Dziękuję, Panie Gowarzewski

Dla mnie był jednym z najważniejszych pisarzy minionego półwiecza. Choć przecież pisał „zaledwie” o piłce nożnej.
w cyklu WOŚ SIĘ JEŻY

19.11.2020

Czyta się kilka minut

Andrzej Gowarzewski podczas Śląskich Targów Książki, Katowice, grudzień 2019 r. / Fot. Michał Dubiel / Reporter / East News /
Andrzej Gowarzewski podczas Śląskich Targów Książki, Katowice, grudzień 2019 r. / Fot. Michał Dubiel / Reporter / East News /

Nie mam dobrej pamięci, ale moment, w którym kupiłem pierwszą książkę Andrzeja Gowarzewskiego, mam przed oczami nawet teraz. Twarda oprawa, okładka z kadrem z meczu Włochy-Argentyna i tytuł w niemodnym już dziś liternictwie „Encyklopedia piłkarskich mistrzostw świata”. Był rok 1990. Chwilę później Gowarzewski zaczął wydawać swoją słynną „Encyklopedię piłkarską FUJI”. Jej kolejne tomy publikował przez następne trzy dekady. Aż do śmierci. Zbierze się tego w sumie około stu publikacji.

Dla mnie – a pewnie nie jestem jedyny – te encyklopedie to było coś niesłychanie ważnego. Gowarzewski w zasadzie był wtedy internetem (a działo się to w czasach, gdy nawet Timothy Berners-Lee nie zdawał sobie sprawy, co właściwie z tej sieci WWW się rozwinie). Ze swoimi statystykami trafiał w zapotrzebowanie chłonnego umysłu zbzikowanego na punkcie futbolu nastolatka. Nie wiem, czy dane dotyczące meczów, składów i biogramów poszczególnych graczy były tak unikalne w skali świata, jak twierdził sam Gowarzewski (co jak co, ale fałszywa skromność nie była jego mocną stroną). Wiem, że przyniosły mi wiele długich i szczęśliwych godzin niezapomnianej lektury oraz ćwiczeń z wyobraźni („jak właściwie ten gol z wolnego w 14. minucie meczu Rapid Wiedeń kontra Cracovia Kraków mógł wyglądać?).

Ale nie chodzi przecież tylko o sentyment i chłopięce fascynacje. Kolejne tomy historii polskich klubów piłkarskich (chorzowskiego Ruchu, Legii, Widzewa, Wisły Kraków, lecz także nieistniejących już firm przedwojennych: Pogoni Lwów i Warszawianki) albo rozłożoną na kilka części historię piłkarskiej reprezentacji Polski (czyli reprezentatywki, jak to się mówiło przed wojną) czytałem już przecież jako człowiek dorosły. I stopniowo zacząłem rozumieć, że z Gowarzewskiego się nie wyrasta. Przeciwnie. Do niego się raczej dorasta.

Bo dopiero wtedy można docenić, że jego rozważania o piłce są poważną, odważną, a momentami nawet zuchwałą publicystyką dla dorosłych. Gowarzewski poglądy miał silne. A że sam był swoich książek wydawcą, to nie musiał ich przyginać do wygładzających zabiegów otoczenia ani wymogów linii redakcyjnej. Pozwalało mu to stawiać w kolejnych książkach wiele ważnych pytań.


Czytaj także: Rafał Woś: W obronie kibola


Dla mnie najciekawsze były jego zmagania z rzeczywistością realnego kapitalizmu, która polski sport (a zwłaszcza piłkę nożną) przeorała w minionym 30-leciu w sposób zasadniczy. Pewnie nie było to dla niego łatwe. Gowarzewski z pierwszych encyklopedii piłkarskich jest jeszcze buńczucznym antykomunistą, który (co było w tamtych czasach bardzo łatwe) wyśmiewa „PRL-owskie absurdy”. Nie zostawia suchej nitki na działaczach, którzy w imię ówczesnej poprawności politycznej gumkują z historii polskiej piłki przeszłość lwowsko-wileńską. Albo faworyzują kluby o robotniczym rodowodzie, deprecjonując te „mieszczańskie”.

Stopniowo jednak ten sam Gowarzewski zaczyna dostrzegać, że sport w kapitalizmie to nie będzie ten sam sport, co w PRL-u, tyle że na lepszym poziomie materialno-organizacyjnym. Widzi, że wiele spraw zaczęło iść w zupełnie innym kierunku. Że szereg zasłużonych klubów nie przetrwał zderzenia z nowymi czasami, frekwencja na stadionach poleciała na łeb na szyję (bo i ludzie zbiednieli, więc mieli mniej czasu i pieniędzy na „piłkarskie fanaberie”), a niedoinwestowaną piłką zaczęły wstrząsać korupcyjne skandale. I o nich Gowarzewski umiał pisać po swojemu. Niczego nie bagatelizując. Ale jednocześnie to u niego – i w zasadzie tylko u niego – wyczytać można było gorzkie pytanie: czy godzi się zjawisko „sprzedawania meczów” podsumować tylko świętoszkowatym oburzeniem? Czy można jednocześnie nie dostrzegać, że piłkarze zawodowi to także pracownicy, których nierzadko stawiano w sytuacji wielomiesięcznych przerw w wypłacaniu pensji? Wodząc ich w ten sposób na pokuszenie, które mogło przyjść albo ze strony rywali, albo na przykład firm bukmacherskich zarabiających na obstawianiu wyników meczu?

Owszem, w końcu w polskiej piłce pojawią się większe pieniądze (głównie z praw do transmisji telewizyjnych). Ale wraz z nimi przychodzą nowe problemy, wilczej komercjalizacji piłki. Bo model, w którym zwycięzca bierze (prawie) wszystko, będzie przenosił kapitalistyczne nierówności z realnej gospodarki także do futbolu. Gowarzewskiego (także jako zdeklarowanego patriotę) będzie to mierziło. W jednym z ostatnich tomów – wspominając innego zmarłego niedawno enfant terrible polskiego dziennikarstwa sportowego, Pawła Zarzecznego – napisze, że jest zdecydowanym przeciwnikiem kolonizacji polskiej piłki przez bogatą Europę. Czyli praktyki, w której najbogatsi wyszukują sobie u nas już nawet nie dobrych piłkarzy, lecz uzdolnione dzieciaki do własnych szkółek piłkarskich. To drenaż, ograbianie naszych kibiców z możliwości patrzenia na rozwój talentów, to piłkarski kolonializm – denerwował się. A ja czekałem tylko na moment, gdy Gowarzewski przyzna choćby część słuszności decydentom piłki PRL-owskiej, którzy na wyjazd do klubu zagranicznego dawali zgodę dopiero piłkarzom ukształtowanym, zwykle po trzydziestce. Dopiero po odpracowaniu przez nich obowiązków względem miejsca, z którego wyrośli. 

Wiele było jeszcze takich czy innych niuansów, na które Gowarzewski potrafił zwrócić czytelnikowi uwagę. Ileż niesamowitych historii prawdziwych ludzi ocalił przed zapomnieniem. Nie tylko tych wielkich postaci śląskiej piłki (w czym się specjalizował), ale i takich mniej znanych. Na przykład Zenona Pieniążka, używającego w młodości pseudonimu „Odrowąż”. Tenże Pieniążek – gracz warszawskiej Polonii – szczyt formy piłkarskiej osiągnął w roku 1939, wojna odebrała mu więc marzenia o występach na mundialach czy olimpiadach. Po wojnie Pieniążek należał do tych, którzy odbudowali Polonię – w oparciu o finansowe i organizacyjne zasoby Milicji Obywatelskiej (o tym „resortowym” epizodzie w historii Polonii niewielu już pamięta, ale był on faktem, bo dopiero chwilę później MO zdecyduje się jednak wspierać zbudowaną od podstaw warszawską Gwardię). To jednak nie koniec. Bo to właśnie dzięki „Odrowążowi” drużyna z miasta gruzów szła w pierwszych rozgrywkach o mistrzostwo Polski (rok 1946) po sensacyjne zwycięstwo. Pieniążkowi nie było jednak dane uczestniczyć w tym sukcesie na boisku. Niedługo przed decydującymi grami miał wypadek na motocyklu. Stracił stopę. Mimo to zaraz po opuszczeniu szpitala… prowadził treningi Polonistów. Niesamowita historia, prawda? A takich rzeczy jest przecież u Gowarzewskiego więcej niż obfitość. I co najważniejsze: tylko u niego. Bo to on większość z tych historii jako pierwszy opowiedział.

Pracowicie gromadzący fakty (i panujący nad nimi!) reporter, nieunikający zdecydowanych sądów polemista i suwerennie myślący publicysta traktujący swoją działkę (sport) nie jako ucieczkę, lecz przeciwnie: jako część społecznej historii własnego kraju i jego mieszkańców. Warto powiedzieć mu za to, czego dokonał, po prostu „dziękuję”. Dziękuję Panu, Panie Gowarzewski. I każdemu polecam skorzystanie z tego, co Pan po sobie zostawił. Nawet tym, co nie interesują się futbolem ani trochę. Bo w Pana niepodrabialnym pisaniu nie o futbol tylko chodziło, ale o całe życie ze wszystkimi jego kolorami. 

Polecamy: Woś się jeży - autorska rubryka Rafała Wosia co czwartek w serwisie "Tygodnika Powszechnego"

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz ekonomiczny, laureat m.in. Nagrody im. Dariusza Fikusa, Nagrody NBP im. Władysława Grabskiego i Grand Press Economy, wielokrotnie nominowany do innych nagród dziennikarskich, np. Grand Press, Nagrody im. Barbary Łopieńskiej, MediaTorów. Wydał… więcej