Historia wiecznej harmonii

Profesor Mieczysław Porębski towarzyszy twórczości Jerzego Nowosielskiego od samego jej początku. Jak nikt inny rozumie, czym dla pokolenia urodzonych w latach 20. ubiegłego wieku było dochodzenie do sztuki, odważne i żmudne poszukiwanie artystycznego języka, który potrafiłby uratować świat z katastrofy.

30.03.2003

Czyta się kilka minut

Dla Marii Jaremy paradoksalnym ratunkiem okazała się agresywność, która „burzy zastane pojęcia i wyobrażenia, przeciwstawiając im nowe”; agresywność, ale jakże inna od dziś obowiązującej. Dla Tadeusza Kantora - „kreowanie i zarazem rozbrajanie, likwidowanie wszelkiej przestrzennej iluzji, gra stwarzanymi ciągle przestrzeniami różnych wymiarów i różnych gatunków”; gra, ale jakże inna od tej, którą ostatnio prowadzą postmoderniści. Dla Tadeusza Brzozowskiego - emocja, która zrodziła się „ze świadomości doskonałego oddzielenia własnego, prywatnego powodu, impulsu, wyobrażeniowej obsesji, od obiektywnego malarskiego przesłania”. Dla Kazimierza Mikulskiego - inny, poetycki rodzaj emocji, gdzie „każde znaczenie jest określoną jakością, zdjętą nie z jednego przedmiotu, poczętą nie w jednym klimacie, ale przynależną do wszystkich możliwych rzeczy i klimatów określonej kategorii”.

Powrót Europy
A Jerzy Nowosielski? Dla twórczości tego artysty-przyjaciela Mieczysław Porębski ukuł kiedyś pojęcie „realizmu eschatologicznego”, definiując je jako poszukiwanie w doświadczanym zmysłowo - czyli w miłości - świecie znaków tego, co było źródłem konkretu rzeczywistości i co jest zarazem jej ostatecznym celem. Śladem poszukiwania ukrytych w tym malarstwie du-chowych znaczeń jest wydany właśnie przez Wydawnictwo Literackie drugi tom prac wybitnego krakowskiego uczonego. Książka zawiera teksty Porębskiego poświęcone Nowosielskiemu, powstałe w latach 1956 - 2003.

Ostatni, nigdy dotąd nie publikowany esej, nosi tytuł „Metahistoria. Porwanie Europy”. Tak jakby pojęcie „realizmu eschatologicznego” wymagało obecnie - w perspektywie wielu lat doświadczeń wpisanych w prawa biologii i historii - dopełnienia, zamknięcia. Właśnie teraz, gdy wieczność jeszcze wyraźniej objawiła się w przewrotności czasu, w jego niepokojącej opowieści - mającej swój początek i koniec, a jednocześnie tak naprawdę ciągle jeszcze nie zakończonej. „Czas Nowosielskiego. Nie był to czas budowania, czas artystów, którzy równi bogom kroczą naprzód w awangardzie ludzkości. Nie był też - wbrew pozorom - czasem głoszących zagładę profetów, czasem heroicznych zmagań, w których jego (nasz) udział był raczej umiarkowany. Zaczynając, całą tę apokalipsę mieliśmy już właściwie za sobą, od jej początku dzieliły nas miliardy lat świetlnych, katastrofa kosmiczna była w pełnym toku. Był to - jakby powiedział Giambattista Vico - czas dojmująco ludzki, jeśli czego się domagał, to świadectwa.”

Współczujące świadectwo Nowosielskiego - szukające w „dojmująco ludzkiej” teraźniejszości znaków wiecznej obecności osobowego Dobra - jest więc próbą „odnalezienia tej porwanej nie wiadomo gdzie Europy, u której początku byli Filozofowie”. Próbą ratunku. I w tym właśnie sensie - jako wysiłek powrotu do domu zbudowanego na długo przed jakimkolwiek „złotym wiekiem” - malarstwo „realizmu eschatologicznego” staje się zapisem metahistorii. Osadzonym w czasie i przestrzeni, ale pozostającym - jako odczuwana zmysłowo tęsknota lub marzenie - daleko poza nimi.

Obrót koła
Kto wie, czy najwięcej nie mówią o me-tahistorii abstrakcje Nowosielskiego - malowane jako znak nieuchwytnego duchowego przeżycia, niezwykle rzeczowe w swej niefiguratywności - swoiste ikony aniołów.

Wiele z nich znalazło się na monumentalnej, obejmującej niemal sześćset prac, wystawie monograficznej Nowosielskiego otwartej przed kilkoma dniami w przypominających teraz labirynt, przebudowanych specjalnie na tę okazję salach warszawskiej Zachęty. Oto „Zima w Rosji”, zbudowana ze skupionych wokół kwadratu trójkątów, wyznaczających kierunek niedookreślonej jeszcze, stającej się dopiero przestrzeni. Izupełnie inna, być może najbardziej cielesna, „Abstrakcja” z roku 1956. Cielesna, bo domagająca się dotyku wybrzuszeniami faktury, uwypuklającymi płaszczyznę załamaniami światła. A jednocześnie nieosiągalna: roztopiona w złocieniach i żółciach, oddzielona czarnym, delikatnym konturem i mocną czerwoną ramą.

Najbardziej zastanawia jednak odróżniająca się od innych, późna abstrakcja Nowosielskiego. Zwraca uwagę zimną tonacją ostro skontrastowanych bieli i granatów. Od jasnego tła wyraźnie wyodrębnia się potężne, ciemne koło, od którego odprysło kilka maleńkich okruchów błękitu. Czyżby tak właśnie - po grecku - wyobrażał sobie malarz czas? Czy obrót tego koła będzie powrotem do początku sprzed pierwszej kosmicznej katastrofy, która wprawiła i wciąż wprawia w ruch kolejne? I co się stanie z okruszynami, które w czasie tego wielkiego obrotu gdzieś się zagubiły?

Odpowiedzią jest jakże mocno obecna w prawosławiu i niemal niezauważana na Zachodzie Sofia, Boża Mądrość. Ona daje nadzieję, objawiając się w pięknie upadłego, cierpiącego świata. W pustej przestrzeni „Martwej natury”, w której stojące na stole dzbany wydają się cerkiewnymi kopułami. W „Portrecie” mężczyzny - patologicznym, a patos, jak przypomina Porębski, przynależy tragicznemu cierpieniu. W zredukowanym do formy najprostszej, a jednocześnie zwielokrotnionym akcie odwróconej kobiety o krótko ostrzyżonych włosach, której ręce, skrzyżowane na plecach, stają się anielskimi skrzydłami („Monografia biała”).

To właśnie ze względu na Bożą Mądrość trzeba malować pięknie, pozostawiając na płótnie tylko to, co znaczące, a co - jak choćby kolor - objawi się samodzielnie. I dlatego malowana „do wewnątrz” martwa natura, pejzaż, portret, akt - to ikona. Znak Obecności, świadectwo. Świadectwo, które uni-wersalizuje pojedyncze doświadczenie. Wyprowadza je poza czas. Tym jest właśnie sztuka Nowosielskiego.

Malarstwo polifoniczne
Krytyczny komentarz Porębskiego również jest świadectwem, szczególnym, bo współuczestniczącym w tworzeniu. Podobnie jak dzieło malarskie, słowo staje się z czasem coraz precyzyjniejsze, coraz bardziej samoświadome, coraz bardziej samodzielne. Nie dlatego, że tłumaczy obraz, udostępnia go, „sprzedaje”. Wprost przeciwnie: dlatego, że stawia mu pytania, dopowiada, towarzyszy. Taka rozmowa artysty z krytykiem jest wspólnym czytaniem zaszyfrowanej mapy, która doprowadzić może do skarbu.

Musi się toczyć szeptem, w ukryciu. Dołączą tylko wybrani - ci, którzy zdobędą się na pokorę wiary w to, że sztuka nie jest kreacją wartości, ale ich poszukiwaniem. Tacy jak Joanna Pollakówna komentująca jeden z „zielonych” pejzaży Nowosielskiego, przywołana potem w tekście Porębskiego: „Nie można namalować świętości - tego, co niedosiężne, nie objęte ludzką wyobraźnią. Ale można namalować zasłonęi namalować ją tak, by przerastająca ludzką zdolność pojmowania obecność sanctum była za tą zasłoną przeczuwalna. By stało się widomym, że owa zasłona jest stworzona przez pierwszą Myśl, a przez akt stwórczy uświęcona Natura (...) Tak, to jest góra. Tak, to jest zasłona”. W ten sposób, za sprawą obrazu-ikony, rozpoczyna się wspólna droga. Jej etapem może być wystawa, wiersz, katalog. A celem?

Przed otwarciem warszawskiej wystawy profesor Porębski zwrócił uwagę na jeszcze jeden wymiar sztuki Nowosielskiego. Ujawnił się on nieoczekiwanie, gdy zawisły koło siebie rytmiczne abstrakcje i obrazy, w których pojawiają się motywy muzyczne, choćby ten przedstawiający brodatego mężczyznę ze skrzypcami. Okazuje się, że znaczącą cechą tej twórczości jest przejęta z prawosławnej liturgii, głęboka, surowa polifoniczność. Zawarta w synkopach „Sobotniego wypoczynku”, długich akordach barwnych „Plaży”, kontrapunktach „Dwóch kobiet i czerwonego samochodu”.

Tak właśnie - poprzez muzykę - ujawnia się przecież już od średniowiecza harmonia świata. „Muzyka należąca do natury jest muzyką świata i człowieka. Muzyką świata są dźwięki ciał nadniebiańskich, powstające z obrotu sfer, których harmonia jest niewątpliwa. (...) Muzyka człowieka występuje w ciele i w duszy (...) póki harmonia trwa, póty człowiek żyje” - pisał wtedy Adam z Fuldy.

Wystawę zamyka ostatnia praca Nowosielskiego - odwrócony plecami, nieruchomy akt kobiecy z 1999 roku, szybko nakreślony tuszem. Zredukowany do zamkniętego czernią włosów i butów pionu, niemal przejrzysty w bieli tła, niknący - pozostaje harmonijny.

MIECZYSŁAW PORĘBSKI, „NOWOSIELSKI”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2003.

Retrospektywa „JERZY NOWOSIELSKI”. Galeria Zachęta, Warszawa 22 marca - 27 kwietnia 2002. Kurator: Andrzej Starmach; wystawie towarzyszy obszerny katalog.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2003