Ciało obce

Z nauczaniem religii nie ma problemu - to oficjalna wersja dyrektorów szkół i biskupów. Tyle że do pracy w szkole zniechęca się wielu katechetów.

30.09.2008

Czyta się kilka minut

Lekcja religii w gimnazjum nr 22 w Warszawie /fot. Wojciech Gadomski /
Lekcja religii w gimnazjum nr 22 w Warszawie /fot. Wojciech Gadomski /

Ze szkół masowo uciekają duchowni" - obwieścił dwa tygodnie temu dziennik "Polska". "Z lekcji religii rezygnują dzieci" - pisały inne gazety.

Do tych doniesień krytycznie odnieśli się przedstawiciele Kościoła. Abp Kazimierz Nycz, przewodniczący Komisji Wychowania Katolickiego przy Konferencji Episkopatu, oświadczył, że spadku frekwencji na lekcji religii nie ma. Doniesienia o rezygnacjach katechetów skrytykował w rozmowie z "TP" konsultor tej samej komisji, ks. prof. Tadeusz Panuś: - Teza jest nieprawdziwa. Katecheci masowo nie odchodzą, a problemy w nauczaniu owszem, istnieją, ale dotyczą nie tyle lekcji religii, co całego szkolnictwa.

Dane statystyczne są wyrywkowe. W roku szkolnym 2004/05 w Polsce uczyło prawie 35 tys. nauczycieli religii (dane Episkopatu). Dwa lata później o 1/3 mniej - 22 tys. (to z kolei dane ministerstwa edukacji), tyle że mniejsza liczba uczących religii nie musi oznaczać ich ucieczki ze szkół: może być efektem mniejszej liczby dzieci i spadku zainteresowania samą katechezą.

Niezależnie jednak od statystyk, wystarczy porozmawiać z katechetami, odwiedzić internetowe fora gimnazjalistów i nauczycieli, by zobaczyć, że katecheza szkolna nie jest wolna od problemów.

Te problemy zaczynają się w sali lekcyjnej.

Klasa

Może być - i często jest - tak: entuzjastycznie nastawiony do katechezy ksiądz i grupa zaprzyjaźnionych z nim uczniów. Owszem, jak to z młodymi: są zaczepki, prowokacje, pytania o seks albo o ojca Rydzyka. - Zaczyna się, zanim sprawdzę obecność - mówi ks. Jan Dolasiński, 40-letni katecheta z Rabki. - "Proszę księdza, bo taki jeden ksiądz ma kobietę", "a inny wyrzucił moją ciocię z konfesjonału". Ale potem zawiązuje się rozmowa.

Ks. Wojciech Jaworski, młody katecheta z ośmioletnim stażem, pracował już z dziećmi i młodzieżą w każdym wieku: w podstawówce, gimnazjum i szkole średniej. Dziś pracuje w warszawskim gimnazjum, liceum i niepublicznej szkole podstawowej: - Najtrudniej jest w gimnazjum, tam najczęściej padają niewygodne pytania - mówi. Do wulgaryzmów i zaczepek podchodzi z humorem: "Gdy zostaniesz księdzem, przyjdę do ciebie się wyspowiadać. I wtedy dowiesz się, jak sobie z tym radzę" - odpowiada na pytanie, jak księża znoszą zakaz uprawiania seksu. Ks. Dolasiński: - Kiedyś jak słyszałem niewygodne pytanie, reagowałem bardziej emocjonalnie. Dziś nie skupiam się na obronie księży i Kościoła, ale na tym, dlaczego pytanie padło.

Są jednak i szkoły, w których katecheci nie radzą sobie z młodzieżą. Widać to choćby na forach internetowych, gdzie można znaleźć dziesiątki rozpaczliwych głosów zarówno katechetów, jak i katechizowanych. W Onecie Martyna pisze: "To przez katechetów nie chodzimy na religię. Mój jest okropny, dyktuje notatki całymi zdaniami, a do tego nie powtarza, bo stwierdził, że (...) nie nadążamy i to już nie jego problem. A do tego nam ubliża...".

Na portalu dla katechetów: "Od niedawna jestem katechetą, w liceum (...) Mam ogromny problem z młodzieżą, nie szanują norm, tradycji Kościoła, wyśmiewają innych kolegów, którzy aktywnie uczestniczą w katechezie (...) Co więcej, dowiedziałem się, że mają mnie za homoseksualistę, gdyż jestem przed trzydziestką, a nie mam żony ani dzieci".

"W tym roku ukończyłam uniwersytet i od razu trafiłam do gimnazjum (...) Po prostu nie daję rady. Uczniowie w czasie lekcji biegają, rzucają krzesłami, przeklinają (czasem też do mnie). Zawsze jest tak głośno jak na przerwie. Uczę od września, a już 2 razy mi grożono, raz uczeń ugryzł mnie w rękę. Co mam zrobić, by te lekcje wyglądały w miarę normalnie? Może się nie znam, bo mam mało doświadczenia i dlatego tak źle mi idzie? Pomóżcie, bo z dnia na dzień zastanawiam się nad rezygnacją".

- Problemy są w wielu szkołach, ale młodzi nie są wcale gorsi niż kiedyś - mówi ks. prof. Panuś. - U Herodota przeczytałem zdanie, w którym strasznie narzekał na młodzież ze swojego pokolenia. To było nieco dawniej niż jedno pokolenie temu. Sam chodziłem do krakowskiej "piątki", a potem w niej uczyłem. Nic się nie zmieniło.

Jednak ks. Jaworski twierdzi, że licealiści dziś kalkulują: "A co ja będę miał z takich pogaduszek o Panu Bogu? Czy dostanę ważny papierek, który się potem przyda?".

- Jeśli nie poczują wymiernych korzyści, jeśli nie będą przekonani, że lekcje mają wpływ na ich życie, nie zainteresują się katechezą - mówi. - Wybiorą praktyczniejszy przedmiot.

Ks. Jan o młodzieży mówi tak: jeśli poznają cię na ulicy, to już jest sukces. - Kiedyś młodzież widziała na ulicy wszystkich. Wszystkim mówiła "dzień dobry". Teraz nie widzą. Więc jeśli ktoś mnie nie tylko dostrzega, ale machnie ręką i zamieni dwa zdania, to jest powód do radości.

Problem z dostrzeganiem katechetów dotyczy zresztą nie tylko młodzieży. Ks. Wojciech: - Zdarza się, że nie widzą nas dyrektorzy szkół i inni nauczyciele. Taka obojętność, ignorowanie katechety jest równie trudne jak brak dyscypliny wśród uczniów.

Pokój nauczycielski

Może oczywiście być - i często jest - tak:

- Bardzo dobrze dogaduję się i z dyrekcją, i z innymi nauczycielami - opowiada ks. Jaworski.

- Atmosfera w gronie pedagogicznym jest dobra, a religia nie jest traktowana po macoszemu. Przeciwnie, jest na specjalnych prawach - mówi ks. Jan z Rabki.

- Niestety, rzadko w Warszawie - dodaje jednak ks. Wojciech, który opowiada historię z początku swojej pracy. Potrzebował rzutnika i ekranu. Zrobił multimedialną prezentację, bo lubi trafiać do dzieciaków obrazem. Chodził od klasy do klasy, aż w końcu usłyszał: "To tylko religia, niech ksiądz popyta pacierza".

- "Witamy nauczycieli, panie sprzątające i katechetę". To autentyczne zdanie wypowiedziane przez jednego z dyrektorów szkół - wspomina z kolei o. Robert Wawrzeniecki, katecheta z wieloletnim doświadczeniem (w tej chwili uczy w gimnazjum w Kędzierzynie-Koźlu).

Beata Z., trzydziestoletnia katechetka z Łodzi, gdyby nie poczucie misji, już po pierwszym roku nie wróciłaby do szkoły. - Trafiłam do małej podstawówki, gdzie na pierwszy rzut oka wszystko było normalne. Pewnie było: prócz mnie i dochodzącego księdza.

- Od katechetów wymaga się więcej - twierdzi Krystyna Kowalczyk, wizytator ds. współdziałania z władzami Kościołów i związków wyznaniowych w warszawskim kuratorium. - Podlegają zarówno nadzorowi Kościoła, jak i oświaty. Kościół od nich oczekuje czego innego, szkoła czego innego. Po 18 latach współpracy państwo-Kościół można powiedzieć, że najsłabszym jej elementem jest obojętność dyrekcji.

Beata Z.: - Dyrektorka była niezadowolona, że proboszcz przysłał młodą kobietę. "Wolałabym księdza, ale skoro żaden nie chciał tu przyjść, zobaczymy, jak sobie pani poradzi z tą hołotą" - powiedziała. Drugi kontakt nie był lepszy: "W klasie było głośno, niech pani coś zrobi. Najwyraźniej pani sobie nie radzi". Po dwóch miesiącach pomyślałam: jestem beznadziejna. Kiedy wracałam do domu, mąż pocieszał: "Ciesz się, że kubła ci na głowę nie włożyli". Zaczęłam być ostrzejsza, stawiać jedynki, ale to niewiele dawało. Esemesowali, gadali. Poszłam po radę do dyrektorki, a ona: "Co pani sobie wyobraża? To tylko religia! Jak rodzice dowiedzą się o jedynkach, zażądają pani zwolnienia!".

- Często dyrektorzy nie angażują się w pomoc katechetom. Jakby katecheta i jego przedmiot nie stanowili integralnej całości ze szkołą - potwierdza Krystyna Kowalczyk z warszawskiego kuratorium.

Beata Z.: - Rozmawiałam z księdzem, który uczy ze mną w gimnazjum. Przywykł do tego, że katecheta to niepełnosprawny nauczyciel; że nie dostaje budżetu na pomoce naukowe, że na jego lekcjach są apele, że nie dostaje wyróżnienia, premii i nie może pełnić funkcji kierowniczych.

- Chciałbym, aby dyrektorzy traktowali katechetów tak samo jak innych nauczycieli; chociaż ich stosunek do nas, do naszej pracy zmienia się na lepsze - twierdzi ks. Wojciech. I dodaje: - Nie zmienia to faktu, że jesteśmy stawiani w roli nauczycieli drugiej kategorii.

W ośmioletniej karierze ks. Wojciech nie został zaproszony do współorganizacji "zielonej szkoły", która jest świetną okazją do wzajemnego poznania uczniów i nauczyciela. - Tak jakby obawiano się obecności księdza czy katechety - mówi.

Pracował już w siedmiu szkołach. Nigdy nie było mu dane zdecydować, czy zostaje w klasie lub szkole: to proboszcz i biskup zawiadują jego czasem i pracą.

Kościół

Niechęć dyrektorów i brak zainteresowania samych uczniów to nie jedyne przyczyny problemów z katechezą w szkole. Bo czasami winni są sami katecheci, którzy nie nadają się do tej pracy (a w związku z tym także ich przełożeni).

Może oczywiście być tak jak w Rabce, gdzie ks. Jan od lat uczy w tym samym liceum. - Lubię to, co robię. Nie męczy mnie obecność na korytarzu i rozmowa z młodzieżą. Nie chowam głowy w piasek, gdy uczniowie atakują Kościół. Wtedy wiem, że coś ich poruszyło, zabolało - mówi.

Ale bywa też i tak (wypowiedź z forum): "Jestem w tej chwili w klasie maturalnej w liceum. Od początku gimnazjum nie miałam w szkole normalnej religii. W gimnazjum religia była lekcją od pogadania i uczenia się do innych przedmiotów. Ksiądz nie wykazywał specjalnej inicjatywy, żeby z nami rozmawiać, po prostu siedział i słuchał, o czym rozmawiamy".

Z wypowiedzi rodzica na forum: "W przyszłym tygodniu czeka nas spotkanie z proboszczem i katechetą. Spotkania zażądała część rodziców, którym nie podobają się metody nauczania religii (...) Chodzi o »wykuwanie« na pamięć modlitw i innych rzeczy z katechizmu, których charakter jest raczej encyklopedyczny. I to trwa już od drugiej klasy szkoły podstawowej".

- To prawda: nie każdy absolwent teologii nadaje się do katechezy. Nieraz rozmawiam z klerykami, którzy otwarcie przyznają, że ich katecheza była imperium nudy, a pomimo to wybrali kapłaństwo i chcą być katechetami - mówi ks. prof. Tadeusz Panuś.

Ks. Jaworski: - Praca z młodzieżą wspaniale wpisuje się w moje powołanie, ale znam księży, którzy w szkole strasznie się męczą. Brakuje im cierpliwości, umiejętności pedagogicznych. Są świetnymi naukowcami, filozofami, kaznodziejami, ale nie nauczycielami. I nie chcą nimi być. Ale w duchu posłuszeństwa biskupowi i proboszczowi - idą do szkoły. Z obowiązku.

Choć formalnie żadnego obowiązku nie ma, ksiądz diecezjalny katechetą staje się niejako automatycznie. W wielu diecezjach jest przydzielany do szkoły bez dodatkowej rozmowy kwalifikacyjnej. Bywa, że również katecheci świeccy są w szkole przypadkowo: uprawnienia katechetyczne zrobili jako dodatek do pierwszych studiów, ale w swoim zawodzie nie dostali pracy.

Niskie pensje sprawiają zaś, że katecheta to często najbardziej obładowany godzinami nauczyciel w szkole.

- Łapią ponad dwadzieścia godzin tygodniowo - tłumaczy o. Robert Wawrzeniecki. - Są przemęczeni i nie są w stanie prowadzić w parafii duszpasterstwa, co prowadzi do martwoty życia religijnego. Dlatego maksymalna liczba godzin katechety powinna wynosić 12 tygodniowo.

O. Wawrzeniecki dodaje, że warto zastanowić się nad przeniesieniem choć jednej godziny katechezy do sal parafialnych. - W szkole większy nacisk kładzie się na wiedzę, poza nią - na duchową formację.

Pasjonaci

Ale powrót do salek parafialnych nie poprawi jakości katechezy. Skróci jedynie - o dyrektorów szkół - listę odpowiedzialnych.

Wszyscy zgodnie twierdzą, że do dobrej katechezy potrzebny jest nauczyciel pasjonat. Ale jak łowić takich, a odrzucać tych, którzy w szkołach się męczą?

- Katecheci świeccy często idą na teologię, bo nie dostali się gdzie indziej - twierdzi o. Wawrzeniecki. - Rozwiązaniem byłyby rozmowy kwalifikacyjne podczas egzaminów wstępnych. A potem, tuż przed zatrudnieniem, kolejna rozmowa weryfikacyjna w kurii.

Jeśli chodzi o księży diecezjalnych, o. Wawrzeniecki ma jeszcze jedną radę: pozwalać im uczyć w jednej szkole jak najdłużej. - Dobrze by było, gdyby biskupi, przenosząc księdza do innej parafii, częściej mieli na uwadze dobro dzieci.

Wtedy katecheta - skutecznie wyselekcjonowany przez kurię pasjonat - miałby większą szansę poznać młodzież.

I dotrzeć nie tylko do przekonanych, ale też do zniechęconych, takich jak Marcin z forum Onetu, który Martynie (narzekającej na nudnego i obrażającego rzekomo uczniów katechetę) daje radę następującą: "Nagraj go kamerą lub magnetofonem, i pokaż dyrektorowi".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2008