Bóg na marginesie

Europa, kolebka i filar katolicyzmu, traci chrześcijańskie znamię. Większość jej mieszkańców stanowią dziś ludzie niepraktykujący, obojętni i agnostycy. To wielkie wyzwanie dla Kościoła rzymskiego. Od tego dziennikarz La Repubblica zaczyna rozmowę z kardynałem Josephem Ratzingerem w Czerwonym Salonie Świętego Oficjum, które dziś nosi nazwę Kongregacji Nauki Wiary, a której prefekt był i nadal pozostaje jedną z podpór pontyfikatu Karola Wojtyły.

KARD. JOSEPH RATZINGER: - Żyjemy w czasach wielkich przemian. Ujemny przyrost naturalny i imigracja zmieniają etniczne oblicze Europy. Nade wszystko przeszliśmy od kultury chrześcijańskiej do agresywnego sekularyzmu, chwilami aż nietolerancyjnego. Mimo to, choć kościoły pustoszeją i wielu nie potrafi już wierzyć, wiara nie umarła. Jestem pewien, że nawet w kontekście społeczności wielokulturowej i wśród wielkich przeciwności wiara chrześcijańska pozostaje dla kontynentu ważnym czynnikiem, źródłem siły w sferze moralności i kultury.

MARCO POLITI: - Zatem nie jest Ksiądz Kardynał pesymistą?

- Optymizm i pesymizm są kategoriami emocjonalnymi. Jestem realistą. Nadal żywię przekonanie o wewnętrznej sile wiary. Zwłaszcza, że katolicyzm staje się wciąż bardziej “katolicki", to znaczy uniwersalny. Gdy inne kontynenty odkrywają własny sposób bycia chrześcijanami i katolikami, głos Europy przestał być tak dominujący jak w przeszłości; ma nadal wielkie znaczenie, ale już w chórze międzynarodowym.

- Po aferze Buttiglionego i dyskusji wokół Traktatu Konstytucyjnego niektóre środowiska laickie i katolickie kreślą obraz chrześcijaństwa oblężonego w Europie.

- Istnieje świecka agresja ideologiczna, która może niepokoić. Niedawno w Szwecji pewien pastor protestancki, który mówił kazanie o homoseksualizmie w oparciu o fragment Pisma Świętego, został skazany na miesiąc więzienia. Laicyzm nie jest już elementem neutralności, która dla wszystkich otwiera przestrzenie wolności. Zaczyna się zmieniać w ideologię, narzucaną przez politykę i odmawiającą publicznego miejsca wizji katolickiej i chrześcijańskiej, co grozi jej głębokim okaleczeniem i sprowadzeniem do sfery spraw czysto prywatnych. W tym sensie można mówić o walce: musimy bronić wolności religijnej przeciw narzucanej ideologii, prezentowanej jako jedyny głos racjonalny, podczas gdy w rzeczywistości jest tylko wyrazem “pewnego" racjonalizmu.

- Ale czym jest laickość?

- Słuszna laickość to wolność religii. Państwo nie narzuca jakiejś religii, ale daje wolną przestrzeń religiom, które odpowiedzialnie troszczą się o dobro wspólne, i pozwala, by wszystkie religie miały udział w konstrukcji życia społecznego.

- No, ale jednak granice są tu subtelne. Weźmy krzyż w szkole: niektórzy mówią - uważam zresztą, że banalizując sprawę - że jest to symbol uniwersalnej miłości, więc nie może nikomu przeszkadzać. Jednak w rzeczywistości przede wszystkim jest znakiem określonego Boga i religii. Czy nie jest zrozumiała postawa tych, którzy twierdzą, że takiemu jednemu znakowi nie należy przyznawać pierwszeństwa?

- To zależy od sytuacji historycznej. Są kraje, które nie mają ani chrześcijańskiej historii, ani teraźniejszości i dlatego odrzucają taki znak, bo nie wyraża ich dziedzictwa i wspólnej orientacji moralnej. Myślę, że - dzięki Bogu - Włochy, a także część Niemiec, są zarówno naznaczone chrześcijańską przeszłością, jak i obecnym dziś w nich chrześcijaństwem, więc krucyfiks pozostaje dla nich punktem orientacyjnym. Krzyż mówi nam o Bogu, który staje się człowiekiem i umiera dla człowieka, który kocha człowieka i mu przebacza. Taka wizja Boga wyklucza np. terroryzm i wojny religijne w imię Boga. Być może, w przyszłości zaniknie chrześcijańska substancja jakiegoś narodu: można by więc powiedzieć, że już nie będzie to ten wspólny kierunek i nie będzie można już go prezentować w przestrzeni publicznej. Dla mnie byłaby to zmiana smutna i dlatego osobiście angażuję się w to, aby owa substancja chrześcijańska nie została zaprzepaszczona.

- Ale jeśli jakiś Żyd albo muzułmanin proszą, by w szkole znalazły się także symbole ich wiary, czy można im odmówić?

- Można się nad tym zastanowić, biorąc pod uwagę wszystkie różnice, jakie tu występują. Ale pozostawiam kwestię otwartą; musiałbym ją przemyśleć w sposób bardziej pogłębiony.

- Nie sądzi Ksiądz Kardynał, że współczesnemu człowiekowi trudno zrozumieć Kościół?

- Nie twórzmy jakiegoś mitycznego obrazu. Współczesny człowiek jest różnorodny. Inny w Ameryce Łacińskiej, w Afryce czy w Azji. Także wśród nas są grupy społeczne o różnych wizjach świata. Ale to prawda: chrześcijaństwo jest trudno zrozumiałe w dzisiejszym świecie, zwłaszcza w zachodnim: amerykańskim i europejskim. W płaszczyźnie intelektualnej system pojęciowy chrześcijaństwa jawi się jako bardzo daleki od nowoczesnego języka i postrzegania świata. Choćby słowo “natura": jakże zmieniło sens! Musimy, niewątpliwie, zrobić wszystko, co możliwe, by przetłumaczyć ten system pojęciowy tak, by oddawał prawdziwą istotę chrześcijaństwa.

- Jak opisałby Ksiądz Kardynał istotę chrześcijaństwa?

- Jako historię miłości między Bogiem i ludźmi. Jeśli się ją odda w języku naszego czasu, reszta też zostanie zrozumiana.

- To wystarczy?

- Istnieje także oczywiście trudność w akceptowaniu chrześcijaństwa z punku widzenia egzystencjalnego. Aktualne modele życia są bardzo różne i samo zaangażowanie intelektualne nie wystarczy. Trzeba zaproponować przestrzeń dla życia, komunii, wędrówki. Tylko poprzez konkretne doświadczenia i egzystencjalny przykład można zweryfikować dostępność i realność chrześcijańskiego orędzia.

- Niektórzy szukają schronienia w snach o społeczeństwie organicznie chrześcijańskim. Czy to ma jakiś sens?

- Z pewnością nie. Takie społeczeństwo istniało w określonej epoce, z jej blaskami i cieniami, co poświadcza także historia Kościoła. Dziś panuje skłonność do widzenia cieni, ale były też blaski - przykładem wielka kultura średniowieczna. Chcieć teraz wrócić do sytuacji historycznej, niepowtarzalnej, byłoby absurdem. Musimy przyjąć, że historia idzie naprzód i zmierzyć się z trudnościami wiary w warunkach pluralizmu, ale pamiętając przy tym, że zaistniały nowe możliwości dla wiary wolnej i dojrzałej. Wiara to nie tylko rezultat tradycji i specyficznej sytuacji społecznej, ale przede wszystkim rezultat wolnego “tak" serca Chrystusa.

- Gdzie jest Bóg we współczesnym społeczeństwie?

- Jest bardzo zmarginalizowany. W europejskim życiu politycznym mówienie o Bogu uchodzi niemal za nieprzyzwoitość, bywa traktowane jako atak na wolność tych, co nie wierzą. Świat polityczny idzie własną drogą, trzyma się własnych norm, wykluczając Boga jako coś, co nie jest z tego świata. To samo mamy w handlu, w ekonomii i życiu prywatnym: Bóg pozostaje na marginesie. Ja zaś uważam, że należy na nowo odkryć - i istnieją potrzebne ku temu siły - iż także domena polityki i ekonomii wymaga odpowiedzialności moralnej, która się rodzi w ludzkim sercu i w ostatecznej instancji wiąże się z obecnością lub nieobecnością Boga. Społeczeństwo, w którym Bóg jest absolutnie nieobecny, dokonuje autodestrukcji. Widzieliśmy to na przykładzie wielkich totalitaryzmów ubiegłego wieku.

- Wielki splot problemów między Kościołem a światem stanowi etyka seksualna. Encyklika "Humanae vitae" otworzyła przepaść pomiędzy magisterium a zachowaniem wiernych. Czy nie czas na nowo przemyśleć jej treść?

- Jest dla mnie rzeczą oczywistą, że musimy kontynuować naszą refleksję. Już w pierwszych latach pontyfikatu Jan Paweł II ukazał nowe podejście do problemu: podejście antropologiczne, personalistyczne, rozwijając wizję bardzo różnych relacji między Ja i Ty mężczyzny i kobiety. Jest prawdą, że pigułka antykoncepcyjna otworzyła drogę rewolucji antropologicznej na ogromną skalę: okazała się nie tylko, jak na początku można było sądzić, środkiem pomocy w trudnych sytuacjach, ale zmieniła całą wizję seksualności, ciała, samego człowieka. Seksualność została odłączona od płodności i tak dokonała się głęboka przemiana rozumienia pojęcia ludzkiego życia. Akt seksualny stracił intencjonalność i celowość, które wcześniej były dlań oczywiste i decydujące. Teraz wszystkie rodzaje seksualności mają równą wartość. Z tej rewolucji wywodzi się przede wszystkim zrównanie homoseksualizmu i heteroseksualizmu. Dlatego mówię, że Paweł VI wskazał na problem największej wagi.

- Właśnie, homoseksualizm: temat dotyczy miłości między dwiema osobami, a nie czystej seksualności. Co może zrobić Kościół, żeby zrozumieć to zjawisko?

- Powiedzmy dwie rzeczy. Przede wszystkim musimy mieć wielki szacunek dla tych osób, które także cierpią i które chcą znaleźć odpowiedni dla siebie model przyzwoitego życia. Z kolei stworzenie dziś jakiejś prawnej formy małżeństwa homoseksualnego w rzeczywistości nie pomoże tym osobom.

- A więc Ksiądz Kardynał negatywnie ocenia decyzje podjęte w Hiszpanii? [lewicowy rząd chce zalegalizować tzw. małżeństwa homoseksualne - red.]

- Tak, ponieważ są destruktywne dla rodziny i społeczeństwa. Prawo tworzy moralność czy jakąś formę moralności; przeciętny człowiek uważa, że jeśli prawo na coś pozwala, jest to moralnie godziwe. Jeśli uznajemy związek homoseksualny za mniej więcej równoważny małżeństwu, mamy społeczeństwo, które nie dostrzega ani specyfiki, ani fundamentalnego znaczenia rodziny, czyli związku mężczyzny i kobiety, który ma na celu zapewnienie ciągłości - nie tylko w sensie biologicznym - ludzkości. To dlatego wybór dokonany przez Hiszpanię nie przynosi korzyści tym osobom. W ten sposób bowiem niszczymy fundamentalne elementy porządku prawnego.

- Eminencjo, czasem Kościół odpowiadając na wszystko "nie" ponosił klęski. Czy nie powinien być możliwy jakiś pakt solidarności między dwoma osobami homoseksualnymi, pakt uznany i chroniony przez prawo?

- Instytucjonalizacja takiego porozumienia - czy tego chciałby prawodawca, czy nie - musiałaby się jawić opinii publicznej jako zatwierdzenie innej formy małżeństwa, co nieuchronnie prowadziłoby do relatywizacji. Nie zapominajmy też, że tego rodzaju decyzjami, ku którym dziś skłania się Europa - powiedzmy - w atmosferze dekadencji, odgradzamy się od wszystkich wielkich kultur ludzkości, które zawsze uznawały, że mężczyzna i kobieta zostali stworzeni, by tworzyć związek, będący dla ludzkości gwarancją jej przyszłości. Gwarancją nie tylko fizyczną, ale i moralną.

- Krótko mówiąc, sporne problemy etyczne obrazują rewolucję podmiotu w świecie zachodnim. Czy ta nowa podmiotowość jest dla Kościoła nieszczęściem czy wyzwaniem?

- Sama w sobie zdolność do samookreślenia może być czymś dobrym. Jednak wątpię, aby liczne podmioty były rzeczywiście autodeterminowane - jak to się dziś usiłuje nam wmówić - a nie żyły w pewnego rodzaju prefabrykowanym uniformizmie, przekonane, że realizują same siebie. Dziś człowiek jest bardzo podatny na manipulacje rynku, mediów, mody. To prawda, że sfera podmiotowości została znacznie poszerzona. Problem w tym, że religia i moralność otrzymują dziś prawo obywatelstwa wyłącznie w rezerwacie sfery prywatnej. Powszechnie twierdzi się, że obiektywność zostaje zarezerwowana tylko dla nauki, podczas gdy wszystko inne pozostaje subiektywne. W rezultacie religia traci znaczenie w formowaniu wspólnego sumienia.

- I co teraz?

- Pozostaje zdobycz pozytywna: podmiot jest bardziej świadomy swojej wolności i odpowiedzialności. Nadszedł jednak moment, by uznać, że ludzka wolność może przetrwać tylko wtedy, kiedy dzielona jest z innymi. We wspólnej odpowiedzialności. Przede wszystkim musimy zrozumieć, że człowiek sam siebie nie stwarza: jest stworzeniem ograniczonym, które może zbłądzić, ale też może znaleźć drogę odpowiadającą temu, czym jest, czyli osobą ludzką.

- W ten bardzo zachodni scenariusz wdziera się właśnie islam. Jak katolicyzm powinien zareagować?

- Przede wszystkim, islam ma wiele twarzy i nie da się go sprowadzić tylko do postaci terrorystycznej czy umiarkowanej. Są sunnici, szyici itd. Istnieje wielka różnica między Indonezją, Afryką czy Półwyspem Arabskim, być może zaczyna się formować również islam o specyfice europejskiej, który przejmuje elementy z naszej kultury.

W każdym razie jest dla nas pozytywnym wyzwaniem silna wiara muzułmanów w Boga, świadomość, że wszyscy podlegamy sądowi Boga, połączona z dziedzictwem moralnym i zachowywaniem pewnych norm, które pokazują, jak wiara, aby była żywa, wymaga czasem wspólnego wyrażania. My to częściowo utraciliśmy.

- A co stanowi wyzwanie negatywne?

- Chodzi o to, by uchwycić słabości kulturowe religii nazbyt związanej z księgą uznaną za dosłownie natchnioną, ze wszystkimi niebezpieczeństwami, które z tego wynikają. Religii, w której determinującą rolę odgrywa teokracja, to jest nierozdzielny związek władzy państwowej i religii, możemy ofiarować pojęcie wolności religijnej. Możemy pokazać, że Bóg, ofiarowując człowiekowi wolność, otwiera przed nim nowe przestrzenie dla jego kulturowego rozwoju.

- Rozwija się w naszych krajach tendencja do eksportowania zachodnich wartości do pozostałych części świata: jesteśmy przekonani, że są najlepsze...

- Nie powinniśmy narzucać ani dogmatyzować wszystkich naszych idei. Musimy być świadomi względności wielu naszych rozwiązań politycznych, religijnych czy gospodarczych. Z drugiej strony, musimy docenić wkład innych narodów w bogactwo konkretnych form, w jakich się wyraża kultura ludzka. Starajmy się przekonać innych do rzeczy, które wydają się nam istotne, zawsze z szacunkiem i bez narzucania czegokolwiek.

Przeł. xabo

Rozmowa ukazała się we włoskim dzienniku “La Repubblica" (19 listopada 2004). Skrócony tekst przedrukowujemy za łaskawą zgodą autora i redakcji.

---ramka 342449|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2004