"Albo poślemy najlepszych, albo nikogo"

Nasz strój jest czarno-biały. Jest wiele interpretacji tych kolorów, niektóre bardzo romantyczne. Moim zdaniem chodzi po prostu o dwie strony serca człowieka - ciemną i jasną. Historia naszego zakonu składa się nie tylko z pięknych epizodów.

KATARZYNA WIŚNIEWSKA: - W Łodzi dominikanie otwierają nowy klasztor. Zakon Kaznodziejski w Polsce nie narzeka na brak powołań, gromadzi tłumy na Mszach dla młodzieży. Można by powiedzieć, że cieszy się w Polsce sporą popularnością...

O. CARLOS ALFONSO AZPIROZ COSTA: - Nie lubię słowa popularność. Popularność przychodzi i odchodzi, a powołania są tajemnicą Boga. W Polsce mamy dużo nowicjuszy, ale cierpimy na ich brak w innych krajach. Zresztą wolałbym nie tłumaczyć licznych powołań nadzwyczajnymi zdolnościami dominikanów do autoreklamy. Powołanie nie jest nagrodą, duchowym Oscarem. Tu nie liczą się statystyki. Oczywiście, liczne powołania są błogosławieństwem i dobrze, że w Polsce jest ich dużo. Ale nie można mówić, że jeżeli jest ich mniej, dotknęło nas przekleństwo. Na przykład w Iraku powołań mamy mało i pewnie nieprędko będzie więcej. Francuska prowincja ma dom w Kairze, gdzie nie było powołań od stu lat. Moglibyśmy powiedzieć: “Nie opłaca się dłużej siedzieć w Egipcie, jedziemy do Polski, tam jest dużo powołań". Ale w zakonie nie kierujemy się strategią wielkich koncernów, szukających lepszych rynków zbytu. To rodziłoby pychę - mamy dużo powołań, jesteśmy mocni. I osiadamy na laurach zapatrzeni w siebie.

  • Celebracja bez przepychanek

- Jak dziś dominikanie chcą naśladować swojego założyciela?

- To jeden z problemów dyskutowanych podczas kapituły. Bracia i siostry św. Dominika pracują w różnych środowiskach; od razu dostrzegliśmy ogromną różnorodność potrzeb i idących za nimi metod ewangelizacji. Brat mieszkający wśród biedaków w Brazylii ma inne kłopoty niż dominikanin z postmodernistycznej Francji albo siostra z Norwegii, która pomaga katolickiej mniejszości. Przyczółki mamy na całym świecie, dlatego musimy wystrzegać się uniformizacji; szukania jednego klucza, który miałby otwierać wszystkie drzwi.

- W krajach wysoko rozwiniętych głoszenie Ewangelii zapewne bywa trudniejsze niż w slumsach.

- We Francji wielu dominikanów studiuje teologię, ale jest też grupa, która zajmuje się bezdomnymi, artystami. Jeden z ojców wychodzi do miasta po zmroku. Głosi Ewangelię w artystycznym półświatku Paryża i musi się w tym środowisku odnaleźć, w przeciwnym razie budziłby nieufność. Dlatego wygląda trochę jak artysta, nosi długie włosy. Ale do takich działań trzeba otwartości, wyjścia poza własne cztery kąty. Dominikanin z Paryża nie byłby w stanie pracować, gdyby przełożeni kazali mu o godzinie ósmej wracać do klasztoru na wspólną kolację. Nasze zakonne reguły nie są krępującym gorsetem. Pomagają iść na krańce świata, jak chciał Dominik.

Wielu szokuje, że dominikanie - choć mają wspólne reguły i konstytucje - są tak różni. Ta różnorodność nie polega tylko na tym, że jeden jest teologiem, a inny doktorem filozofii. Różne charaktery, niekiedy kontrastujące ze sobą style bycia znajdują wspólną przestrzeń w charyzmacie św. Dominika. I dlatego różniąc się od siebie, możemy mieszkać pod jednym dachem i nie ma mowy o szkole przetrwania na siłę. Przeżywamy wielką radość - bywa, że trudną - bycia razem.

- Studiował ojciec prawo cywilne, ukończył prawo kanoniczne. Znajomość prawa ułatwia życie dominikaninowi?

- Jest taka nieszczęsna angielska gra słów: lawyer (prawnik) i lier (kłamca). Ale poważnie: lubię prawo, bo uczy mnie sprawiedliwości. A sprawiedliwość jest bardzo dominikańska.

- Nazwał kiedyś Ojciec Konstytucje dominikańskie księgą duchową. Zastanawiające, że taką opinię wypowiada kanonista.

- Wielu świętych zostawiło uczniom księgi o życiu duchowym, wspomnę np. “Ćwiczenia duchowne" św. Ignacego z Loyoli. Część pism Dominika zaginęła. Pierwszym uczniom dał tylko Konstytucje. Był świetnym organizatorem i wyznawał zasadę, że w Kościele prawo stanowi przejaw życia duchowego, ponieważ właśnie przez prawo, przez zakorzenienie w strukturach Kościoła dusza szuka zbawienia. Dlatego w naszym zakonie niezmiennie trwamy przy strukturach z czasów św. Dominika.

- Kapituła nie jest tylko formalnym zebraniem braci?

- Gdy mówimy o kapitule, używamy słowa “celebracja". Tu nie ma przesady: dominikanie celebrują kapitułę, jej wymiar jest bardziej duchowy niż biurokratyczny. Nie chodzi tu naturalnie o strzelanie z szampana i urządzanie fety. Celebrujemy fakt, że razem możemy dyskutować o życiu naszej wspólnoty.

- Poprzedni generał, o. Timothy Radcliffe, pytany o istotę duchowości dominikańskiej, odpowiedział bez wahania: demokracja.

- Tak, ale demokracja rozumiana głęboko. Nie jako tyrania skrzynek wyborczych, zakulisowe przepychanki w celu przeforsowania własnych pomysłów. Każdy szczegół naszych działań ustalamy wspólnie. Nie czekamy na przełożonego, który przyjdzie i jak król zarządzi o wszystkim. Owszem, jestem przełożonym, ale podlegam kapitule i mam tylko jeden głos, jak pozostali. Poza tym dziś jestem generałem, a jutro mogę wieść życie szeregowego zakonnika.

- Czy dominikańska demokracja zawsze funkcjonowała bez zarzutu?

- Demokracja jest tworem człowieka, a człowiek sam prowokuje zagrożenia i wynaturzenia. Nasz strój jest czarno-biały. Jest wiele interpretacji tych kolorów, niektóre bardzo romantyczne. Moim zdaniem chodzi po prostu o dwie strony serca człowieka - ciemną i jasną. Historia naszego zakonu składa się nie tylko z pięknych epizodów. Zdarzało się, że generał lekceważył dominikańską demokrację i zarządzał zakonem niczym możnowładca, zamiast realizować postanowienia kapituły.

  • Numer trzy w Nowym Jorku

- Dominikanie kładą nacisk na życie intelektualne, angażują się w pracę na uniwersytetach. Z drugiej strony kapituły generalne mówią o potrzebie służby ubogim. Św. Dominik sprzedał swoje książki, aby kupić jedzenie dla głodujących. Czy u dzisiejszych dominikanów działalność naukowa nie stała się priorytetem, a pomoc ubogim - dodatkiem?

- Wielu z nas pochodzi z biednych środowisk, z których potem przez zakon weszli do sal uniwersyteckich. Takie doświadczenia pomagają zrozumieć ludzkie potrzeby. Chodzi o to, żeby nie dzielić świata na dwie części, na biednych i bogatych, po czym biednych pozostawić samych sobie albo nakarmić i zająć się wykładaniem teologii. Chcemy ułatwić ubogim dostęp do wiedzy. Tomasz z Akwinu, który spędzał długie godziny na lekturze uczonych ksiąg, równie dużo czasu poświęcał ubogim. Uniwersytety i misja wśród ubogich to dwa płuca naszego zakonu.

Na naszych uniwersytetach kształcimy zresztą nie tylko teologów, ale też ekonomistów, którzy z kolei powinni uczyć ubogich, jak o własnych siłach wydobyć się z nędzy. Dla dominikanina głoszenie Ewangelii to także nauczanie ekonomii, politologii. W Manili dominikanie wykładają np. bioetykę. Naszą rolą jest zapalić światełko, które wykształconym przez nas bioetykom pozwoli potem dostrzec życie w najmniejszej komórce.

- Co dla dominikanów jest dziś największym wyzwaniem? Polem, gdzie ich nie ma, a gdzie być powinni?

- Spotykamy się na kapitule właśnie dlatego, że chcemy nieustannie zmieniać się na lepsze. Gdyby wszystko było idealnie, kapituły nie byłyby potrzebne. Chcemy głosić Ewangelię skuteczniej - nie w modny sposób, ale po prostu lepiej. Trzy lata temu, gdy obradowaliśmy w Providence, nikomu z nas się nie śniło, że powinniśmy założyć placówkę w Etiopii. Teraz jesteśmy i tam. Zresztą nie chodzi jedynie o miejsca geograficzne. Kompletnie zagubiliśmy kontakt ze światem robotniczym. Były próby powrotu do idei księży robotników, ale Papież nie wyraził zgody. Na razie jeszcze nie wiemy, jak dotrzeć do robotników. Ogromnym wyzwaniem jest dla nas także ponowne odkrycie wartości ubóstwa. Ubóstwa nie ograniczonego do pytania, ile monet mam w kieszeni, ale rozumianego jako ewangeliczna prostota.

- W pierwszym liście do współbraci pisał Ojciec o tym, co może podcinać korzenie dominikańskiego powołania. Co dziś stanowi największe zagrożenie dla Zakonu Kaznodziejskiego?

- Zasiedzenie, gnuśność. Brak ochoty, żeby bez przerwy być w drodze. Nie chodzi tylko o to, czy pojechać do Łodzi albo Wrocławia, ale przede wszystkim o intelektualne wezwanie do otwartości, aby coraz lepiej poznawać prawdę. To także odwaga opuszczenia naszych miejsc, przełamywania barier i docierania do ludzi, którzy na nas czekają. A zdarza się, że mówimy: “Nie możemy, musimy zostać, bo mamy tu mnóstwo rzeczy do zrobienia". Zawsze znajdziemy wymówki, żeby się nie ruszyć. Jak w Ewangelii: “Pójdę z Tobą, ale jeszcze nie teraz, najpierw muszę się zająć tym i tamtym". Czasem mówię do brata: “Potrzebuję cię w Afryce", a w odpowiedzi słyszę: “O, nie. Jestem potrzebny na miejscu". Tłumaczę: “Wiem. Nie prosiłbym Cię, gdybym wiedział, że zajmujesz się rzeczami niepotrzebnymi. Jednak tam jesteś bardziej potrzebny". W świecie wielkich firm przeniesienie na inne miejsce wiąże się zawsze albo z awansem, albo z karą. Byłem szefem biura w Manili i nagle jestem numerem trzy w za padłej prowincji na Filipinach - to kara. Ale jeśli zostanę numerem trzy w Nowym Jorku - o, to dopiero nagroda. Czasami taka logika wkrada się do życia zakonnego, także u dominikanów.

Przykład: w 1948 r. biskup z Indii poprosił prowincjała Irlandii o pięciu braci, którzy mieli prowadzić seminarium. Prosił między innymi o prawnika, teologa, filozofa. Prowincjał długo się zastanawiał, kogo posłać. Przedstawił w końcu propozycję kapitule i został zakrzyczany: “Zwariowałeś! Przecież John jest naszym najlepszym teologiem, a Steven pisze świetny doktorat z filozofii". Odpowiedział: “Albo poślemy najlepszych, albo nikogo". Zrozumieli. Teraz, po pół wieku widać owoce: prowincja w Indiach świetnie się rozwija. Oczywiście, mógłbym powiedzieć, że niektóre zgromadzenia mają tam po pięć prowincji, a dominikanie - jedną. Ale nie lubię statystyk.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2004