Dlaczego boimy się rodzić

W centrum stoją embrion i płód, wymagające bezwzględnej obrony przed zagrażającym światem, w tym... przed matką. To zwycięstwo narracyjne zabija i okalecza kobiety.

23.06.2023

Czyta się kilka minut

 / PIOTR SKÓRNICKI / AGENCJA WYBORCZA.PL
/ PIOTR SKÓRNICKI / AGENCJA WYBORCZA.PL

Jej zdjęcie w kolorze wydrukowałam sobie w liceum. Błogosławiona Joanna Beretta Molla przyciągała mnie tym, że nie była kimś z odległej przeszłości. Siedziała roześmiana na śniegu, w czerwonej kurtce, przytulona do męża. Albo na tle gór, tuląc trójkę dzieci. Patrzyła na mnie z tych zdjęć prawdziwa współczesna kobieta – żona, matka, lekarka – i jednocześnie święta. Kochała swoją pracę, lubiła wycieczki, angażowała się społecznie, miała prawo jazdy. Nie umknęło mi wtedy, jaki był główny powód jej świętości, ale niewiele z tego rozumiałam.

Kwestię dostępności aborcji w późnych latach 90., gdy o tym problemie usłyszałam, cementował tzw. kompromis, a ja niewiele wiedziałam o seksualności i prawach reprodukcyjnych. A na pewno nie bardzo rozumiałam, jak to miałoby się odnosić do mnie. Wychowana przez polską szkołę na ideach składania życia na ołtarzu ojczyzny, przegapiłam edukację seksualną, bo miałam zapalenie oskrzeli. Więc łykałam oddanie życia za córkę przez Berettę Mollę bez zastanowienia. To była jeszcze jedna opowieść o tym, że najszlachetniej jest umrzeć.

Heroiczność cnót

Gdy umierała, Joanna Beretta Molla miała 39 lat i była matką czwórki dzieci – sześcio-, pięcio-, trzyletniego i urodzonej tydzień wcześniej córki. Pod koniec drugiego miesiąca czwartej ciąży dowiedziała się, że ma włókniaka, ale nie zdecydowała się na inwazyjne leczenie, które wiązałoby się z aborcją. Zmarła tydzień po porodzie: zabiło ją zapalenie otrzewnej. Rezygnacja z leczenia była jej świadomą i wolną decyzją, do której miała prawo.

Błogosławioną ogłosił ją Jan Paweł II w 1994 r. Z tej okazji w Mediolanie wybito medal pamiątkowy z napisem: „Ofiarowała swoje życie, aby nie pogwałcić tajemnicy godności życia ludzkiego”. 10 lat później, z okazji Roku Rodziny, ten sam papież ogłosił Joannę świętą, mówiąc: „Uwieńczeniem życia Joanny Beretty Molli, która była najpierw wzorową studentką, potem aktywnie zaangażowała się w działalność wspólnoty kościelnej oraz została szczęśliwą żoną i matką, stało się złożenie ofiary z siebie, by mogło żyć dziecko, które nosiła w łonie i które dzisiaj jest tutaj z nami! Jako chirurg była w pełni świadoma grożących jej konsekwencji, lecz nie cofnęła się przed ofiarą, potwierdzając w ten sposób heroiczność swych cnót”.

Gdzie jest Ewangelia

Dziś sama jestem w wieku, w którym Joanna zdecydowała się odmówić leczenia, i czytam o tej świętej swojego dzieciństwa z dreszczem przerażenia. Kobieta, która zdecydowała się umrzeć, jest patronką kobiet w ciąży, kobiet w trudnej ciąży i przeżywających trudności w oczekiwaniu na narodziny dziecka. Jakby bycie w ciąży w Polsce było jeszcze niewystarczająco przerażające! Jakby kobiety z patologią ciąży zagrażającej ich życiu albo noszące pod sercem terminalnie chory płód potrzebowały patronki, której postawa mówi: płód jest ważniejszy od twojego życia.

Pod koniec drugiego miesiąca ciąży, gdy Beretta Molla odmówiła leczenia, embrion właśnie staje się płodem, ma parę milimetrów i dopiero zaczyna przypominać kształtem coś innego niż maleńkiego konika morskiego. Zatem mój Kościół pochwala, żebym w takiej sytuacji wybrała nie siebie, tylko te kilka milimetrów potencjału nowego życia. Wszystko się we mnie buntuje, gdy o tym myślę.

Oczywiście Kościół nie zmusza do podobnej decyzji, nie byłaby ona grzechem, tylko dopuszczalnym ratowaniem mojego życia. Ale szlachetniej byłoby postąpić inaczej, „ewangelicznie”. Naśladując oddającego swoje życie Chrystusa. „Panie Jezu, [Joanna] na Twój wzór i ze względu na miłość ofiarowała samą siebie, rodząc nowe życie” – głosi modlitwa za wstawiennictwem Beretty Molli polecana na stronach parafii, w których jej kult jest żywy.

Pod koniec tłumaczyła mężowi, jaka jest jej wola: „Pedro! Jeśli będziecie musieli wybierać między mną a dzieckiem, nie wahajcie się: wybierzcie dziecko, żądam, ocalcie je! Czynię wolę Boga, i Bóg roztoczy opiekę nad moimi dziećmi”. Wdowiec po latach tłumaczył motywację żony mówiąc: „Aby zrozumieć jej decyzję, trzeba pamiętać o jej głębokim przeświadczeniu jako matki i jako lekarza, że dziecko, które w sobie nosiła, było istotą, która miała takie same prawa jak pozostałe dzieci, chociaż od jego poczęcia upłynęły zaledwie dwa miesiące”.

Są kobiety, także niewierzące, które tak jak ona decydują się narazić życie, nie podejmując w ciąży inwazyjnego leczenia. To ich wybór. To, co było jej osobistą decyzją w konkretnej sytuacji, Kościół postanowił wynieść na ołtarze. Zatem tak trzeba, tak byłoby najlepiej, to jest heroizm i cnota.

Znaczek

Jan Paweł II zachęcał przyjaciółkę rodziny i propagatorkę kultu Beretty Molli, by rozwoziła jej relikwie po całym świecie. W Polsce znajdują się w wielu parafiach i kaplicach. Już w 2004 r. przemyskie wydanie tygodnika „Niedziela” opisywało wprowadzenie relikwii świętej do kaplicy szpitalnej w Brzozowie. Kapelan szpitala ks. Stanisław Walter wyraził ogromną radość z faktu, że ta współczesna patronka „pozostanie w kaplicy pw. Świętej Rodziny i będzie (...) jako matka – obrończynią życia, składającą świadomą ofiarę za życie swego dziecka, a jako lekarka – wzorem pełnienia służby dla chorych braci w Chrystusie”. Wiele więcej wprowadzeń relikwii Joanny miało miejsce w pierwszych latach po jej kanonizacji.

Kult świętej zyskał ostatnio państwowy patronat. Poczta Polska w 2022 r. wydała 100 tys. sztuk znaczka pocztowego ze św. Joanną, a wiceprezes Wiesław Włodek stwierdził, że takie osoby „pokazują współczesnemu człowiekowi, że w zwykłym życiu można dokonywać niezwykłych czynów (...). Chciała po prostu, by jej dziecko żyło, bo każdemu życiu należy się szacunek, i żadna cena nie była dla niej zbyt wysoka, by to życie zachować. (...) Być może ta emisja (...) doda odwagi matkom, które oczekując dziecka przeżywają wielkie rozterki”.

Poczta Polska jest organem do politycznych zleceń, a jej placówki – sklepikiem z dewocjonaliami. Aborcja jest w Polsce w zasadzie legalnie niedostępna, nawet w drastycznych przypadkach, więc ciężarnym „w rozterce” można zaproponować na pociechę znaczek pocztowy ze świętą. Przesłanie brzmi: lepiej jest poświęcić swoje życie, niż przerwać ciążę.

Sen Kościoła

Kult Joanny Beretty Molli jest promocją macierzyńskiego poświęcenia, również za cenę własnego życia. Oczywiście święta to tylko symbol, poster girl sporu o aborcję toczonego od ponad 30 lat. Dystrybucja relikwii, znaczków, kult w parafiach, banery do zakupienia i powieszenia w kościołach – to argumenty tego sporu. Symboliczne, ale drążące skałę. Kościół oficjalnie nie mówi, że masz oddać życie za płód. Możesz wybrać swoje zdrowie i życie. Niemniej: szlachetnie jest swoje życie co najmniej zaryzykować, poczekać do ostatniej chwili. Jeśli chcesz, żeby potraktowano cię priorytetowo, jesteś egoistką.


Zuzanna Radzik: Boję się o wszystkie przyjaciółki, koleżanki i nieznajome, które będą w Polsce w ciąży.


 

Poza tym już nie musisz decydować jak Joanna: zrobią to za ciebie lekarze. Ta narracyjna rama działa w taki sposób, że choć prawo wskazuje na zagrożenie życia i zdrowia jako przesłankę do aborcji, to co i rusz się okazuje, że medycy czekają sparaliżowani do ostatniej chwili. Czekają w sytuacjach, w których przerwanie ciąży i ratowanie życia kobiety nie byłoby uznane ani za bezprawie, ani za grzech. Czemu więc? Czy dlatego, że są fundamentalnie niedouczeni, czy może wygrywa w nich siła opowieści o niższości życia matki, o płodzie stawianym w centrum uwagi i o wyższości poświęcenia? Polska stała się niemal spełnionym snem Kościoła o tym, jak widziałby kształt prawa aborcyjnego.

Warto się przyjrzeć, do czego prowadzi taka teologia moralna wpisana w praktykę państwowych szpitali. W centrum tej opowieści stoją embrion i płód, wymagające bezwzględnej obrony przed zagrażającym światem. Również przed zagrażającą matką. Matką, która wolałaby wybrać swoje życie lub zdrowie. To zwycięstwo narracyjne zabija i okalecza kobiety.

Przybywa za to męczennic nie z własnej woli, męczennic teologii nazywanej obroną życia. Pierwszą, której imię i nazwisko znacie, była Alicja Tysiąc. Przed dwudziestu laty jako matka dwójki małych dzieci zaszła w nieplanowaną ciążę, która groziła jej utratą wzroku i pęknięciem macicy. Potwierdzili to okuliści, odmawiając jednak wydania opinii na piśmie. Gdy w końcu taką uzyskała, lekarz po krótkiej rozmowie podarł zaświadczenie i kazał rodzić. Niemal całkowicie straciła wzrok. Chciała domagać się sprawiedliwości, ale po latach umorzeń i ignorowania problemu doczekała się jej dopiero z Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Upokarzana i lżona przez 20 lat, złamana psychicznie. Kościelne media pisały, że otrzymała odszkodowanie za to, że nie pozwolono jej zabić własnego dziecka.

Nie da się nie myśleć, że to mój Kościół zbudował opowieść, która paraliżuje reakcje lekarzy. Pisząc „mój” poczułam wahanie. To jakieś samooszukiwanie się, że moje jest coś, co przez dwa tysiąclecia szło ramię w ramię z patriarchatem. Ufnie mówię „mój”, bo co? Bo od kilkudziesięciu lat, skoro już wywalczyłyśmy sobie jakieś prawa, łaskawie bierze nas pod uwagę? „Mój”, choć kobiety nie piszą jego teologii? „Mój”, bo rewolucyjnym gestem jest dopuszczenie przedstawicielki naszej płci (choć nie jest pewne, czy przedstawicielki naszych spraw i praw) do głosowania na synodzie? „Mój”, bo najbardziej interesuje go moja seksualność, macica i czy wywiążę się z obowiązków cnoty i płodności?

To, czy Kościół jest mój i innych kobiet, nie wydaje się wobec śmierci w polskich szpitalach najpilniejszym pytaniem. Być może jednak wskazuje na jądro problemu. Trzeba przepisać teologiczno-religijną opowieść, która gloryfikuje śmierć kobiet, na taką, która będzie współtworzyć bezpieczny dla nas świat. Świat, w którym fakt, że jesteś osobą z macicą, nie sprawia, że dławi cię strach.

Potrzebna nam nowa, feministyczna teologia ciała. Inna niż ta, którą sformułował „nasz papież”. Nie da się jej dziś zrobić inaczej, niż wychodząc od kontekstu, którym w Polsce XXI wieku są dyscyplinowane kobiety i ich nękane ciała. Gdzie byśmy doszli, gdyby nasze locus theologicus, czyli miejsce i perspektywa, z którego tworzymy teologię, znajdowało się w nich?

Boję się

Na razie kościelnej machinie retorycznej mogę przeciwstawić opowieści kobiet, które słyszę, bo z roku na rok coraz częściej wypowiadamy je na głos. I w telewizyjnym studiu, i przy stole, i na łamach gazet kobiety mówią o tym, jak przerwały ciąże, roniły, rodziły i jak były traktowane. Jakie były ich motywacje i lęki.

Kiedyś myślałam, że takie głosy skruszą serca. W 2016 i w 2020 r., pisząc teksty w lęku i gniewie, męczona gorączką, której nabawiłam się, przemakając na protestach, byłam przekonana, że ten chór głosów coś sprawi. Albo że policzymy się i już więcej nie pozwolimy się zagłuszyć ani skrzywdzić. Także w Kościele. Jednak ci, którzy nie chcą usłyszeć, i tak uznają nas za histeryczki. Ci, którzy wyśmiewali Alicję Tysiąc, wyśmieją też nasz strach. Ten, kto nie chce zrozumieć, co mówisz, zignoruje te głosy.

A ja nadal zwyczajnie boję się o siebie i inne bliskie kobiety. Zawsze masz się o kogo bać, bo kiedy tematy reprodukcyjne przestaną dotyczyć ciebie, zaczną być sprawą córki i będą dotyczyć przyjaciółek. Wystarczy być kobietą i mieszkać w Polsce. Zresztą lęk nie dotyczy tylko kobiet, bo niejeden mężczyzna zadaje sobie pytanie: a co, gdyby to była moja żona? Gdyby lekarze, czekając na śmierć płodu, przekreślili nasze dotychczasowe życie?


Małgorzata Solecka: To nie wyrok Trybunału Konstytucyjnego, lecz błąd medyczny sprawił, że w nowotarskim szpitalu zmarła 33-letnia ciężarna – przekonują rządzący. Takie tłumaczenie nie wytrzymuje konfrontacji z faktami.


 

Spodziewałam się, że będę pisać ten tekst w gniewie, ale opadłam z sił. Kolejny raz spisuję sumę lęków polskich kobiet, ucieleśnionych i namacalnych. Strachu, że ty będziesz następna. Piszę dziś w innych emocjach: to lęk pomieszany z rezygnacją oraz zupełnie przyziemną taktyką, której celem jest przetrwanie.

Moja reakcja po Nowym Targu była organiczna i prosta: jeśli będę w ciąży, muszę trzymać się daleko od Polski. Ten nagły lęk przed ewentualnym przekraczaniem granicy zaskoczył mnie, ale też wydał się uzasadniony. To chore: mówimy przecież o lęku przed własną ojczyzną. Chore, ale prawdziwe. Z trzewi.

Strategia przetrwania

Nie mieszkam już w Polsce i główną różnicą doświadczaną na co dzień jest zakres dostępnych mi praw reprodukcyjnych, objętych zakresem ubezpieczenia procedur. Odkrywam w zdumieniu, że świat może traktować kobietę inaczej. Belgijska ginekolożka wyjaśnia przy różnych okazjach, jaki mam wybór. Pokazuje opcje, pyta, jakby to było najzwyczajniejsze w świecie. Za każdym razem wprawia mnie to w osłupienie. Nie chcę tłumaczyć, że przyjechałam z kraju, w którym to wszystko nie jest oczywiste, bo wtedy patrzy na mnie z politowaniem. Nie opowiadam, że moja ostatnia ginekolożka w ojczyźnie kompulsywnie wypisywała recepty na antykoncepcję na zapas, żyjąc w lęku, że „oni” mogą zakazać jej z dnia na dzień.

Oni. Mogą. W sumie ma rację. Uwierzyć już można we wszystko.

Nie tylko ja myślę taktycznie. Telefon: „Słyszałaś o pani Dorocie?” – pyta znajomy głos. „Następnego dnia umówiłam się do ginekolożki, żeby założyć wkładkę. Mam dwoje dzieci, nie będę ryzykować”.

Ta strategia przetrwania też jest uprzywilejowana, bo zakłada, że stać cię z marszu na ginekologa oraz że znajdziesz takiego, który nie będzie dyskutował z twoim wyborem metod antykoncepcji. To wszystko nie jest prawdą dla większości kobiet poza dużymi ośrodkami. Tam wyboru zwykle nie ma.

Dajcie nam chociaż prawo do decyzji, jakie miała wybrana przez was dla nas patronka ciąż i ich powikłań.

Pod Watykan

Wszystko już powiedziałyśmy. Czy ktoś usłyszał? Pytanie teraz, co zrobimy, byśmy nie musiały umierać.

Telefon: „Myślisz, że jakieś polskie katoliczki dołączyłyby do naszego protestu w czasie synodu?” – pyta znajoma z amerykańskiego Catholics for Choice. Amerykańskie kobiety, również katoliczki, wojują teraz z ograniczaniem prawa do aborcji w ich kraju. Biskupi są, oczywiście, bezwzględnie „za życiem”. Zaczynam tłumaczyć, że pewnie nie: „Wiesz – mówię – jak łatwo zamknąć usta katoliczce, która zakwestionuje politykę biskupów w tej sprawie. Pokaże się na proteście, powie coś nie po linii. Zniuansuje. A nawet wyzna, że wybrałaby jak Alicja, a nie jak Joanna: swoje życie i zdrowie, a nie płód. Rozniosą cię w proch”.

Katolicki dyskurs wydaje się zabetonowany. Sama się tego trochę boję, przesuwam granice w tym, co mówię, bo wygrywa biologiczny strach. Ale czy nie zakwestionowanie kościelnego języka jest właśnie drogą do tego, żebyśmy nie musiały umierać? Więc może jednak nadszedł czas. Może czas pokazać nasze męczennice Kościołowi, który formował nas według swoich?

„Dam znać, może właśnie przyszedł ten moment. Może znajdą się polskie katoliczki, które będą chciały dołączyć – dodaję więc. – Może boimy się już wystarczająco, by nasz lęk zanieść pod Watykan”.

Mówili, że synodalność ma Kościół nauczyć wzajemnego słuchania. Coś jednak podpowiada, że nawet nasz krzyk przerażenia nie otworzy im uszu. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2023