Dwie Amálie

Film o królowej fado mógłby mieć wszelkie cechy bajki o Kopciuszku, tyle że tutaj happy endu być nie może.

29.06.2010

Czyta się kilka minut

Zrobić film biograficzny o postaci, która była i jest największym dobrem narodowym, niemal ikoną swego kraju - to wyzwanie nie lada. Zwłaszcza wtedy, gdy chciałoby się namalować ów obraz nie na klęczkach, ale po prostu dobrze, oddając sprawiedliwość i wielkości, i słabościom portretowanego bohatera. Dla aktorki, której przyszło się wcielić w Amálię Rodrigues, postać nie tak dawno zmarłą, otoczoną w Portugalii niemal boskim kultem i uwiecznioną w tysiącach wizerunków fotograficznych, filmowych, o nagraniach muzycznych nie wspominając - to zadanie zahaczające o profanację. Ale kultura (również ta bardziej popularna) nie znosi próżni i musiała wcześniej czy później zagospodarować po swojemu ten fascynujący temat.

Fado znaczy los

Twórcy poszli tropem najprostszym z możliwych. Amália Rodrigues była mistrzynią portugalskiej pieśni nie tylko dlatego, że natura obdarzyła ją wielkim głosem. Fado po portugalsku oznacza los, tak więc śpiewaczka, która w tym gatunku sięgnęła najwyżej, musiała być przede wszystkim osobowością dźwigającą własną, dramatyczną historię. Musiała być artystką potrafiącą wyśpiewać na scenie własne cierpienie. Tylko ktoś taki mógł swoim głosem nieść nadzieję i pocieszenie, doprowadzając do oczyszczających łez tysiące swoich fanów, niezależnie od ich społecznej pozycji czy szerokości geograficznej. Tylko ktoś, kto tak rozdzierająco potrafił wyrazić swoje prywatne, małe saudade - lokalną odmianę nieutulonej melancholii - mógł stać się wcieleniem portugalskiej (ale czy tylko portugalskiej?) duszy.

Twórcy filmu opowiadają więc o fenomenie Amálii, wyłuskując z jej biografii takie epizody, które najpełniej uzasadniałyby zawarte w jej głosie bolesne rozedrganie: dzieciństwo w ubogiej dzielnicy Lizbony, odrzucenie przez matkę, śmierć ukochanej siostrzyczki, kolejne mniej lub bardziej beznadziejne związki z mężczyznami, kolejne samobójcze próby... Efekt cierpliwego nizania tych kolorowych biograficznych paciorków przypomina rubryki "Sławne kobiety i ich życie", jakie znaleźć można w pierwszej lepszej kobiecej prasie. Na szczęście jest jeszcze w tym filmie Amália - ta prawdziwa, uwieczniona na płytach, rozbrzmiewająca swoim smutkiem. I dalej nieuchwytna pomimo wysiłków, by z wyżyn legendy ściągnąć ją na ziemię.

Film o królowej fado mógłby mieć wszelkie cechy tak bardzo lubianej formuły bajki o Kopciuszku, tyle że tutaj happy endu być nie może. Klucz do Amálii okazuje się prosty: złożyła swoje życie na ołtarzu sztuki, a wielki sukces o światowym zasięgu okazał się dla niej brzemieniem. Odcięta od swoich plebejskich korzeni, pozostała w stanie permanentnego rozdarcia: pomimo gestów solidarności i ofiarności, dla swoich była już wielką panią występującą w paryskiej Olympii; dla playboyów z wyższych sfer pozostała nieco egzotyczną maskotką.

Dama z tabloidu

Grająca rolę Amálii Sandra Barata Belo stara się oddać dwoistość, a tym samym całkowitą osobność tej postaci: charyzmatycznej damy na salonach i zadziornej, bezpruderyjnej dziewczyny z ludu. Trudno jej jednak posklejać te dwa wizerunki w spójną całość - może dlatego tak bardzo nieprzekonująco wypadają w filmie częste futurospekcje, podczas których oglądamy nieszczęśliwą, mocno postarzałą i bardzo osamotnioną artystkę, która gdzieś w hotelowym pokoju, niczym bohaterka melancholijnych płócien Edwarda Hoppera, rozpamiętuje swoje życie w obliczu śmiertelnej choroby. Niestety, te dwie Amálie, połączone wspomnieniami i wspólnymi lękami, jakoś nie mogą się spotkać. Tak samo, jak i nam przez znaczną część filmu trudno wtłoczyć w gotowy szablon naszą własną Amálię - wyobrażoną, stworzoną w intymnym obcowaniu z jej pieśniami.

Jest w filmie da Silvy kilka scen znakomitych. Jak ta, w której artystka oskarżana o sympatyzowanie z reżymem Salazara zostaje wygwizdana podczas występu. Niezrażona negatywnym przyjęciem Amália zaczyna śpiewać. I wtedy nieprzychylna publika milknie jak zaczarowana: fadista zwycięża w ich oczach nad domniemaną fascistą.

Jednakże przez znaczną część ponad dwugodzinnego seansu zastanawiamy się, dla kogo właściwie powstał film o jednej z największych śpiewaczek XX wieku. Dla tych, którzy nie mieli dotychczas okazji poznać geniuszu Amálii, "Królowa fado" pozostanie biograficzną rozprawką, poprawnie wykonanym zadaniem. Wielbiciele artystki, jako się rzekło, mogą poczuć się oszukani spłaszczoną, wręcz tabloidową wizją jej losów. Ciekawy skądinąd koncept: "życie odciśnięte w pieśni" - niespecjalnie się na ekranie obronił. I tylko pieśń uszła w filmie cało, a tego na szczęście obraz da Silvy nam nie szczędzi.

"AMÁLIA. KRÓLOWA FADO" ("Amália") - reż. Carlos Coehlo da Silva. Prod. Portugalia 2008. Dystryb. Vivarto.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2010