Bóg wyruszył w drogę

Zanim został papieżem, nazywano go inkwizytorem. Jako prefekt Kongregacji Doktryny Wiary stał na straży kościelnego dogmatu. Zdaniem wielu, robił to nazbyt doktrynersko, nie dostrzegając człowieka spoza katechizmu. Dziś zamiast wiary bronić, musi ją głosić.

29.04.2008

Czyta się kilka minut

Podczas podróży do Bawarii w 2006 r. Benedykt XVI wygłosił na polach pod Ratyzboną homilię o wierze. Pytał wówczas: "W co naprawdę wierzymy? Co to w ogóle jest wiara? Czy jest ona jeszcze możliwa we współczesnym świecie? Gdy człowiek popatrzy na wielkie summy teologiczne napisane w średniowieczu albo pomyśli o liczbie powstających codziennie książek w obronie wiary lub przeciw niej, ogarnia go zniechęcenie i myśli, że to wszystko jest zbyt skomplikowane. Kto widzi pojedyncze drzewa, w końcu nie widzi lasu".

Jaka jest więc wiara samego Benedykta? Czy jest skomplikowana jak średniowieczne sumy? Odpowiedź, jakiej udziela on sam, jest zaskakująca: "Wiara jest łatwa".

Więcej niż moralizm

W wielu wypowiedziach podejmujących kwestię zdefiniowania wiary Benedykt często zatrzymuje się nad pytaniem, czym wiara nie jest. Wielokrotnie pojawia się więc stwierdzenie, że "chrześcijaństwo nie jest systemem intelektualnym i zbiorem dogmatów", albo - jak mówił w Ratyzbonie - "nie jest sumą zdań, nie jest jakąś teorią". Rozwinięcie tej myśli znajdujemy chociażby w encyklice "Spe salvi": "Chrześcijaństwo nie było jedynie »dobrą nowiną« - przekazem treści do tej pory nieznanych. Używając naszego języka, trzeba powiedzieć, że chrześcijańskie orędzie nie tylko »informuje«, ale również »sprawia«". Według Papieża chrześcijaństwa nie można sprowadzać nie tylko do intelektualnej struktury, ale także do systemu etycznego czy do zwykłego moralizmu, gdyż - jak przypomniał w ostatni Wielki Czwartek - "w porównaniu z moralizmem chrześcijaństwo jest czymś więcej i czymś innym. Na początku nie znajduje się nasze działanie, nasza moralna zdolność". Co więc znajduje się u początku wiary, jeśli nie nasza intelektualna akceptacja czy etyczna decyzja?

Odpowiedź pada w programowej encyklice "Deus caritas est". "U początku bycia chrześcijaninem - pisze Benedykt - nie ma decyzji etycznej czy jakiejś wielkiej idei, jest natomiast spotkanie z wydarzeniem, z Osobą". To zasadnicze rozumienie chrześcijaństwa jako spotkania pojawiać się będzie wielokrotnie, a jednocześnie Papież mocno podkreśli, że inicjatorem tego spotkania w wierze nie jest człowiek, lecz Bóg. W chrześcijaństwie Benedykta silnie akcentowany jest więc kierunek "od Boga", a nie "do Boga". To Bóg szuka człowieka, a nie człowiek Boga. Bóg "jest miłością. Ma oblicze. Bóg nie pozwala, byśmy szukali po omacku. Objawił się jako człowiek" - mówi Papież. Chrześcijaństwo - jeśli można tak powiedzieć - ostatecznie nie jest "czymś", ale "Kimś", a życie w wierze nie jest oczekiwaniem "na coś", ale realizującym się już spotkaniem "z Kimś". "Ta Dobra Nowina to nie tylko Słowo, lecz Osoba - sam Chrystus zmartwychwstały, żywy!" - mówił Papież w Stambule.

"Tak" zamiast "nie"

Do myśli tej Benedykt XVI wrócił w tegorocznej homilii na Wielki Czwartek. Komentując fakt umycia nóg przez Jezusa, stwierdził, że gest ten jest "charakterystyczny dla natury chrześcijaństwa", które "jest nade wszystko darem". "Bóg daje się nam - nie daje czegoś, lecz samego siebie. A dochodzi do tego nie tylko na początku, w momencie naszego nawrócenia. On pozostaje stale Tym, który obdarowuje. Wciąż od nowa ofiarowuje nam swe dary. Stale nas wyprzedza" - mówi Benedykt.

W tej "spotkaniowej" perspektywie nowego znaczenia nabiera chrześcijańska moralność. Jest ona po prostu konsekwencją spotkania, które "nadaje życiu nową perspektywę, a tym samym decydujące ukierunkowanie". Dopiero tutaj rodzą się moralne zobowiązania, które znajdują swoje uzasadnienie w wierze. Ewangelia - jak czytamy w "Spe salvi" - nie jest jedynie przekazem treści, które mają być przedmiotem poznania, ale "jest przesłaniem, które tworzy fakty i zmienia życie".

Do tej myśli Benedykt XVI powracał podczas niedawnej pielgrzymki do Ameryki. W czasie spotkania z młodzieżą przypomniał np., że "prawda nie jest narzucaniem. Nie jest też po prostu zestawem reguł. Jest odkrywaniem Kogoś, kto nigdy nas nie zdradzi; Kogoś, komu możemy zawsze ufać. Szukając prawdy, jesteśmy w stanie żyć na fundamencie wiary, gdyż ostateczną prawdą jest osoba: Jezus Chrystus". Benedykt przypominał dalej, że "prawdziwa wolność nie jest wyborem »uwolnienia się od«, jest wyborem »zobowiązania się do«". Tylko w ten sposób można przezwyciężyć rozłam między wiarą a życiem.

Ewangelia przyjęta przez człowieka wierzącego ma siłę prowokującą i sprawczą. "Kto ma nadzieję, żyje inaczej; zostało mu dane nowe życie" - pisze Benedykt. W tej optyce można by zapewne powiedzieć analogicznie o wierze: kto ją ma, żyje inaczej. Z chrześcijaństwa, które jest "darem przyjaźni", wypływa - jak mówi Papież - "wielka siła moralna", której zasadniczym wymiarem jest pierwotna afirmacja tego, co Bóg powiedział, a nie nakaz i zakaz, które dopiero z tej afirmacji wynikają. W naszej świadomości Dekalog jest tablicą zakazów, których znaczna część zaczyna się od "nie", a przecież, jak mówił Papież w Mariazell, "Dekalog jest przede wszystkim »tak« powiedzianym Bogu - Bogu, który nas kocha i wskazuje nam drogę, który nas prowadzi, a jednak pozostawia nam wolność, co więcej, czyni ją prawdziwą wolnością".

Chrześcijańska moralność opiera się na "tak", a nie na "nie" - twierdzi więc i ku zaskoczeniu dziennikarzy mówi w Walencji nie o zagrożeniach rodziny, ale o jej wartości.

Bóg, który przychodzi

Oczywiście przesadą byłoby twierdzenie, że Benedykt stał się nagle papieżem antydogmatycznym i antynormatywnym. Można też powiedzieć, że nie mówi niczego nowego, a przedstawione tu ujęcie jest w teologii dobrze znane. A jednak w jego ustach brzmi to wszystko nieco zaskakująco. Ten, który dotychczas wypowiadał się bardziej o granicach wiary, mówi teraz o jej źródle.

Papież sprzeciwia się przede wszystkim sprowadzaniu chrześcijaństwa do intelektualnego systemu, który miałby być przyjęty jedynie na płaszczyźnie rozumowej, czy też do systemu etycznego, któremu należy się jedynie poddać. To nie prawda wiary wzbudza wiarę, ale Bóg, który przychodzi. Otrzymujemy więc dynamiczną koncepcję wiary i chrześcijaństwa, która skupia się nie tyle na rozumieniu i działaniu, ale na samym "byciu", na samej interpersonalnej relacji między Bogiem a człowiekiem. To na niej buduje się dopiero dogmat, w który trzeba uwierzyć, i normę, której trzeba przestrzegać. "Czasami uchodzimy za osoby, które mówią tylko o zakazach - mówił Benedykt do młodzieży w Nowym Jorku. - Nie ma nic dalszego od prawdy! Prawdziwe uczniostwo chrześcijańskie odznacza się uczuciem zdumienia. Stajemy przed tym Bogiem, którego znamy i kochamy jak przyjaciela, przed rozległością Jego stworzenia i pięknem naszej wiary chrześcijańskiej". Wiara Benedykta bierze się ze zdumienia Bogiem.

Próbę poszukiwania bardziej egzystencjalnego języka w mówieniu o Bogu widać w papieskim nauczaniu o niebie, piekle i czyśćcu, czyli tzw. rzeczach ostatecznych, przytoczonym w encyklice "Spe salvi". Katechizmowe ujęcie, często obecne w naszym nauczaniu, rzecz wyraża prosto: ten, kto umiera w grzechu śmiertelnym, idzie do piekła, ten, co w grzechu lekkim - do czyśćca. Próżno jednak szukać w encyklice tych dwóch podstawowych kategorii: rzeczywistość grzechu i piekła Benedykt opisuje wyrażeniami bardziej wieloznacznymi, ale chyba jednocześnie bardziej zrozumiałymi: podeptanie miłości, nieodwracalne zniszczenie dobra, życie w nienawiści. Nie ma tu tak bardzo narzucającego się wyrażenia jak potępienie wieczne. W nauczaniu o czyśćcu Benedykt także nie używa pojęcia grzechu, ale mówi o "czystości pokrytej różnorakim brudem", jakby chciał przenieść język teologii i przepowiadania z płaszczyzny jurydycznej na płaszczyznę egzystencjalnej metafory.

Zapewne niejeden komentator zarzuciłby tu Papieżowi teologiczno-moralną nieprecyzyjność. Ta nieprecyzyjność jest jednak zapewne celowa. Benedykt XVI nie chce zamykać rzeczywistości zbawienia w proste, czasami nazbyt kazuistycznie rozumiane kategorie teologiczno-moralne, które mogą sprowadzić wiarę do poziomu nadprzyrodzonej buchalterii.

Najkrótsze credo

W 1973 r. kard. Ratzinger pisał, że "wewnętrzne napięcie kazania jest wypadkową obiektywnego łuku napięcia łączącego dogmat, Pismo Święte, Kościół i dzisiejszy świat. Żadnego z tych filarów nie można usunąć, chyba że kosztem zawalenia się całej budowli". Wydaje się, że Benedykt jest wierny tej homiletycznej zasadzie. Chrześcijaństwo - jak wspomniałem - nie jest systemem, zbiorem, normą, a więc czymś statycznym. W przepowiadaniu Benedykta ujmowane jest zawsze w kategoriach relacji miłości Boga do człowieka zanurzonego w świecie. "Wierzymy w Boga - mówił Benedykt w Ratyzbonie - w Boga będącego początkiem i celem ludzkiego życia. W Boga, który obcuje z nami, ludźmi, od którego pochodzimy i który jest naszą przyszłością. W tym sensie wiara jest zawsze również nadzieją, pewnością, że przed nami jest przyszłość, a nie próżnia. Wiara jest także miłością, gdyż miłość Boża chce się nam »udzielić«". W Mariazell Papież powie, że świadomość bycia chrześcijaninem "nie jest bynajmniej równoznaczna z lekceważeniem innych religii ani wyniosłym absolutyzowaniem naszej myśli, lecz oznacza jedynie, że zostaliśmy zdobyci przez Tego, który dotknął naszego wnętrza i napełnił nas darami".

Słuchając Benedykta, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że przepowiada on zupełnie inne chrześcijaństwo niż to, które często istnieje w przekonaniach naszych wiernych i słowach naszych kaznodziejów. Wydaje się, że Papież ma świadomość, iż chrześcijaństwo bywa źle rozumiane i źle przepowiadane, a co za tym idzie - źle przeżywane, że dla wielu bardziej jest udręką niż wyzwoleniem. W homilii wygłoszonej w nowojorskiej katedrze św. Patryka Benedykt XVI przyznał, że "w społeczeństwie, w którym Kościół wydaje się wielu legalistyczny i »instytucjonalny«, najbardziej niecierpiącym zwłoki wyzwaniem jest przekazywanie radości, jaka rodzi się z wiary i doświadczenia Bożej miłości".

Tak więc wizji chrześcijaństwa rozumianego przede wszystkim albo nawet wyłącznie jako wymagający i ograniczający system moralny - analogiczny do innych religijno-etycznych systemów - Benedykt przeciwstawia wizję Boga, który nieustannie daje się, ofiarowuje i wychodzi na spotkanie człowieka. "Bóg jest fundamentem nadziei - nie jakikolwiek bóg, ale ten Bóg, który ma ludzkie oblicze i umiłował nas aż do końca: każdą jednostkę i ludzkość w całości" - czytamy w "Spe salvi", a w homilii inaugurującej pontyfikat Benedykt mówił: "Kto wpuszcza Chrystusa, nie traci nic, absolutnie nic z tego, co czyni życie wolnym, pięknym i wielkim". Bóg Benedykta "niczego nie zabiera, a daje wszystko".

W "Jezusie z Nazaretu", komentując przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, Benedykt napisze, że bohater przypowieści jest obrazem Jezusa: "Bóg - obcy nam i daleki, wyruszył w drogę, by zająć się swym rozbitym stworzeniem". Jakże daleko od tej plastycznej i bogatej wizji zbawienia, z którym Bóg przychodzi do człowieka, do nieustannie powtarzanych formuł w rodzaju "Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za złe karze".

"Uwierzyliśmy miłości Boga - tak chrześcijanin może wyrazić podstawową opcję swego życia" - pisał Benedykt w swej pierwszej encyklice. Można powiedzieć, że to najkrótsze credo chrześcijańskie: Wierzymy, że Bóg nas pokochał.

Ocalić świat

Odnoszę wrażenie, że Benedykt nieco inaczej niż Jan Paweł II postrzega relację chrześcijaństwa do świata. W wizji Papieża-Polaka była ona nieustannym dialogiem. Chrześcijaństwo jego następcy o wiele bardziej jest dla świata wyzwaniem.

Powróćmy do programowej homilii z dnia konklawe. Kard. Ratzinger mówił wtedy: "Iluż powiewów nauki zaznaliśmy w ostatnich dziesięcioleciach, iluż ideologicznych prądów, ile sposobów myślenia... Łódeczka myśli wielu chrześcijan była nierzadko huśtana przez te fale - miotana z jednej skrajności w drugą: od marksizmu do liberalizmu aż po libertynizm; od kolektywizmu do radykalnego indywidualizmu; od ateizmu do niejasnego mistycyzmu religijnego; od agnostycyzmu po synkretyzm itd.". I dalej: "My natomiast mamy inną miarę wielkości: Syna Bożego, prawdziwego człowieka. To on jest wyznacznikiem prawdziwego humanizmu. Wiara »dorosła« nie idzie z prądem mód i nowinek; wiara dorosła i dojrzała jest głęboko zakorzeniona w przyjaźni z Chrystusem. Ta przyjaźń otwiera nas na każde dobro, dając nam zarazem kryterium rozeznania prawdy i fałszu, odróżniania ziarna od plew".

Perspektywa zapoczątkowana przez kard. Ratzingera w pracach Kongregacji, a polegająca na teologicznym doprecyzowaniu pojęcia Kościoła i jego tożsamości, ujawnia się więc także w jego papieskim przepowiadaniu. Wydaje się ono bardziej skierowane do Kościoła niż do stojących poza nim - stąd chociażby tak wiele odwołań do symboliki liturgicznej, do znaków czy pojęć zrozumiałych wyłącznie w perspektywie wiary.

Świadomość teologicznej wyłączności i wyjątkowości chrześcijaństwa jest u Papieża niezwykle silna. Stoi ona także u źródeł misyjnego zaangażowania Kościoła, którego posłannictwem jest - jak mówił w Stambule - "dawanie Chrystusa, dzielenie się życiem Chrystusa, najcenniejszym dobrem człowieka, które Bóg sam nam daje w swoim Synu. (...) Kościół nie chce nikomu niczego narzucać i pragnie po prostu móc żyć w wolności i głosić Tego, którego nie może ukrywać, Jezusa Chrystusa". To głoszenie jest jednak konieczne nie tylko ze względu na istnienie Kościoła, ale przede wszystkim ze względu na istnienie świata: "Chrześcijanie mogą dziś wziąć na siebie z pokorą i dumą radosne głoszenie wiary, bez której istnienie ludzkie nie przetrwa długo" - mówił Ratzinger w Subiaco.

Benedykt ma tego świadomość. Głosi Boga, który jako jedyny może ocalić świat.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolog i publicysta, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, znawca kultury popularnej. Doktor habilitowany teologii, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego. Autor m.in. książek „Copyright na Jezusa. Język, znak, rytuał między wiarą a niewiarą” oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2008