I bądź tu mądry

Nasz gatunek jest wystarczająco bystry, by próbować ją zmierzyć, ale i tak martwimy się o to, że mamy jej za mało. Inteligencja jest pełna paradoksów.

23.08.2021

Czyta się kilka minut

Zawody w rozwiązywaniu sudoku w centrum handlowym w Singapurze. Listopad 2008 r. / RUSSELL BOYCE / REUTERS / FORUM
Zawody w rozwiązywaniu sudoku w centrum handlowym w Singapurze. Listopad 2008 r. / RUSSELL BOYCE / REUTERS / FORUM

Trudno ją zdefiniować, ale wszyscy potrafimy ją rozpoznać. Człowiek inteligentny wie np., jak się zachować na pierwszym obiedzie z przyszłymi teściami, jest elokwentny, może nawet zabawny, najszybciej wydedukuje, jak przebiega proces produkcji żarówek, korzystając ze swojej szerokiej wiedzy wskaże ewentualne problemy związane z zaproponowanym przez polityków systemem reformy polskiej psychiatrii oraz w mig zrozumie aluzję cioci, że pora już się zbierać. No i na pewno odniesie w życiu sukces, cokolwiek miałoby to znaczyć.

Tylko przecież nie tak łatwo znaleźć kogoś, kto w pełni pasuje do tego opisu. Co więcej, na podstawie tak mało precyzyjnych określeń trudno byłoby stwierdzić, czy faktycznie około 68 proc. ludzi jest przeciętnie inteligentnych, a około 2 proc. znacząco się wyróżnia. Tutaj wkracza psychologia z próbą skwantyfikowania tego, co staramy się przekazać, plotkując o innych.

Test dla każdego

Na początku chodziło o to, żeby pomóc. Testy miały posłużyć do wyłonienia z populacji jednostek niezdolnych do korzystania z publicznej edukacji w XX-wiecznej Francji, dzięki czemu można by od razu dostosować do nich specjalny program nauczania. Tego zadania podjął się Alfred Binet (1857–1911). Przygotował listę zadań o wzrastającym poziomie trudności i zaproponował, by na podstawie biegłości w ich rozwiązywaniu określać wiek umysłowy dziecka. Zadanie, do którego dobrnęła większość dzieci w określonym wieku, wyznaczyło normę. Te dzieci, które nie dorównywały rówieśnikom pod względem liczby zdobytych punktów, najprawdopodobniej miałyby trudności z nadążeniem za programem edukacji w publicznych placówkach, więc skorzystałyby na dodatkowym wsparciu.

To, że niektóre wykazywały się niespotykanymi zdolnościami, nie miało większego znaczenia. Wysokie wyniki w testach inteligencji naprawdę dumnie zaczęły brzmieć dopiero za sprawą Williama Sterna (1871–1938), postaci o niewątpliwym wkładzie w rozwój gałęzi psychologii stawiającej sobie za cel wskazanie i opisanie różnic pomiędzy jednostkami. To dzięki kolejnym adaptacjom wprowadzonego przez niego wskaźnika IQ osoby chcące uchodzić za bystre dostrzegły wreszcie szansę na wymierne potwierdzenie swojej inteligencji. Tym bardziej że wynik IQ (ang. intelligence ­quotient), czyli iloraz inteligencji, można było swobodnie porównywać z wynikami innych.

W pierwotnym ujęciu za akronimem „IQ” krył się więc wiek umysłowy dziecka podzielony przez wiek biologiczny i, dla wygody, pomnożony przez sto. Na przykład pięcioletnie dziecko, które rozwiązałoby zadania o punktacji równej wynikom większości sześciolatków, miałoby iloraz inteligencji równy 120. Kiedy zaczęto określać wskaźnikiem IQ inteligencję dorosłych, odniesienie się zmieniło, ale nazwa pozostała.

Obecnie, za sprawą Davida Wechslera (1896–1981), wyniki właściwie nie są już ilorazem, bo normę dla danego wieku zastąpił średni wynik dla badanej populacji. Uznaje się, że rozkład wyników testów inteligencji w populacji jest normalny, więc przyjmuje kształt krzywej dzwonowej, co oznacza, że zawsze najwięcej jest wyników pośrodku stawki, a im dalej środka, tym ich mniej, ze skrajnymi wynikami stanowiącymi niewielki procent. Dla wyznaczania miary IQ znaczenie ma to, że przy takim rozkładzie średnia w populacji to też najczęściej uzyskiwany przez badanych wynik. Aby wyznaczyć iloraz inteligencji, średniej przypisuje się umowną wartość 100 punktów.

Wynik zbliżony do niego to norma – nieco kontrowersyjny, ale jednak dowód na to, że jesteśmy dość inteligentni. Znacznie większe spory wywołuje próba ustalenia, co to właściwie miałoby znaczyć.

Ciężar inteligencji

Bo oczywiście wśród psychologów poglądy na to, jakie cechy powinien przejawiać przyszły zięć, by móc określić go inteligentnym, też nie są spójne. To z kolei wpływa na kształt testów mających orzekać o zdolnościach poznawczych. Zanim pojawił się słynny iloraz inteligencji, Francis Galton (1822–1911), jeden z prekursorów psychometrii, do testów „zdolności umysłowych” wykorzystywał... ciężarki.

Zadaniem badanych było określenie, czy wyczuwają jakieś różnice pomiędzy wagą dwóch różnych odważników. Galton uważał, że wysoka wrażliwość zmysłowa, zapewniająca adekwatny odbiór bodźców, jest gwarantem sukcesu w sferze mentalnej. Im czulsi mielibyśmy być na drobne różnice w postrzeganiu bodźców ze środowiska, tym bardziej adekwatny miałby być nasz obraz rzeczywistości. A to, wraz z odpornością na wysiłek, umożliwiającą skupienie się na wytężonej pracy poznawczej, przepis na sukces i tężyznę umysłu.

Wspomniany już Alfred Binet skupiał się za to bezpośrednio na procesie mentalnym – za cechy konstytutywne inteligentnego myślenia uznał zdolność ukierunkowania go na rozwiązanie konkretnego zadania, obranie strategii dostosowanej do problemu i utrzymywanie kontroli nad wszystkimi krokami. Dlatego w praktyce wskaźnikiem poziomu opanowania tych umiejętności miała być zdolność do poprawnego rozwiązywania zadań opierających się na wnioskowaniu i rozumowaniu, czyli złożonych procesach umysłowych. Wymagały one od przystępujących do testu zarówno zdolności werbalnych, jak i operacji na bardziej abstrakcyjnych elementach.

Odtąd diagnoza inteligencji w formie testów o charakterze problemowym przyjęła się w tradycji psychologicznej na stałe, a wraz z nią założenie, że warunki, w których każdy badany udziela odpowiedzi, powinny zostać ujednolicone. To sugeruje, że pomiary takich testów nie są stabilne – wpływają na nie czynniki środowiskowe, jak choćby hałas. Ale nie tylko. Wynik każdego testu w jakimś stopniu jest zapośredniczony przez osobowość badanego. Najprostszym przykładem może być stres wynikający z samego przystąpienia do procedury badawczej – niektórzy wcale go nie odczują, dla innych może okazać się znaczącym utrudnieniem. Natomiast w testach, które kładą nacisk na szybkość procesów poznawczych, kilka punktów mogą stracić osoby preferujące skrupulatne sprawdzanie udzielonych odpowiedzi.

To pierwsza wskazówka sugerująca, że pomiar inteligencji nie do końca przystaje do jej potocznego rozumienia, chociaż opiera się na podobnych cechach procesu mentalnego – szybkości przetwarzania informacji, umiejętności wychwytywania relacji pomiędzy zjawiskami i sprawności procesów pamięciowych.

Płynna i skrystalizowana

Najpopularniejsze współcześnie testy inteligencji mają swoje źródło w koncepcji Charlesa Spearmana (1863–1945). To on jako pierwszy stwierdził, że „inteligencja ogólna” nie jest tym jedynym czynnikiem, który ujawnia się bezpośrednio w trakcie wykonywania wszelkich czynności. Zauważył, że osoby, które są w stanie wyczuć nawet minimalne różnice w wadze ciężarków, mają też lepsze wyniki w nauce i jednocześnie są częściej oceniane przez znajomych jako posiadające „zdrowy rozsądek”, ale nie stanowią jednolitej grupy. Dalsze wychwycone różnice między nimi skłoniły ­Spearmana do wniosku, że dla obserwowanych rezultatów znaczenie mają także czynniki specyficzne, jak np. zdolność rotacji figur w wyobraźni. Wydaje się, że mówiąc o inteligencji, chcemy zmierzyć to, co wspólne dla wszystkich zadań – „inteligencję ogólną”. Miałby to być czynnik nadrzędny wobec innych składowych, których jednak Spearman nie doprecyzował.

Raymond Cattell (1905–1998) był jednym z psychologów, do których przemawiało to hierarchiczne podejście. Uznał, że faktycznie możemy mówić o zdolnościach, które do pewnego stopnia determinują wyniki szczegółowych problemów testowych. Ale czy inteligencja ogólna musi być bytem monolitycznym? Cattell doszedł do wniosku, że muszą składać się na nią dwa czynniki. Po pierwsze inteligencja płynna, czyli zdolność abstrahowania relacji pomiędzy dowolnymi zjawiskami i elementami. Po drugie inteligencja skrystalizowana, czyli umiejętności nabyte poprzez doświadczenie oraz zgromadzona na przestrzeni życia wiedza. Aby ją ocenić, wystarczy zapytać wprost o znaczenie słów czy wiedzę faktualną. Sprawność w pierwszym aspekcie najlepiej wychwycą za to testy, które nie opierają się na wcześniej nabytej wiedzy, lecz np. na dostrzeżeniu podobieństw pomiędzy obiektami albo uzupełnianiu jakichś serii z lukami.

Testem trafnie oceniającym tak określony zakres umiejętności są np. matryce Ravena. To kilkadziesiąt zestawów figur, w których obowiązują pewne zasady, a naszym zadaniem jest wywnioskowanie, jakie to zasady, i wskazanie jednego brakującego elementu, który by je spełniał. W najprostszym układzie to np. zestaw kwadratów, w których poszczególne ćwiartki są zamalowane zgodnie z ruchem wskazówek zegara.

Inteligencja płynna, ze względu na podobieństwo definicyjne do spearmanowskiej inteligencji ogólnej, często, wbrew Cattellowi, była uznawana za jedyny lub najważniejszy wskaźnik inteligencji. To przeczy intuicjom wielu z nas – w końcu z wiekiem nabywamy doświadczenia, mamy większą świadomość procesów przyczynowo-skutkowych, łatwiej nam zrozumieć nowe zjawiska, podczas gdy w testach inteligencji płynnej jej maksimum przypada na trzecią dekadę życia. Teorii Cattella, choć na przestrzeni lat jej kształt znacząco się zmienił, udało się to wyjaśnić – właśnie poprzez rozłączenie inteligencji płynnej i skrystalizowanej możemy uznać, że nabywanie nowych doświadczeń jest rozwijaniem tej drugiej, nawet jeśli pierwsza notuje już spadki.

Co mierzą testy?

David Wechsler uważał, że inteligencja jest ogólną zdolnością, która umożliwia jednostce „zrozumienie świata i skuteczne radzenie sobie z jego wyzwaniami”. Nie odpowiada za żadną konkretną umiejętność, ale w jakimś stopniu przejawia się w każdej. Jeżeli mówimy o IQ, to często chodzi właśnie o wynik Skali Inteligencji Wechslera.

Zgodnie z założeniem, że duża próba da bardziej miarodajny wynik, skonstruowany przez badacza test opiera się na wielu testach „niespokrewnionych” ze sobą grup zadań. Na ich podstawie można wskazać cztery szczegółowe wskaźniki: rozumienia werbalnego, ­rozumowania percepcyjnego, pamięci roboczej oraz szybkości przetwarzania. Pytania przypisane do każdej z tych grup można podzielić na kilka kolejnych kategorii, wyróżnionych ze względu na kompetencje konieczne do ich wykonania. I tak na nasze umiejętności rozumienia werbalnego składa się test podobieństwa (co mają wspólnego jabłko i gruszka?), test słownictwa (co to jest gitara?), test informacji (kto jest prezydentem Rosji?) i test zrozumienia (co to znaczy: „upiec dwie pieczenie na jednym ogniu”?).

Testy rozumowania percepcyjnego mierzą to, jak dobrze radzimy sobie z zagadkami przedstawionymi nie za pomocą słów, lecz figur i ich wzajemnych relacji – wymagają użycia wyobraźni przestrzennej, dostrzeżenia zależności i rozumowania poprzez analogie. W standardowych testach pamięci roboczej najlepiej wypadną osoby skoncentrowane, zdolne do przeprowadzania „w głowie” obliczeń i analiz z użyciem wielu elementów (przykładowe zadanie polega na zapamiętaniu serii wyświetlonych cyfr i powtórzeniu ich w odwróconej kolejności). Na szybkość przetwarzania informacji składa się nie tylko to, jak szybko dostrzeżemy jakiś obiekt wśród innych mu podobnych, ale też to, jak szybko zareagujemy na określony bodziec.

Trudno się spodziewać, by ktoś, kto świetnie wypadnie w tak obszernej baterii testów, w żadnym calu nie był błyskotliwy. Biorąc pod uwagę, że przeważnie wyniki osiągnięte na większości podskal ze sobą korelują – czyli mało kto osiąga wysoki wynik w jednej, a bardzo niski w innej – ktoś szczycący się wysokim IQ musi mieć w sobie „to coś”. W tym przypadku „to coś” miałoby być, jak się zdaje, ogólną inteligencją. Nie wszyscy jednak zgadzają się, że coś takiego w ogóle istnieje.

Czynnik g

Według części psychologów wymiar inteligencji ogólnej, nazwany za Spearmanem czynnikiem g (od ang. general ­intelligence), nie jest tak rzeczywisty, jak choćby cechy temperamentu. W żadnym z testów nie sposób zmierzyć go bezpośrednio. W wyniku procedur obliczeniowych wyłania się on jako wspólny korzeń kolejnych składowych – różnych w zależności od testu, ale opisujących poziom wykonania konkretnych zadań.

Według Arthura Jensena (1923–2012) czynnik g naszego umysłu pod względem funkcji odpowiada procesorowi komputera – jest niejako mentalną siłą napędową stojącą za stosowaniem różnych strategii i wykonywaniem konkretnych zadań, co miałoby tłumaczyć ich wzajemne zależności. Fakt, że doświadczenie pokazuje, iż z różnych testów i skal da się ten czynnik wyróżnić niemal niezawodnie, skłania do uznania go za faktycznie istniejącą, nadrzędną zdolność umysłową. Tymczasem, zdaniem przeciwników, to nadinterpretacja – skoro czynnika nie można bezpośrednio zaobserwować bez użycia złożonych metod obliczeniowych, nie ma sensu w ogóle o nim mówić.

Takie stanowisko współcześnie zajmują choćby Kristof Kovacs i Andrew Conway, autorzy teorii nakładających się procesów (ang. process overlap theory). Ich zdaniem czynnik g wyłania się z wyników testów po przeprowadzeniu odpowiednich analiz statystycznych, ale nie jest czymś, co istnieje jako oddzielny byt. Tym samym nie może stanowić przyczyny ani sukcesu, ani porażki w testach – jest po prostu pewnym sposobem opisu wyników. Inteligencję Kovacs i Conway postrzegają natomiast jako wiele współzależnych procesów. Jak jednak przyznają, gdyby przyparci do muru zostali zmuszeni do wskazania, czym jest czynnik g, rozważaliby użycie cytatu z publikacji Hana L.J. van der Maasa i współpracowników, zamieszczonej w „Journal of Intelligence” już w XXI w.: „Interpretowana jako wskaźnik inteligencja jest czymkolwiek, co mierzą testy IQ. Na serio”. Bo jeśli testy mają określać inteligencję, a czynnik inteligencji ogólnej g nie musi być (i wedle ich teorii nie jest!) realnym zjawiskiem, to musimy przyznać, że testy po prostu mierzą to, co mają mierzyć.

Szybciej, wyżej, dalej

Wciąż jednak pozostaje przeczucie, że wysokim IQ warto byłoby móc się pochwalić. Mogło ono zostać zakorzenione w naszych głowach przez liczne badania korelacyjne, które donosiły o statystycznej przewadze osób z wysokim ilorazem inteligencji w rozmaitych dziedzinach życia.

Badana w testach łatwość dostrzegania abstrakcyjnych związków umożliwia „ogarnianie” większej liczby zagadnień, mała pojemność pamięci roboczej mogłaby z kolei utrudnić odbiór złożonych informacji. Uwzględniając dodatkowo fakt, że zdobywanie wiedzy jest zapośredniczone przez komunikaty werbalne, wyższe wyniki w nauce osób z wyższym ilorazem inteligencji nie powinny być szczególnie zaskakujące. Wraz ze wzrostem średnich wyników testów IQ w danej grupie wzrasta prawdopodobieństwo przedłużania edukacji jej członków o kolejne lata. Osoby, które zrobiły doktorat, mają przeciętnie nieco wyższy iloraz inteligencji niż magistrzy, a magistrzy nieco wyższy niż absolwenci studiów licencjackich.

Trzeba jednak zachować ostrożność w wysnuwaniu wniosków dotyczących kierunku tej zależności, a już w żadnym wypadku nie powinniśmy na podstawie tych obserwacji wróżyć czegokolwiek na temat jakiejkolwiek jednostki. Nie możemy więc mieć nadziei, że nasze wysokie IQ wszystko za nas załatwi – Galton miał słuszność w dostrzeżeniu, że do osiągnięcia geniuszu oprócz predyspozycji biologicznych potrzebna jest jeszcze wytężona praca.

W zetknięciu z rzeczywistością znaczenie mają też inne aspekty funkcjonowania poznawczego niż te, które kryją się za poprawnym rozwiązywaniem testów. Często wskazuje się tutaj na grupy zdolności przedstawianych jako odrębny aspekt inteligencji ogólnej lub równoległe do niej uzupełnienie obrazu ludzkich zdolności – nie bez kontrowersji nazwanych „inteligencją społeczną” oraz „inteligencją emocjonalną”. Miałyby one odpowiadać za łatwość w nawigowaniu po świecie społecznych interakcji. Trudności z odczytywaniem emocji innych osób, dostosowaniem zachowania do okoliczności czy samokontrolą nie ujawnią się w testach IQ (i w ogóle trudniej je zmierzyć), ale stanowią istotne ograniczenie poznawcze.

Badania pokazują, że iloraz inteligencji jest dość stały na przestrzeni życia. Przyjmuje się, że w około 50 proc. jest zdeterminowany biologicznie. Pozwoliły to ustalić obserwacje rodzeństw. Wyniki testów IQ są najbardziej zbliżone dla bliźniąt jednojajowych wychowywanych razem. Nieco słabsza jest zależność dla bliźniąt jednojajowych wychowywanych oddzielnie, a jeszcze niższe korelacje obserwuje się dla wyników IQ bliźniąt ­dwujajowych czy rodzeństwa, którzy dzielą niższy odsetek genów.

Nie można jednak nie doceniać wagi czynników środowiskowych, czego przykład dały niestety irańskie sierocińce w latach 70. ubiegłego wieku. Te dzieci, które zostały adoptowane przed drugim rokiem życia, dogoniły w rozwoju swoich rówieśników, a średnia ich IQ dorównała IQ populacji. Te, które zostały adoptowane później, nigdy nie nadgoniły różnic rozwojowych.

W późniejszym wieku trudno radykalnie odmienić swój wynik. Próbowano to osiągnąć za pomocą treningu pamięci roboczej. Wydawało się to o tyle obiecujące, że na podstawie wyników testów pamięci roboczej zwykle całkiem nieźle można przewidzieć wynik inteligencji płynnej. Tymczasem okazało się, że wytrenowanie pamięci roboczej nie wpływa na wyniki testów IQ. To częsty problem związany z próbą poprawy zdolności w jakiejkolwiek domenie poznawczej – poprzez trening stajemy się lepsi, ale tylko w wąskiej specjalizacji. Dzięki rutynowemu zapamiętywaniu list zakupów staniemy się trochę mniej zapominalscy – najprawdopodobniej za sprawą wypracowanych w trakcie zadania strategii. Te jednak mogą być bezużyteczne w starciu z przyswajaniem innego materiału.

Jeżeli chcemy poprawić swój wynik IQ, oczywiście możemy rozwiązywać jak najwięcej testów inteligencji. Dzięki szczegółowej analizie poszczególnych zadań powinniśmy nabrać biegłości w dostrzeganiu schematów ich rozwiązywania i w konsekwencji poprawić swój wynik o kilka punktów. Jeżeli jednak chodzi nam o korzyści dla naszego rozwoju umysłowego, rozważmy raczej sięgnięcie po książkę albo naukę gry na jakimś instrumencie. Nawet jeśli zainwestowany czas nie będzie miał przełożenia na jakikolwiek wskaźnik IQ, możemy dzięki temu stać się trochę bardziej błyskotliwi albo zwyczajnie mądrzejsi. A potem skupmy się na osiągnięciu tego, co naprawdę chcemy osiągnąć. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2021