Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Drobnym, ale znamiennym przykładem jest porażka Komisji Europejskiej, która proponowała, by od 2012 r. nałożyć na producentów aut obowiązek ograniczenia emisji do 130g CO2/km. Koszty takiej redukcji są wysokie, np. cena samochodu ciężarowego z silnikiem najnowszej generacji może wzrosnąć o 7 tys. euro. W efekcie nacisku lobby motoryzacyjnego ministrowie środowiska Niemiec, Francji i Włoch wymusili rozmycie propozycji: w 2012 surowsze normy obejmą 65 proc. nowo produkowanych aut, a zaostrzone przepisy wejdą w życie w 2015 r. Dlaczego? Żaden z premierów państw, w których działają giganci motoryzacyjni, nie zaryzykuje zgody na radykalne decyzje. Ryzyko protestów, zwolnień i oskarżeń o duszenie i bez tego zagrożonej gospodarki jest zbyt duże.
Oficjalne sygnały, jakie płyną z Brukseli, są oczywiście inne. Można odnieść wrażenie, że wykonaliśmy milowy krok w dziedzinie ochrony środowiska, a widmo globalnego ocieplenia przestało zagrażać. Wystarczy jednak uważnie przyjrzeć się ustaleniom, by zobaczyć, że pakiet energetyczno-klimatyczny jest pełen bocznych furtek, haczyków i aneksów. Żeby wymienić najważniejsze: Niemcy, uznawani dotychczas za prymusów ekologicznych, chronią nie tylko motoryzację - wywalczyli zapisy, dzięki którym najbardziej energochłonne branże, jak cementownie czy huty, nie będą musiały wykupywać całości pozwoleń na emisję CO2. Polski sektor energetyczny, oparty na węglu, miał w 2013 r. kupować całość pozwoleń na emisję CO2 - będzie kupował zaledwie 30 proc. Kraje Europy Środkowej otrzymają wiele uprawnień do bezpłatnej emisji, a te, które najlepiej zmodernizowały gospodarkę w ciągu ostatnich 20 lat - dodatkowe przywileje. Ciekawe swoją drogą, że kraje najbogatsze, co pokazał poznański szczyt, nie palą się do pomocy tym najbardziej zagrożonym zmianami klimatycznymi. Na skutek groźby węgierskiego weta w porozumieniu brukselskim znalazł się też zapis, który stawia spory o pakiet klimatyczny pod znakiem zapytania - jeśli w 2018 r. okaże się, że plany redukcji emisji CO2 nie są realizowane, Unia będzie mogła zadecydować o przesunięciu terminów.
Oczywiście przeciętny Polak odczuł uzasadnioną ulgę - widmo drastycznych podwyżek prądu oddaliło się, zyskaliśmy czas czy - ściślej sprawę ujmując - prolongatę.
Zapłacą nasze wnuki albo mieszkańcy obszarów położonych mniej szczęśliwie niż Unia Europejska. Unia pokazuje, co jest najważniejsze. Gospodarka, głupcze!