Bariera dźwięku

„Sound of Metal” jest zapisem głuchnięcia, lecz również jego psychologii, która kojarzy się z wieloetapowym i meandrycznym procesem żałoby.

03.05.2021

Czyta się kilka minut

Riz Ahmed jako Ruben w filmie „Sound of Metal” / MATERIAŁY PRASOWE
Riz Ahmed jako Ruben w filmie „Sound of Metal” / MATERIAŁY PRASOWE

Montaż i dźwięk – w tych kategoriach „Sound of Metal” otrzymał niedawno statuetki oscarowe, choć z pewnością potencjał był dużo większy. Na stół montażowy trafiła pogłębiona historia młodego perkusisty, który zaczyna tracić słuch i musi – mimo że bardzo tego nie chce, a scenariusz podpowiada rozmaite inne ścieżki – „nauczyć się bycia głuchym”.

Najciekawszy film rozgrywa się oczywiście w fonosferze, czyli w głowie Rubena, człowieka uzależnionego od dźwięków, tak jak niegdyś od narkotyków. Gra go Riz Ahmed, znany brytyjski aktor, który odnosi sukcesy także w hip-hopie, ma więc brzmienie i rytm we krwi. Albowiem dla amerykańskiego reżysera i współscenarzysty Dariusa Mardera, a równocześnie dla widza, szczególnie frapujące są tutaj wszelkie przejścia między światem niesłyszących i słyszących. Wszelkie próby dostrojenia się do tych pierwszych, ale i pewne koncesje na rzecz tych drugich.

Im bardziej Ruben głuchnie, tym mocniej „wali po garach”, jakby chciał zagłuszyć w sobie ciszę albo dobić się do tego, co gwałtownie od niego się oddala. Zanim zostanie całkowicie odcięty od doznań słuchowych, ścieżka dźwiękowa zaczyna ulegać zakłóceniom, staje się coraz bardziej „podwodna”, ujawnia też coraz większy kryzys komunikacyjny. Film jest zapisem głuchnięcia, lecz również jego psychologii, która wielu kojarzy się z wieloetapowym i meandrycznym procesem żałoby. Wiadomo, że najpierw pojawia się szok, potem bunt, po drodze depresja… Bo na pierwszy plan wysuwa się zrazu doświadczenie utraty czegoś albo kogoś. W tej historii chodzi o dotychczasowego siebie.

A jest nim wytatuowany „metalowiec” po przejściach, który wreszcie, od czterech lat, wiedzie zdrowe, wolne i spełnione muzycznie życie w komfortowym kamperze, u boku ukochanej dziewczyny (Olivia Cooke). Dlatego gdy niepogodzony ze swą nową kondycją Ruben przyjeżdża do ośrodka psychoterapeutycznego dla głuchych, wygląda to niczym wjazd do nieznanej i wrogiej krainy. Kierujący placówką Joe (Paul Raci) stracił słuch na wojnie w Wietnamie, pozostaje niepijącym alkoholikiem i ma w sobie tyleż z charyzmatycznego guru, co bezwzględnego tresera. Jego program terapii wyklucza bowiem jakikolwiek kontakt ze światem zewnętrznym i odstępstwa od surowego regulaminu. Tymczasem bohater „Sound of Metal” bardziej niż o uzdrowieniu swojej psyche, podupadłej na długo przed oglądanymi na ekranie wydarzeniami, marzy o naprawieniu swego słuchu. Żeby było tak, jak kiedyś.

Tytuł filmu tylko częściowo odsyła do gatunku muzycznego, jaki Ruben uprawiał. Może również kojarzyć się z implantem słuchowym, o którym bohater marzy – pozwala on usłyszeć rzeczywistość, aczkolwiek dla zawodowego muzyka musi być tym, czym proteza kończyny dla tancerza. Najsilniej przemawia ów film właśnie na poziomie identyfikacji z bohaterem. Dzięki niej można doświadczać obłędnego bogactwa brzmień ze świata natury czy dźwiękowego śmietnika, jaki otacza nas w wielkim mieście, lecz i błogosławieństwa ciszy.

Uściślijmy jednak: obraz Mardera nie stosuje radykalnej perspektywy człowieka głuchego, byłby wówczas dziełem mało czytelnym dla większości widzów. Stosuje natomiast rozliczne wyciszenia czy zniekształcenia głosów, które pozwalają przynajmniej na chwilę wejść w buty kogoś, kto przeprowadził się do obcego kraju i jeszcze nie nauczył się nowego języka. W kluczowej scenie były perkusista na metalowej (nomen omen) zjeżdżalni wybija dłońmi rytm, a głuchy chłopiec towarzyszący mu w tej zabawie natychmiast go podłapuje. W końcu dźwięki mają w sobie nie tylko komponent słyszalny – to także drgania akustyczne, o czym najlepiej wiedzą ci, którzy uczestniczyli w specjalnych koncertach nastawionych na odbiór wibracji. Podobnie zresztą działa „Sound of Metal”, oparty na emocjonalnych drganiach, niedopowiedzeniach i fabularnych elipsach, coraz bardziej zdystansowany wobec dźwięcznej mowy.

Głusi widzowie i krytycy na ogół przyjmują ten film z życzliwością, widząc w nim próbę rozprawienia się ze stereotypami – np. takim, że brak słuchu oznacza życie w kompletnej ciszy i że w ogóle jest brakiem. Zamiast niepełnosprawności twórcy zdołali dostrzec w głuchocie odrębną tożsamość. Nie starają się też jej na siłę romantyzować, jak „Dzieci gorszego Boga” (1986) Randy Haines, ani demonizować, jak ukraińskie „Plemię” (2014) Myrosława Słaboszpyckiego – bycie niesłyszącym u Mardera stanowi raczej istotny punkt dojścia aniżeli wyjścia.

Pojawiają się również kontrowersje. Docenia się siedmiomiesięczną pracę Riza Ahmeda nad opanowaniem amerykańskiego języka migowego (w filmie ukazaną trochę zbyt pobieżnie) oraz fakt, iż w scenach z ośrodka grają autentyczni głusi, trudno jednak niektórym zrozumieć, dlaczego w roli Joego została obsadzona osoba słysząca. Choć przecież Raci jest aktorem wybitnym (podobnie jak Ahmed otrzymał nominację do Oscara), a do tego wychował się z głuchymi rodzicami i od lat zajmuje się tłumaczeniem języka migowego. „»Sound of Metal« to dobry film o nas, ale nie dla nas” – tak można by streścić głosy sportretowanej na ekranie społeczności. Istnieje już zresztą osobny nurt filmów, tworzonych i obsadzanych przez osoby głuche, z dialogami czy monologami wypowiadanymi wyłącznie za pomocą migania.

Niezależnie od tego powstał kawał wyśmienitego kina, które w warstwie audialnej łamie rozmaite „bariery dźwięku”, a na poziomie samej opowieści pozwala wniknąć do zamkniętego świata, gdzie właściwie tylko język okazuje się być obcy. Poza tym mamy wszystko, co doskonale znamy: problem przynależności, poczucie straty, skłonność do uzależnień, pytania o tzw. normalność i oczywiście potrzebę zdefiniowania tego, czym tak naprawdę jest wolność i czym jest prawdziwy dom. Alternatywna rzeczywistość, którą od zawsze mami nas kino, rzadko kiedy staje się tak bardzo bliska. ©

SOUND OF METAL/DŹWIĘK METALU – reż. Darius Marder. Prod. USA 2019. Dystryb. M2 Films. Dostępny na Prime Video, CHILI, Rakuten, iTunes Store, PLAY NOW, Premiery CANAL+, Player. Ma ponownie trafić do kin zaraz po ich otwarciu.


CZYTAJ WIĘCEJ: RECENZJE FILMOWE ANITY PIOTROWSKIEJ >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 19/2021