Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Najpierw Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji wydaje rozporządzenie ustalające, które ugrupowania polityczne dziennikarze muszą zapraszać do programów. Potem - po interwencji Rzecznika Praw Obywatelskich - je uchyla. Telewizja publiczna, nawiązując do sposobu myślenia Rady, stwarza program „Forum”, by umożliwić w nim politykom długie i nieskrępowane dyskusje. Ostatnio jednak ni stąd ni zowąd ogłasza, że likwiduje „Forum”, tworzy „Forum polityczne” i wprowadza nowe zasady zapraszania gości (sprowadzają się one do tego, że zamiast pozaparlamentarnej i opozycyjnej Unii Wolności prawo zabierania głosu będzie mieć koalicyjna Unia Pracy). Rychło jednak sam Zarząd TVP wstrzymuje ten plan. Postanawia bowiem wystąpić do... Państwowej Komisji Wyborczej, by to ona wydała wytyczne, na podstawie których TVP będzie zapraszać polityków do swoich programów.
Oczywiście: można podejrzewać, że decyzja szefa I programu TVP Sławomira Zielińskiego o zamianie „Forum” na „Forum polityczne” (a w istocie listy gości) miała podtekst polityczny, ba, związany najpewniej z aferą Rywina. Ale to wcale nie ona i jej podteksty są najważniejsze. Istotniejsze jest, że całe zamieszanie pokazuje, jak silna jest wciąż mentalność nakazująca prezentować życie społeczno-polityczne kraju wedle klucza partyjnego. Jej elementy widać - co się jeszcze da wytłumaczyć - wśród polityków i decydentów. Niestety przekłada się to także na przepisy. Co jednak pewnie najgorsze, ulegają jej też niektórzy redaktorzy i dziennikarze. A przecież dla nich przynajmniej powinno być jasne, że z zebrania w studiu gadających głów działaczy partyjnych trudno zrobić interesujący program (chyba że kogoś rajcują pyskówki) i że skuteczniejszym sposobem na sprawdzenie kompetencji polityków, zweryfikowanie deklaracji czy wyciśnięcie faktów i opinii jest ostra rozmowa jeden na jednego. Nie mówiąc wreszcie o tym, że obywatele zapewne więcej skorzystaliby, gdyby w mediach publicznych zamiast powtarzanych w kółko i idealnie przewidywalnych partyjnych sloganów, prezentowano dyskusje i opinie niezależnych ekspertów i analityków. Politycy i partie służyliby zaś co najwyżej jako materiał do oceny.
Krzysztof Burnetko