz tekst na stronie 5 - red.). Po stronie Dyducha stanęli wicepremier Pol i senator Balicki; przeciw liberalizacji wypowiedzieli się szybko premier Miller i prezydent Kwaśniewski. Ale było już za późno: temat pojawił się - tego też można się było spodziewać - w bożonarodzeniowych wypowiedziach wielu biskupów, w tym prymasa Glempa, abpa Życińskiego, abpa Gocłowskiego czy abpa Michalika; stanowisko Kościoła nie powinno nikogo dziwić.

Najgorsze, że wypowiedź Dyducha - cokolwiek by mówili premier, prezydent czy prymas - wiąże referendum ze sprawą aborcji. Tymczasem w głosowaniu, które czeka nas w czerwcu, ogromną rolę odgrywają względy emocjonalne i psychologia społeczna. Przykład odległy, ale bynajmniej nie abstrakcyjny: w lipcu 1920 Polska przegrała z kretesem plebiscyt na Warmii i Mazurach także dlatego, że głosujący musieli wybierać między kartami z napisem „Polska-Polen” i „Prusy Wschodnie-Ostpreussen”, choć ta druga powinna być opatrzona napisem „Niemcy-Deutschland”; Mazurzy, obojętne opcji polskiej, niemieckiej czy mazurskiej, byli emocjonalnie (i mylnie) przekonani, że oddają głos za swą ziemią rodzinną. Teraz, w kampanii przed referendum unijnym, przeciwnicy Unii będą zapewne starali się wbić nam do głów, że głos za Unią oznacza zgodę na aborcję. Choć to oczywiście bzdura: kraje członkowskie są w tej dziedzinie w pełni suwerenne. I rząd, i biskupi powinni teraz stale o tym przypominać.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 1/2003