Czy mogę?

Skąd taka wątpliwość? Bo w ciągu paru ostatnich tygodni w medialnym dialogu coś się zasadniczo zmieniło. Zdominowały go obowiązkowe podziały, odwołujące się do najwznioślejszych terminów, a testowane w sposób najprostszy: przez odniesienie do paru haseł wywoławczych. Kto za którymkolwiek z nich - jest dobry. Kto ma jakąkolwiek wątpliwość albo tylko potrzebę sformułowania pytań czy obejrzenia drugiej strony danej kwestii - zdemaskowany jako wróg o dokładnie rozszyfrowanych intencjach.

20.02.2005

Czyta się kilka minut

Takim zabiegiem operują nawet ludzie o imponującej dotąd niezależności umysłowej i przewodnicy duchowi (niektórzy tylko, ale głośni wśród większości milczącej uparcie, jakby czuła się zagoniona w ślepy zaułek). Wybitny socjolog pisze o “zmowie tchórzy", hierarcha o “krzywdach pozornych" (czyli sytuacji podejrzanych niesłusznie), ba, już w zupełnie innym zakresie spraw polityk planujący nową instytucję mającą oczyszczać życie publiczne, z góry ostrzega, że kto jej nie poprze, nie zasłuży na certyfikat polskości. Coraz mniej sprostowań po przekłamaniach i zwyczajnych nieprawdach, bo rozstrzyga o tym nie samo poczucie sprawiedliwości, lecz kwestia podstawowa: z którego obozu jest ten, kogo fałszywy zarzut krzywdzi, i ten, który zniesławieniem się posłużył.

Więc coraz trudniej mówić i pisać według własnej busoli, choćby się nieustannie podkreślało, że to tylko we własnym imieniu, a więc i na własny rachunek wyłącznie... A tym razem pytanie jest szczególnie pilne i gorące, bo dotyczy tak zwanego faktu prasowego z dzisiejszego dnia; faktu, który zapewne wywoła wiele ech, ale dla mnie ma znaczenie już teraz, od razu i zupełnie niezależnie od tego, co pomyślą i powiedzą o nim wszyscy inni.

W dzisiejszej (tzn. z 11 lutego, piątek) “Gazecie Wyborczej" ukazał się materiał z dopiero co nagranej i opisanej przez dziennikarzy sceny spotkania Bogdana Borusewicza z dawnym donosicielem, a potem solidarnościowym kolegą. Obaj byli w czasach pierwszej “Solidarności" legendami podziemia. Dziś Borusewicz (późniejszy poseł, senator, a do dziś jeden z przywódców całych dziejów i “S") ma oto odprawić sąd nad winowajcą: godząc się na spotkanie, na którym dawny kolega-donosiciel chce wyznać winy i pokajać się, stawia żądanie odbycia tej spowiedzi w obecności dziennikarzy. Płacze, ale ręki mu nie podaje i odsyła, by winę wyznał własnym dzieciom. Tak się to kończy. Nie sądzę, bym się myliła, że materiał ten zostanie uznany za największe wydarzenie medialne dzisiejszego dnia. Dla mnie zaś osobiście cały ten fakt (bo nie tylko lektura tekstu i nie tylko opisane zachowania uczestników, lecz także sama decyzja, by to się odbyło w taki właśnie sposób i tak zostało zakończone) jest przeżyciem tego rodzaju, o którym wiem jedno: że nie potrafię pogodzić się ze światem, w którym to będzie norma. Nazwana, jak mogę sądzić, sprawiedliwością, oczyszczeniem i wyzwoleniem przez prawdę. Czegoś w tej scenie brak strasznie - tak jakby to nie byli żywi ludzie. I czegoś jest nadmiar nie do zniesienia - chyba naszej obecności przy tej scenie...

Tak myślę, czuję i wiem, mimo iż równocześnie wiem również zupełnie jasno, jak wielkim poniżeniem człowieczeństwa jest zdrada i kto w tamtych dawnych latach “Solidarności" zasługiwał na zaszczytne miano bohatera. Obie te świadomości istnieją obok siebie. Podobnie, gdy w migawce z rozpoczętego właśnie procesu konspiracyjnego wydawcy, oskarżonego o zdradę i walczącego o odzyskanie dobrego imienia, widzę wielbionego jak bohatera dziennikarza, który go osądził już dawno i bez odwołania, jak mówi kamiennym głosem: “on już dla mnie nie istnieje", widzę nie aureole nad głowami przyszłych sprawiedliwych, poruszających się w swoim już tylko towarzystwie w tym obiecywanym świecie oczyszczenia i prawdy, lecz jakiś ciemny horyzont przestrzeni, w której nie potrafię się odnaleźć i której naprawdę się boję. Czy jeszcze będzie ludzka?

Nikogo to oczywiście może nie obchodzić i dla nikogo poza mną może to nie mieć znaczenia. To jednak nie zmienia ani litery z tego, co napisałam.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, publicystka, felietonistka, była posłanka. Od 1948 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, gdzie do 2008 r. pełniła funkcję zastępczyni redaktora naczelnego, a do 2012 r. publikowała felietony. Odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2005