Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zabrakło mi analizy przyczyn upadku znaczącej części elit i wglądu w sytuację już historyczną pod kątem, czy mieli owi intelektualiści alternatywę innego zachowania się w przełomowym pierwszym dziesięcioleciu transformacji.
Mieli, odpowiem bez wahań, a niewydolność rozpoznania swego obowiązku w owym czasie zawdzięczają tyleż tradycyjnym koleinom swego myślenia, co i, niestety, z przykrością stwierdzić trzeba, chyba lenistwu, bo wysiedli na przystanku niepodległość (by użyć wytartej przenośni) i usiedli na peronowej ławce, debatując po mrożkowemu, co by tu, panie, zrobić…
Co było (z dawien dawna, wtedy, i do dziś…) problemem podstawowym polskiego życia społecznego, ogólnie znanym, przez nikogo niekwestionowanym? Przypomniał to onegdaj w przedwyborczej debacie Leszek Balcerowicz: miejsca pracy! Ich brak mąci i zatruwa znaczącej liczbie obywateli życie codzienne, rodzinne, społeczne, wypędza za granicę. W skali państwowej to balansowanie na krawędzi ciągłego kryzysu. Jak się do tego odniosły elity? Według dobrze znanej, oficjalnie od 1981 r., bezbłędnej diagnozy ks. Tischnera polska praca była chora, więc i miejsca pracy też jakoś zarażone. Kadra techniczna („technokraci”) i załogi dużych zakładów przyjęli to (ponad podziałami!) jako oczywistość.
M.in. „Przegląd Techniczny” lat 80. przygotowywał koncepcyjnie i psychologicznie proces trudnych zmian. Z bólem wielkim, ale bez wstrząsów, zakłady przemysłowe racjonalizowały zatrudnienie (bezrobocie rosło!), zmieniano profile produkcji. Gdy rynek produkty wchłaniał, płace wolno, ale wzrastały. NSZZ „Solidarność” psioczył, bo musiał, rewolucji nie wzniecał, poparcia narodu by nie miał, zrozumienie było… Sfera produkcji materialnej zdążała szybko do Europy, umarła etyka „czy się stoi, czy się leży”, wraz z nią brakoróbstwo; nowo narodzona służba jakości okazała się skuteczna już w pierwszych trzech latach transformacji. Nowe miejsca pracy pojawiały się, jednak w niewystarczającej liczbie, politycy nie nadążali. Wizję przyszłości, nawet tę nieodległą, z trudem wielkim przychodziło im naszkicować, do dziś dnia się jej nie dopracowali. Mimo że rozdawali granty, powołali szkoły wyższe w wielu powiatach…
Właśnie! Tu łapiemy elitę na zgorzkniałej, leniwej bezczynności! A jest to elita zbiorowości zatrudnionej w „produkcji” niematerialnej (nazwa tak dla symetrii), czyli administracja państwowa i samorządowa, sądownictwo, struktury finansowe państwa i niezależne bankowe, oświata i szkolnictwo wszystkich szczebli, służba zdrowia i co tam jeszcze. Wszystko to ze swymi elitami (z lewa, z prawa, z centrum) pozostało w tyle w tym naszym biegu do Europy. No bo substancja narodowa jest zagrożona, bo jednolitemu dotąd społeczeństwu grozi utrata tożsamości, bo następuje wyprzedaż dóbr narodowych, szarganie świętości i pohańbienie najchlubniejszych tradycji, bo równość, bo zasługi…
Niezbędne wydaje się szczegółowe, publiczne wyliczenie tych racji, które elitom służyły za argument dla zaniechań, odstąpień i zaniedbań prawodawczych i decyzyjnych. Elity też trzeba rozliczać. Także jeśli nie rządzą – za brak nieustannego monitorowania opinii na rzecz dobrych, z respektem dla budżetu, rozwiązań. Bo miejsc pracy nadal brak…
„TP” 31/2015.