Ładowanie...
Bóle po utraconym imperium
Bóle po utraconym imperium
W tamto Boże Narodzenie roku 1991 z Kremla ściągnięto flagę Związku Sowieckiego. Dzień później komunistyczne imperium oficjalnie przestało istnieć. Wydawało się, że w stosunkach Rosji z Zachodem otworzył się nowy rozdział i będzie tylko kwestią czasu, gdy stanie się ona częścią szerokiej wspólnoty państw europejskich.
Dojście do władzy Władimira Putina rozwiało te iluzje. Już jego wystąpienie na konferencji w Monachium w 2007 r. dobitnie pokazało, że jego Rosja jest państwem rewizjonistycznym i – pod pretekstem rzekomego zagrożenia własnego bezpieczeństwa – dąży do odbudowy wpływów na obszarze postsowieckim. Wojna z Gruzją, aneksja Krymu, wojna w Donbasie – w kolejnych latach teza ta uzyskiwała nowe potwierdzenia.
Gdy wielu na Zachodzie zaczęło się już przyzwyczajać do status quo, które powstało wokół Ukrainy po 2014 r., Rosja zademonstrowała, jak bardzo się mylili. Po inauguracji prezydenta Bidena zaczęły płynąć sygnały, że Moskwa oczekuje od Zachodu nowego układu o bezpieczeństwie europejskim. Rachuby rosyjskie są proste: skoro głównym wyzwaniem dla Waszyngtonu są i będą relacje z Chinami, to pragmatyczni Amerykanie sami dojdą do wniosku, iż z Rosją trzeba się dogadać. I nie chodzi o nadzieje, że uda się Moskwę przeciągnąć na swoją stronę, lecz o jej zneutralizowanie w sytuacji konfrontacji USA z Pekinem. Ceną byłoby oddanie tego, czego Kreml od dawna oczekuje: kontroli nad Ukrainą i w ogóle obszarem postsowieckim.
Gdy okazało się, że administracja Bidena niekoniecznie jest chętna do takich koncesji, Rosja zaczęła robić to, co umie najlepiej: straszyć wojną. W kwietniu doszło do pierwszego nagłego skoncentrowania jej wojsk wokół Ukrainy, co miało być sygnałem ostrzegawczym. W październiku zaczęło się kolejne, trwające do dziś i na bezprecedensową skalę. Kreml liczy, że przestraszy Zachód, który przecież nie będzie bronić Ukrainy. Nakłada się to na kryzys na europejskim rynku gazowym, co grozi poważnymi skutkami gospodarczymi i za co największą odpowiedzialność ponosi Rosja.
Scenariusz rosyjskiej inwazji na Ukrainę na pełną skalę wciąż jest mało prawdopodobny – Putin musiałby postradać zmysły. Ale trzeba liczyć się z konfliktem ograniczonym, choć zapewne wychodzącym poza Donbas. Zwłaszcza że przedstawiony przez Rosję w połowie grudnia projekt układu o bezpieczeństwie w Europie ma charakter ultymatywny i jest niemożliwy do przyjęcia (m.in. przewiduje wycofanie się NATO z zaangażowania na wschodniej flance).
30 lat po rozpadzie Związku Sowieckiego kremlowska elita idealizuje tamten system jako „raj utracony” i pała chęcią zemsty. Nie należy się łudzić: konflikt Rosji z Zachodem ma charakter systemowy i w percepcji rosyjskiej może zostać rozwiązany tylko przez jednostronne ustępstwa drugiej strony. ©
Anna Łabuszewska: Moskwa stawia bezpardonowe ultimatum: zero Ukrainy w NATO, zero wojsk USA w Europie Środkowej, zero czasu do namysłu.
Ten materiał jest bezpłatny, bo Fundacja Tygodnika Powszechnego troszczy się o promowanie czytelnictwa i niezależnych mediów. Wspierając ją, pomagasz zapewnić "Tygodnikowi" suwerenność, warunek rzetelnego i niezależnego dziennikarstwa. Przekaż swój datek:
Autor artykułu

Napisz do nas
Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.
Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]