Co z tą Rosją?

Coraz częstsze posługiwanie się przez Rosję surowcami energetycznymi jako środkiem nacisku pokazuje, że Kreml jest zdeterminowany, by odzyskać utracone wpływy na obszarze byłego ZSRR i Europy Środkowej oraz odgrywać ważną rolę w całej Europie. Dla Rosji idealna byłaby sytuacja, w której rozwój wewnętrzny i zewnętrzny UE byłby niemożliwy bez porozumienia z nią. Jak na to odpowiedzieć?.

16.01.2006

Czyta się kilka minut

Najbliższe dwa lata - i zarazem ostatnie dwa lata prezydentury Putina - będą zapewne obfitować w dalsze bezkompromisowe działania Kremla. Nowy polski prezydent i rząd będą się z tym nieraz musieli zmierzyć. Dotąd polską politykę zagraniczną charakteryzowało reagowanie na wydarzenia inspirowane w jakimś stopniu przez Moskwę. Polityka wschodnia realizowała się niejako w cieniu Moskwy, bez podejmowania bezpośrednich działań wobec niej mających kształtować długofalową politykę.

Pozorne działania, mizerny efekt

Za prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego styl tej polityki został nazwany przez jego oponentów "polityką asymetrii": częstsze były wizyty w Moskwie polskiego prezydenta niż rosyjskiego w Warszawie. Przy czym wizyty prezydenta Kwaśniewskiego nie były wcale przejawem wzmożonej aktywności Polski wobec Rosji. Brakowało choćby zwiększenia współpracy - nie tylko politycznej czy gospodarczej, ale także kulturalnej czy naukowej. Celem tych wizyt było najczęściej łagodzenie jakiegoś konfliktu czy tworzenie "ogólnie sprzyjającej aury" - jednak niewytrzymującej, jak się okazywało, żadnej poważniejszej próby.

Władze polskie stosowały wobec Rosji ciągle tę samą taktykę: "nie budzić niedźwiedzia". Nie bacząc, że ów niedźwiedź już nie śpi, a przez ostatni rok został wystarczająco rozdrażniony. Niezwracanie na siebie uwagi, aby przypadkiem nie pogorszyć bilansu handlowego, przy jednoczesnym rozwijaniu własnej polityki wschodniej niejako za plecami Rosji - to nie zdało egzaminu. Polska jest zbyt dużym krajem, by Moskwa jej nie zauważała. Ale też za mało znaczącym, by Rosja miała unikać psucia stosunków z nią, choćby dla umocnienia wewnętrznej pozycji gospodarzy Kremla.

Inicjatywa leżała zatem ostatnio po stronie Kremla i przejawiała się w formie najwygodniejszej dla ekipy Putina, bo polscy politycy stali na pozycji z góry przegranej. Np. przy okazji rocznicy zakończenia II wojny światowej było oczywiste, że jest obojętne, czy Kwaśniewski poleci na moskiewskie obchody, czy nie - a konsekwencje i tak będą negatywne. Sytuacja powtórzyła się w 750-lecie Kaliningradu: zarówno protesty, jak i przemilczenie niezaproszenia tam polskiego prezydenta stawiało Polskę w niekorzystnym świetle. Przy pierwszym rozwiązaniu groziło oskarżenie o rusofobię. Przy drugim - o uległość polskich władz.

Reagowanie polega najczęściej na wyborze jednego z dwóch przeciwstawnych wariantów: jechać - nie jechać, protestować - milczeć. Co zatem robić? Czy można pozwolić sobie na brak reakcji? Na czym miałoby polegać wyjście Polski z tego zaklętego kręgu: wydarzenie (kreowane przez Rosjan) i reakcja (polska)?

Mit "pomostu"

W opozycji do bierności w stosunkach polsko-rosyjskich sytuuje się przesadna wiara w szczególną zdolność Polski do bycia "pomostem" między Europą Zachodnią a Moskwą. Miałaby o tym świadczyć np. bliskość kulturowa Polaków i do Niemców, i do Rosjan, wspólna historia, znajomość mentalności i języków obu sąsiadów czy możliwości tranzytowe. Wielu Polakom nadal wydaje się, że kontakty gospodarcze z Rosją to nieograniczone możliwości finansowe: duży i chłonny rynek zbytu, bogactwa naturalne. Według badań Instytutu Spraw Publicznych, aż 34 proc. Polaków wskazuje na Rosję jako na państwo, z którym Polska powinna najściślej współpracować gospodarczo (po Niemczech jest to drugi najwyższy wynik).

Ale przekonanie o wielkiej szansie ekonomicznej jest błędne. Praktyka kontaktów politycznych i gospodarczych pokazuje, że te argumenty to za mało. W świecie globalizacji i zanikania barier zarówno Rosjanie, jak i Niemcy czy Francuzi są wystarczająco zmotywowani do nauki języków, kultury i mentalności partnerów, z którymi współpracują. Także dogodne położenie geograficzne (możliwości tranzytowe) nie czyni jeszcze z Polski pośrednika. Zbytnie podkreślanie walorów tranzytowych świadczy o braku lepszych ofert współpracy gospodarczej, tak jak dzieje się to w przypadku Białorusi i państw Azji Centralnej. Prawdziwym "pomostem" mogą być duże centra gospodarcze i geopolityczne, jak np. Wielka Brytania, wielokrotnie pośrednicząca pomiędzy Unią Europejską a USA.

Jak więc chronić interesy Polski w kontaktach z Rosją? Widać tu dwa scenariusze. Pierwszy to odgrywanie przez Polskę roli lidera państw środkowoeuropejskich i bronienie ich interesów (w większości zbieżnych) w kontaktach z bogatymi państwami Unii, jak i z Rosją. Zwłaszcza po ostatnim szczycie Unii i pozytywnym dla Polski wyniku negocjacji nad budżetem. W relacjach z Rosją powyższa strategia polegałaby np. na budowaniu obozu państw przeciwnych budowie gazociągu po dnie Bałtyku (Finlandii, Szwecji, Danii, Litwy, Łotwy, Estonii) czy wypracowywaniu w ramach Grupy Wyszehradzkiej wspólnego stanowiska w kwestii handlu gazem z Rosją.

Druga koncepcja, to zacieśnienie współpracy z Niemcami i Francją, tak aby w stosunku do Rosji nasze interesy gospodarcze i polityczne były maksymalnie zbieżne i gwarantowane przez owych sojuszników z UE i NATO. Coraz ściślejsza integracja polityczno-gospodarcza państw Trójkąta Weimarskiego nie osłabiałaby integracji europejskiej, przeciwnie, stanowiłaby dla niej bazę pod przyszłe inicjatywy pogłębiające rozwój Unii (np. wspólną politykę energetyczną). Dopiero na jej podstawie byłoby możliwe trwałe skupienie wokół siebie państw Europy Środkowej i konstruowanie wspólnego stanowiska w relacjach z Moskwą. Mając wsparcie Niemiec i Francji, Polska mogłaby efektywniej wspierać Ukrainę w jej dążeniu do struktur euroatlantyckich i w pokonywaniu przeszkód z tym związanych - niejednokrotnie biorących się z mało przyjaznej postawy Kremla.

Koalicje wewnątrz Unii

Najlepszym rozwiązaniem dla Polski w sferze handlu gazem i ropą byłaby jak najszybsza wspólna polityka zagraniczna i energetyczna Unii, zapewniająca ochronę interesów wszystkich państw członkowskich. Jej pierwszym krokiem byłoby np. stworzenie kartelu państw odbierających surowce od Rosji i ustalanie wspólnej ceny. W najbliższych kilku latach szanse na to są małe, ale Polska nie powinna się zniechęcać, a tam, gdzie to możliwe, wspierać inicjatywy służące integracji polityki zagranicznej i bezpieczeństwa energetycznego. Tym, co polskie władze mogą zrobić w najbliższych 2-3 latach, jest coraz ściślejsza współpraca z innymi członkami Unii. Można to traktować jako przygotowanie gruntu - tak jak współpraca Niemiec i Francji przybliża ideę stworzenia europejskiej polityki zagranicznej.

Koncepcja budowy obozu nowych państw unijnych z Europy Środkowej (przy udziale niektórych państw skandynawskich, np. Finlandii) jest niewątpliwie atrakcyjnym projektem, lecz ryzykownym i kruchym. Słabość takiego bloku może uwidocznić się przy pierwszej większej ingerencji dużego ośrodka, atrakcyjnego dla któregoś z tych państw. Podczas niedawnych negocjacji budżetowych takie ruchy wykonywała Wielka Brytania wobec Słowacji i Czech, które były gotowe zaakceptować propozycję brytyjską i osłabić pozycję negocjacyjną Polski i innych nowych członków. Co zaś się tyczy stosunków z Rosją, kraj ten najpewniej cieszy się do tej pory dużymi, nie zawsze jawnymi, wpływami w swoich byłych "satelitach" i jednością ewentualnego bloku w kluczowych momentach mógłby łatwo zachwiać.

Niewątpliwie Polska może starać się budować takie koalicje doraźnie. Pierwszym sprawdzianem będzie próba zatrzymania budowy gazociągu po dnie Bałtyku, gdzie można wykorzystać proekologiczne i prodemokratyczne nastawienie państw skandynawskich i krajów bałtyckich. Jednak bez koncentrowania całej energii na tym właśnie przedsięwzięciu - bo do wstrzymania projektu może niestety nie dojść.

Główną strategią w polityce zagranicznej wobec Rosji powinna być zatem budowa silnego sojuszu z największymi państwami Unii i wspólne szukanie bezpieczeństwa energetycznego. Polska powinna zacieśniać tu relacje z Niemcami i z Francją w taki sposób, aby kraje te prezentowały maksymalnie ujednoliconą wspólnotę interesów w stosunku do Rosji. Takie działania w obrębie trzech dużych państw Unii mogą być podstawą przyszłego kształtu unijnej polityki wschodniej.

Okazję stanowi zbliżający się szczyt Trójkąta Weimarskiego, który po raz pierwszy może być motorem integracji, a nie tylko forum dyskusyjnym. Podczas spotkania przedstawione mają być np. koncepcje rozwoju sieci gazociągów wewnątrz Unii czy współpraca w sferze odnawialnych źródeł energii, gdzie Paryż jest liderem. Niemcy i Francja mogą stać się też gwarantem naszych interesów we wspólnych inicjatywach podejmowanych wobec Rosji.

Dobry przykład stanowi współpraca państw europejskich w powołaniu EADS: koncernu produkującego m.in. samoloty Airbus. Główni udziałowcy, niemiecki Daimler Chrysler i francuski SOGEADE, kontrolują po 30,09 proc. akcji, a hiszpański SEPI 5,50 proc. Przedsięwzięcie integruje te państwa, mimo że wkład Hiszpanii jest skromny.

Bez wątpienia tworzenie wspólnoty interesów między Polską a Niemcami i Francją w stosunku do Rosji wymaga daleko idących kompromisów. Ale na to jest przyzwolenie społeczne: niedawne badania Instytutu Spraw Publicznych pokazują, że aż 72 proc. Polaków uważa, iż Polska w stosunkach z Niemcami powinna być raczej "nastawiona na współpracę i osiąganie kompromisów" niż na "zdecydowaną obronę swoich interesów". Na kompromisy polsko-niemiecko-francuskie w imię zintegrowania polityki unijnej wobec Rosji przyzwolenie opinii publicznej może być jeszcze większe.

Pomóżmy rosyjskim demokratom

Polska zarazem nie powinna unikać dwustronnej współpracy z Rosją, służącej np. wymianie kulturalnej, młodzieżowej i naukowej. Polsce daleko dziś do takiego poziomu współpracy, jaki łączy Rosję z Niemcami, Francją, Włochami czy Hiszpanią. Niewątpliwie, państwa te są dla Moskwy o wiele atrakcyjniejsze niż Polska, ale próbować trzeba.

Polski rząd powinien również bardziej pomagać organizacjom pozarządowym: rosyjskim oraz polskim, które współpracują z Rosją. Służyć temu mogłoby powołanie narodowego funduszu wspierania demokracji na kształt amerykańskiego National Endowment for Democracy, angielskiego Westminster Foundation for Democracy czy fundacji niemieckich.

Sytuacja międzynarodowa staje się coraz bardziej wymagająca, ale i sprzyjająca. Czego dziś potrzeba, to inicjatyw służących wspieraniu w Rosji zalążków społeczeństwa obywatelskiego oraz poznawaniu się narodów polskiego i rosyjskiego. A także - jak powiedziano - inicjatyw międzynarodowych z udziałem Niemiec i Francji w obszarze politycznym i handlowo-gospodarczym.

Największą porażką polskiej polityki zagranicznej byłoby pozostanie przy status quo. Oczekiwanie na wydarzenia, aby potem na nie reagować, świadczyłoby, że z lekcji minionego roku nie wyciągnięto żadnych wniosków.

JAROSŁAW ĆWIEK-KARPOWICZ jest pracownikiem Instytutu Spraw Publicznych i doktorantem w Zakładzie Badań Wschodnich Instytutu Nauk Politycznych UW.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2006