Film utkany ze zdrobnień

A więc taki świat istnieje: zamalowanej masłem kromki chleba, polnych myszek i skromnych stokrotek. Za szybko o nim zapomnieliśmy. W "Braciszku Andrzej Barański upomina, że trzeba od nowa rozpoznać stary alfabet. Z literkami dobroci.

26.04.2007

Czyta się kilka minut

Artur Barciś jako brat Kosiba /
Artur Barciś jako brat Kosiba /

Niepostrzeżenie Barański stał się klasykiem. Podczas kiedy wiele głośnych polskich tytułów sprzed lat najzwyczajniej się zestarzało, jego filmy promienieją dziwnym blaskiem. Niezależnym od prognozy pogody. Politycznej, obyczajowej, społecznej. Chyba dobrze jest pozostać outsiderem, przyglądać się prostocie i nadawać jej wyrafinowane artystycznie kształty. Outsider Barański, wspaniały erudyta i humanista, od lat pisze filmowy pamiętnik zwyczajności. Snuje opowieści o kramarzach, krawcowych i ludowych grajkach, pokazując, jak bogate wnętrze może kryć w sobie banalny obrazek. Tak jak w "Dwóch księżycach", gdzie kiepski malarz Jeremi (Jan Frycz) bardzo chce namalować Pana Boga, ale nie potrafi - Barańskiemu zawsze udaje się dojrzeć zwyczajną świętość niezwyczajnych ludzi.

Opowiedzieć w kinie o świętości - trudne zadanie. Opowiedzieć o świętości zwyczajnej - to zadanie dla Andrzeja Barańskiego. Zmarły w 1939 r. brat Alojzy Kosiba był franciszkaninem z Wieliczki, kwestarzem i jałmużnikiem. Malutkim świętym: nie dokonał wielkich cudów, żył i umarł skromnie. Bez fanfar. Jego dziełem była pogoda ducha i dobroć. Wszystkie smakowite resztki z pańskiego stołu. Woda z kapustą albo motylek bielinek. I chociaż był przekonany, że w kościele nigdy "nie można zostawiać Pana Jezusa samego", braciszek Alojzy nie bardzo nadawał się do medytacyjnego życia klasztornego. Był roztrzepany, łatwowierny i dowcipny. Szkolił "kleryczków" i - zawsze chętnie - ruszał na furmance po jałmużnę. Pukał od domu do zagrody, żadnego gospodarstwa nie pominął. Przeganiany kijami uśmiechał się serdecznie, wyśmiewany przez dzieci - radośnie im błogosławił. Przywoził bochen razowego chleba, dwa kilo jabłek, litr miodu, a czasami nawet kwiczącą świnkę. Wszyscy prosili go o modlitwę, o wstawiennictwo "u góry" - w sprawie zdrady męża, szczęśliwych narodzin dziecka, choroby serca albo reumatyzmu. Braciszek się modlił, umierając, powiedział jeszcze: "Nigdy mi tak dobrze w życiu nie było. Wiejski chłopak, czeladnik szewski, został zakonnikiem. To może i moja śmierć przyda się na coś?".

Barański, trzymając się wiernie biografii Alojzego Kosiby, nakręcił prywatny, mały-wielki film. O tym samym bohaterze. "Braciszek" ma przecież niektóre cechy ojca (Zygmunt Zintel) z filmu "W domu", Edwarda Chruścika (Roman Kłosowski) z "Kramarza", Michała (Artur Barciś) z "Dwóch księżyców", a nawet Admirała (Marek Bukowski) z "Nad rzeką, której nie ma". Charakteryzuje go ta sama pogoda ducha i rozgrzeszająca ludzkie grzechy empatia. Kosiba nie jest bohaterem idealnym, a film nie jest oleodrukiem. Alojzy bywa histeryczny i egzaltowany, dogmatyczny i nieco zdziwaczały.

Podobnie jak w "Kobiecie z prowincji", historię poznajemy od końca do początku. A początek okazuje się także finałem. Braciszek umiera, a my - w serii epizodów - śledzimy jego życie. A raczej "życiątko", bo "Braciszek" jest filmem utkanym ze zdrobnień. Wielkie słowa nagle przestają mieć znaczenie. Barański, nawet na moment nie wpadając w infantylizm, pokazuje świat, w którym świeci "słoneczko", a po stole wędruje "robaczek". Są dzieciaczki, kleryczki i paneczki. "Chleb jest Bożym darem", a humor immanentną częścią świata.

Alojzy jest bratem Aloszy Karamazowa. Oglądając film Barańskiego, towarzyszyło mi to samo wzruszenie, które zapamiętałem z licealnej lektury arcydzieła Dostojewskiego czy z hipnotycznego spektaklu Krystiana Lupy w Starym Teatrze, w którym Aloszka (Paweł Miśkiewicz) egzorcyzmował całe zło tego świata swoją naiwnością, dobrocią i wewnętrznym pięknem. Sukces filmu to także aktorskie zwycięstwo Artura Barcisia - pozostali wykonawcy niemal nie istnieją. Kosiba zawsze już będzie miał twarz Artura Barcisia. Jego zmarszczone czoło, spokój i lekko trzęsącą się dłoń, charakterystyczny głos i błysk w oku.

Pisząc o "Braciszku" łatwo o pułapkę wpisania tego filmu wyłącznie w sferę ludyczności, folkloru religijnego. Barański jest jednak twórcą o wiele głębszym. Kazimierz nad Wisłą, gdzie realizowano zdjęcia, w obiektywie Dariusza Kuca wygląda jak "poletko Pana Boga" w Asyżu, w domu św. Franciszka. A na tle tych wspaniałości drepta sobie braciszek Alojzy, nie wiedząc, że konsekwentnie podąża za Emmanuelem Lévinasem, mówiącym, że tajemnica Dobra przejawia się w tym, iż spełniony dobry uczynek nigdy nie uspokaja pragnienia Dobra, lecz wzmacnia je i drąży jeszcze głębiej. Alojzemu tego dobra nigdy nie było dosyć.

"Braciszek", scen. i reż.: Andrzej Barański na podst. książki "Patron maluczkich" pod red. o. Bogdana Brzuszka; zdj.: Dariusz Kuc; wyst.: Artur Barciś, Krzysztof Pyziak, Michał Rolnicki, Krzysztof Słomiński, Jerzy Słonka; Polska 2007

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2007