Inwestorzy mają krótką pamięć

Załamanie eksportu na Wschód. Droższe paliwo na stacjach. Przerwy w dostawach gazu. Duże spadki na giełdzie i osłabienie złotego. Nawet takie skutki mogłoby przynieść poważne zaostrzenie konfliktu między Ukrainą a Rosją, w który angażuje się Polska.

10.03.2014

Czyta się kilka minut

Chociaż aż tak drastyczny scenariusz jest mało prawdopodobny, powinniśmy mieć świadomość, że w tle politycznego pojedynku o Krym i całą Ukrainę toczy się również rozgrywka o gigantyczne pieniądze. Dla Unii Europejskiej Moskwa i Kijów to niezwykle ważni partnerzy handlowi z ogromnymi, choć wciąż nie w pełni wykorzystanymi, rynkami zbytu. W dodatku rosyjscy miliarderzy upodobali sobie kraje zachodniej Europy, by prowadzić w nich interesy i trzymać oszczędności [czytaj także tekst Marcina Żyły w „TP”]. Z tej perspektywy europejska ostrożność we wprowadzaniu sankcji przeciw Rosji wydaje się zrozumiała. Nie dziwi też niepokój kilkunastu tysięcy polskich przedsiębiorców, którzy od kilku lat śmielej starają się rozwijać kontakty na Wschodzie, co widać m.in. w rosnących wynikach eksportu. Dla nich zaostrzenie politycznego sporu na Ukrainie będzie oznaczać realne straty.

KONFLIKT UDERZY W BRANŻĘ SPOŻYWCZĄ. INNE SOBIE PORADZĄ?

W ubiegłym roku polskie firmy sprzedały do Rosji towary warte prawie 11 miliardów dolarów, czyli ponad dwa razy więcej niż w 2009 r. Na Ukrainę – prawie 6 miliardów dolarów (ponad 60 proc. wzrostu wobec 2009 r.). Gdy zsumujemy te liczby, okaże się, że oba te kraje mają ponad ośmioprocentowy udział w polskim eksporcie – Rosja jest jednocześnie naszym największym partnerem handlowym spoza UE.

Partnerem niezwykle trudnym, z czego najlepiej zdają sobie sprawę producenci mięsa. W przeszłości zdarzało się już, że Moskwa wprowadzała embargo na produkty rolne z krajów UE. Tym razem zakaz obejmuje sprzedaż wieprzowiny do Rosji, a to bardzo poważny problem dla polskich producentów. Produkty rolno-spożywcze to ok. 15 proc. całej naszej sprzedaży do Rosji: jeżeli embargo szybko nie zostanie zniesione, całą branżę mięsną może dotknąć poważny kryzys. Tak dużą ilość towaru – w ubiegłym roku polscy producenci sprzedali do Rosji 36 tys. ton wieprzowiny – będzie trudno sprzedać w Polsce. Dla konsumentów na pierwszy rzut oka to dobra wiadomość, bo oznacza już odczuwalny spadek cen mięsa w sklepach (o 6 proc. wobec lutego ubiegłego roku), a w skali makro – utrzymanie rekordowo niskiej inflacji. Z drugiej jednak strony, nietrudno wyobrazić sobie sytuację, w której w obliczu zaostrzenia konfliktu politycznego Rosjanie blokują rynek dla innych produktów spożywczych z Polski. Taki model politycznego nacisku testowali w ubiegłym roku właśnie wobec Ukrainy, wprowadzając np. embargo na słodycze.

Eksporterzy z pozostałych branż na razie zachowują spokój. Producenci kosmetyków, odzieży czy mebli, dla których Wschód jest bardzo perspektywiczny, mimo wszystko mieliby mniejszy problem z tym, by w razie kłopotów poszukać innych rynków zbytu.

W przypadku Ukrainy niepokój przedsiębiorców może budzić nie tyle samo napięcie polityczne, co groźba bankructwa tego pogrążonego w kłopotach finansowych kraju. Według danych resortu gospodarki polskie firmy zainwestowały (np. w budowę fabryk) na Ukrainie 830 milionów dolarów, a w Rosji – 1,4 miliarda dolarów. W sumie to ponad jedna czwarta wszystkich tzw. bezpośrednich inwestycji zagranicznych polskich przedsiębiorstw. Leszek Miller z SLD przestrzegał kilka dni temu w radiu TOK FM, że w odpowiedzi na ewentualne ostrzejsze sankcje Rosja mogłaby znacjonalizować aktywa europejskich firm. Chociaż trudno traktować takie prognozy inaczej niż jako element psychologicznej gry, to jednak dają one pewien obraz tego, do czego w ostateczności mogłaby doprowadzić gospodarcza wojna o Ukrainę.

„KUREK Z GAZEM” STRASZY. ALE JEGO ZAKRĘCENIE JEST MAŁO REALNE

O ile eksporterzy mają powód do niepokoju, to zwykli obywatele na razie mogą spać spokojnie. Przynajmniej jeżeli chodzi o kwestię dostaw rosyjskiego gazu: nawet zakładając jakiś negatywny scenariusz, warto zauważyć, że w polskich magazynach są w tej chwili rekordowo wysokie zapasy surowca, które spokojnie pozwoliłyby przetrwać trudniejszy okres.

Nieco gorzej wygląda sytuacja w przypadku ropy naftowej. Rosja jest w ścisłej czołówce światowych eksporterów surowca, a polskie rafinerie importują jego zdecydowaną część właśnie z tego kierunku. Gdyby się okazało, że dostawy zostają przerwane, trzeba by było szukać ropy na pozostałych rynkach, co z pewnością oznaczałoby wyraźny wzrost cen, również na stacjach benzynowych.

Warto jednak pamiętać, że w podobnych sytuacjach istnieje też druga strona medalu. Dla Rosji surowce są głównym towarem eksportowym. Tymczasem ten kraj również przeżywa poważne problemy gospodarcze – jest więc mało prawdopodobne, by mógł pozwolić sobie na wyraźne uszczuplenie dochodów.

NERWOWOŚĆ NA GIEŁDACH. ZŁOTY NA RAZIE MOCNY

Wzrost politycznego napięcia na świecie zawsze widać najpierw na rynkach finansowych. Nie inaczej było podczas pierwszej w marcu sesji na giełdach: główne indeksy na warszawskim parkiecie traciły po 5-6 proc. Jeszcze gorzej było jednak na giełdzie rosyjskiej, gdzie spadki sięgały kilkunastu procent, a rubel znalazł się na poziomie najniższym w historii. Bank centralny Rosji, by ratować własną walutę, musiał interweniować: najpierw wyraźnie podnosząc stopy procentowe (o 1,5 punktu procentowego), a potem rzucając na rynek 10 miliardów dolarów, czyli mniej więcej 2 proc. swoich rezerw.

Paniczna reakcja inwestorów na warszawskiej giełdzie okazała się nieco przesadzona. Wielu wykorzystało ją jako okazję do zakupów akcji po znacznie niższych cenach. Jeżeli można teraz wskazać sektor na GPW szczególnie narażony na wschodnie wydarzenia, to z pewnością są to ukraińskie spółki notowane na warszawskim parkiecie. Jeszcze kilka lat temu ich akcje były bardzo pożądanym towarem, same firmy chętnie debiutowały też w Polsce. Obecnie jest ich 11, co daje im największy udział wśród wszystkich zagranicznych spółek na GPW, jako jedyne mają też własny indeks (WIG-Ukraine). W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy – gdy cała giełda rosła – stracił on jednak już połowę swojej wartości, z czego tylko w ostatnim miesiącu – 25 proc.

Inwestorzy mają krótką pamięć. Można więc przypuszczać, że – jeżeli nie dojdzie do wyraźnego zaostrzenia konfliktu na Krymie – na giełdach wkrótce zapanuje spokój. Podobnie wygląda sytuacja z polską walutą. Tylko wyraźna rynkowa panika mogłaby spowodować znany już doskonale Polakom scenariusz ucieczki inwestorów, przede wszystkim do franka szwajcarskiego i tym samym spadek złotego. Na razie się jednak na to nie zanosi. 


ŁUKASZ PAŁKA jest analitykiem portalu finansowego Money.pl. Stale współpracuje z „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2014