Czerwone gwiazdy Europy

Jeszcze niedawno wydać się mogło, że Mołdawia - kolejna po Gruzji i Ukrainie była republika sowiecka - stanie się areną demokratycznej rewolucji. Przed wyborami parlamentarnymi w niedzielę (6 marca) wszystko wskazuje jednak na to, że rządzący komuniści zostaną przy władzy. Czy oznacza to zastój w gospodarce, budowie społeczeństwa obywatelskiego i europejskich aspiracjach Mołdawian? Niekoniecznie. Wszystko zależy od tego, na ile trwały będzie kurs obrany niedawno przez komunistów.

06.03.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Che i Unia

Mołdawia to dziś jedyne państwo Europy, w którym rządzi partia mająca w nazwie komunizm: ma większość w parlamencie, a jej lider Władimir Woronin jest prezydentem. Przytłaczające zwycięstwo komunistów w 2001 r. budziło obawy, gdyż ich hasła pachniały powrotem ZSRR: chcieli uczynić rosyjski drugim oficjalnym językiem (Woronin nie mówi po rumuńsku), wstąpić do Związku Rosji i Białorusi czy rekolektywizować rolnictwo. Potem jednak wycofali się z kontrowersyjnych projektów i zaczęli zmieniać kurs. Otworzyli się na Unię Europejską, zapowiadają modernizację kraju, chcą międzynarodowego rozwiązania konfliktu w Naddniestrzu [patrz ramka - red.]. I hojnie obdzielają społeczeństwo owocami wzrostu gospodarczego, którego Mołdawia doświadcza od kilku lat.

Oczywiście, nie wszyscy są zadowoleni. - Ich cyniczna technologia wyborcza czyni z obywateli masę pozbawioną rozumu, pamięci i godności - mówi sympatyzująca z opozycją Larysa, studentka ze stolicy - Kiszyniowa. Jej zdaniem komuniści tylko pozornie zmieniają oblicze, bo cel mają ten sam: za wszelką cenę utrzymać władzę. - Przyjazne gesty pod adresem Zachodu nie powinny zatrzeć obrazu czterech lat ich despotycznych rządów.

Opozycja zarzuca komunistom nieczystą grę. - Przez ostatnie dwa lata ich strategia polegała na oczernianiu przeciwników przy pomocy publicznego radia i telewizji - uważa Igor Botan, szef pozarządowej organizacji ADEPT. Partie opozycji skarżą się na bezprawne zatrzymania swych działaczy czy utrudnianie spotkań z wyborcami.

---ramka 347419|prawo|1---Dla mołdawskiej opozycji wzorem jest bezkrwawe przejęcie władzy przez Wiktora Juszczenkę na Ukrainie. Przypomina o tym wyborcza kolorystyka: każda z partii chce się odróżnić od czerwieni (nadal koloru mołdawskich komunistów). Demokraci, którym przewodzi mer Kiszyniowa Serafim Urechean, obrali sobie kolor żółty, socjaldemokraci obnoszą się z zielenią, a chadecy - z barwą pomarańczową.

Choć ugrupowania opozycyjne wiele dzieli, ich liderzy są zgodni, że władza chce sfałszować wybory. Dzięki decyzji urzędników Urecheana opozycja uzyskała wyłączne prawo organizowania demonstracji na centralnym placu Kiszyniowa przez dwa tygodnie po wyborczej niedzieli - wspólny protest ma zmusić władze do dymisji i zjednoczyć opozycję.

Ale jak na kraj, który miałby stać na progu rewolucji, Mołdawia wygląda zdumiewająco spokojnie. Kampania nie budzi emocji, brakuje wieców i demonstracji, w miastach z rzadka widać plakaty. Niezwykła jest postawa mediów: wiele z nich odmówiło publikacji jakichkolwiek materiałów wyborczych. Najpierw prezydent Woronin polecił Teleradiu Moldova ograniczenie do minimum relacji z prac rządu; potem posypały się kolejne rezygnacje, również kanałów prywatnych.

Czy to zrzucenie z siebie odpowiedzialności, czy może oportunizm, który pozwoli ułożyć się ze zwycięzcą, ktokolwiek nim będzie? A może fortel władz, który uniemożliwi Zachodowi krytykowanie przebiegu kampanii? Opozycja niby powinna się cieszyć, bo narzekała na media. Jednak nie jest zadowolona: nie ma jej w telewizji, gdzie rząd chwali się osiągnięciami.

Tymczasem komuniści wyciągnęli wnioski z wydarzeń w Kijowie i - w przeciwieństwie do ukraińskiego “obozu władzy" - mniej odwołują się do metod administracyjnych, a bardziej do tych, którymi posługuje się opozycja. Atakując organizacje pozarządowe, powołują własne. W proteście przeciw decyzji mera stolicy w sprawie powyborczych demonstracji przed ratuszem w Kiszyniowie manifestowało kilkuset członków komunistycznej młodzieżówki: ustrojeni w czerwone wstążki nieśli portrety “Che" Guevary i flagi z... czerwonymi gwiazdami Unii Europejskiej.

Wszystko to elektryzuje jednak tylko wąską część opinii publicznej. - Komuniści nie są zbyt aktywni, bo spodziewają się zwycięstwa, na co wskazują sondaże - mówi Valeriu Gheorghiu z pozarządowego Instytutu Spraw Publicznych (IPP). - A pogodzone z porażką partie opozycji wolą walczyć między sobą, niż zabiegać o wyborców.

Rewolucja? Po co?

Mołdawia uchodzi za jedno z bardziej skorumpowanych państw świata: w raporcie Transparency International z 2004 r. wśród 146 krajów znalazła się na 117 miejscu (wcześniej było jeszcze gorzej). Teraz komuniści obiecują rozprawienie się z korupcją, tyle że większość ich zarzutów dotyczy demokratów. Niektórzy z ich liderów już trafili za kratki, toczą się śledztwa w sprawach współpracowników Urecheana.

- Tu nie ma polityków jak Szaakaszwili czy Juszczenko, tylko sami złodzieje i kłamcy - twierdzi 25-latek rosyjskiego pochodzenia (boi się przedstawić: pracuje w międzynarodowej korporacji i nie chce kłopotów).

Opozycyjny Blok “Demokratyczna Mołdawia" (BMD) nie jest jednolitą formacją, lecz koalicją trzech partii i wielu mniejszych organizacji. Sprzeczne interesy i temperamenty utrudniają współpracę liderów. Nawet sympatycy zarzucają im zamknięcie w stolicy i brak kontaktów z terenem. Wśród przywódców Bloku jest masa byłych sowieckich aparatczyków i ludzi, którzy zajmowali już stanowiska w niepodległej Mołdawii, z marnym skutkiem.

Oskarżenia pod adresem demokratów to nie tylko propaganda “obozu władzy". O korupcji urzędników Urecheana mówią również opozycyjni chadecy. Vladimir Socor, konserwatywny analityk amerykański, liderów trzech partii tworzących BMD nazywa “nomenklaturową trójką" i wypomina im niejasne związki z Naddniestrzem. Trudno się dziwić, że poparcie dla demokratów ciągle się kurczy, a murowanym faworytem jest PCRM (Partia Komunistów Republiki Mołdawii) - chce na nich głosować ponad połowa wyborców (Blok “Demokratyczna Mołdawia" liczy na ok. 20 proc., a chadecy na ok. 10 proc.; poniżej 6-procentowego progu są socjaldemokraci).

Szykowane przez opozycję protesty komuniści nazywają planowaniem puczu. Powracają oskarżenia znane z Ukrainy: demonstracje to dzieło studentów i bogatych sponsorów. - To ma być polityczny show, nic więcej - mówi popierający komunistów Borys. - Widziałem Rosjanina, który brał udział w antyrosyjskiej manifestacji. Gdy spytałem, czemu wraz z Rumunami występuje przeciw swemu narodowi, odpowiedział, że płacą mu za to.

Komuniści twierdzą, że nie ma sensu wzywać do rewolucji, bo... ona już trwa, a jej początkiem było objęcie przez nich władzy cztery lata temu i zmiana orientacji na prozachodnią. Woronin podjął dialog z Bukaresztem na temat wspierania Mołdawii w Unii, gdy Rumunia będzie już członkiem UE. Na wybory zaprosił obserwatorów OBWE i organizacji zachodnich, zwykle krytycznych wobec władz w Kiszyniowie, odmówił natomiast akredytacji przedstawicielom Wspólnoty Niepodległych Państw.

Zmiany mają też charakter pokoleniowy: na listach wyborczych komunistów znalazło się wielu młodych, wolnych od sowieckiej przeszłości. W kampanii do najbardziej aktywnych należą komsomolcy. Wbrew przewidywaniom wielu obserwatorów, taktyka ta nie zniechęciła twardego elektoratu partii Woronina: emerytów i mieszkańców wsi.

Rosja w akcji

Pewną rolę w wyborach zamierzają odegrać władze tzw. Republiki Naddniestrzańskiej, na lewym brzegu Dniestru. To samozwańcze państewko jest pariasem wspólnoty międzynarodowej, kontrolowanym przez organizacje przestępcze. Jego ponura sława opiera się na nielegalnym handlu bronią, przemycie papierosów i alkoholu.

Naddniestrze - z Mołdawią powiązane siecią związków gospodarczych i politycznych - przez lata służyło Kremlowi jako narzędzie wywierania wpływu na Kiszyniów. W związku z prozachodnim zwrotem mołdawskich komunistów rządzący w Tyraspolu (stolicy Naddniestrza) separatyści czują się coraz mniej pewnie. Ich lider Igor Smirnow apelował ostatnio do Rosji o wzmocnienie wojsk stacjonujących w zbuntowanej republice. A wybory stworzyły mu okazję do rzucania kłód pod nogi znienawidzonym władzom w Kiszyniowie: na mocy podpisanej przed paru laty umowy mieszkańcy Naddniestrza mają prawo głosować, a gra toczy się o sporą stawkę, bo mieszka tam 600 tys. ludzi. Część mołdawskiej opozycji chciała, by zorganizować punkty wyborcze w Naddniestrzu. Tyraspol skwapliwie na to przystał. Zaprotestowali komuniści i chadecy, którzy nie wierzą, by udało się tam zapewnić uczciwą kampanię. Ostatecznie zdecydowano, że mieszkańcy Naddniestrza będą korzystać z kilku komisji na prawym brzegu rzeki i wezwano władze w Tyraspolu, by im w tym nie przeszkadzały.

Kiszyniów oskarża separatystów o mieszanie się w sprawy Mołdawii, podkreślając jednocześnie dobre stosunki łączące Urecheana ze Smirnowem. Głośna stała się też satyryczna gazetka “Redisca" (“Rzodkiewka"), bezpłatnie kolportowana w stolicy bez sygnatury któregokolwiek ze sztabów wyborczych. Ofiarą jej kpin są głównie komuniści. Zdaniem wielu obserwatorów działania Naddniestrza inspirowane są przez Rosję: nie wiedząc, kogo poprzeć w Mołdawii, Kreml ma dążyć do podważenia mandatu nowego parlamentu. Rosja chce w ten sposób ograniczyć wpływy wrogich sobie komunistów i zdestabilizować Mołdawię.

Najlepszy scenariusz

- U nas ludzie są zbyt obojętni, by chciało im się zmieniać cokolwiek w kraju - mówi Mihaela, studentka uniwersytetu w Kiszyniowie. Pytana, czy po wyborach wybuchnie w Mołdawii rewolucja podobna do ukraińskiej, ponuro odpowiada zasłyszanym cytatem: - Mamy rolnicze społeczeństwo, a po wyborach rozpoczyna się sezon prac polowych. Ludzie będą zbyt zajęci, żeby chciało im się tracić czas na protesty.

Tymczasem ostatnia wolta w polityce Kiszyniowa wskazuje, że nie tylko antykomunistyczne rewolucje mogą się przyczynić do zmian. Choć Mołdawii nie czeka powtórka z Pomarańczowej Rewolucji, społeczna mobilizacja mogłaby wesprzeć nowy kurs Woronina. Zdaniem Vladimira Socora najlepszy scenariusz dla Mołdawii to reforma partii komunistycznej na modłę zachodnich socjaldemokracji i powołanie koalicyjnego rządu proeuropejskiego.

- Dziś mówienie o Unii to polityczna gra - mówi Borys. - Żeby poważnie dyskutować o Mołdawii w Europie, musimy rozwinąć produkcję, rozbudować infrastrukturę, stworzyć ludziom godne warunki życia i dać poczucie bezpieczeństwa inwestorom, uwolnić się od korupcji i poważnie traktować prawa człowieka.

Tak mówi komunista, którego w Polsce okrzyknięto by euroentuzjastą.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2005