Ekolog, czyli dzwon na trwogę

Z Watykanu płyną wyraźne sygnały: ochrona środowiska jest problemem, którego Kościół nie może omijać. Skąd więc pasywność polskich duchownych?

19.08.2008

Czyta się kilka minut

Zanim jeszcze Benedykt XVI wygłosił podczas Światowych Dni Młodzieży w Sydney homilię, w której wezwał do ochrony środowiska, piętnując niezaspokojoną konsumpcję, miało miejsce zdarzenie równie ważne. W marcu tego roku Watykan uwspółcześnił listę grzechów śmiertelnych, dodając do niej m.in. "zanieczyszczenie środowiska". Podobne stanowisko zajmował Jan Paweł II, po raz pierwszy jednak zostało sformułowane tak ostro.

Mimo to wśród polskich duchownych myśl, że mogliby zaangażować się w ochronę środowiska, kiełkuje z wielkim trudem.

Kto z wiernych słyszał kazanie o szacunku dla przyrody? Kto zna księdza traktującego ochronę środowiska jako wyzwanie duszpasterskie? Któremu z rolników stojących na niedzielnej sumie przychodzi do głowy, że spuszczanie szamba do rzeki jest grzechem wobec Stworzenia?

Owszem, istnieją pozytywne przykłady, jak choćby publikowany na poprzedniej stronie ekologiczny rachunek sumienia. Jednak na gęstej mapie naszego katolicyzmu istnieje właściwie tylko jeden ośrodek, od wielu lat konsekwentnie przybliżający problemy ekologiczne. To franciszkańska REFA, stawiająca sobie za cel uświadamianie, jaką wartość stanowi dzikie, nieoswojone życie, to "nieuprawne obrzeże", któremu poświęcił się patron zakonu. Poza REFĄ w Kościele rozpoczyna się ekologiczna terra incognita.

Skąd to zaniechanie, zaniechanie oczywiste, jeśli zdamy sobie sprawę, że polskie kościoły i klasztory znajdują czas na aktywność w najróżniejszych dziedzinach społecznych, i że dla duchownych protestanckich w Anglii czy Norwegii ochrona środowiska już od dawna jest jedną z najważniejszych składowych życia duchowego?

Przyczyna nie tkwi wyłącznie w błędnej interpretacji biblijnego nakazu "czyńcie sobie ziemię poddaną". Przekonanie, że uzasadnia on okrucieństwo człowieka wobec przyrody, zostało zrewidowane i poddane krytyce również wewnątrz Kościoła. Jak pisze o. Wacław Hryniewicz: "Biblijna wiara w stworzenie świata nie może być usprawiedliwieniem bezwzględnego władztwa człowieka nad przyrodą. Biblia nie przekazuje polecenia bezlitosnego opanowania ziemi. Fałszywy okazuje się szeroko rozpowszechniony w świadomości chrześcijańskiej pogląd, że słowa Księgi Rodzaju nakładają na człowieka obowiązek nieograniczonego panowania nad ziemią i przyrodą. Tradycyjna teologia zachodniego chrześcijaństwa głosząca owo dominium terrae ponosi co najmniej część współwiny za obecny kryzys ekologiczny" ("Znak", nr 6/08).

Źródło pasywności księży tkwi gdzie indziej: nadal pokutuje wśród nich przekonanie, że ekolodzy to podejrzane towarzystwo, od którego lepiej trzymać się z daleka. Na tym nie koniec - "zielone" programy społeczne najczęściej nie ograniczają się do postulatów związanych z zanieczyszczaniem wody czy nadmiernym konsumpcjonizmem, stawiając na równi walkę o legalizację małżeństw homoseksualnych czy liberalizację prawa aborcyjnego. Ergo - ekolodzy są wrogami, którzy z jednej strony mówią o miłości do przyrody, z drugiej zaś propagują idee Kościołowi wrogie.

Swego czasu ks. prof. Paweł Bortkiewicz w "Rzeczpospolitej" komentował, że "Zachód, który ma problem z odczytaniem na nowo wiary w Zmartwychwstanie, czasem ucieka się do absurdów. Zamiast ochrony życia promuje ochronę środowiska". Można podejrzewać, że głos znanego moralisty jest reprezentatywny dla dużej części polskiego duchowieństwa. Nie zajmujemy się ochroną środowiska, ponieważ wyklucza ona ochronę życia - zdaje się przekonywać ks. Bortkiewicz.

Ochrona środowiska jest w oczach duchownych skalana naddatkiem, który czyni z niej narzędzie obcej chrześcijaństwu ideologii. Innej przyczyny tak głębokiej inercji polskiego duchowieństwa w jednej z najważniejszych spraw ostatnich dekad znaleźć nie mogę.

Istnieją niewątpliwie płaszczyzny, na których Kościół i część środowiska "Zielonych" nie spotkają się nigdy. Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia ze zbiorami rozłącznymi.

Jak w praktyce miałoby realizować się zaangażowanie księży w ochronę środowiska?

Możliwości wydają się olbrzymie. Duchowni, szczególnie w małych miejscowościach, posiadają duży kapitał zaufania społecznego. Jeśli uznajemy, że ambona jest miejscem, z którego można komentować przypadki Alicji Tysiąc i czternastolatki z Lublina, spory wokół antykoncepcji, aborcji i eutanazji, to nic nie stoi na przeszkodzie, by namawiać stamtąd do umiarkowania w konsumpcji, etycznych zakupów, oszczędzania energii czy sadzenia drzew. Nie muszą to być gesty tak spektakularne jak ten w rodzaju deklaracji anglikańskiego biskupa Londynu, który ogłosił, że latanie samolotem jest grzechem i po Europie porusza się pociągiem.

Jednak gdy przychodzi do fundamentalnej dyskusji na temat ochrony środowiska, duchowni milkną. Najlepszym przykładem jest ciągle żywy spór o Dolinę Rospudy. A przecież dotyka on czegoś znacznie ważniejszego niż zgody na zniszczenie kawałka bagien - skupiają się w nim etyczne dylematy polskiej nowoczesności, która coraz częściej wybiera wygodę za cenę zniszczenia przyrody. Ten wybór wręcz domaga się głosu duchownych, nawet jeśli mieliby się stać obiektem krytyki.

Niestety, do rangi symbolu urasta głos duchownego z podaugustowskiej wsi, który pojawił się przy okazji Rospudy - według "Dziennika" ustalił z parafianami, że w razie pojawienia się ekologów w miejscowości uderzy w dzwon na trwogę.

Najwyższy czas pozbyć się lęku, który podpowiada, że szacunek dla środowiska wiąże się ze zgodą na eutanazję. Kościół powinien jednocześnie walczyć o życie ludzkie i naturę. Powtórzmy: te kierunki nie muszą wchodzić w kolizję.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2008