Chwytaj dzień. I pamiętaj o śmierci

Tylko to, czego jest mało, może mieć wielką wartość. Jak sól w średniowieczu. Jak chwila życia – w każdej epoce.

24.10.2022

Czyta się kilka minut

Koncert zespołu TSA, Andrzej Nowak i Marek Piekarczyk. 22 września 2003 r. / TRICOLORS / EAST NEWS
Koncert zespołu TSA, Andrzej Nowak i Marek Piekarczyk. 22 września 2003 r. / TRICOLORS / EAST NEWS

Sztuczna inteligencja ma ­banalne skojarzenia. Cyfrowe algorytmy, podsuwające mi na ekran laptopa te, a nie inne treści, wyświetliły dzisiaj na mojej playliście na YouTubie czarno-biały prostokąt, a w nim Marka Piekarczyka sprzed lat czterdziestu. Kliknąłem, prostokąt rozrósł się zajmując większą część ekranu, a wokalista TSA zaczął śpiewać: „Idąc cmentarną aleją szukam ciebie, mój przyjacielu. Odszedłeś, bo byłeś słaby jak suchy liść...”.

Ludzki umysł, nawet umysł filozofa, również bywa prymitywny. Czepia się powierzchni znaczeń słów, tworząc przypadkowe połączenia: patrząc na tytuł słuchanego utworu, uświadomiłem sobie z olśniewającą przejrzystością, że mam już pięćdziesiąt jeden lat i szansa na to, że przede mną jest jeszcze tyle życia, ile już przeżyłem, jest praktycznie równa zeru. Gdzieś zniknęła nieskończona perspektywa bezkresnej przyszłości przede mną, jaką miałem, gdy – nastoletni – uczyłem się grać na swojej pierwszej gitarze akustycznej, nieudolnie naśladując m.in. palcówki i riffy Andrzeja Nowaka, niespodziewanie miotającego się dziś znowu z największymi polskiego heavy metalu na ekranie mojego laptopa.

Mądrość nabyta z czasem

Świat się zmienił. Nowak nie żyje, ja dawno gitary nie miałem w rękach, groźba wojny atomowej – czterdzieści lat temu raczej wspomnienie z jeszcze dawniejszych czasów – wróciła, usadowiła się gdzieś w tyle naszych głów i wyskakuje podczas dyskusji o tym, co czeka nas w najbliższej przyszłości.

Ale nie zamieniłbym się. To znaczy – nie chciałbym wrócić w skórę i umysł tamtego młodego człowieka, który uczył się grać na gitarze, układał dalekosiężne projekty życiowe i niemal nie miał świadomości, co się z nim dzieje – rozglądając się po sobie i świecie okiem i uchem owiniętymi w nastoletnią pewność, że prawdziwe są idee, teorie i plany, które uważa za swoje.

Powrót zaś do tamtego ciała ze świadomością tego, co zrozumiałem do dzisiaj, niemożliwy jest niczym kwadratura koła. Zrozumienie obejmuje też pamięć. Ta zaś odciśnięta jest w całym układzie nerwowym; i w zmarszczkach skóry na dłoniach delikatnie trzymających lata później narodzone niemowlę, albo raniących się do krwi przy zwijaniu żagla w pierwszych podmuchach sztormu; i w lewym płucu ze śladami zatoru; i w oczach, które czytać muszą już przez okulary, sycone rok po roku kolorami bzu przed domem, naskalnymi obrazami koni w Niaux, widokiem ukochanej siwiejącej razem ze mną...

Zrozumienie przyszło wraz z życiem – wtedy i kilka lat później, i zupełnie niedawno. To, co wiem, wiem całym ciałem, które w każdej chwili życia było na swoim miejscu (nawet jeśli czasem myślałem, że nie jest). A zatem powrotu do mnie młodego nie ma. Musiałbym wyjąć ze swojego miejsca cały świat, całą historię i włożyć je... właśnie: gdzie?

Jestem – tutaj i teraz gdzie jestem, i właśnie zaczynam rozumieć pewną historię opowiedzianą uczniom przez Mistrza: „Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał sam w sobie: Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów. I rzekł: Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i ciesz się! Lecz Bóg rzekł do niego: »Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?«. Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty ku Bogu” (Łk 12, 16–21).

Głupiec, a nie złoczyńca

Opowieść o zapobiegliwym bogaczu poprzedzona jest ostrzeżeniem przed grzechem chciwości. Długi czas myliło mnie to, czytałem historię o wielkich zbiorach i za małych spichlerzach jako osąd człowieka. Jego wina – myślałem – polegała na chęci przyjemnego korzystania ze zdobytych dóbr: chciał sam jeść, pić, bawić się, nie pomyślał, żeby się podzielić. Dopiero niedawno zauważyłem, że ów człowiek nie jest – w oczach Boga – zły, ale głupi. Stwórca, przywołany przez Jezusa, zarzuca mu nie tyle postępowanie niewłaściwe moralnie, co po prostu błąd.

Na czym błąd polegał? Ujawnia się to w Jezusowym podsumowaniu opowieści: „Potem powiedział do swoich uczniów: »Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się (merimnate) o życie (psyche), co macie jeść, ani o ciało, czym macie się przyodziać. Życie (psyche) bowiem jest większe niż pokarm, a ciało – niż odzienie. (…) Kto z was, troszcząc się (merimnon), jest w stanie dołożyć coś do swojego wieku?«” (Łk 12, 22-24).

Na naturę błędu bogacza wskazuje słowo użyte w Ewangelii, które polski tłumacz oddał jako „troszczyć się”. Nie jest to najlepszy przekład. „Merimnao”, jak dużo słów greki, wiele ma sensów. Znaczy zarówno „niepokoić się”, jak i „rozmyślać”. Pokrewny rzeczownik – „merimna” – oznacza „niepokój”, ale także „zamierzenie” oraz „fantazja”.

Kontekst ewangelicznej opowieści sugeruje, że wszystkie te sensy warto wziąć pod uwagę. Bogacz zebrał nadspodziewanie obfite plony – i w jego świadomości zaraz pojawił się problem: zaczął z niepokojem myśleć o przyszłości, o tym, że nie ma gdzie pomieścić zbiorów. Rozwiązaniem (w jego mniemaniu) stały się kolejne, w jego głowie stworzone, scenariusze przyszłych działań oraz zdarzeń. Zaplanował wielką akcję – zburzenie spichlerzy i budowę nowych. Wyobraził sobie też swoje szczęście – długie, lecz mające nastąpić w odległej przyszłości, po ukończonej budowie („I powiem sobie – tekst używa tu czasu przyszłego! – masz zasoby dóbr na wielkie lata”).

Wszystko – warto zauważyć – dzieje się jedynie w głowie bogacza, cała opisana przyszłość jest jedynie wyobrażona. To tylko w jego głowie plony nie zmieściły się w starych spichlerzach i marnieją leżąc na zewnątrz. Tylko w jego głowie te za małe spichlerze zostają zburzone. I jedynie w jego głowie powstają nowe budynki. I znów: tylko w jego wyobraźni dzieją się przyszłe uczty, zabawy. Gdy o tym pamiętamy, łatwiej możemy dostrzec ironię w końcowym pytaniu zadanym przez Boga: gdy umrzesz, komu przypadnie to, coś przygotował? Jedyne bowiem, co ów bogacz przygotował, to wymyślony przezeń scenariusz wydarzeń: fantazja, zamierzenie, nic realnego. Umierając, zabierze wszystko to do grobu.

Zawsze przegrana

Dobrze znamy proces, który dzieje się w umyśle bogacza z Ewangelii – w naszych głowach powtarza się on bardzo często, niemal nieustannie. Gdyby nie on, nasz gatunek, pozbawiony futra, kłów i pazurów, skazany byłby na ewolucyjną porażkę. Umiejętność przewidywania, co może się zdarzyć, tworzenia alternatywnych scenariuszy rozwiązań, jest podstawą tak biologicznego przeżycia jednostek (nasze hipotezy i próbne pomysły mogą umierać za nas), jak i cywilizacyjnego rozwoju społeczeństw (wymyślenia czegoś nowego, czego dotąd nie było).

Jednak taki tok myślenia obarczony może być fundamentalnym brakiem – może nie mieć w sobie zastrzeżenia: „[zrobię to, albo tamto] o ile nie umrę – jutro, w nocy, dziś wieczorem, już za chwilę”. Co to zastrzeżenie zmienia? Wstaw je w swoje plany – na poważnie – zobacz. Zobacz, co się zmienia w myśli: „skończę kurs księgowego, otworzę biznes”. Albo w takiej: „weźmiemy kredyt, kupimy mieszkanie”. Albo: „teraz muszę dużo pracować, gdy dostanę ten awans, wezmę dzieci na taaakie wakacje”... „O ile nie umrę” konieczne jest (choćby w domyśle), ujawnia bowiem istotną cechę wszelkich planów, które tworzymy: to tylko nasza myśl, nie rzeczywistość.

Nie jest to wcale dla wielu z nas oczywiste. Ileż razy snując myśli o przyszłości, tak dawałem się im pochłonąć, jakbym naprawdę był hen, tam: za tydzień, za rok, za lat dziesięć. Co ciekawe – pochłonięciu takiemu sprzyja biologiczna właściwość mózgu. Nasze emocje działają w podobny sposób tak na wyobrażoną, jak na rzeczywistą sytuację. Wyobrażony tort podobnie pobudza gruczoły ślinowe, co tort upieczony. Wyobrażona katastrofa podobnie wzbudza lęk, co rzeczywiste niebezpieczeństwo, tak samo powoduje wyrzut hormonów stresu: adrenaliny i kortyzolu.

Nie myślcie z niepokojem o przyszłości – radzi Jezus w Ewangelii – nie ruminujcie. Problem w tym, że umysł działa w tym zakresie w dość podstępny sposób, który uniemożliwia traktowanie Jezusowej rady jako wymogu, zadania do wykonania. Nie wierzysz? Zróbmy eksperyment. Jeśli powiem ci (albo powiesz sobie sam): „nie myśl o żółtym żółwiu” – co się stanie? Czy nie jest tak, że żółty żółw właśnie wskoczył w strumień twojej świadomości z szybkością zająca? Jeśli mocniej postanowisz, by o nim nie myśleć – umości się tam na dobre. No... nie myśl o nim – to twoje na teraz jedyne zadanie.

Gdy robimy plany, stawiamy przed sobą zadania, ważne jest, aby po jakimś czasie sprawdzić, na ile udało się nam je wykonać; jeśli zaś coś poszło nie tak – skorygować działanie. A zatem: czy udało ci się wykonać zadanie i przestać myśleć o żółtym żółwiu? Jest tam zwierzak jeszcze? Gdy tylko chcesz sprawdzić – właśnie zawiodłaś, zawiodłeś.

A przecież żółty żółw nie obchodził cię wcześniej w ogóle. Zanim zapytałem, nigdy – zapewne – nie przyszedł do głowy. Ileż głębiej, bardziej uporczywie siedzą w niej obrazy tego, co dla ciebie ważne, co pragniesz zatrzymać, co chcesz ­zdobyć albo – równie mocno – czego chcesz uniknąć. Siedzą głęboko i raz po raz wyskakują na powierzchnię świadomości. Pobudzają emocje, fizjologię ciała. Zasłaniają teraźniejszą chwilę, osłabiają życie. Świetnie opisał to Pascal:

„Nie dbamy nigdy o czas obecny. Uprzedzamy przyszłość, jako zbyt wolno nadchodzącą, jak gdyby chcąc przyspieszyć jej bieg; albo przywołujemy przeszłość, aby ją zatrzymać jako zbyt skwapliwą. Tak nierozsądni jesteśmy, że błąkamy się w czasach, które nie są nasze, nie myśląc o jedynym, który nam przynależy; i tak letcy, że myślimy o chwilach, które nie są już niczym, a przepuszczamy niebacznie jedyną, która istnieje. Zazwyczaj bowiem teraźniejszość nas rani. Ukrywamy ją naszym oczom, ponieważ nam jest przykra; a jeśli jest miła, żałujemy, że się nam wymyka. Staramy się podeprzeć ją przyszłością i silimy się rozrządzać rzeczami, które nie są w naszej mocy, na czas, którego nie wiemy zgoła, czy dożyjemy. Niechaj każdy zbada swoje myśli, ujrzy, iż wszystkie zaprzątnięte są przeszłością i przyszłością. Nie myślimy prawie zupełnie o teraźniejszości; a jeśli myślimy, to jeno aby zaczerpnąć z niej treść do snucia przyszłości. Teraźniejszość nie jest nigdy naszym celem; przeszłość i teraźniejszość to nasze środki; jedynie przyszłość jest naszym celem. Tak więc nie żyjemy nigdy, ale spodziewamy się żyć; gotujemy się wciąż do szczęścia, a co za tym idzie, nie kosztujemy go nigdy” (przeł. Tadeusz Boy-Żeleński).

Wygrana bez walki

Co więc robić, by skosztować (teraz) szczęścia? Jak nas żółw poucza, nie jest dobrą drogą bezpośrednia walka, mocne postanowienie zaprzestania ruminacji na temat przyszłości. Wiedział o tym Jezus, nie ograniczył się więc do postawienia zadania: nie myślcie z niepokojem, co będziecie jeść, w co się ubierać. Przekierował uwagę słuchaczy: jesteście kimś więcej niż jedzenie, ubiór, jesteście więksi niż każde wasze doświadczenie. Myśli płynęły, płyną, będą płynąć. Emocje powstają, rosną i opadają. Głód zmienia się w smak chleba na języku, w odczucie przyjemnego wypełniania się żołądka, i znowu w głód. Zimno zamienia się w ciepło, ciepło – ponownie w zimno. Nie powstrzymasz strumienia doznań. Ale zwróć uwagę: kto go doświadcza?

Nie zobaczysz patrzącej lub patrzącego – zobaczona (zobaczony) nie byłaby (nie byłby) widzem. Możesz jednak patrzyć świadomie. Świadoma (świadomy), że widzisz. Świadomy (świadoma) ulotnej natury tego, co właśnie widziane. To właśnie znaczy: pamiętając o śmierci. Mieć jasną świadomość, że strumień jest tylko strumieniem. Że nie tylko się zmienia, lecz także, że może wyschnąć. Że – jak przypominał Epikur – „przyszłość ani nie jest całkowicie w naszej mocy, ani też nie jest bynajmniej zupełnie od nas niezależna” (przeł. Kazimierz Leśniak). Że od tej nocy (godziny, sekundy) naszej przyszłości może już nie być. Że – zatem – można snuć plany, rozsądnie jest nawet je realizować, ale że głupcem jest ten, kto zapomni, iż wyobrażenie przyszłości nie jest jeszcze przyszłą rzeczywistością, komu przygotowania do życia zastąpią życie, kto nie zauważy, że ile by lat miał – jedenaście, pięćdziesiąt jeden czy dziewięćdziesiąt – życia przed sobą ma tyle samo: tę chwilę.

Tak, wiem, gdy miałem lat kilkanaście, mogłem przypuszczać, że chwil takich mam przed sobą więcej niż dzisiaj. Ba!, niezależnie od tego, że przez cały czas śmierć była blisko – nie dalej niż betonowy róg balkonu od biegnącej pod nim dziecięcej głowy, niż ciężarówka od kierownicy roweru, niż średnica zakrzepu w żyle – wtedy tych chwil naprawdę było więcej niż teraz: o każdą, która minęła. Cóż, im mniej ich, tym są cenniejsze. Albo inaczej: lepiej smakuje ta jedna. Tym bardziej jest oczywiste, że rację miał Epikur piszący do Menojkeusa, że mędrzec, „jak nie wybiera pożywienia obfitszego, lecz smaczniejsze, tak też nie chodzi mu bynajmniej o trwanie najdłuższe, lecz najprzyjemniejsze”.

Pamięć o śmierci także jest sztuką. Nie chodzi w niej o ruminację, wyobrażanie sobie (z niepokojem, nadzieją albo obojętnością) przyszłego końca. Taka fantazja jest zawsze fałszywa. Przyszła śmierć – posłuchajmy znów Epikura – „wcale nas nie dotyczy, bo gdy my istniejemy, śmierć jest nieobecna, a gdy tylko śmierć się pojawi, wtedy nas już nie ma”. A zatem „troska o piękny koniec życia nie różni się niczym od troski o życie piękne”. Piękne jak lilie na polu albo jak kruki w locie.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2022