Gra pozorów

To już nawet nie jest zimny prysznic - na głowę Radosława Sikorskiego partyjni przyjaciele wylali kubeł zimnej wody. Dali mu sygnał: prawybory to teatr, nie wychodź poza rolę.

16.03.2010

Czyta się kilka minut

Wydawałoby się, że jeżeli PO zaczyna dbać o dobre imię Lecha Kaczyńskiego, znaczy to, że świat stanął na głowie. Z prezydenta kpili właściwie wszyscy politycy Platformy - od Andrzeja Halickiego, ekonomisty, piarowca i hodowcy dogów, który odkrył w sobie talenty konstytucjonalisty i zaczął pouczać Lecha Kaczyńskiego, jaka jest jego rola, przez Tomasza Arabskiego, własnym ciałem broniącego mu dostępu do samolotu, po Hannę Gronkiewicz-Waltz, Grzegorza Schetynę i samego Donalda Tuska. Klasą dla siebie był oczywiście Palikot, dopytujący, czy prezydent leczy się z alkoholizmu. Bronisław Komorowski, najzagorzalszy krytyk PiS od 2005 r., skrytykował nawet prezydenckie zaangażowanie w pomoc Gruzji.

Radosław Sikorski mógł być więc pewien, że atak na prezydenta jest tym, co w jego partii spodoba się najbardziej. Zresztą bądźmy szczerzy: autor szlagwortu o "dożynaniu watahy" praktykował to już wcześniej i nie spotkał go nawet cień krytyki zachwyconych mediów.

Czym zasłużył sobie Lech Kaczyński, że objęto go okresem ochronnym? Ano niczym, prezydent nie ma z tym nic wspólnego. Okazało się, że Sikorski nie zrozumiał istoty prawyborów. Wszyscy wszak wiedzą, że kandydatem PO ma zostać Bronisław Komorowski, a zbyt aktywny udział Sikorskiego w partyjnej kampanii mógłby tylko zaszkodzić w bezkonfliktowym ogłoszeniu tego werdyktu i osłabić partię.

Sikorski, co prawda, zdaje sobie sprawę, że prawyborów nie wygra, ale spadła mu z nieba możliwość stworzenia własnego zaplecza, które po raz pierwszy w karierze zapewniłoby mu autonomiczną pozycję. Władze PO, skądinąd i tak nieufne, przestraszyły się tej perspektywy. Szef MSZ mógłby wszak stać się "Marcinkiewiczem Platformy" - człowiekiem z drugiego szeregu, który wykorzystał swoje pięć minut. A gdyby odrobił zadanie i nie popełnił błędów "premiera z Gorzowa", to stałby się jednym z rozdających karty nie tylko w Platformie, ale i na całej polskiej prawicy, zmęczonej coraz bardziej jałowym sporem między PiS a PO.

Swoją drogą to psikus historii, że do prawyborów dopuszczono dwóch polityków, którzy jeszcze niedawno nie cieszyli się szczególnym zaufaniem liderów partii. Przykład Sikorskiego jest znany, warto jednak przypomnieć, że i Komorowskiego dwór Tuska długo traktował z dystansem. Pamiętano, że był tym politykiem SKL, który opierał się przed akcesem Stronnictwa do PO. Właśnie ową nieufnością i chęcią wkupienia się w łaski kierownictwa tłumaczono jego manifestacyjną niechęć do PiS - i to w 2005 r., czyli w czasach, gdy uczucie to było w Platformie ewenementem. Dwa lata temu, kiedy Komorowski zasiadał już w fotelu marszałka Sejmu, pewien poseł PO chętnie opowiadał dziennikarzom, że "Donald poprosił Grzegorza, by choć raz w miesiącu zapraszali do kancelarii Komorowskiego, żeby nie dowiadywał się o planach rządu z gazet".

Po aferze hazardowej przestało być jednak ważne, kto z Tuskiem gra w piłkę, a kto popija wino. Akcje Komorowskiego poszybowały, i tylko Sikorski tego nie zauważył.

Co charakterystyczne: krytyka, która spadła na Sikorskiego, jest całkowicie niemerytoryczna, cały czas obowiązuje bowiem dogmat, że w ciągu ostatnich dwóch lat "pozycja międzynarodowa Polski wzrosła". Bilans obecnego szefa MSZ jest godzien osobnego artykułu, ale warto przypomnieć, że zaliczył liczbę gaf, która zabiłaby nawet Annę Fotygę. Wszyscy przypominają nieudolne starania o posadę szefa NATO, jednak to w relacjach z Rosją i USA Sikorski zaliczał upokorzenie za upokorzeniem. Najpierw jak niepyszny musiał wrócić spod bramy Kremla, bo tamtejszy strażnik uznał, że polski minister nie ma odpowiedniej przepustki. Kilka miesięcy później poleciał na umówione spotkanie z Hillary Clinton, która wolała jednak przedłużyć wizytę w Egipcie. W amerykańskiej stolicy pamięta mu się nie tylko flirt z tamtejszymi neokonserwatystami i uważane za rasistowskie żarty z Obamy; jak twierdzą urzędnicy Departamentu Stanu, wielu rozmówców razi okazywane przez Sikorskiego poczucie wyższości.

O dorobku Sikorskiego w MSZ się nie dyskutuje, bo trafiałoby to rykoszetem w Donalda Tuska. Trzeba było znaleźć inne wady kandydata. I znaleziono. Nagle okazało się, że problemem jest coś, co normalnie przedstawiane byłoby jako atut: silna pozycja międzynarodowa jego żony. Ba, wadą jest młody wiek Sikorskiego, sprawa dość szczególna, skoro jest on co prawda młodszy od Obamy o całe dwa lata, ale za to od Miedwiediewa o dwa lata starszy. Tylko czekać, a kolorowe magazyny zaczną przekonywać, że znacznie bardziej trendy jest posiadanie wąsów i piątki dzieci niż bycie absolwentem Oksfordu i ekschłopakiem hollywoodzkiej gwiazdy.

Skąd jednak tak powszechna krytyka Sikorskiego nie tyle we własnej partii, ile w mediach? Odpowiedź po części przynosi biografia ministra. Czy można uważać za absolutnie swego człowieka, kogoś, kto polityczną przygodę zaczynał od bycia zastępcą Jana Parysa i działaczem ROP, a później związał się z braćmi Kaczyńskimi? Czy można ufać komuś, kto swym życiorysem uosabia raczej tyle razy wyszydzaną IV RP? Na jego tle, podkreślający zalety III RP marszałek Sejmu jawi się jako swój chłop. Tym bardziej że Komorowski nie drażni już swoim konserwatyzmem i katolicyzmem, popiera parytety i wspomina, że jest zwolennikiem in vitro.

Tak, mainstreamowe media już wybrały. Wkrótce za ich wyborem podąży partia.

Robert Mazurek jest współpracownikiem "Rzeczpospolitej" i "Wprost".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2010