Führer z La Manchy

Ożywają demony przeszłości. Przypomina o nich popularność ruchów neofaszystowskich i politycznych radykałów.

28.11.2004

Czyta się kilka minut

Jak złośliwy dybuk powraca postać Adolfa Hitlera, a z nią problem niemieckiego nacjonalizmu. W dyskusję o nim wpisuje się kolejny po “Upadku" Olivera Hirschbiegela głośny film niemiecki - “Porządek musi być" debiutanta Markusa Mittermeiera.

Schludny blondyn koło trzydziestki, z wiecznie narzuconą na grzbiet marynarką, nie sprawia wrażenia szaleńca, chyba że za objaw obłędu uznać czytanie do poduszki dzieł Kanta. A jednak w jego głowie tkwi idea z gruntu szalona.

Mux uważa się bowiem za zbawcę świata. “Jestem częścią społeczeństwa, które zatraciło wszelkie ideały" - mówi. Za swoją misję Mux uważa ich przywrócenie. Wyręcza policję w tropieniu małych złodziejaszków, gapowiczów, ekshibicjonistów, drogowych piratów etc. Piętnuje przejawy ludzkiej małości. Półki w jego pokoju pełne są kaset z nagranymi dowodami “zbrodni". Uwiecznione są na nich także tyrady Muxa, który przyłapanym niecnotom udziela lekcji moralności. Jego działalność nie idzie na marne - współczynnik przestępczości w mieście spada poniżej dziesięciu procent.

Mux oczyszcza miasto z niegodziwości. Łapie tygodniowo 60-80 osób, a jego skuteczność dodatkowo wzrasta, kiedy zatrudnia Gerda, do niedawna bezrobotnego mężczyznę o rysach smutnego buldoga. Wraz z uzależnionym od siebie kompanem tworzą siatkę donosicieli, po czym instytucjonalizują działalność. Działalność skuteczną.

Recydywiści bowiem niemal się nie trafiają. Od kazań Muxa efektywniejsze wydają się jednak inne formy restrykcji. Mężczyzna jadący ze zbyt dużą prędkością nie tylko zapłaci 100 euro, zmuszony też zostanie do oddania sportowej kierownicy. Studentka przyłapana na kradzieży w sklepie z bielizną zostanie dotkliwie upokorzona, a oślepiony farbą graficiarz wpadnie pod nadjeżdżający pociąg. Winny będzie oczywiście “sukinsyn motorniczy"...

“Zbawca świata" nie dostrzega własnego zakłamania. Jednak pod moralistycznym lakierem kryje się warstwa brudu. Mux odczuwa podniecenie, kiedy poniża studentkę w przymierzalni, czerpie satysfakcję z katowania młodego chłopaka na przystanku autobusowym. Nie do końca podporządkowuje się imperatywowi kategorycznemu swojego filozoficznego przewodnika. Nie wpływa to jednak na poziom wymagań stawianych innym. Niby romantyczny rycerz w lśniącej zbroi, Mux stworzy sobie wyidealizowany obraz Kiry, kelnerki z prowincjonalnego zajazdu, w której się zakochał. Rozczarowanie będzie nieuniknione i pociągnie za sobą tragedię.

Film Mittermeiera, zrealizowany na podstawie scenariusza Jana Henrika Stahlberga, w poetyce paradokumentu ukazuje proces rodzenia się totalitaryzmu. Proces ten toczy się na naszych oczach, nie wzbudzając wcale wielkiego sprzeciwu. Wszak intencje Muxa są dobre i moralnie zasadne. Na ekranie nie oglądamy opatrzonej już gęby maniaka władzy z szalonym wzrokiem i rozwianym włosem. Nie, dzisiejszy totalitaryzm nie zostaje narzucony przez dyktatora wrzeszczącego z norymberskiej mównicy; powstaje za sprawą jedynie słusznych przekonań, które także my żywimy. Z łatwością stajemy po ich stronie. Zresztą Mux może imponować: jest odpowiedzialny, inteligentny, dobrze ułożony, odważny, jego walka ma w sobie wręcz coś heroicznego. Jest jakby wyjęty z powieści Cervantesa.

Reżyser nie śmieje się z niego. “Porządek..." nie jest satyrą, jak zapewniają dystrybutorzy. Śmiech zamiera na ustach, ustępując miejsca przerażeniu. Pojawia się ono, kiedy widzimy bohatera pastwiącego się nad ofiarami, jego pasję i zapamiętanie w tropieniu “złoczyńców" oraz uwielbienie w oczach starszych pań nawróconych ze złej drogi. A gdy słyszymy reklamowy slogan “Zadenuncjuj bliskich!", trudno nie wspomnieć Pawki Morozowa.

Przerażająco aktualnie brzmią także monologi Muxa, kontrast między fasadą wielkich słów a podłością, która się za nimi kryje. I choć Mittermeier nie odkrywa niczego nowego - nie pierwszy zaleca zdrową nieufność wobec politycznej nowomowy, nie jedyny ostrzega przed absolutyzacją własnych poglądów - jego głos wart jest uwagi. Pokazuje aktualność problemu totalitaryzmu, od którego chyba nie tylko Niemcy nie do końca się uwolnili. Chropowatość filmu, drobne niekonsekwencje i daleka od maestrii konstrukcja potęgują uczucie dokumentalnej prawdziwości.

Splendory, jakie spłynęły na film za naszą zachodnią granicą (nagrody Max-Ophuls-Filmfestival oraz Niemiecka Nagroda Filmowa za montaż dla Sary Clary Weber), wskazują, że poprzez postać Muxa Mittermeier wypowiada ważną prawdę o narodowej tożsamości Niemców, a chyba także o ludziach w ogóle. “To przecież szalona pała! I czy w każdym z nas nie tkwi jakaś jego cząstka?" - by zapytać za Klausem Mannem.

“PORZĄDEK MUSI BYĆ" (“Muxmäuschenstill"). Reż.: Markus Mittermeier, scen.: Jan Henrik Stahlberg, zdj.: David Hoffmann, muz.: Phirefones, wyst.: Jan Henrik Stahlberg (Mux), Fritz Roth (Gerd), Wanda Perdelwitz (Kira) i inni. Prod. Niemcy 2004. Dystryb. Monolith Plus.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2004