Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Hezbollah wzmógł ataki rakietowe na izraelskie miasta i porwał dwóch żołnierzy izraelskich w sytuacji, gdy Liban zaczął wreszcie odzyskiwać suwerenność po wycofaniu się wojsk syryjskich. Hezbollah stał się już pełnoprawnym uczestnikiem procesu politycznego w tym kraju, wprowadzając w wyniku demokratycznych wyborów liczną grupę swoich posłów do parlamentu i dwóch ministrów do rządu w Bejrucie.
Nie wiadomo, czy zbrojne akcje w Damaszku i Teheranie to przypadkowe, zbieżne w czasie działania niekontrolowanych przez nikogo islamskich grup terrorystycznych, czy też starannie zaplanowane przez sponsorów Hamasu i Hezbollahu akty terroru, które miały na celu skłócenie krajów Europy i Stanów Zjednoczonych. Tych pierwszych o nastawieniu bardziej proarabskim i Ameryki bez zastrzeżeń wspierającej Izrael. Może chodziło o odwrócenie uwagi międzynarodowej opinii publicznej od odrzucenia przez Teheran zachodnich propozycji rozwiązania kryzysu, jaki powstał na tle programu nuklearnego tego kraju. To musi skończyć się szybkim uchwaleniem sankcji przez ONZ. Może chciano sprawdzić, jak na taką sytuację kryzysową zareaguje nowy premier Izraela Ehud Olmert. Można też przypuszczać, że ekstremiści wyznający zasadę "im gorzej, tym lepiej" postanowili jak zawsze wywołać konflikt wtedy, gdy pojawiła się nadzieja na rozwiązanie niektórych problemów.
Co prawda nie sposób dzisiaj odpowiedzieć na te pytania, nie ulega jednak wątpliwości, że przywódcy Hamasu i Hezbollahu mogli przewidzieć, iż taka prowokacja wywoła zakrojone na szeroką skalę odwetowe operacje militarne Izraela w strefie Gazy i w Libanie: na terytoriach, z których Izrael po wieloletniej okupacji niedawno się wycofał. W Autonomii Palestyńskiej samoloty izraelskie zbombardowały siedziby premiera, ministerstwa spraw zagranicznych, spraw wewnętrznych i gospodarki, islamski uniwersytet, mosty i elektrownie. Aresztowano ośmiu ministrów i 20 posłów palestyńskich. W Libanie natomiast zbombardowano międzynarodowe lotnisko w Bejrucie, porty, mosty i siedzibę przywództwa Hezbollahu. Jak zawsze, w nalotach ginie ludność cywilna. Izrael żąda natychmiastowego uwolnienia uprowadzonych żołnierzy, zaprzestania ataków rakietowych na Izrael oraz rozbrojenia Hezbollahu. Przywódcy Hezbollahu wykluczają rozbrojenie swoich oddziałów do czasu wycofania się Izraela ze spornych terytoriów znanych pod nazwą Farm Szeba. Rząd Libanu nie sprawuje kontroli nad zbrojnymi oddziałami Hamasu i boi się, że zbyt ostre naciski na Hezbollah mogą wywołać protesty 1,6 mln libańskich szyitów i doprowadzić do ponownego wybuchu wojny domowej.
Czy tak zdecydowana reakcja Izraela może być usprawiedliwiona? Kofi Annan, Unia Europejska, Francja i Watykan ostro skrytykowały działania izraelskie. Z kolei George Bush stwierdził, że "Izrael ma prawo do obrony".
Co dalej? Czy Izrael zaatakuje Syrię i Iran, uważając przywódców tych krajów za odpowiedzialnych za działalność Hamasu i Hezbollahu? Czy też dojdzie do wymiany przetrzymywanych izraelskich żołnierzy na arabskich więźniów? Nikt nie zna dziś odpowiedzi na te pytania. Sytuacja na Bliskim Wschodzie znowu się zaostrza. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek zapanuje tam spokój.
Prof. ANDRZEJ KAPISZEWSKI jest dyrektorem katedry Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ, byłym ambasadorem w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Katarze, autorem wielu książek i artykułów o problemach społecznych i politycznych świata arabskiego.