Bliżej ołtarza niż zwykli wierni

Kościół w Polsce dopuścił żonatych mężczyzn do święceń duchownych. To szansa na zburzenie muru, który wciąż oddziela świeckich od duchownych.

10.06.2008

Czyta się kilka minut

Obaj mają żony i dzieci. Ale mogą błogosławić śluby, odprawiać nabożeństwa, prowadzić pogrzeby, udzielać komunii i głosić kazania. Nie odprawią jedynie Mszy i nie będą spowiadać. Za ołtarzem noszą dalmatyki, specjalne szaty, jakich używają diakoni, czyli - jak myśleliśmy do tej pory - przyszli księża.

Pluralizm powołaniowy

Tomasz Chmielewski z Torunia i Zbigniew Machnikowski z Gdyni kilka dni temu zostali wyświęceni na diakonów stałych. Pierwszy dla diecezji toruńskiej, drugi - pelplińskiej. Gdy podczas ceremonii święceń leżeli krzyżem, a potem przyrzekali cześć i posłuszeństwo biskupowi - w kościelnych ławkach siedziały ich żony i dzieci. W polskim Kościele jeszcze tego nie było. Do tej pory na diakonów wyświęcano tylko bezżennych mężczyzn - kandydatów do kapłaństwa.

Tomasz czuje się tak, jakby diakonat stały został stworzony specjalnie dla niego. - To dwa powołania w jednym, bo jestem szczęśliwy w małżeństwie i życiu rodzinnym, a jednocześnie mogę być duchownym - mówi. Bo diakon stały to też duchowny.

Po co stali diakoni Polsce, gdzie nie brakuje księży? - Jedno nie przeczy drugiemu - odpowiada ks. Dariusz Iwański, dyrektor Ośrodka Formacji Diakonów Stałych w Przysieku koło Torunia. - Diakon stały nie ma zastępować księdza, ale być pomocnikiem kapłanów i biskupów.

Żonaci diakoni nie są też przymiarką do zniesienia celibatu. Ks. Iwański jest przekonany, że wręcz przeciwnie. - Gdy ludzie zobaczą, że diakoni oprócz służby w kościele muszą się jeszcze zajmować żonami i dziećmi, docenią wartość celibatu.

Czy to w takim razie rewolucja w podejściu do roli świeckich w Kościele? - Niekoniecznie, bo diakon stały przestaje być osobą świecką. Natomiast na pewno jest to znak zrozumienia i dowartościowania wielości powołań w Kościele - uważa Janusz Poniewierski, publicysta miesięcznika "Znak". - Dotychczas niektórzy hierarchowie dostrzegali sens życia kościelnego jedynie w posłannictwie prezbiterów, to znaczy księży. Nie rozumiano nawet powołania braci zakonnych; często widziano w nich osoby, które nie byłyby w stanie ukończyć studiów teologicznych. To głęboka niesprawiedliwość. W tej sytuacji wyświęcenie diakonów stałych może być zaczątkiem swoistego "pluralizmu powołaniowego" - podkreśla Poniewierski.

Kandydat na kandydata

Żeby zostać diakonem stałym, trzeba mieć co najmniej 35 lat i pięcioletni staż małżeński. Kawaler musi mieć skończone 25 lat i zobowiązać się do celibatu. Gdy żonaty diakon owdowieje, nie może się ożenić po raz drugi.

Kandydat na diakona powinien mieć również wyższe studia teologiczne albo uzupełnić je do czasu święceń. Najważniejsza jest jednak zgoda biskupa. A o nią trudniej niż o zgodę żony (też wymaganą). Na razie obok Torunia i Pelplina instytucję diakonów stałych wprowadzono jeszcze w diecezji ełckiej. Pozostali biskupi wciąż czekają.

- Bo uważają, że to zbędne - Poniewierski przypomina, jak jeden z biskupów twierdził nawet, że w Polsce nie potrzeba nadzwyczajnych szafarzy komunii. Tak jakby nie było chorych, którzy chcieliby przyjąć Eucharystię codziennie albo przynajmniej co niedzielę. Księża nie są w stanie tej potrzeby zaspokoić.

Bogdan Sadowski to warszawski dziennikarz telewizyjny znany z programów religijnych. Żonaty, dwóch dorosłych synów. Czeka cierpliwie na stały diakonat w swojej diecezji od... ponad ćwierć wieku. - Byłoby to sakramentalne dopełnienie mojego osobistego zaangażowania w życie Kościoła - mówi. Od dziecka był blisko ołtarza: najpierw jako ministrant, potem lektor, wreszcie szafarz.

O diakonacie stałym Sadowski dowiedział się jeszcze na początku lat 80. Pochodzi z archidiecezji warszawskiej, więc napisał list do prymasa Józefa Glempa. Odpowiedzi nie dostał. Gdyby dostał, byłaby negatywna: w polskim Kościele diakonatu stałego wtedy jeszcze nie było. Ponowił próbę, gdy biskupi dopuścili wreszcie żonatych mężczyzn do święceń. Prymas się zgodził.

Sadowski przez rok uczestniczył w kursie w Przysieku. W archidiecezji warszawskiej zmieniły się jednak rządy i sprawa została na razie zawieszona. - Jestem kandydatem na kandydata na diakona - określa swój status Sadowski. Wierzy, że doczeka.

Zgoda żony i biskupa

"Diakonat stały, który może być udzielany żonatym mężczyznom, stanowi znaczne wzbogacenie posłania Kościoła" - czytamy w Katechizmie - Chodzi oczywiście o ewangelizowanie, ale także o działalność charytatywną - precyzuje ks. Iwański.

Pierwszych diakonów powoływali Apostołowie. Jednym z pierwszych został święty Szczepan - pierwszy męczennik. Później zdarzało się nawet, że diakonów wybierano papieżami - przed objęciem władzy uzupełniali pozostałe święcenia. Tak było z Grzegorzem Wielkim (ok. 540-604).

Po prawie dziesięciu wiekach zniesiono w Kościele Zachodnim stały diakonat. Odtąd był tylko jednym ze stopni do święceń kapłańskich. Instytucję tę przywrócił dopiero czterdzieści lat temu Sobór Watykański II. 28 kwietnia 1968 r. w katedrze Trzech Króli w Kolonii wyświęcono pierwszych pięciu żonatych mężczyzn. Obecnie na świecie jest przeszło 30 tys. stałych diakonów. Prawie połowa w USA. W Europie najwięcej jest ich we Włoszech, Niemczech i Francji.

Kościół w Polsce zwlekał prawie pół wieku. Instytucja wróciła dopiero pięć lat temu. Ks. Iwański tłumaczy: - Gdy posoborowe reformy wchodziły w życie, w Polsce trwał komunizm. Łatwo sobie wyobrazić represje, które spadłyby na np. nauczyciela chcącego zostać diakonem stałym. Z kolei gdy nadeszła wolność, mieliśmy inne problemy.

Na początku 2005 r. biskup toruński Andrzej Suski jako pierwszy ordynariusz w Polsce ustanowił diakonat stały w swojej diecezji. Jesienią tego samego roku w Przysieku otwarto szkołę dla kandydatów. Kurs rozpoczynało dziesięć osób, do święceń doszły dwie. - Oni przetrą szlaki następnym - red. Sadowski jest przekonany, że większa liczba diakonów w Polsce to tylko kwestia czasu.

Według ks. Iwańskiego, dla Kościoła w Polsce nastał najlepszy czas na stały diakonat. - Mamy wciąż sporo powołań kapłańskich i nikt nie zarzuci nam, że ustanawia się ich, żeby zapełniali luki, bo brakuje księży. A tak było często na Zachodzie - mówi.

Poniewierski: - Popełnilibyśmy niewybaczalny błąd, gdybyśmy zaczęli traktować diakonów jako osoby, które mają wyręczać czy zastępować księdza. Zgubimy wtedy istotę diakonatu stałego. A jest nią to, że Pan Bóg kogoś do takiego stanu powołuje i ten ktoś na to powołanie odpowiada.

Tylko nie półksiądz

Gdy bp Suski ustanowił w diecezji diakonat stały, do kurii dzwonili mężczyźni z całej Polski. - Było z pół tysiąca telefonów - opowiadał trzy lata temu ks. Krzysztof Dębiec, pierwszy dyrektor ośrodka w Przysieku.

Tomasz Chmielewski o dwa dni wyprzedził święceniami Zbigniewa Machnikowskiego, jest więc pierwszym w dziejach Kościoła w Polsce stałym diakonem. Ma 38 lat, pracuje jako katecheta. Należał do wielu wspólnot religijnych. Żonę Izę poznał w Szkole Nowej Ewangelizacji. Mówi, że głoszenie rekolekcji to jego chleb powszedni.

Młodszy święceniami, choć nieco starszy wiekiem Zbigniew Machnikowski wykłada teologię w seminarium duchownym. Rodzina się przyzwyczaiła, że zawsze był blisko ołtarza.

- Broń Boże, by diakonem kierowały niespełnione ambicje kapłańskie - ostrzega Sadowski. Zdenerwował się, gdy zobaczył kiedyś w gazecie tytuł: "Żonaty ksiądz". - Diakon stały to nie półksiądz - zżyma się. Przyznaje, że gdy był na studiach, myślał o seminarium. Ale wybrał małżeństwo. - Świadomie - podkreśla. Przeżył prawie trzydzieści lat udanego związku i ma dwóch synów. - Są środowiska, które chętniej posłuchają faceta ze sporym stażem małżeńskim niż księdza, który rodzinne problemy zna tylko z teorii - przekonuje.

Poniewierski: - To szansa na zburzenie muru, który wciąż oddziela świeckich od duchownych. Gdy stałych diakonów będzie więcej, ludzie zaczną nabierać przekonania, że nie trzeba mieć wcale "świętych rąk", żeby podawać komunię albo przemawiać z ambony. Przestaną może wtedy patrzeć na księży jako na osoby wyjątkowe, prawie nie z tego świata.

Teraz diakon Tomasz

Chmielewski i Machnikowski po obrzędzie święceń, ubrani w dalmatyki przepasane stułami, asystowali swoim biskupom w odprawianiu dalszej części Mszy. Teraz zaczęła się codzienność. Tomasz: - Będę jak na świeczniku. Wszyscy będą mi się bacznie przyglądać. A przecież nie da się być idealnym, bo każdy ma jakieś słabości. Ważne tylko, żebym nikogo nimi nie gorszył.

- Koniec z anonimowością - stawia sprawę jasno ks. Iwański. - To już nie będzie tylko pan Tomasz, tylko diakon Tomasz. A jego żona nie będzie żoną pana Tomasza, tylko żoną diakona. To zobowiązuje.

Jeszcze jedno. Ks. Iwański zwraca uwagę, że dla diakonów priorytetem musi być małżeństwo. - Bo to sakrament, który dotyczy dwóch osób, więc jest wyższym dobrem - tłumaczy. - Posługa diakonatu nie może się odbywać ze szkodą dla małżeństwa i rodziny.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2008