Europa nieznana

Przed wielu laty w moim domu pojawił się rosyjski "Atłas narodow mira. Wydany w Moskwie w 1964 roku, przygotowany w latach chruszczowowskiej odwilży, był źródłem dość wiarygodnym: uwzględniał na przykład liczne skupiska Polaków na sowieckiej wtedy Litwie i Białorusi, a nawet na Syberii pod Irkuckiem, czy mozaikę narodowościową północnego Kazachstanu - efekt stalinowskich deportacji. Wielobarwne mapy i uzupełniające je tabele można było studiować bez końca. I wciąż trafiało się na narodowościowe zagadki, także na mapie Europy.
 /
/

Pomijam już Celtów w Bretanii, Walii i Szkocji, Retoromanów w szwajcarskiej Gryzonii i włoskim Friuli czy Galisyjczyków w północno-zachodniej Hiszpanii. Ale kim są "Aromuni", rozrzuceni po ówczesnej Jugosławii oraz Grecji i Albanii? I skąd w Kalabrii i na Sycylii wzięły się albańskie wysepki etniczne - przecież Albania znajduje się po drugiej stronie Adriatyku!

***

Aromunów oraz Italo-Albańczyków (czyli Arboreszów) spotkałem teraz na kartach nowej książki Karla-Markusa Gaußa. Są tu także Łużyczanie, sefardyjscy Żydzi z Sarajewa oraz posługujący się archaicznym dialektem niemczyzny mieszkańcy Gottschee, czyli Koczewia w południowej Słowenii, potomkowie kolonistów z Tyrolu i Karyntii osiedlonych tam przed sześciuset laty.

Wszystkie te wspólnoty stanęły na progu zagłady. Niemieckich Koczewiaków właściwie już nie ma: początkiem końca była dla nich hitlerowska akcja Heim ins Reich. Niemcy wywodzący się z Gottschee mieszkają dziś w różnych krajach, przede wszystkim... w Stanach Zjednoczonych, a miejscem kultywowania tożsamości i pamięci o utraconej ojczyźnie stał się dla nich internet. Emigracja z Koczewia za ocean zaczęła się zresztą już w XIX wieku, a w 1918 roku próbowano utworzyć niepodległą Republikę Gottschee i poddać ją opiece Stanów Zjednoczonych. Oczywiście nic z tego nie wyszło, a delegatom, którzy wybrali się do Wersalu, "pozwolono zostawić petycję w jakimś przedpokoju i wrócić do domu".

Niewielu też zostało w Sarajewie Żydów, których przodkowie przybyli tu z Hiszpanii po wypędzeniu w 1492 roku przez Ferdynanda i Izabelę, przywożąc, prócz tradycji religijnej, także język ladino. Szkic im poświęcony to zarazem krótka historia "bośniackiego eksperymentu", wspólnoty islamu i judaizmu, której natchnionym piewcą jest jeden z rozmówców Gaußa, David Kamhi, sarajewski skrzypek i mistyk.

Wygnańcami byli również Arboresze. W XV wieku po Morzu Śródziemnym, podobnie jak 500 lat później, pływały statki z albańskimi uchodźcami. I jak dzisiaj, w wielu miejscach nie pozwalano im zejść na ląd. W Neapolu jednak lud wymusił otwarcie portu; "przybyszom wskazano drogę do południowych części kraju, wyludnionych przez wojny, zarazy i trzęsienia ziemi".

Albańskie osady powstałe dzięki kolejnym falom migracji przetrwały następne stulecia, a ich mieszkańcy, wtapiając się w miejscową społeczność i uczestnicząc w walkach o wyzwolenie Włoch, pozostali równocześnie albańskimi patriotami, czego znakiem jest do dzisiaj dziwaczny kult Skanderbega, XV-wiecznego bohatera, którego klęska w zmaganiach z Turkami dała impuls uciekinierom. Z Italii pochodził klasyk XIX-wiecznej literatury albańskiej Jeronim De Rada; w wydanej u nas niedawno antologii współczesnej poezji albańskiej, którą przygotował dla Pogranicza kosowski pisarz i tłumacz Mazzlum Saneja, także znajdziemy poetów z Kalabrii i Sycylii. Jak długo jednak Arboresze zdołają zachować podwójną tożsamość?

"Po roku 1945 przez Łużyce przeszły dwie fale samobójstw - czytamy w kolejnym szkicu. - W latach 50. niektórzy chłopi woleli utopić się w studni, kiedy z miasta przybywały rozśpiewane brygady młodych komunistów, by symbolicznie przypieczętować przymusową kolektywizację... Później chłopi wieszali się, gdy do wiosek planiści wysyłali ciężarówki, żołnierzy i buldożery, mające przygotować ziemię dla potrzeb kopalni".

Gauß wskazuje na historyczny paradoks: w komunistycznej NRD Łużyczanie, przez stulecia pozbawieni praw i prześladowani za czasów nazizmu (zginął wtedy m. in. ks. Alojs Andricki, dziś kandydat na ołtarze), po raz pierwszy w historii uznani zostali za mniejszość narodową, którą państwo winno wspierać. Równocześnie pół setki łużyckich wsi zrównano z ziemią, by móc eksploatować bogate złoża węgla brunatnego.

"Całe wioski przenoszono do wybudowanych naprędce nowych osiedli... W ten sposób tysiące łużyckich chłopów uległo proletaryzacji i germanizacji, a ich wykorzenieni przodkowie mieszkają do dzisiaj w blokowiskach na obrzeżach Hoyerswerdy i chcą, żeby w Niemczech było miejsce tylko dla Niemców, a nie dla obcej hołoty i azylantów-naciągaczy"... A dzisiaj zagrożeniem dla łużyckiej tożsamości nie są prześladowania ani komunistyczne eksperymenty gospodarcze, tylko rozwój cywilizacyjny. Czy niewielki naród, który nigdy nie miał własnego państwa, posługujący się w dodatku dwoma językami, ocaleje?

***

Książka Gaußa traktuje o zjawiskach z różnych porządków. Enklawa zachodniosłowiańska w Saksonii i Brandenburgii, która przetrwała tysiąc lat, wydaje się czymś znacznie osobliwszym od jednej z wielu wysp kolonizacji niemieckiej w Europie Środkowej i Wschodniej. Trudno porównywać dzieje wygnańców żydowskich w Bośni i albańskich w południowych Włoszech. A już zupełnie osobna jest historia Aromunów, narodu kupców i pasterzy posługującego się językiem z grupy romańskiej; fakty i legendy będące wytworem narodowej dumy tworzą węzeł trudny do rozplątania. Pozostają pytania o tajemnicę tożsamości tych wspólnot, o przyczyny, dla których tak długo i w tak niesprzyjających warunkach zdołały zachować odrębność kulturową, o rolę mitu w budowaniu obronnej tarczy przeciw nieżyczliwemu lub obojętnemu światu.

Szkice Gaußa są wielką pochwałą różnorodności - autor jednak pokazuje, że kultywowanie odrębności, kiedy staje się ideologią, prowadzi na manowce. I ze zdumieniem przechodzącym w przerażenie obserwuje, jak jego aromuński przewodnik w wielonarodowej Macedonii bezbłędnie rozpoznaje pochodzenie etniczne napotykanych ludzi. "Przerażało mnie także - pisze - że ogromna większość ludzi, których Karabatak etnicznie prześwietlił, najwyraźniej akceptowała jego grę". Bo te teksty, skrzyżowanie reportażu z esejem historycznym, niezależnie od fascynującej warstwy kulturoznawczej czy etnologicznej zanurzone są w europejskim tu i teraz. Nie przypadkiem ramy książki tworzą opowieści o Żydach z Sarajewa i Aromunach z Macedonii - na obie kładzie się cień niedawnej wojny na Bałkanach, w pierwszej jako traumatyczne wspomnienie, w drugiej jako wciąż realna groźba.

***

Gauß, rocznik 1954, autor wydanych w roku ubiegłym przez Czarne "Psożerców ze Svini", których bohaterami są Romowie ze Słowacji, to Austriak z Salzburga. Podczas wizyty w kalabryjskim miasteczku dowiaduje się od albańskiego cicerone, że mieszka tu pewna Austriaczka, która na pewno chętnie spotka się z rodakiem. "Vesna była postawna, miała kruczoczarne włosy i łagodną twarz, w której lekki nalot czarnego wąsika odwracał uwagę od luk w uzębieniu".

Jej niemczyzna okazała się niezbyt bogata, bo też kobieta nie pochodziła wcale z Austrii, choć spędziła tam dwadzieścia trzy lata. Urodziła się w Jugosławii, w serbskiej rodzinie z Wojwodiny, regionu zamieszkałego głównie przez Węgrów. I okazała się krajanką autora. "Fakt, że tu się spotykamy, w górskiej osadzie albańskiej na kalabryjskim południu Włoch, my, dwoje Austriaków, z których jedno pochodziło z wypędzonej szwabskiej rodziny z Wojwodiny, drugie zaś wyrosło w sąsiedniej węgierskiej wiosce jako Serbka, nie wydawał jej się niczym szczególnym". Bo książka Gaußa jest także, w jednej ze swoich warstw, zbiorem przypowieści o paradoksach ludzkiego losu. (Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2006, s. 236. Przełożyła Alicja Rosenau. Ze zdjęciami Kurta Kaindla.)

Lektor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2006