François Hollande wkracza do historii

Na miesiąc przed pierwszą turą wyborów prezydenckich we Francji socjalista François Hollande wyprzedza w sondażach Nicolasa Sarkozy’ego. Jak nigdy jeszcze w historii francuskich elekcji, kampanię wyborczą zdominował temat przyszłości Europy.

12.03.2012

Czyta się kilka minut

Nicolas Sarkozy i Angela Merkel – razem, ręka w rękę, w godzinach najwyższej oglądalności, w głównym kanale francuskiej telewizji publicznej. François Hollande’owi, mimo oficjalnego zaproszenia, nie udaje się zostać przyjętym przez kanclerz Niemiec. Eva Joly, kandydatka ekologów, rusza do Aten na znak solidarności z Grekami w chwili próby. Marine Le Pen, córka lidera skrajnej prawicy, która przejęła po nim schedę i kontynuuje jego politykę, namawia do porzucenia euro. Francuski parlament ratyfikuje EMS, Europejski Mechanizm Stabilizacyjny, który dzieli lewicę, a zwłaszcza Partię Socjalistyczną...

Bez wątpienia czegoś takiego nie widziano jeszcze za czasów francuskiej V Republiki: w centrum prezydenckiej kampanii wyborczej jest dziś Europa.

Jak zawsze i wszędzie, na decyzje wyborców, głosujących 22 kwietnia, najbardziej wpłyną zapewne kwestie ekonomiczne i bilans ustępującego prezydenta. Ale świadomość, silnie obecna w debacie publicznej, iż stawka tych wyborów wykracza poza narodowe „podwórko”, rzadko kiedy była tak widoczna. To znak czasów. Czasów kryzysu.

„Obszerny program” François’a Hollande’a

Kluczowym wydarzeniem z ostatnich tygodni była we Francji debata parlamentarna na temat EMS [unijnego funduszu, który zacznie działać w połowie tego roku, jako koło ratunkowe dla „zagrożonych” krajów; to kluczowy element unijnej strategii antykryzysowej – red.]. Na sali – źle ukrywana absencja deputowanych Partii Socjalistycznej, podzielonych w kwestiach europejskich. Te głębokie podziały wśród socjalistów nie są nowe: sięgają jeszcze 2005 r. i ówczesnego referendum, w którym Francuzi odrzucili projekt europejskiej konstytucji; w partii Hollande’a utrzymują się one do dziś.

Tymczasem kandydat socjalistów na prezydenta przysporzył właśnie sporego problemu europejskim politykom – ogłaszając, że w razie zwycięstwa ponownie rozważy przyjęcie przez Francję europejskiego paktu fiskalnego.

Jest prawdą, że „złota reguła” ekonomii (wydatki nie mogą być wyższe niż dochody) była bronią zwyczajowo stosowaną przez Sarkozy’ego – w kontekście wymuszonego kryzysem rygoru budżetowego – by zdemaskować pochopność obietnic Hollande’a, jego głównego rywala. Pewne jest, że następny lokator Pałacu Elizejskiego będzie miał niezwykle małe pole manewru w sprawach budżetowych, a wpisanie do konstytucji takiej „złotej zasady” – co przewiduje pakt fiskalny – wydaje się rozsądne w dzisiejszych czasach.

Jednak dla Hollande’a warunkiem przyjęcia paktu fiskalnego ma być zwiększony wysiłek Europy w kreowaniu wzrostu gospodarczego. „Francuzi będą głosować i proszę ich, by zrobili to w taki sposób, aby przyszły prezydent mógł być obdarzony misją, którą oczywiście jest respektowanie dyscypliny budżetowej w Europie – potrzebujemy tego, tu chodzi o przetrwanie euro – ale także, abyśmy mieli wzrost gospodarczy, więcej zatrudnienia, więcej aktywności ekonomicznej”.

Co to znaczy? Czy Hollande chce dodać taki zapis do tekstu paktu fiskalnego, tej międzynarodowej umowy, już podpisanej przez 25 krajów Unii? Czy chce renegocjować pakt? Cóż: obszerny, ambitny to program... – jak powiedziałby generał Charles de Gaulle [„obszerny program”, fr. „vaste programme”: w 1944 r. takimi słowami de Gaulle miał skomentować napis na jednym z pojazdów wojskowych, głoszący: „Śmierć kretynom!” – red.].

„Nie zamierzamy burzyć tego, co zostało zbudowane, bierzemy udział w konstrukcji, nie w obstrukcji” – tak otoczenie Hollande’a precyzuje myśl lidera.

Normalność kontra hiperaktywność

W rzeczywistości Hollande liczy na nową dynamikę w Europie, zaś jej warunkiem jest – jego zdaniem – koniec Merkozy’ego, koniec trwającej od pięciu lat ścisłej współpracy między prezydentem Francji a kanclerz Niemiec.

Od dwóch lat wysocy rangą politycy Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD) i francuskiej Partii Socjalistycznej (PS) regularnie spotykają się w celu „wymiany programów”. Niemcy będą głosować dopiero w 2013 r., ale zwycięstwo francuskiej lewicy nie pozostałoby bez wpływu na ich wybór – sondaże wskazują na sojusz SPD-Zieloni jako możliwego zwycięzcę nad Renem i Szprewą. Nawet jeśli więc Merkel zamyka mu na razie drzwi przed nosem i nie chce się z nim spotkać, to Hollande wierzy, że jego sukces będzie punktem zwrotnym dla lewicy, co pozwoli mu rozwiązać kryzys społeczny, towarzyszący kryzysowi finansowemu i gospodarczemu.

Jak na razie, sondaże przyznają mu rację. Prowadzi w nich od początku – tak w pierwszej, jak i w drugiej turze, w hipotetycznym pojedynku z Sarkozym.

Wejście w skórę przyszłego prezydenta – to obligatoryjna rola każdego kandydata. Aby uwypuklić jego brak doświadczenia w sprawowaniu odpowiedzialnych funkcji (Hollande nigdy nie był ministrem, jego główna dotąd rola to przewodzenie przez dekadę Partii Socjalistycznej), prasa sprzyjająca Sarkozy’emu cytuje słowa Ségolène Royal – dawnej partnerki życiowej Hollande’a i kandydatki socjalistów w 2007 r., pokonanej przez Sarkozy’ego. Royal pyta: „Czy Francuzi mogą wymienić choć jedną rzecz, którą on zrealizował w trakcie swego 30-letniego życia politycznego?”. Ale na razie atak ten Hollande’owi nie zaszkodził. Jakby po pięciu latach „hiperaktywnej prezydentury”, jak zwykło się określać kadencję Sarkozy’ego, Francuzi potrzebowali trochę normalności. Co więcej, stało się to jego hasłem. Jakby szczerość Hollande’a i jego brak zdolności przywódczych nie był wadą, lecz atutem.

Osobliwa to kampania.

Tymczasem Sarkozy zdaje się wiązać swoje przeznaczenie z modelem niemieckim. Koniec z fascynacją dla liberalnego modelu anglosaskiego i obniżania podatków – to dyscyplina ekonomiczna jest nową mantrą prezydenta. Istota prawicy to dla niego zmniejszenie kosztów pracy i zwiększenie konkurencyjności przedsiębiorstw francuskich. Istota lewicy (Hollande chce zmniejszyć do zera deficyt publiczny do 2017 r.) – to zaś zwiększenie wpływów z podatków i bezpardonowa walka z „niszami fiskalnymi”, które od 10 lat pozwalają najbogatszym ukrywać dochody przed fiskusem. Rzec można: typowy podział – nawet jeśli pole manewru z powodu kryzysu jest ograniczone jak rzadko kiedy.

Dziś wszystko wskazuje, że w drugiej turze dojdzie do klasycznego pojedynku lewicy z prawicą: Hollande kontra Sarkozy, i że skończy się zwycięstwem tego pierwszego. W ten sposób Sarkozy może paść ofiarą trendu, widocznego w wielu krajach europejskich w ostatnich dwóch latach, gdy na fali kryzysu niezadowoleni wyborcy odbierają władzę dotąd rządzącym.

Wielka niewiadoma

Jednak francuskie wybory prezydenckie to trochę jakby dwa konkursy w jednym.

Najpierw trzeba dobiec na metę jako jeden z dwóch najlepszych zawodników w pierwszej turze, by następnie wystartować w finale. I jak było to widać w 2002 r. – gdy po zaskakującej kwalifikacji do finału wszedł nie socjalista Lionel Jospin, ale lider populistów Jean-Marie Le Pen [wybory wygrał wtedy Jacques Chirac – red.] – poparcie dla dwóch największych tradycyjnych nurtów, lewicy i prawicy, może rozłożyć na wielu pomniejszych kandydatów, umożliwiając przejście do drugiej tury niespodziewanemu „czarnemu koniowi”.

Czy taka niespodzianka jest znów możliwa? To dziś wielka niewiadoma, nawet jeśli nie ma tym razem takiego rozproszenia kandydatów na lewicy. Marine Le Pen z trudem zbiera pięćset głosów poparcia, by oficjalnie zostać uznaną kandydatem [chodzi o 500 głosów „patronów”: każdy kandydat musi udokumentować poparcie ze strony 500 takich osób jak deputowani, senatorowie, francuscy posłowie Parlamentu Europejskiego, merowie itd. – red.], a jej poparcie w sondażach oscyluje wokół 16-18 proc.

Instytuty badawcze mają tu zwyczaj stosować tzw. współczynnik korekcyjny dla wszystkich kandydatów, a w szczególności wobec populistów, bo badani nie zawsze przyznają się do ich popierania. A więc i w przypadku Marine Le Pen współczynnik ten jest niewiadomą. Jest ona słabiej związana z radykalną prawicą niż jej ojciec, stara się przybrać wizerunek bardziej nowoczesnej i liberalnej w kwestiach społecznych (inspirując się liderami nowej populistycznej prawicy w Holandii i Skandynawii). Jednocześnie zachowuje atut, którym jej ojciec zawsze wymachiwał: być reprezentantem „małych ludzi”, robotników, wykluczonych z „systemu UMPS” (tj. UMP Sarkozy’ego i PS Hollande’a).

Jeśli zaś chodzi o czwartego kandydata, centrowego François’a Bayrou, to po udanym debiucie jego kampania wydaje się dziś dreptać w miejscu. Bayrou był pierwszym, który zalecił pięć lat temu rygor budżetowy i życie przyznało mu rację. Mógłby zyskać na dezaprobacie wielu zwolenników centroprawicy wobec zbyt „lepenistycznej” retoryki Sarkozy’ego (gdy prezydent mówi o imigracji i tożsamości narodowej). Mógłby też chyba stosunkowo łatwo przekonać wyborców socjalistów, że państwo – tak bardzo obecne w życiu społecznym i ekonomicznym Francji – nie powinno tej obecności zwiększać, ale raczej ją przemodelować. Ale wybory prezydenckie to kwestia dynamiki, a na razie Bayrou z trudem odbija się od ziemi.

***

Na ostatniej prostej wszystko rozegra się więc na dwóch płaszczyznach. Pierwszej – całkowicie wyborczo-medialnej. Zadziorny Sarkozy, jak zawsze świetny polityczny zapaśnik, zrobi wszystko, by wysadzić z siodła swego przeciwnika i wytknąć mu brak zdolności przywódczych, tak widoczny w czasach kryzysu.

Płaszczyzna druga – to ekonomia, spekulacje finansowe, wizja rozpadu strefy euro. Jakikolwiek punkt zwrotny w tych właśnie kwestiach będzie mieć natychmiastowy wpływ na wyborczy pojedynek. I tu znowu Europa może w każdej chwili wprosić się w tę kampanię. 


PRZEŁOŻYŁ CYPRIAN KOZERA


LAURENT MARCHAND jest komentatorem politycznym dziennika „Ouest-France”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2012