Conrad Festival: Literatura we mgle

Dzień czwarty nazwany "Pokusą mitu" należał do filozofów. Należał także do Etgara Kereta, Marka Bieńczyka, Przemysława Czaplińskiego, Cezarego Michalskiego, Rafała Ziemkiewicza. Należał wreszcie do nominowanych do Nagrody im. Jana Długosza i laureata/laureatki tego prestiżowego konkursu. Do wielkiej mgły, która wieczorem i nocą spowiła Kraków. Do sal pełnych słuchaczy. Do największych w kraju Targów Książki. Do Aten, Rzymu, Jerozolimy, Krakowa i Gardzienic.

06.11.2009

Czyta się kilka minut

Etgar Keret podczas spotkania pt. "Film zmienia literaturę". Kraków, Klub Drukarnia, 5 listopada 2009 r. / fot. Grażyna Makara /
Etgar Keret podczas spotkania pt. "Film zmienia literaturę". Kraków, Klub Drukarnia, 5 listopada 2009 r. / fot. Grażyna Makara /

Dziennik pokładowy

5.11. 2009, czwartek - czwarty dzień rejsu.

Obiecałem wczoraj zachęcić do lektury nowych esejów Michała Pawła Markowskiego zebranych w tomie "Życie na miarę literatury". Wybrałem dwa cytaty z książki, które mogą dodatkowo pomóc odpowiedzieć na pytanie o sens czytania wciąż nowych i nowych książek, o sens naszych festiwalowych spotkań. Pisze Michał Paweł Markowski: "Książka  niniejsza  powstała z kilku powodów. Po pierwsze chciałem pokazać, że »miłość do literatury« podobna jest do uczucia, które pojawia się w codziennym życiu i nie jest czymś, co zdarza się rzadko. Tak jak nie kocha się wszystkich ludzi, tak nie czyta się wszystkich autorów. Ważne, że w ogóle kocha się i czyta. W obu wypadkach rzecz idzie głęboko pod skórę, dotyka czułych nerwów, nie pozwala na obojętność, zmusza do reakcji, które nie zawsze są grzeczne i przyjemne. Nie piszę więc o literaturze w ogóle i ogólnie, lecz tylko o tych pisarzach, których czytanie pozwoliło mi zrozumieć coś, czego przedtem nie chciałem, albo nie miałem czasu rozumieć. Słuchałem ich g ł o s u, tego, co mają do powiedzenia, staram się rozumieć ich racje, ale zawsze czynię to dlatego, że każdy z tych głosów mówi coś w moim przekonaniu niesłychanie ważnego i osobistego, choć nie z każdym się utożsamiam. W pewnym sensie zaproponowany zbiór to moja antologia osobista: są tu pisarze, których doświadczenie uważam za istotne i którzy pomagają mi wyjść z własnej skóry i obejrzeć świat innymi oczami".

Spodobał mi się także ten fragment "Życia na miarę literatury": "Niezbędna? Z jakiego powodu? Rorty i Proust mówią jasno: literatura ułatwia przyjaźń. Dokładniej literatura pokazuje nam światy, które nie są naszymi światami, a które warto poznać, by lepiej zrozumieć samych siebie. Ale to przekonanie można też odwracać: bez przyjaźni nie ma literatury. Literatura bowiem to nie szafa z książkami, po które sięgamy znudzeni, lecz możliwość innego życia, którego czujemy potrzebę, bo ciasno nam w swoim domu, bo chcielibyśmy poznać coś więcej, bo chcielibyśmy być z kimś innym, bo chcielibyśmy coś zmienić we własnym życiu. W jednym z wywiadów Orhan Pamuk powiedział: "Jeżeli jesteś nieszczęśliwy, świat cię uwiera, to właśnie w taki radykalny sposób czytasz, całym sobą. Świat eksploduje i odnajdujesz nowe życie. Ja tak czytałem jakbym oczekiwał, że nagle spłynie na mnie światło. Jeżeli jakaś książka zatruwała mnie, natychmiast sięgałem po następną, jak po odtrutkę". Tak o literaturze można mówić tylko wtedy, gdy znajdziemy w sobie samych gotowość naruszenia skorupy, która nas otacza, do pogadania z kimś, kto mówi i myśli inaczej, do zachwycenia się cudzym zachwytem. Ta gotowość do czytania świata to gotowość do przyjaźni, bez której o czytaniu literatury mowy być nie może".

Te wszystkie słowa można odnieść do kolejnych odsłon czwartkowego programu. Dzień rozpoczął się od spotkania tłumaczy i krytyków z Etgarem Keretem w Camelocie. Spotkanie poprowadził Grzegorz Jankowicz, który, trzeba przyznać, miał dziś jeden z najbardziej pracowitych dni podczas Festiwalu: poprowadził także spotkania o literaturze i polityce w klubie "Pod Jaszczurami" oraz ponownie z Etgarem Keretem, wieczorem w klubie "Drukarnia".

Wolałbym nie   

To był najczęściej powtarzany zwrot podczas trzeciego seminarium dla licealistów, tzw. "lekcji czytania". Seminarium poprowadził tym razem Marek Bieńczyk, wybierając do omówienia opowiadanie Hermana Melville’a "Bartleby" napisane w 1853 roku. Czyli na dwa lata przed śmiercią Mickiewicza, jak zauważa Bieńczyk. Jakże dwa różne literackie światy, sposoby zapisywania uczuć, emocji.

Marek Bieńczyk wybrał to opowiadanie z przynajmniej trzech powodów (wahał się jeszcze między tym tekstem, a opowiadaniem "Wzgórza jak białe słonie" Hemingwaya, do czasu kiedy życie samo przyniosło podpowiedź; kilkakrotnie powtórzone przez sekretarkę jego instytutu słowa "wołałabym nie"). Jednym z powodów było to, że opowiadanie Melville’a jest najczęściej komentowanym przez filozofów XX wieku. Innym powodem była okoliczność nowego przekładu opowiadania, którego dokonał Artur Szlosarek, i które to tłumaczenie niebawem ukaże się drukiem. Ukazała się także antologia tekstów młodych pisarzy opartych o motyw protestu (i nawiązujących do zwrotu "Wołałbym nie" 32 razy użytego w opowiadaniu Melville’a). Logicznie sprzeczne słowa I would prefer not to, w oryginalnym, naszym polskim tłumaczeniu Lecha Wałęsy "Jestem za, a nawet przeciw". Wolałbym nie - zwrot nadużywany przez bohatera opowiadania Bartleby’ego. Kim jest bohater Bartleby: oportunistą? rewolucjonistą? leniem? melancholikiem? szaleńcem? Warto się dowiedzieć, bo jak twierdzi Marek Bieńczyk, któregoś dnia, może już jutro, Bartleby, lub ktoś bardzo podobny, zapuka do waszych drzwi.

Literatura i polityka  

Ktoś na tygodnikowym forum zadał pytanie: "Gdzie jest Conrad?", być może oczekując prostej odpowiedzi od organizatorów Festiwalu im. Josepha Conrada. Prostych odpowiedzi, jak wiadomo, nie ma. Ale poniekąd i na to pytanie, (chociaż ono "Pod Jaszczurami" nie padło) próbowali odpowiedzieć zaproszeni krytycy i prozaicy: prowadzący spotkanie Grzegorz Jankowicz, krytyk Przemysław Czapliński, prozaicy Rafał Ziemkiewicz i Cezary Michalski. Kinga Dunin do Krakowa niestety nie dotarła.

Nazwisko Conrada przywołał Rafał Ziemkiewicz, mówiąc że literatura polska, a także literatura sama w sobie, nosi obowiązek sprzeciwu wobec zła. Na pisarzu, według Ziemkiewicza, powinien taki obowiązek ciążyć. On sam jest rozczarowany tym, że w wolnej Polsce jest tyle draństwa, kłamstwa, nieuczciwości. Inteligencja jego zdaniem została zaszantażowana propagandą sukcesu. Miała powtarzać, że reformy są potrzebne, że w kraju dobrze się dzieje, że odnieśliśmy w ciągu ostatnich dwudziestu lat sukces. Dopiero gdy wybuchła afera Rywina, można było zacząć mówić, że w tym kraju jest źle (i nie być z powodu krytycznego osądu wykluczonym, nazwanym "oszołomem", albo jeszcze lepiej - "prawicowym oszołomem"). Zdaniem Ziemkiewicza to, że nie powstała na początku przemian demokratycznych w Polsce dobra literatura polityczna, wynikało z konformizmu pisarzy, ich tchórzostwa. Pisarze polscy na wszelki wypadek szukali innych tematów dla swoich fabuł, tematów poza światem polityki. Jedynie fantastyka była takim obszarem wolnej, politycznie niepoprawnej wypowiedzi. Dlatego, tłumaczył, tak go zainteresowała. Rafał Ziemkiewicz powiedział też że nie zgadza się z głosami tych, którzy twierdzą, że polska literatura jest poddana męskiej opresji. On zauważa coś innego, mianowicie brak mocnej figury ojca w większości fabuł. Obraz polskiego ojca przedstawia się tak: albo go nie ma przy kobiecie i dzieciach, bo walczy, pojechał na wojenkę, albo leży pijany, umęczony, słaby. Ojciec jako postać karykaturalna, nienaturalna.

Powszechnym oczekiwaniem w wolnej Polsce było to, że powstanie książka na miarę "Przedwiośnia" albo "Generała Barcza" - przypominał Przemysław Czapliński. Ale to nie takie proste. Dziś literatura musi konkurować z innymi dziedzinami sztuki czy przekazu medialnego. Czapliński powiedział, że jednak powstają książki polityczne o przemyślanych, spójnych projektach w warstwie językowej, fabule. O dziwo prócz Masłowskiej i Kruszyńskiego do tego grona zaliczył Magdalenę Tulli. Muszę przyznać, że dla mnie pojawienie się nazwiska tej pisarki w gronie pisarzy politycznych było pewnym zaskoczeniem.

"Pod Jaszczury" przyszło prawdopodobnie ponad 300 słuchaczy. I to też było dla mnie zaskoczeniem. Jeszcze niedawno słyszałem, że tematy polityczne się w towarzystwie literackim przejadły, że nikogo nie interesują. A okazuje się, że jest wprost przeciwnie - sądząc po frekwencji na spotkaniu i po poczytności fantastyki, która święci triumfy na listach najlepiej sprzedających się książek. Literatury zaangażowanej oczekują dziś środowiska prawicowe i lewicowe, dziennikarze i czytelnicy. I chociaż Rafał Ziemkiewicz mówi: "literatura nie powinna być argumentem w walce politycznej", to Cezary Michalski wie, że "prawdziwa nieśmiertelność, ale i władza - to literatura".

Ateny czy Jerozolima

Na Kazimierzu w "Cheder Cafe" przy ulicy Józefa czołowi dzisiaj polscy filozofowie: Agata Bielik-Robson i Cezary Wodziński przy współudziale nieocenionego  współpracownika "Tygodnika" Tadeusza Sławka zastanawiali się nad prymatem dwóch, a nawet trzech, (bo upomniano się o Rzym symbolizujący tradycję chrześcijańską) światów. Dwa pierwsze światy to właśnie wspomniane w tytule spotkania Ateny (symbolizujące tradycję świata antycznego) oraz Jerozolima (symbolizujące tradycję świata żydowskiego). Cezary Wodziński, autor książki "Logo nieśmiertelności" (w maju na łamach "Książek w Tygodniku" recenzował ją Jakub Winiarski) powiedział, że to Rzym definiuje, czym są Ateny i czym jest Jerozolima. Filozof twierdzi, że nie uda się nam uciec od tradycji łacińskiej; łacińskich pojęć, terminów. Agata Bielik-Robson zgodziła się z Cezarym Wodzińskim że to chrześcijaństwo dyktuje miejsce Grecji i Jerozolimy w naszym myśleniu.

W dyskusji często były przywoływane słowa Lwa Szestowa z książki "Ateny i Jerozolima". Agata Bielik-Robson wolała przywoływać nazwisko filozofa Franza Rosenzweiga. Wszyscy odwoływali się do Nietzschego, któremu, jak powiedział Wodziński, nieobce było "złowrogie milczenie o chrześcijaństwie" i, jak wiadomo, ostry spór z chrześcijaństwem. Filozofowie toczyli spór o neoplatonizm (Wodziński: "Moja książka jest radykalnie antyplatońska"), mówili jak postrzegają pojęcia takie jak: śmierć, zbawienie - Wodziński: "śmierć nie jest kresem", Agata Bielik-Robson przypomniała słowa: "Urodzony, znaczy już umarły", mówiła przywołując Ernsta Blocha "Nie należy przeceniać śmierci. Trzeba żyć tak, aby życie nasze odnalazło inny wymiar sensu". Co ze Zbawieniem? - zapytał Tadeusz Sławek, jednocześnie przyznając, że to pytanie niemal jak z programu telewizyjnego. (Typu: Czy jest Bóg? Ma pan na odpowiedź pięć minut, bo później leci reklama proszku do prania). Cezary Wodziński odpowiedział: "Pan, Panie Tadeuszu przecenia nasze kompetencje". Po czym opowiedział, jak to ostatnio zauważył w programie telewizyjnym zapowiedź filmu: "Jak Bóg stworzył świat - film dokumentalny". Opowiadał, że w swoich podróżach po Rosji zetknął się z prawosławnymi starowiercami, którzy wyznają wiarę, że zbawienie jest możliwe jedynie w procesie przemieszczania się, ruchu. Bieguni w XIX wieku w Rosji opracowali i zbudowali całą strukturę umożliwiającą nieustanne przemieszczanie się, podróż, ucieczkę. Te struktury się podobno teraz odradzają. Agata Bielik-Robson powiedziała, że dla niej pojęcie zbawienia zasadza się na "codziennym praktykowaniu miłości bliźniego".

Dwa wypadki miały miejsce podczas spotkania, o których z kronikarskiej uczciwości trzeba wspomnieć. Sala kawiarni była wypełniona po brzegi słuchaczami. Trudno było domknąć drzwi, tak wielu ludzi przyszło posłuchać uczestników debaty. Debatę w chwili najciekawszej, a mianowicie kiedy mówiono o zbawieniu przerwały na chwilę i zakłóciły antysemickie wrzaski pijanego mężczyzny. Mężczyzna wołał pod oknami tak, że trudno było nie słyszeć wewnątrz kawiarni słowa: "Sprzedaliście Kraków!", "Szalom, Szalom", "Będzie spokój!", "Żydowskie s...". Cezary Wodziński skomentował incydent, mówiąc stoickim głosem do słuchaczy: "to też proszę Państwa jest postać z zakresu pojęcia Logos". I druga historia związana z debatą filozofów: mój przyjaciel fotograf, który na początku spotkania musiał je opuścić, opowiadał, że gdy wychodził przed lokal, podjechała na rowerze młoda dziewczyna. Widząc tłum, spytała go, czy może jej popilnować tego roweru (nie było gdzie go przypiąć). Kiedy usłyszała, że musi niestety iść już do domu, powiedziała: "A, dla Wodzińskiego go poświęcę", po czym rower oparła o mur i weszła do środka "Cheder Cafe", przeciskając się między ludźmi. Roweru nikt na szczęście nie ukradł.

Łzy Kereta

Ponad dwieście osób dotarło do klubu "Drukarnia" na wieczorne spotkanie z bardzo popularnym w Polsce izraelskim reżyserem i prozaikiem Etgarem Keretem. W obecności tłumaczki spotkanie poprowadził Grzegorz Jankowicz. Keret wspominał, jak został filmowcem. Jego żona napisała scenariusz filmowy, ale żaden z izraelskich reżyserów nie chciał zrobić na jego podstawie filmu. Mówili: "to nie scenariusz a 80-stronicowy wiersz". Tak więc nie wiedząc, jak zrobić film, sami go nakręcili. W ostatnich dniach kręcenia filmu żona urodziła im syna. Keret podczas całego spotkania nieustannie żartował, sypał anegdotami jak z rękawa, czym wzbudzał salwy śmiechu.

Pisarz mówił, że pisze po to, aby czegoś dowiedzieć się o sobie samym. Pomysły przychodzą i męczą go do czasu, gdy ich nie przeleje na papier. Grzegorz dopytywał, dlaczego w Izraelu nie ma tradycji pisania powieści fantasy. Keret odpowiadał, że sprawia to sytuacja geopolityczna, doświadczenia historyczne. Powstają sagi rodzinne, pamiętniki. Naród czyta taką literaturę, jakiej potrzebuje. Izrael potrzebuje poczucia ciągłości, posiadania historii. Nieustannie rywalizuje z Palestyńczykami o prymat w martyrologii. Matka Kereta ocalała z Holocaustu. Ceni zdanie rodziców, którzy mu powtarzali: możesz krytykować Izrael, domagać się zmian w kraju, ale pamiętaj, że to jedyne miejsce na świecie, gdzie nie usłyszysz "jak ci się nie podoba, to wynocha". Dlatego Keret nie opuszcza Izreaela, chociaż wiele go w rodzinnym kraju denerwuje. Pisarz mówił, że zawsze bardziej będzie się czuł pisarzem niż filmowcem.

Opowiadał o współpracy z jugosłowiańskim reżyserem Dukiciem który nakręcił film na podstawie jego opowiadania (film "Tamten świat samobójców" można było obejrzeć w kinie "Pod Baranami" zaraz po wieczorze autorskim Kereta). Dukić zadzwonił któregoś dnia do Kereta, pytając, czy może nakręcić film na podstawie jednego z opowiadań pisarza. Keret odpowiedział że nie jest pewien, czy ktoś spoza Izraela odpowiednio udźwignie te trudne tematy związane z samobójstwem, śmiercią. Na co Dukić po chwili milczenia powiedział "Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że my w Jugosławii też mamy przechlapane?".

W filmie zagrał Tom Waits. Też przedzwonił do Dukicia, zaprosił reżysera na obiad, nie zażądał wielkiego honorarium. Dukić mówił, że Waits świetnie gotuje. Tak samo dobrze, jak śpiewa i tańczy. Keret opowiadał też, jak ubiegał się o mecenat na kręcenie jednego z filmów. A było to tak: z przyjacielem wybrali się do Brukseli, gdzie im powiedziano, że scenariusz filmu się nie kwalifikuje do finansowego wsparcia. Wsiedli razem do TGV i pojechali do Paryża, gdzie mieli umówione kolejne spotkanie z producentem. Jakiś nieszczęśliwy mężczyzna po zawodzie miłosnym rzucił się pod pociąg, były opóźnienia. Kiedy dotarli do Paryża, do spotkania zostało pięć minut. Uprosili, aby producent na nich poczekał. Keret wpadł do pokoju, gdzie czekał producent - i zaczął płakać: z nerwów, z żalu że w Brukseli im nie wyszło, z żalu, że ktoś popełnił samobójstwo. Chlipał i mówił producentowi: "My nakręcimy piękny film". Producent zaraz musiał wyjść ze spotkania. Kolega zrobił awanturę Keretowi: "Dwadzieścia lat staram się o pieniądze na filmy, ale takiej szopki jaką urządziłeś, to jeszcze nie widziałem. Gdybym wiedział, że narobisz takiego wstydu, to bym się z tobą nie pokazywał". Ale producent ostatecznie pieniądze na film dał.

***

Znów kolejne atrakcje Festiwalu im. Conrada rywalizowały ze sobą. Odbywały się w tych samych godzinach. Postaram się dopisać jutro kilka zdań o spektaklu Gardzienic i gali konkursu im. Jana Długosza. Pozostały jeszcze dwa dni pełne literackich, teatralnych, muzycznych i filmowych atrakcji. Ahoj! W górę żagle!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz kulturalny, redaktor, współpracownik "Tygodnika Powszechnego".