Bóg – Ojciec czy Matka

Pismo Święte, inaczej niż tradycyjna teologia i doktryna, odnosi do Boga także kobiece symbole i metafory.

23.07.2018

Czyta się kilka minut

Domenico Feti, „Przypowieść o zgubionej sztuce srebra” (fragment), początek XVII w. / AKG-IMAGES / EAST NEWS
Domenico Feti, „Przypowieść o zgubionej sztuce srebra” (fragment), początek XVII w. / AKG-IMAGES / EAST NEWS

Bóg ma wiele imion, a każde z nich osobno i wszystkie razem wzięte i tak co najwyżej muskają Jego nieskończoną tajemnicę, zgodnie z zasadą sformułowaną przez Jan Pawła II: „To wszystko, co zdołamy powiedzieć o Bogu, przypomina raczej gaworzenie dziecka, pozostanie na zawsze słowem małego, ograniczonego ludzkiego jestestwa”.

Bóg tradycyjnie nazywany i przywoływany jest jako Stwórca i Odkupiciel, Zbawiciel i Pan Zastępów, Mocarz i Zwycięzca, Prawodawca i Sędzia, Oblubieniec i Pocieszyciel, Ogrodnik i Przyjaciel, Ojciec, Syn Boży, Duch Święty. W doktrynie Kościoła i w tradycyjnej teologii mocno akcentuje się ojcostwo Boga, ponieważ – jak się tłumaczy – właśnie imię Ojciec dominuje w nauczaniu i modlitwach Jezusa z Nazaretu.

Bóg Ojciec w liczbach

W Nowym Testamencie „Ojciec” w odniesieniu do Boga pojawia się ponad 200 razy. W Starym Testamentem – zaledwie kilkanaście razy, głównie w Księgach prorockich. Dochodzimy więc do wniosku, że Nowy Testament stoi Bogiem Ojcem, tym bardziej że ewangeliści najczęściej wkładają to imię w usta samego Rabbiego z Nazaretu. Znamienne okazują się jednak szczegóły. Gdy ustalimy liczbę jego zastosowań osobno dla dzieł Marka, Mateusza, Łukasza, Jana i ujmiemy je chronologicznie, zobaczymy ciekawą prawidłowość – imię to pojawia się w nich z rosnącą częstotliwością:

– u Marka (Ewangelia powstała w latach 60-70 n.e.) – 4,

– u Łukasza (między 70 a 100 r. n.e.) – 15,

– u Mateusza (między 70 a 100 r. n.e.) – 49,

– u Jana (na przełomie I i II w.) – 109.

Jeszcze bardziej znacząco układają się te statystyki, gdy w badaniach nad Ewangeliami wykorzystamy teorię tzw. źródła Q (niem. Quelle – źródło). Chodzi o hipotetyczny dokument z czasów pierwotnego chrześcijaństwa, zawierający część wypowiedzi Jezusa, które były gromadzone i spisywane już po Jego śmierci, zanim w Kościele apostolskim pojawiły się cztery Ewangelie kanoniczne. Przyjmuje się, że Mateusz i Łukasz korzystali z tego źródła, a do tego dysponowali Ewangelią Marka, oprócz tego sięgając po własne materiały.

Łukasz opisał metodologię, z pomocą której redagowano Ewangelie: „Wielu już starało się ułożyć opowiadanie o zdarzeniach, które się dokonały pośród nas, tak jak nam je przekazali ci, którzy od początku byli naocznymi świadkami i sługami słowa. Postanowiłem więc i ja zbadać dokładnie wszystko od pierwszych chwil” (Łk 1, 1-4).

Gdy zatem zbadamy cztery Ewangelie z wykorzystaniem teorii o źródle Q, będziemy w stanie wyróżnić w nich materiały charakterystyczne wyłącznie dla poszczególnych ewangelistów i dla tego źródła. W rezultacie statystyki z boskim imieniem Ojca wyglądają tak:

– u Marka – 1,

– w źródle Q – 1,

– u Łukasza – 2,

– u Mateusza – 1,

– u Jana – 73.

Wygląda więc na to, że mamy do czynienia „nie z przykładem rzeczywistego częstego stosowania tej metafory [Ojca – red.] przez Jezusa, lecz raczej z rozwojem refleksji teologicznej w Kościele pierwotnym” (s. Elizabeth Johnson). Wygląda na to, że Kościół w pierwszym stuleciu spośród wszystkich imion, jakimi Jezus nazywał Boga, upodobał sobie w tym jednym: Ojcu.

Matczyne łono Boga

Bogactwo tradycyjnych imion Boga jest wielkie, a mają one wspólną cechę: są rodzaju męskiego. Na próżno szukać – szczególnie w doktrynie i liturgii – wyobrażeń, metafor czy symboli kobiecych. Jakby to, co kobiece, było obce temu, co boskie, i należało do sfery profanum. Jakbyśmy chcieli powiedzieć, że kobieta albo nie została stworzona na obraz Boży, albo że obraz ten jest w niej mniej doskonały niż w mężczyźnie, co zresztą przyjmowało wielu teologów, w tym Ojców czy Doktorów Kościoła, jak św. Augustyn czy św. Tomasz z Akwinu. Zgodnie jednak z teologią obrazu Bożego, na równi obecnego w mężczyźnie i kobiecie, możemy odnosić do Boga metafory i wyobrażenia zarówno męskie, jak i kobiece.

W nazywaniu Boga jesteśmy skazani na język tego świata, na symbole, metafory i wyobrażenia zaczerpnięte z życia ograniczonych istot ludzkich, z życia kobiet i mężczyzn (i to w takim samym stopniu). Zasada ta dotyczy możliwości każdego człowieka, także ludzkich autorów Pisma Świętego, najważniejszej normy wiary, której w Kościele już nic nie normuje. Bóg, wybierając konkretnych ludzi na autorów Świętych Ksiąg, nie uczynił z nich ponadludzkich herosów teologii i pióra, mających iście boski wgląd w boskie tajemnice. Nikt nie ma dostępu do czegoś takiego jak język czysto boski. Zasada ta dotyczy również języka samego Rabbiego z Nazaretu, skoro wierzymy, że był On prawdziwym człowiekiem.

Jan Paweł II w 1988 r. w liście apostolskim o godności kobiety „Mulieris dignitatem” pisał, że w Piśmie Świętym „Bóg przemawia językiem ludzkim, używa ludzkich pojęć i wyobrażeń. Jeśli ten sposób wyrażania się jest nacechowany pewnym antropomorfizmem, to płynie to z faktu, że człowiek jest »podobny« do Boga: stworzony na Jego obraz i podobieństwo. Wobec tego zaś – i Bóg jest w jakiejś mierze »podobny« do człowieka; może być poznawany przez ludzi na zasadzie tego podobieństwa. (...) Ostatecznie dla człowieka stworzonego na obraz Boga – Bóg nie przestaje być Tym, który »zamieszkuje światłość niedostępną« (1 Tm 6, 16): jest »całkowicie Innym«, istotowo »Innym«. Ta uwaga o (...) granicach podobieństwa człowieka do Boga w języku biblijnym (...) musi być wzięta pod uwagę również wówczas, gdy w różnych miejscach Pisma Świętego (zwłaszcza w Starym Testamencie) znajdujemy porównania, które przypisują Bogu cechy »męskie«, albo też »kobiece«”.

Pismo Święte – inaczej niż tradycyjna teologia i doktryna – odnosi do Boga symbole i metafory nie tylko męskie, lecz i kobiece. Jan Paweł II jako przykłady tych drugich przywołuje zaledwie kilka, ale znamiennych biblijnych passusów, koncentrując się na Starym Testamencie (np. Iz 42, 15; 46, 3-4; 66, 13; Ps 131, 2-3). Przeczytajmy choćby wołanie Boga w Księdze Izajasza (49, 15):

Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu,

Ta, która kocha syna swego łona?

A nawet gdyby ona zapomniała,

Ja nie zapomnę o tobie. 

Podobnie u psalmisty (131, 2-3):

Jak niemowlę u swej matki,

Jak niemowlę – tak we mnie jest moja dusza.

Izraelu, złóż w Panu nadzieję

Odtąd i aż na wieki!

Jan Paweł II w encyklice o Duchu Świętym „Dives in misericordia” (1980) przypomniał jeszcze o innym biblijnym kobiecym aspekcie tajemnicy Boga. Jednym z hebrajskich słów, którymi Stary Testament nazywa miłosierdzie Boże, jest rahamim, pochodzące od rehem, oznaczającego „łono matczyne”, „macicę”, miejsce w kobiecie, gdzie poczyna się nowy człowiek. Papież pisał: „Z tej najgłębszej, pierwotnej bliskości, łączności i więzi, jaka łączy matkę z dzieckiem, wynika szczególny do tegoż dziecka stosunek, szczególna miłość (...) całkowicie darmo dana, niezasłużona, że w tej postaci stanowi ona jakąś wewnętrzną konieczność: przymus serca. (...) »rahamim« rodzi całą skalę uczuć, a wśród nich dobroć i tkliwość, cierpliwość i wyrozumiałość, czyli gotowość przebaczania. Takie też cechy Stary Testament przypisuje Bogu, ilekroć, mówiąc o Nim, posługuje się tym wyrażeniem »rahamim«” (nr 4).

Szczególnego znaczenia nabiera więc także i ten fakt, że w Biblii hebrajskiej słowo Ruah (Duch) – jest rodzaju żeńskiego. To m.in. dlatego w pierwszych wiekach Kościoła w Syrii do Ducha Świętego, Trzeciej Osoby Boskiej, odnoszono wyobrażenia macierzyńskie. Przykładem taka oto modlitwa liturgiczna: „Ten świat ma Ciebie za miłosierną matkę. Przynieś z sobą pokój i ukojenie i ogarnij swymi skrzydłami nasze grzeszne czasy”.

W Kościele współczesnym jednak na nic się zdała tradycja biblijna i syryjska. W 1997 r. Kongregacja Nauki Wiary w dokumencie „Normy tłumaczenia tekstów biblijnych stosowanych w liturgii” nakazała: „W wierności natchnionemu Słowu Bożemu ma być zachowana tradycyjna biblijna praktyka nazywania osób Trójcy Świętej jako Ojca, Syna i Ducha Świętego. Podobnie w zgodzie z tradycją Kościoła, żeńskie (...) zaimki nie mogą być stosowane w odniesieniu do osoby Ducha Świętego” (nr 4, 3-4).

Bóg – Tata i Matka

W historii teologii i doktryny Kościoła doszło do tego, że to, co męskie, zrosło się tak ściśle z tym, co boskie, iż odniesienie do Boga wyobrażeń i metafor kobiecych, nawet tych znanych z Pisma Świętego, budzi wśród wiernych zdziwienie.

Wbrew temu, co stwierdza Katechizm Kościoła Katolickiego: że „Bóg (...) nie jest ani mężczyzną, ani kobietą (...), jest ­czystym duchem, w którym nie ma ­miejsca na różnicę płci” (nr 239 i 370) – Boga traktuje się w Kościele tak, jakby był mężczyzną. Jeśli nawet – jak twierdzą obrońcy tradycyjnego języka o Bogu – nazywanie Go z pomocą wyłącznie wyobrażeń męskich nie jest równoznaczne z utożsamianiem Go z mężczyzną, to – jeszcze raz s. Johnson – „skąd bierze się tyle zastrzeżeń, kiedy do opisu Boga wprowadza się wyobrażenia kobiece?”.

Skąd – można pytać dalej – bierze się sprzeciw, gdy do Boga odnosi się imię Matki, nawet jeśli właśnie tak nazwał Go papież Jan Paweł I 10 września 1978 r., podczas rozważań na Anioł Pański: „[DioE papà; più ancora è madre” ([Bóg] Jest Tatą; jeszcze więcej – Matką)? Problematyczność – tłumaczą obrońcy tradycyjnego stanowiska – bierze się stąd, że autorzy Świętych Ksiąg nigdy nie nazywają Boga Matką, podczas gdy nazywają Go Ojcem. „Biblia wielokrotnie mówi, że Bóg JEST OJCEM, bądź też, że jest JAK MATKA (...). Nigdzie natomiast nie orzeka, że jest Matką” (ks. Wojciech Życiński). Jeśli zaś Pismo Święte odnosi do Boga język ­matczyny, to tylko po to, by wskazać na szczególną, właśnie macierzyńską cechę Jego ojcowskiej miłości, bliskości, czułości, delikatności. Tak też widzi to Katechizm: „ojcowska tkliwość Boga może być wyrażona w obrazie macierzyństwa, który jeszcze bardziej uwydatnia immanencję Boga, czyli bliskość między Bogiem i stworzeniem (...): nikt nie jest ojcem tak jak Bóg”.

Argumentacja taka jednak nie przekonuje. Pismo Święte w żadnym miejscu nie nazywa Boga również Trójcą Świętą czy Osobą, nie znajdziemy w nim również – tak charakterystycznych dla tradycyjnej teologii i doktryny – pojęć w rodzaju „transsubstancjacja” czy „unia hipostatyczna”. Mimo to nie wyprowadzamy z tego wniosku, że Boga nie wolno nazywać Osobą i Trójcą, że w Eucharystii nie dokonuje się przeistoczenie albo że Chrystus nie jedna w sobie dwóch natur, ludzkiej i boskiej. Problem nie polega zatem na tym, czy autorzy biblijni posługują się taką czy inną terminologią, ale na tym, czy tej terminologii w Świętych Księgach odpowiada konkretna rzeczywistość.

Z faktu, że Biblia nazywa coś z pomocą określonych słów, nie wynika od razu ich normatywność dla wiary. Pismo Święte zna wiele przykładów takiego mówienia o Bogu, które – w myśl rozumowania tradycyjnego stanowiska – winno być normatywne, a jednak takie nie jest. W Biblii znajdziemy np. stwierdzenia, że Bóg „stwarza zło” (Iz 45, 7) lub jest miłośnikiem zniszczenia, „Mocarzem wojny” (Wj 15, 3). Czy zatem mamy nazywać Go Stwórcą zła i przypisywać Mu koszmarne zło wszelkich wojen?

Jezus zobowiązał swoich uczniów, by pamiętali o kobiecie, która namaściła Mu nogi: „Gdziekolwiek po całym świecie głosić będą tę Ewangelię, będą również opowiadać na jej pamiątkę to, co uczyniła” (Mk 14, 9). Tymczasem Kościół nawet nie zapamiętał jej imienia, a i w działalności ewangelizacyjnej raczej nie zajmuje ona poczesnego miejsca. Można by powiedzieć w tym wypadku, że coś, co Rabbi z Nazaretu uznał za normę, nie normuje życia i działalności Kościoła.

Zwolennicy wyłącznie męskiego języka o Bogu zapominają, że – zgodnie z fundamentalnymi regułami języka wiary, także zatem języka Pisma Świętego – imię „Ojciec” odniesione do Boga jest metaforą. Nie można go pojmować dosłownie, ono znaczy tyle, że Bóg jest „jak ojciec”. Jan Paweł II: „Ta właściwość biblijnego języka, jego antropomorficzny sposób mówienia o Bogu, wskazuje także pośrednio na tajemnicę odwiecznego »rodzenia«, które należy do wewnętrznego życia Boga. Jednakże to »rodzenie« samo w sobie nie posiada cech ani »męskich«, ani »kobiecych«. Jest całkowicie Boskiej natury. Jest najdoskonalej duchowe, albowiem »Bóg jest duchem« (J 4, 24), nie posiada żadnych cech właściwych ciału, ani »kobiecych«, ani »męskich«. Również więc i »ojcostwo« w Bogu jest na wskroś Boże, wolne od cielesnej charakterystyki »męskiej«, jaka właściwa jest dla ludzkiego ojcostwa” („Mulieris dignitatem” nr 8).

Boska Gospodyni

W słowniku Jezusa Bóg nosi różne imiona – jest Gospodarzem, Pasterzem, Siewcą, Żniwiarzem, Właścicielem winnicy, Królem, Panem, Mistrzem, Nauczycielem czy Abbą. Co znaczące, w zbiorze tym znajdziemy także imiona kobiece. Bóg w nauczaniu Jezusa jest np. Gospodynią. Dowiadujemy się o tym z przypowieści o kobiecie szukającej drachmy w Ewangelii Łukasza: „Jeśli jakaś kobieta, mając dziesięć drachm, zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata domu i nie szuka starannie, aż ją znajdzie? A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: »Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam«” (15, 8-10). Nie ma wątpliwości, że Jezus przyrównuje Boga do gospodyni, tak jak tuż wcześniej, w tym samym rozdziale, przyrównał Go do pasterza szukającego zagubionej owcy (15, 1-7), a za chwilę przyrówna do miłosiernego ojca (15, 11-32).

W nauczaniu Rabbiego z Nazaretu Bóg jest także kobietą przygotowującą ciasto na chleb – tym razem w przypowieści w Ewangelii Mateusza: „Królestwo niebieskie podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż się wszystko zakwasiło” (13, 33). Kobieta ta symbolizuje samego Boga, co znowu wynika z logiki przypowieści znajdujących się w rozdziale trzynastym. Człowiek, który zasiał nasiona na swej roli (13, 24-30), i ten, który zasiał ziarnko gorczycy (13, 31-32) wyobrażają samego Boga.

Jak to się dzieje, że Pismo Święte odnosi do Boga metafory i wyobrażenia kobiece, jak też widzi w Nim to, co kobiece/ /matczyne, a w tradycyjnej teologii, doktrynie, jak też w liturgii Kościoła zasadniczo wciąż ich brak? Jak to możliwe, by nie dać się pociągnąć w tym względzie Biblii, normie porządkującej życie i nauczanie Kościoła?

 

Cóż sprawia, że tradycyjna teologia nie idzie za przykładem Świętych Ksiąg, by z pomocą języka nie tylko męskiego, ale również kobiecego jeszcze głębiej i szerzej poznawać, nazywać, akcentować, artykułować, podziwiać, sławić i wychwalać niewypowiedziane i niezagłębione bogactwo tajemnicy i dzieł Boga? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 31/2018