Analityk i artysta

Można o nim pisać jako o duszpasterzu lub publicyście, intelektualiście i pisarzu, księdzu lub filozofie polityki, działaczu społecznym lub ekumeniście, człowieku zaangażowanym w dialog międzyreligijny albo o konwertycie. Rozwijając każdy z tych tematów, należałoby dodać epitet "wybitny".

13.01.2009

Czyta się kilka minut

RJN (zbyt głęboko wpisał się w moje życie, bym potrafił o nim pisać jako o "obiektywnym" ks. Neuhausie, korzystam więc z używanych często przez niego inicjałów) był, pomimo wielości talentów, wielu różnorodnych pól aktywności oraz dramatycznych niejednokrotnie zwrotów na drodze swego życia, osobowością niezwykle integralną i konsekwentną w działaniu.

Sam sobie zadaję dzisiaj pytanie, skąd brała się ta integralność jego osoby oraz konsekwencja działania pomimo owej różnorodności i zmienności. Było to bowiem widoczne zarówno wtedy, gdy opisywano go jako sztandarowego liberała, jak i gdy pisano o nim jako o guru konserwatystów; gdy był jednym z liderów The Movement i kiedy z "Ruchem" się wadził, kiedy do ekumenicznych rozmów zasiadał po stronie luterańskiej i - później - katolickiej. Myślę, że odpowiedź na to pytanie kryje się w dwóch sformułowaniach, które zapisane na papierze wyglądają jak frazesy, ale w realnym świecie są dobrem tyleż rzadkim, by nie rzec bezcennym, co pięknym.

Są nimi intelektualna odwaga i uczciwość oraz szlachetność moralna. I zapewne w obu przypadkach powinienem był dodać "krystaliczna". To im, dum volutus est orbis, RJN był wierny przez całe życie. Kiedy Ruch Praw Obywatelskich realnie, a było to wówczas ryzykowne, walczył o prawa pokrzywdzonych, dawał Ruchowi swe życie. Gdy stało się to już łatwe, nawet modne, a w Ruchu pojawiły się prosowieckie sympatie i dążenie do legalizacji aborcji, potrafił położyć na szali całą swoją przeszłość i odejść. Kiedy odkrył duchowne powołanie, umiał stać się wielkim kaznodzieją w murzyńskiej parafii w Brooklynie i wybitnym luterańskim pisarzem, ale kiedy zrozumiał, że jego wspólnota nie dąży do zreformowania Kościoła Powszechnego, lecz zamierza istnieć jako oddzielna społeczność, "w imię tego samego luteranizmu - jak powiedział - zostałem katolikiem".

To ta odwaga w myśleniu i szlachetność w działaniu, całkowicie niepodatne na profity, koniunktury i okoliczności, pociągały ku niemu rzesze ludzi, budowały głębokie przyjaźnie i budziły irytację u ludzi mu nieprzychylnych.

***

Z jednej strony precyzyjny, chłodny umysł, analizujący otaczającą go rzeczywistość, bezbłędnie posługujący się ironią. Z drugiej, chłonący piękno we wszystkich jego wymiarach koneser sztuki, subtelny pisarz cyzelujący każdą frazę i wyjątkowy przyjaciel z niesłychaną zdolnością empatii.

Najlepszą ilustracją połączenia obu tych skrajności było pierwsze spotkanie RJN z Janem Pawłem II, w lipcu 1995 r. Od dobrych paru lat regularnie bywałem u Papieża i jako przyjaciel RJN pomogłem zaaranżować ich spotkanie. Jan Paweł II wysoko cenił Richarda, znając go z licznych lektur, a zaproszony był także inny nasz wielki i wspólny przyjaciel, George Weigel.

Richard znał wszystko, co Papież napisał, i z wielką erudycją przenikliwie to komentował. Niewątpliwie też zarówno treść, jak i forma tego pontyfikatu odegrały znaczącą rolę w przejściu Richarda na katolicyzm. Dlatego bardzo cieszyłem się z tego wydarzenia. Z drugiej jednak strony, małej wiary, im bardziej zbliżaliśmy się do papieskiej rezydencji, tym bardziej niepokoiłem się, jak wypadnie spotkanie tego wyrafinowanego, często ironicznego intelektualisty, który nie uznaje żadnych autorytetów, ze starszym już wówczas i schorowanym Papieżem. Początek rozmowy potwierdził moje obawy, albowiem na posiłkach u Jana Pawła II to on zadawał pytania, określał tematy rozmowy oraz nadawał jej ton. Tymczasem Richard od samego początku zaczął przepytywać Papieża: a co Ojciec Święty sądzi o ekumenizmie? o ortodoksji? o Kościele w Ameryce? o kryzysie teologii? o dialogu z Żydami? kulturze postmodernistycznej? Papież - można to było zauważyć - był trochę zaskoczony. Najpierw jakby lekko zbył pierwsze pytanie, po prostu nie podjął tematu. Richard, niczym niezrażony, zadał drugie pytanie.

Od tej chwili przez cały czas miałem niesłychanie silne skojarzenie z tenisem: Richard zaczyna swoim drugim pytaniem, ostro zagrywa piłkę, a Papież odpowiada returnem, niestety, w siatkę - jakby nie zauważył precyzji pytania. Coraz bardziej się martwię. Kolejny serwis Neuhausa i nagle w odpowiedzi potwornie mocny, precyzyjny forhend bez szans na odebranie. I tak to wyglądało przez całe spotkanie. Richard serwuje i albo natychmiastowa riposta, albo krótka wymiana piłek przy siatce, po której następuje papieski wolej, taki że piłki prawie nie widać, słychać jedynie świst powietrza.

Papież odpowiadał na każdy zadany mu temat niezwykle jasno, precyzyjnie i wyraziście, ale co znacznie istotniejsze, rozmowa ze stricte intelektualnej stała się - trudno to inaczej wyrazić - mistyczna. Po blisko dwóch godzinach wyszliśmy na ryneczek Castel Gandolfo i nie byliśmy w stanie nic powiedzieć, czuliśmy się jak ryby wyrzucone na brzeg, rozpaczliwie próbujące zaczerpnąć powietrza. To, czego doświadczyliśmy, było zbyt mocne, by z tym sobie od razu poradzić, zbyt wielkie, aby natychmiast to objąć i skomentować. Umówiliśmy się na wieczór.

Spotkaliśmy się parę godzin później w North American College, do którego dojechał też Michael Novak. RJN całe popołudnie spędził przy komputerze i na paru stronicach zdążył już spisać - jak się okazało - 41 tematów, które poruszyliśmy w rozmowie z Janem Pawłem II. I to głównie RJN opowiadał Michaelowi o naszym spotkaniu. Te niecałe dwie godziny rozmowy referował przez bite trzy godziny i był tak poruszony, że przez cały czas łzy płynęły mu po policzkach. My też mieliśmy mokre oczy, ale on płakał bardziej, był wewnętrznie rozbity, w najpiękniejszym tego słowa znaczeniu.

***

RJN poznał Polskę przez Jana Pawła II i George’a Weigla. I pozostał jej wierny. Przez 14 lat corocznie spędzał u nas parę tygodni. Dlaczego? Intrygowało to również Jana Pawła II, przytoczę więc jeszcze jedno papieskie wspomnienie. Było to w Rzymie, około roku 2000. Kończyliśmy obiad u Papieża, gdy ten nagle złapał siedzącego obok Richarda za rękę i z naciskiem zapytał: "Dlaczego Ksiądz, słynny intelektualista, mający tak wiele pracy oraz rozlicznych zaproszeń na całym świecie, tak dużo czasu poświęca Polsce?". Siedzieliśmy przy stole, gest papieski był nieoczekiwany (nigdy wcześniej i nigdy potem takiego nie widziałem), a w tonie Jana Pawła II można było usłyszeć nutę lekkiej natarczywości, ale też niepokoju. RJN zastanowił się chwilę i odpowiedział: "Ponieważ w Polsce istnieje realna szansa zbudowania społeczeństwa posiadającego dynamiczną wolnorynkową gospodarkę i prawdziwie demokratyczną politykę, które są inspirowane przez żywotną kulturę chrześcijańską". Papież puścił rękę RJN i zapytał: "Naprawdę tak Ksiądz uważa"? Odpowiedź brzmiała: "Jeśli nie w Polsce, to nigdzie".

Nie znaczy to jednak, że on, kosmopolita z Manhattanu, traktował nasz kraj jedynie jako intrygujący "study case". Jako chrześcijanin ofiarnie i głęboko angażował się w życie polskiego Kościoła. Pomiędzy wieloma dowodami tej tezy przytoczę dwa fakty, o których nigdy dotąd nie mówiłem publicznie. Gdy w 1995 r. podzieliłem się z nim ideą założenia Instytutu Tertio Millennio promującego nauczanie Jana Pawła II (a w owym czasie - często się dziś o tym zapomina - większość mediów, intelektualistów i polityków w Polsce była mocno nieprzychylna Papieżowi), RJN nie tylko pomógł w doprecyzowaniu pomysłu i zaangażował się w rekomendowanie nowo powstałej instytucji, ale też pierwszy złożył dotację, która umożliwiła rozpoczęcie działalności. Parę lat później, gdy powiedziałem mu o moim zamiarze założenia domu polskich dominikanów w Nowym Jorku, zapalił się do tego pomysłu i przekonał doń swego przyjaciela, kard. O’Connora. Więcej: po śmierci Kardynała, gdy realizacja tej idei znalazła się w impasie, wielkodusznie zaproponował oddanie swego domu (w którym oprócz jego mieszkania znajdują się cztery inne) polskim dominikanom.

Bez niego nie byłoby więc Instytutu Tertio Millennio, a polscy dominikanie nie prowadziliby duszpasterstwa na University of Columbia. To tylko dwa z długiej listy podobnych przypadków. Wiele tysięcy ludzi w Polsce, z którymi spotykał się RJN, jest dzisiaj jego dłużnikami, a ja jestem zapewne największym.

***

Nic jeszcze nie napisałem o Chrystusie. A przecież to On był w życiu RJN najważniejszy. To Jemu, dum volutus est orbis, pozostał wierny. Dlatego głęboko wierzę, że spełniły się słowa z napisanej przez RJN 8 lat temu medytacji o konaniu Chrystusa: "Kiedy stanę przed Bożym tronem, powołam się na Jego obietnice potwierdzone przelaną krwią Jezusa Chrystusa. Nie będę powoływał się na nic z tego, co dokonałem, chociaż podziękuję Bogu za to, że umożliwił mi, by także przeze mnie dokonało się jakieś dobro... Nie będę się powoływał na moją wiarę, gdyż czasami nie byłem jej pewien, a poza tym, czyniąc tak, przedstawiałbym swoją wiarę jako zasługę... Mój najdrobniejszy wzrost w świętości, który stał się moim doświadczeniem, odrobina mocy, która stała się moim udziałem dzięki obcowaniu świętych, najbardziej ułamkowe poznanie Boga i Jego dróg, które udało mi się osiągnąć - wszystko to przyniosę z wdzięcznością przed jego tron. Jednak szukając dostępu do Królestwa Niebieskiego, będę spoglądał ku Chrystusowi i tylko ku Niemu. I wtedy mam nadzieję usłyszeć: »Dziś ze Mną będziesz w raju«".

Amen. Amen.

O. Maciej Zięba OP (ur. 1954) był w latach 1998-2006 był prowincjałem polskich dominikanów. Założył i od 1995 r. kieruje Instytutem Tertio Millennio, obecnie jest także dyrektorem Europejskiego Centrum Solidarności. Autor wielu książek, m.in.: "Biało-czarne zapiski", "Demokracja i antyewangelizacja" "Papieże i kapitalizm".

Richard John Neuhaus urodził się w 1936 r. w rodzinie pastora luterańskiego. W wieku 24 lat sam został pastorem i przez 17 lat pracował wśród biedoty w nowojorskim Brooklynie. Zaprzyjaźnił się z Martinem Lutherem Kingiem, razem z nim tworzył Ruch Praw Obywatelskich. W latach 70. jego poglądy zaczęły ewoluować w kierunku neokonserwatyzmu. W 1984 r. wydał głośną książkę "Nagie forum publiczne", w której skrytykował usuwanie religii i moralności z przestrzeni publicznej. W 1990 r. przeszedł na katolicyzm, a rok później przyjął święcenia kapłańskie. Założył czasopismo "First Things", poświęcone religii, sprawom społecznym i ekumenizmowi. Był częstym gościem w Białym Domu i nieformalnym doradcą duchowym prezydenta George’a W. Busha. W grudniu 2008 r. trafił do szpitala z powodu osłabienia spowodowanego zaawansowaną chorobą nowotworową; 7 stycznia stracił przytomność, a dzień później zmarł.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2009