Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Cóż, pewnie w ogóle nie rozumiecie, o co chodzi, i lektura książki Stanisława Barańczaka - to jej poszerzone wznowienie - okaże się niezbędna. Tytuł stanowi parafrazę klasycznego dzieła Juliana Tuwima "Pegaz dęba". Z tym że w wydanym w 1950 r. "panopticum poetyckim" autor "Kwiatów polskich" zajął się głównie humorystyczno-kuriozalnymi gatunkami poetyckimi istniejącymi w rzeczywistości, natomiast jego następca, jak sam tłumaczy, woli "projektować gatunki własne lub na własny sposób rozumiane", najbardziej zaś interesują go "praktyczne zastosowania poezji nonsensu w życiu codziennym".
Zwykły palindrom - zdanie brzmiące tak samo podczas lektury wspak - zmienia się więc w "palindromadera", a więc refleksję, która niesie nas jak dromader ku oazie filozoficznej prawdy (to przypadek aforyzmu o zdunie i janczarze). Anagram, wyraz powstały z przestawienia liter innego wyrazu, przybiera szczególną postać anagramu onomastycznego, czyli onanagramu, którego materią są imiona i nazwiska. Można w ten sposób jakąś osobę wzbogacić o kolejne wcielenia - znakomity znawca literatury i felietonista "TP" Marian Stala zyskał ich dzięki Barańczakowi dwadzieścia jeden. Można bawić się własnym nazwiskiem: w "Pegazie..." znajdziemy czterostrofowy utwór poetycki, którego każdy wers, a także tytuł, podtytuł i dedykacja, są anagramem słów "Stanisław Barańczak". Można też pokusić się o stworzenie nowego pocztu pisarzy polskich: Barańczakowy Projekt Alternatywnej, Całkowicie Zmienionej i Uatrakcyjnionej Historii Literatury Ojczystej od jej Zarania aż po Dzień Dzisiejszy rozpoczyna się od Maliny Glon, czyli Galla Anonima, i stamtąd właśnie zaczerpnąłem przytoczone na początku nazwiska - kryją się pod nimi Cyprian Kamil Norwid, Gabriela Zapolska i Julian Przyboś.
Turystych, inaczej korespondej, to rymowane pozdrowienie z podróży. Turestych natomiast, od angielskiego to rest, podróżowania nie wymaga, stanowi bowiem wierszowane dywagacje globtrotera-domatora. Limeryk zmienia się u Barańczaka w liberyk, dla uczczenia Antoniego Libery, którego zachęty stanowiły impuls do napisania "Pegaza..." i któremu książka jest dedykowana. Dodajmy, że liberyk ma kilkadziesiąt odmian i że nie wspomnieliśmy dotąd o innych gatunkach opisanych w książce, takich jak bezecenzja, idiomatoł, mankamęt, obleśnik (może być dwuwarstwowy, zawsze jest nieprzyzwoity) czy poliględźba...
Dlaczego jednak - zapyta ktoś - świetny pisarz, tłumacz i badacz literatury poświęca czas na sporządzanie polsko-angielskiego słowniczka dosłownie rozumianych wyrażeń idiomatycznych albo układanie alfabetonów doskonałych - poprawnych gramatycznie zdań, które zawierają wszystkie litery polskiego alfabetu, każdą z nich wykorzystując tylko raz? I w dodatku naraża się osobom o przywiędłym nieco poczuciu humoru; po wydaniu książeczki "Słoń a sprawa polska" w parafrazie słynnego wiersza Słowackiego o "papieżu słowiańskim" niektórzy dopatrzyli się... obrazy Jana Pawła II.
To zabawa, ale niekoniecznie płocha. Raczej gest egzystencjalny, przeciwstawienie dojmującemu absurdowi rzeczywistości - triumfującego nonsensu absurdalnego wierszyka; przytłaczającemu patosowi - wyzwalającej niepowagi. Purnonsens staje się terapią, pomaga odzyskać i zachować równowagę psychiczną, spojrzeć na świat nowymi oczami - i po prostu się roześmiać. (Prószyński i S-ka, Warszawa 2008, ss. 200, pierwszy tom serii "Zabawy literackie". Na końcu Alfabetyczne Spisy Wszystkiego, a także posłowie Joanny Szczęsnej.)