Inne mury

Nie zdążyli z tą książką na rocznicę upadku muru berlińskiego. Ale za to ich antologia ukazuje się w czasie, kiedy powstają nowe mury.

01.11.2015

Czyta się kilka minut

„Złota przyszłość” – instalacja Ludwika Waseckiego / Fot. Archiwum prywatne Ludwika Waseckiego
„Złota przyszłość” – instalacja Ludwika Waseckiego / Fot. Archiwum prywatne Ludwika Waseckiego

Był mur – gdzie jest mur? Okazuje się, że poza Berlinem najwięcej jest go w Polsce. Powiat oleśnicki, gmina Twardogóra, wieś Sosnówka. To tam, na łące pod lasem iglastym, stoi 30 fragmentów muru berlińskiego, ułożonego w kształt paraboli. To kolekcja Ludwika Waseckiego, dentysty, który z potrzeby serca skupował fragmenty autentycznego muru – kupił ich 43 – i zwoził do Sosnówki, by na miejscu tworzyć z bloków instalacje artystyczne. Na przykład trabant wbity w mur to „Złota przyszłość”. Z tą instalacją był problem: złodzieje rozkręcali trabanta na części. Dlatego dzieło istniało tylko dla umówionych gości. Wasecki instalował trabanta w murze, kiedy wiedział, że ktoś przyjedzie go oglądać. Historia dentysty otwiera antologię reportaży „Mur. 12 kawałków o Berlinie”.


Gotowi na szaleństwo

Pomysł na antologię był taki, żeby rzucić hasło „mur” i zostawić autorom wolną rękę. Niech sami znajdą tematy, które ich interesują, i niech o nich napiszą. A że mur to szeroki temat (bohaterka jednego tekstu mówi nawet, że mur to symbol biblijny), pola do popisu było sporo. Co wyszło? Miało być o murze berlińskim, o dzisiejszym Berlinie, ale aktualne wydarzenia w Europie tchnęły w ich teksty nowe życie.

Na książkę składa się 12 tekstów 13 autorów, dziewięciu z Polski i czterech z Niemiec. Treść pisaną dopełnia fotoreportaż Filipa Springera, który sfotografował „blizny” po murze, miejsca, którymi kiedyś przebiegał, co bywa wciąż widoczne, na przykład za sprawą pasa zieleni lub pomnika upamiętniającego samobójców.

Nawet teksty historyczne są bardzo dzisiejsze. Pisząc o Niemcach z RFN wysyłających do Polaków z PRL paczki („Paczki solidarności”). Juliusz Ćwieluch („Obrączki wysokiej próby”) w swoim reportażu pisze o Polakach, którzy porywali samoloty, by pokonać mur drogą powietrzną, pokazując, że kiedyś to my byliśmy tymi biedakami, którzy imali się różnych wariactw, byle tylko dostać się tam, gdzie żyje się lepiej. W pierwszym akapicie Ćwieluch pisze odważnie, że swojemu bohaterowi, którego najpierw znalazł w IPN, a potem w więzieniu, zapłacił za jego historię 300 zł. Mówi mi, że napisał o tym, bo to gładko wprowadza w mentalność bohatera, który sprzedaje swoją opowieść za 25 paczek papierosów. (Ciekawe co na to arbitrzy reportażowej etyki).

Agnieszka Wójcińska („Fluchthelfer”) napisała o ruchu dołem i w inną stronę – o Niemcach z RFN, którzy kopali pod murem tunele, by dać możliwość ucieczki Niemcom z NRD. Do dziś odkryto takich 75, z czego 19 faktycznie działało. Ale uciekło nimi zaledwie 300 osób.

– Czytając te teksty, współczujemy z ich bohaterami, kibicujemy, żeby ich ucieczka na Zachód się powiodła, razem z nimi pragniemy wolności. Czujemy, że są w opresji, popchnięci do szaleństwa – bo kopanie podziemnego muru i porwanie samolotu to jednak szaleństwo. Ale rozumiemy ich. Smutne jest to, że dzisiejszym uchodźcom już tak nie kibicujemy i wobec nich takiego zrozumienia nie mamy – mówi Agnieszka Wójcińska. A przecież w gruncie rzeczy to proste. Samoloty porywaliśmy MY – tak dużo, że na początku lat 80. byliśmy w tej dziedzinie światowymi rekordzistami. A do murów Europy dzisiaj pukają ONI.


Multikulti

Oni, czyli imigranci. O nich też przeczytamy w „Murze”. Katarzyna Brejwo napisała przejmujący tekst („Tylko nie matura, córeczko”) o życiu mniejszości tureckiej w Berlinie, a konkretniej – o młodych Turczynkach, które chcą żyć po europejsku, podczas gdy ich rodziny mentalnie wciąż żyją w anatolijskiej wiosce, hołdując starym zwyczajom wywiedzionym z tradycyjnej, plemiennej tożsamości. Czasami to pragnienie ściąga na nie karę śmierci.

Jedną z bohaterek tekstu jest Seyran Ateş, niemiecka Turczynka, córka gastarbeiterów, którzy przyjechali do Berlina pod koniec lat 60. Seyran była prawniczką, której praca polegała na świadczeniu porad kobietom z emigranckich rodzin. Krewny jednej z jej klientek wszedł do jej biura i oddał w jej kierunku trzy strzały. Seyran dostała w szyję. 20 lat później znowu ktoś chciał ją skrzywdzić. Pobito ją w biały dzień i nikt z gapiów, a było ich wielu, nie pomógł. Niedługo później, zastraszona, oddała licencję prawniczą i zniknęła z mediów. Groźby nie umilkły. Licencję odnowiła w 2012 r. – Skoro mogę zginąć za milczenie, to już wolę coś robić – powiedziała Seyran Ateş Katarzynie Brejwo.

Ateş widzi problem nie tylko w samych imigrantach, broniących się przed asymilacją w okopach opresyjnej wobec kobiet tradycji, ale też w… multikulti. Według Ateş niemieckie władze, wzbraniając się przed krytyką innych kultur z racji swojej historii, dają przyzwolenie na łamanie praw człowieka. A wszystko to pod płaszczykiem tolerancji. – Doświadczenie Niemiec pokazuje problem, z którym w przyszłości możemy mieć do czynienia. Możemy uczyć się z tych doświadczeń – mówi autorka reportażu. Bo skoro wierzymy w nasze europejskie zdobycze wolności, to czemu ich nie bronimy, kiedy „goście” postępują im wbrew? Młode Turczynki, buntujące się np. przeciwko wymuszonym małżeństwom, czują się opuszczone. I nieraz giną, zabijane za zdradę tradycji i splamienie honoru ojców lub braci. Od 1996 r. w Niemczech doszło do 130 zabójstw honorowych. Ostatnie miało miejsce w lutym tego roku.


Tel Awiw nad Szprewą

Bohaterowie Magdaleny Kicińskiej („Las palmowy, las sosnowy”) co prawda mieszkają w Berlinie, ale mur, który znają najlepiej, to ten, który oddziela Izrael od Zachodniego Brzegu Jordanu. To młodzi Izraelczycy, którzy za lepszym życiem wyemigrowali do Niemiec. W ojczyźnie nazywają ich zdrajcami, dezerterami, pomocnikami Hitlera.

– Pytanie, które postawiłam sobie na początku, brzmiało: dlaczego przyjeżdżają do Berlina, a nie do Warszawy? – mówi Kicińska. Odpowiedź, którą znalazła, jest najprostsza z możliwych: lepszy socjal, niższe ceny, wyższe zarobki.
– Do Polski część młodych Izraelczyków czuje niechęć. Nadal dla wielu jest cmentarzem.Przyjeżdżają tu obejrzeć obozy koncentracyjne, zobaczyć miejsce śmierci swoich przodków, potem ewentualnie zostać na chwilę na krakowskim Kazimierzu, odreagować, a później wrócić do siebie – mówi autorka.

Tam natomiast przyjeżdżają, mimo historii: – Moi rozmówcy mówili mi, że to migracja jak każda inna. Jadą tam, gdzie będzie im lepiej. Ale w trakcie rozmowy okazywało się, że to tylko część historii. Wielu z nich nie udało się „po prostu tu być”, w Berlinie prędzej czy później pojawił się u nich niepokój, lęki, przychodziły – często nieproszone – skojarzenia.

Są też ludzie, którzy syndrom berliński, swoisty rewers tego jerozolimskiego, przeżywają cieleśnie, doświadczając objawów psychosomatycznych – wymiotów, dygotów.

Dafna, jedna z bohaterek Kicińskiej, kiedy przyjechała do Berlina, szła ulicą i czuła duchy pomordowanych Żydów. Widząc starych Niemców, zastanawiała się, co robili w latach 40. Nieraz rozważa, czy przyjeżdżając do Berlina, nie zawiodła swojego dziadka. Jej rodzice nie odzywają się do niej. Ale Dafna cieszy się, słysząc hebrajski na ulicach Berlina. Bierze to za rodzaj zwycięstwa. Bo, przynajmniej jeszcze do niedawna, Berlin mocno przyciągał Izraelczyków. Mówią, że to Tel Awiw nad Szprewą.


Solidaruchy i kombinatorzy

Berlin, czego by o nim nie mówić, przyciąga też Polaków. Co to znaczy być Polakiem w Berlinie? Najpierw Polacy kojarzyli się z Solidarnością. Solidaruchy, tak o nich mówiono, miały jak pączki w maśle, przynajmniej jeśli chodzi o pensjonaty, w których ich goszczono. Ale haczykiem był tzw. Duldung, dokument odroczenia wydalenia z kraju, który nie pozwalał pracować. Dlatego stereotyp solidarucha zastąpił stereotyp kombinatora, a z czasem – złodzieja. Natomiast Berlin lat 90. przyciągał artystów, którzy zrywali z poprzednimi wizerunkami Polaka w Berlinie, ale nie do końca: ci też kombinowali, żeby załatwić sobie stypendium albo jakiś grant. A co teraz? Na przykład jeden z bohaterów tekstu Kai Puty i Ziemowita Szczerka („Iś bin ajn Berliner”), deklaruje, że jak usłyszy, iż Niemiec mówi o nim jako o „imigrancie”, to straci panowanie nad sobą.

– To bierze się z tego, że poczuwamy się do bycia częścią Europy i nie chcemy być postrzegani jako ktoś gorszy, ktoś z zewnątrz – tłumaczy Szczerek. – Od wejścia Polski do UE Polacy może i pracują na lepszy wizerunek, ale jeszcze trochę i wszystko zepsujemy, bo wychodzi z nas egoizm. – Nie zdajemy sobie sprawy, z jakim niezrozumieniem się spotyka nasza postawa – dopowiada Kaja Puto. Również wśród uchodźców z Bliskiego Wschodu, którzy mają nas za dzielny naród, który wywalczył sobie wolność.

– Wiedzą o Solidarności i dziwią się, kiedy widzą w swoich mediach relacje z manifestacji antyimigranckich w Warszawie i słyszą te wszystkie ryki. Byli zaskoczeni, kiedy mówiłam im, że w Polsce islam rzadko pojawia się w innych kontekstach niż terroryzm. Szokowało ich, że ktoś może ich z tym kojarzyć, podczas gdy oni właśnie uciekają przed wojną i terrorem – mówi Puto.

Autorzy „Muru” patrzą na Berlin, ale zaskakująco często stolica Niemiec staje się w ich tekstach lustrem dla Warszawy. Pan Ludwik, artysta od muru, woli zostać w Niemczech, bo Polska to dla niego ciągle Wschód i ludzie, których nie lubi. Niemcy z Zachodu – z NRD zresztą też, o czym nie pamięta się dzisiaj za dobrze – wysyłali nam paczki, a my nie wysyłamy ich dalej. Budowali tunele, żeby pomagać tym ze Wschodu przedostać się na Zachód – my zamiast budować tunele, wolimy otaczać się murami. Młodzi Polacy jeżdżą do Berlina, ale wolą, żeby nikt nie usłyszał, jak mówią po polsku. Jeżdżą tam też młodzi z Izraela – dlaczego nie do nas? I tak dalej. ©


„Mur. 12 kawałków o Berlinie. Antologia reportaży z fotografiami Filipa Springera”, Czarne, Wołowiec 2015

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2015