Agonia Christianitas

Kiedy ktoś umiera, pozostawia dziedzictwo, krtóre należy zebrać i rozdzielić. Nie można go roztrwonić. Co dobrego pozostawiła nam Christianitas?

04.09.2015

Czyta się kilka minut

Agonia Christianitas nie oznacza koniecznie agonii chrześcijaństwa, chociaż czasami obie te kwestie znajdują się w pewnej zależnosci i mogą wzajemnie na siebie oddziaływać. Agonia Christianitas oznacza w ścisłym tego słowa znaczeniu zmierzch pewnej formy istnienia Kościoła, dominującej w ciagu wielu wieków i która obecnie znalazła się w nieodwracalnym kryzysie.

Nieodwracalny fakt


Przyjmuje się, że początków Christianitas należy szukać w IV wieku i wiąże się on z edyktami cesarzy Konstantyna Wielkiego i Teodozjusza, konsoliduje się i umacnia w okresie reformy gregoriańskiej (Grzegorz VII), jej punkt szczytowy wiąże się z teokracją papieską Inocentego III, i utrzymuje się, pomimo ostrej krytyki i historycznych wstrząsów związanych z ruchem reformacji, oświeceniowym modernizmem i rewolucją francuską, aż do Soboru Watykańskiego II. Pojęcię Christianitas wskazuje na ścisły związek Kościoła z państwem (z cesarstwem), kiedy to Kościół identyfikował się ze społeczeństwem, które składało się w zdecydowanej większości z ludzi ochrzczonych i kiedy to Kościół determinował całość porządku społecznego, politycznego, kulturowego, prawnego i moralnego obywateli. Według założeń Christianitas, poza instytucją Kościoła nie ma zbawienia, widzialna struktura Kościoła jest urzeczywistnieniem Królestwa Bożego na ziemi, Kościół reprezentuje sacrum w świecie, wobec tego co profanum i co powinno być podporządkowane kościelnej hierarchii, aby mogło osiągnąć zbawienie.


Chociaż spóźniony o kilka wieków, Sobór Watykański II, kończy z paradykmatem Christianitas. Wydarzenie to zostało okrzyknięte, może zbyt naiwnie, jako „requiem epoki Konstantyna”. Soborowe dokumenty, szczególnie Konstytucje o Kościele (Lumen gentium) i o Kościele w świecie współczesnym (Gaudium et Spes), dekrety o ekumenizmie (Unitatis redintegratio) i o wolności religijnej (Dignitatis humanae) to nowe powietrze, którym Kościół zaczął oddychać. Sobór Watykański II ukazał Kościół jako Lud Boży złożony z wszystkich ochrzczonych, mówił o powszechnym powołaniu do świętości, podkreślił odrębność i autonomię rzeczywistości ziemkich (takich jak polityka, wiedza, sztuka...), przypomniał prawdę o wolności religijnej, którą należy szanować, mocno zaakcentował fakt, że Kościół rezygnuje z przywilejów należących już do historii, że biskupi nie zawsze mają kompetencje, aby dać odpowiedź na pytania nurtujące laików, że Kościół nie wiąże się z jakimkolwiek systemem politycznym, lecz istnieje pełna niezależność między sferą polityczną i Kościołem: Kościół domaga się jedynie wolności, aby mógł przepowiadać ewangelię i dokonywać ocen w sprawach moralnych, jak również w kwestiach społecznych i politycznych. Poza Kościołem istnieje możliwość zbawienia, krocząc po drogach dla człowieka nieznanych, ponieważ Duch Święty ofiaruje wszystkim ludziom możliwość uczestnictwa w tajemnicy Chrystusa.


CZYTAJ TAKŻE: ŻYCIE NA GRUZACH CHRISTIANITAS

O. Kasper Kaproń OFM: Procesy związane z laicyzacją społeczeństwa, które poważnie osłabiły Kościół na zachodzie Europy, dotarły szybko do naszego kraju.



Soborowa wizja zakłada nową teologię, zbudowaną na fundamencie prawdy o wcieleniu Boga w naszą historię i obecności Ducha Świętego, który towarzyszy ludzkości w jej drodze ku Królestwu. Kościół i świat nie przeciwstawiają się sobie jako dwie rzeczystości sacrum i profanum, lecz ukazuje Kościół, który przenika świat i wraz z nim zmierza ku eschatologii; jest on znakiem i widzialnym sakramentem miłości i łaski Boga, obejmujących całą ludzkość.

Tsunami, które wstrząsneło planeta


Jednakże Sobór Watykański II, pomimo że wielu katolików ciągle nie może go zaakceptować i stara się wrócić do okresu przedsoborowego, staje się już niewystarczającym wobec nowych zjawisk społeczno-kulturowych, z którymi społeczeństwo musi się zmierzyć. Znaleźlismy się w centrum prawdziwego tsumani, które wstrząsnęło fundamentami instytucji, ideologii i tradycyjnych zwyczajów na całym swiecie, także struktur religijnych i kościelnych. Żyjemy w świecie zsekularyzowanym, gdzie religia już nie kształtuje przestrzeni publicznej, gdzie sama wiara w Boga nie jest już elementem integrujacym ludzi, żyjemy w rzeczywistości pluralimu religijnego, chrześcijaństwo nie cieszy się już społecznym wsparciem i uznaniem. Wiara chrześcijańska nie jest już jedynym wyznacznikiem określającym otaczającą nas rzeczywistość, istnieją odrębne hermeneutyki równie skuteczne. W Christianitas istniała koherencja pomiędzy wiarą i kulturą danej epoki, która rodziła się bardziej z kultury niż z wiary, ponieważ wiara jest zawsze aktem wolności. Być może to co nazywamy kryzysem wiary jest niczym więcej jak skutkiem zmieny jednolitych założeń kulturowych, które wcześniej istniały, a obecnie już nie istnieją.


Ludzie pragną żyć w sposób całkowicie samodzielny i niezależny, państwo już nie jest wyznaniowe tak jak to miało miejsce w klasycznych okresach Christianitas, rytm czasu niekoniecznie wyznaczany jest przez chrześcijańską liturgię (Boże Narodzenie, Wielkanoc...), rzeczywistości takie jak polityka, ekonomia, filozofia, sztuka, nauka... nie opierają się już na tradycji chrześcijańskiej. W niektórych miejscach ten nowy klimat prowadzi do porzucenia chrześcijaństwa, a nawet w zupełności do porzucenia religii, na innym miejscu rodzi wiarę bez przynależności konfesyjnej. Wielu chrześcijan jednak, tych głęboko przekonanych i zaangażowanych dostrzega, że przedmiotem sporu nie jest chrześcijańska wiara jako taka, ale religijne i kościelne struktury, w których wiara chrześcijańska została zamknięta w ciągu ostatnich 17 wieków i które dziś są wyraźnie archaiczne.


Jest to problem dokłębnie analizowany przez teologów i socjologów religii; wymienię tylko takie nazwiska jak J. Délumeau, F X. Kaufmann, Danièle Hervieu-Lèger, J M. Mardones, J B. Libanio, M. França Miranda, J. Comblin, P.Valadier, Ch Teoboald, Ch. Taylor itd. Minęło już sporo czasu kiedy to K. Rahner wskazał na konieczność strukturalnych zmian w Kościele i przejścia z Kościoła socjologicznego do Kościoła chrześcijan autentycznie przekonanych. Wszyscy wskazani wyżej autorzy jednoznacznie zgadzają się, że proces zmian, ściśle związane z sekularyzacją chrześcijaństwa społeczeństwa zachodniego, chociaż sam w sobie nieodwracalny, to jednak nie prezentuje się identycznie, z taką samą intesnywnością we wszystkich krajach. Istnieją pewne elementy wspólne, lecz można także łatwo wyodrębnić różnice w zależności od tego, czy analizujemy proces ten we Francji, w Hiszpanii, w Holandii czy też w Stanach Zjednoczonych.


Na tym miejscu wypada zapytać się czy proces ten wpłynie też na przeobrażenia w Ameryce Łacińskiej: w jakim stopniu, z jaką specyfiką w poszczególnych krajach i gdzie te zmiany będą najbardziej obecne? Ci, którzy twierdzą, że fala laicyzacji przyjdzie również do Ameryki Łacińskiej spotykają się z krytyką ze strony tych, którzy wskazują na rzeczywistość świata latynoamerykańskiego jako tego, który jest głęboko religijny, gdzie religijność ludowa głęboko się zakorzeniła i wartości chrześcijańskie zostały bardzo dobrze z inkulturyzowane. Jednakże nie ulega wątpliwości, że agonia Christianitas, która jest już nieodwracalna w świecie zachodnim prędzej czy później dotknie także Amerykę Łacińską, chociaż na pewno nie w równym stopniu dotknie chrześcijan przykładowo w Boliwii czy w Urugwaju.


Co więcej, proces ten dotarł już do Ameryki Łacińskiej, o czym wyraźnie mówi Dokument Końcowy Konferencji z Aparecida: kryzys i zanik wiary, słaba przynależność eklezjalna, porzucenie Kościoła katolickiego na rzecz przynależności do innych grup religijnych, konieczność zorganizowania procesu dogłębniej inicjacji chrześcijańskiej i wprowadzenia w doświadczenia życia duchowego, ponieważ chrześcijaństwa zredukowane do dogmatów, do praktyk dewocjonalnych, sakramentalizmu i płytkie moralizatorstwo nie są w stanie sprostać wymaganiom nowych czasów, konieczności nowej ewangelizacji i potrzeba głębokiej formacji biblijnej i chrześcijańskiej, itd. Rozdział pomiędzy wiarą i życiem jest realny i czymś skandalicznym jest fakt, że na kontynencie z największą ilością katolików na świecie istnieje także największy stopnień nierówności i społecznego rozwarstwienia. Pozytywnymi aspektami Kościoła w Ameryce Łacińskiej – wskazuje Aparecida - jest proces odnowy biblijnej, liturgicznej, katechetycznej, rozwój podstawowych wspólnot eklezjalnych, zaangażowanie laikatu... Są to konsekwencje poważnego potraktowania reform Vaticanum II i wcielenia ich w życie.


Dodajmy do tego jeszcze, że Ameryka Łacińska odczuwa ostatnio stały i silny spadek powołań kapłańskich i zakonnych, systematycznie spada udział wiernych w praktykach sakramentalnych, coraz bardziej zaznaczają się obszary ignorancji religijnej, nasila się ktytyka Kościoła, wcześniej nie do pomyślnienia, antyklerykalizm i ośmieszanie religii w środkach masowego przekazu i przez polityków, utrata społecznej roli jaką wcześniej odgrywał Kościół, próby zredukowania działań Kościoła i zamknięcia go do zakrystii, aby ograniczył swą misję jedynie do odmawiania modlitw i mówieniu o Bogu...


Aparecida mówiąc, że trzeba dokonać przejścia w sposobie postrzegania Kościoła w Ameryce Łacińskiej (przestać postrzegać go jako kontynent ludzi ochrzczonych, a zacząć patrzeć na niego jako na kontynent uczniów i misjonarzy Jezusa Chrystusa), pośrednio wskazuje, że coś poważnego wydarzyło się w Kościele na tym terenie. Nie możemy zapomnieć, że ewangelizacja Ameryki Łacińskiej dokonała się pod znakiem i w okresie gdy modelem dominującym w społeczeństwie była Christianitas, która dzisiaj jest w stanie agonalnym. Nie możemy też zapomnieć, że wojskowe dyktatury rządzące w krajach Ameryki Łacińskiej w okresie minionych dekad, prześladowały i mordowały ludzi w imię zachodniej cywilizacji chrześcijańskiej.


Powolna agonia


Słowo agonía, które oznacza bliskość śmierci, etymologicznie oznacza walkę, konflikt. Jest walką między życiem i śmierciąą, między tym co było, a tym co będzie. Agonia Christianitas jest więc frontalnym starciem między tysiącletnią strukturą, która ukształtowała kulturę, instytucje, prawa, władzę, style życia, a która obecnie czuję się zagubiona, niepewna, chora; która jednak nie zaprzestaje walki, aby nadal istnieć i posiadać władzę, także dlatego, gdyż nie dostrzega się nowego modelu, który mógłby ją zastąpić.


Istnieje wiele grup w Kościele, które tęsknią za powrotem epoki Christianitas, śnią o społeczeństwie, gdzie na nowo dominować będzie chrześcijaństwo, marzą o jedności ołtarza i tronu, myślą o chrześcijańskiej sztuce, o czasie, którego rytm wyznaczą chrześcijańskie święta i celebracje liturgicznę, o edukacji chrześcijańskiej obowiązkowej dla każdego, o prawach i moralności Kościoła jako normach determinujących porządek państwa, przywilejach prawnych i ekonomicznych dla kościelnej hierarchii, roli mediacyjnej Kościoła w przypadkach konfliktów społecznych, chrześcijańskich symbolach w instytucjach publicznych, śpiewu Te Deum w czasie uroczystości cywilnych i państwowych, mówienia o chrześcijańskich korzeniach zachodniej cywilizacji, o wkładzie Kościoła w kształtowaniu struktur społecznych, całkowitego braku krytyki wobec instytucji kościelnych, a już na pewno w stosunku do osób kierujących tymi instytucjami, itd...


Istnieje tęsknota za czasami, kiedy to w niedzielę świątynie wypełniały się tłumami wiernych, ludzie spowiadali się i często przystępowali do Komunii św., seminaria i nowicjaty pełne były kandydatów gotowych poświęcić życie Bogu, młodzi pobierali się w kościele, wszystkie dzieci były chrzczone i zawsze zaledwie kilka dni po przyjściu na świat, wszyscy na pamięć znali katechizm i przykazania kościelne, przywódcy państwowi i politycy ofiarowywali swój kraj Najświętszemu Sercu Jezusa, istniała stała kontrol w zakresie moralności publicznej, wcześniejszej cenzurze poddawane były filmy i dzieła literackie, szanowano Kościół i jego ministrów...


Cały ten świar, te wyobrażenia społeczne i religijne, które dziś już nie są aktualne, znalazły się w stanie agonii, walki życia i śmierci. Wielu chce ten świat utrzymywać przy życiu, jednak on nie ma przyszłości. Christianitas w wielu miejscach jeszcze nie umarła i ma jeszcze pewną siłę, i na pewno nie byłoby czymś dobrym uśmiercić ją przedwcześnie, chociaż weszła już w stan terminalny i jest skazana na śmierć. Nie należy stosować enutanazji, ale także nie należy stosować uporczywej terapii, sztucznie utrzymujacej przy życiu, która na dłuższą metę okazuje się całkowicie nieskuteczna i jedynie bolesna dla pacjenta. Również nie powinno oczekiwać przyjścia nowej Christianitas.
Ta tęsknota za przeszłością rodzi wśród wielu katolików poczucie klęski i smutku, idealizuje się średniowieczną Christianitas ze swymi katedrami i Summami teologicznymi, ze swymi świętymi i artystami, zapominając o wszystkich negatywnych aspektach społecznych, które występowały w tym czasie. Nie chcemy tutaj dokonywać etycznej oceny Christianitas przeszłości, ale nie można starać się dziś utrzymywać strukturę, która być może odpowiadała czasom, które jednak nie są naszymi czasami i która nie może sprostać dzisiejszym wymaganiom. Kościoł niestety często z wiekowym opóżnieniem dogania rytm historii, wydaje się ślepy i głuchy wobec nowych znaków czasów.


Zbyt często, bojąc się zmian i zmierzenia się z nowymi wyzwaniami, zadowala się utrzymywaniem tradycyjnych form religijności, opierając się na wciąż istniejących nielicznych wyspach Christianitas. Poszukuje się powołań w krajach, w których nie doszło jeszcze do gwałtownego zderzenia ze współczesnością; przy braku powołań wywodzących się ze środowisk miejskich, szuka się ich na wsiach; tworzy się sztuczne raje, celem ochrony chrześcijan przed z sekularyzowanym światem; wielu pragnie formować młodych w warunkach szklarniowych i izolować ich z dala od zepsutego świata; tworzy się sztuczne getta Christianitas w szkolnictwie, w życiu moralnym, społecznym, kulturalnym, podczas gdy w rzeczywistości poprzez Internet i inne autotrady informacji młodzi łączą się on line ze światem współczesnym. Nie można iść pod prąd albo też żyć tęsknątą za umierającym, lub też tworzyć enklawy ułudy pośród ogólnego chaosu nowego świata. Co robimy? Formujemy do życia w Kościele Christianitas, który już zanika czy też przygotowujemy ludzi zdolnych do tego, aby mogli zmierzyć się z wyzwaniami przyszłości? Tsunami jest globalne, czy tego chcemy czy nie. Problemem jest jak na ten fakt zareagujemy.


Prorocy nieszczęść, którzy żyją tęsknotą za dawną Christianitas, nie są zdolni dostrzec, że Duch Święty domaga się dzisiaj czegoś nowego w Kościele, otwarcia drzwi dla nowego sposoby przeżywania wiary chrześcijańskiej. Zadaniem Kościoła nie jest to, aby dostosował się do świata, ale aby potrafił skonfigurować się do współczesnej rzeczywistości.

Nowe drogi na przyszłość.


Odejście Kościoła Christianitas jest wspaniałą okazją dla całego Kościoła, aby chrześcijaństwo mogło w całkowicie nowym stylu rozpocząć swoją misję. Jest okazją do przejścia:

  • z Kościoła tradycyjnego i Kościoła mas do Kościoła ludzi wolnych i głęboko przekonanych do wyznawanej wiary;
  • z Kościoła tłumów do Kościoła wspólnoty wierzących, chociaż będzie to maleńka trzódka porozrzucana po świecie i często żyjąca w diasporze;
  • z Kościoła klerykalnego identyfikowanego z hierarchią do Kościoła społeczności Ludu Bożego, gdzie wierni świeccy stanowią większość i to oni staną się protagonistami dzieła nowej ewangelizacji;
  • z Kościoła dbającego o przestrzeganie praw i doktryny do Kościoła, którego priorytetem jest doświadczenie osobistego spotkania z Panem;
  • z Kościoła patriarchalnego, gdzie mężczyźni odgrywają główną rolę, do Kościoła, w którym to kobiety przejmą zadania jakie Pan powierzył im w historii zbawienia;
  • z Kościoła scentralizowanego i ujednoliconego do Kościoła dialogującego i współodpowiedzialnego, który szanuje pluralizm i autonomie Kościołów lokalnych;
  • z Kościoła jakże często kierującego się mentalnością typową dla świata i doczesności do Kościoła, którego istotą jest wierne naśladowanie Jezusa z Nazaretu;
  • z Kościoła, który jakże często opiera się na klasie ludzi bogatych i dobrze wykształconych do Kościoła, który optuje na rzecz ubogich i pragnie być Kościołem ubogich;
  • z Kościoła, który czuje się Matką, Nauczycielką i Strażniczką Prawdy do Kościoła, który pragnie służyć wszystkim, z wszystkimi rozmawiać i potrafi rozpoznawać znaki czasów;
  • z Kościoła zdominowanego przez kulturę helleńską i rzymską do Kościoła, który czyni swoimi wartości wszystkich kultur – tak antycznych jak i współczesnych;
  • z Kościoła nie będącego głosem tych, którzy nie mają głosu do Kościoła akceptującego, aby ci, którzy nie mają głosu, stali się autentycznymi protagonistami w społeczeństwie i w Kościele;
  • z Kościoła, który pragnie dawać państwu wskazówki odnośnie norm prawnych, do Kościoła, który głosi Ewangelię wszystkim ludziom, jednak nie narzuca tych norm, i nikogo pod karą sankcji nie zobowiązuje do ich przestrzegania;
  • z Kościoła skoncentrowanego na budynku jakim jest świątynia do Kościoła misyjnego, Kościoła w drodze, który wychodzi, aby spotkać się z ludźmi na ulicy i w ich domach;
  • z Kościoła, który wykorzystuje swoją energię ku temu, aby udzielić jak największą ilość sakramentów do Kościoła, który przede wszystkim pragnie ewangelizować;
  • z Kościoła prawnego do Kościoła wspólnoty i tajemnicy jedności trynitarnej, która nade wszystko pragnie tworzyć wspólnoty;
  • z Kościoła zarządzania administracyjnego, pragnącego zabezpieczyć prywatne potrzeby religijne do Kościoła, który jest świadkiem Zmartwychwstałego;
  • z Kościoła, który działa poprzez duszpasterstwo lęku przed grożącą nam karą, do Kościoła, który głosi łaskę, przebaczenie i miłosierdzie Ojca;
  • z Kościoła skoncentrowanego przede wszystkim na aspektach moralnych życia osobowego i rodzinnego wiernych do Kościoła, który odkrywa obecność Ducha Świętego w historii i otwiera się na sprawiedliwość i odmienność;
  • z Kościoła, który ma poczucie urzeczywistnienia Królestwa Bożego na ziemi do Kościoła, który pielgrzymuje do Królestwa Bożego wraz z całą ludzkością…


Wszystko to posiada swoje praktyczne konsekwencje, które należy wcielić w życie . Oto kilka przykładów:
Często kwestionowano zbyt duży związek pomiędzy Kościołem a państwem, jak również poddawano krytyce praktykę chrztu dzieci. Nie negując ważności tej praktyki i jej wartości dogmatycznej być może należałoby, aby Kościół, który nie działa już w rzeczywistości Christianitas i który nie może przekazywać wiary mając oparcie w ujednoliconym społeczeństwie w pełni chrześcijańskim, często nawet bez oparcia w chrześcijańskiej rodzinie, otworzył się duszpastersko na nowe formy chrześcijańskiego wtajemniczenia, bardziej odpowiedzialne i odpowiadające aktualnej wrażliwości i współczesnemu kontekstowi społecznemu i religijnemu, gdzie wiara rodzi się ze świadectwa autentycznej wiary wspólnoty i może być przyjęta przez osobę w sposób prawdziwie wolny i odpowiedzielny?


Spadek liczby kandydatów do kapłaństwa powinien zmusić nas do refleksji na temat aktualnej struktury posług w Kościele, doprowadzić do postawienia pytań odnośnie osób, które mogłyby przyjąć ten sakrament (viri probati), sposobów formacji kandydatów do święceń, a także otworzyć Kościół na inne formy ministerialne. Jeżeli często podkreślamy, że Eucharystia czyni Kościół i że jest ona szczytem i źródłem całej działalności Kościoła to jak można teologicznie uzasadnić skazywanie na długie okresy tysięcy chrześcijan, którzy nie mają dostępu do Eucharystii, jedynie przez fakt, że nie ma tam obecności wyświęconych kapłanów?


Spadek powołań zakonnych może być ściśle związany z promocją laikatu i z nowymi funkcjami jakie w Kościele w ostatnich latach zostały powierzone ludziom świeckim. W okresie Christianitas nie brakowało zakonników i sióstr zakonnych właśnie przez fakt nikłego zaangażowania świeckich w misję Kościoła. Dzisiaj sytuacja jest całkowicie inna i życie konsekrowane powinno odkryć swoją właściwą misję w nowym kontekście społecznym i eklezjalnym, w działaniach być może juz nie tak spektakularnych i widocznych (np. szkolnictwo i edukacja, służba zdrowia, itp), które to powinny zostać oddane świeckim, lecz stając się dla świata znakiem życia nadprzyrodzonego, przepomnionego mistyką: bycia dla świata proroczym znakiem całkowitego zanurzenia się w Bogu. To co może wydawać się tragedią może stać się łaską; być w świecie zaczynem chlebowym i ziarenkiem gorczycy.


Władza w Kościele musi zmienić zdecydowania styl pełnionej przez siebie funkcji, o czym zresztą sami papieże przypominają: zbliżyć się do najniższych warst Kościoła i społeczeństwa, przede wszystkim ludzi ubogich. Jest to najpilniejsze zadanie, którego po prostu nie można odsuwać w czasie.


Odejście młodych ludzi z Kościoła jest głośnym krzykiem i wezwaniem, aby Kościół podjął się dzieła autentycznej przemiany swych struktur. To młodzi są przyszłością Kościoła, należy z cierpliwością i prostotą wsłuchać się w ich głos, w pokorze poddać się ich krytyce.


Listę z punktami wskazującymi na konieczne zmiany w przejściu z Kościoła Christianitas do nowego i kształtującego się, można wydłużać w nieskończoność. Wystarczy jednak tylko to co powyżej, aby pokazać, że agonia Christianitas nie jest żadną tragedią, lecz uprzywilejowaną okazją, czasem łaski (używając języka biblijnego: kairosem), z którego będzie mógł zrodzić się nowy styl Kościoła. Wielu katolików posiada proroczą intuicję zmian, wielu ludzi młodych, kobiet, świeckich, teologów, zakonników i sióstr zakonnych, także biskupów... Jest to powszechny głos, dochodzący z wielu zakątków Kościoła i nie można dłużej zatykać uszu na to wołanie Ducha. Chociaż często hierarchia, a nawet wierni nie zdają sobie sprawę z sytuacji dokonującyh się zmian, to jednak coś nowego rodzi się: za horyzontu świta nowy styl bycia chrześcijaninem i bycia Kościołem? Zdobędziemy się na odwagę, aby przyjąć tę zmianę?

Pytania


Nie możemy negować rodzących się pytań. Kiedy ktoś umiera, pozostawia dziedzictwo, krtóre należy zebrać i rozdzielić. Nie można go roztrwonić. Co dobrego pozostawiła nam Christianitas, abyśmy to przejeli i odpowiednio zagospodarowali?


Christianitas pozostawiła nam piękny przykład zaangażowani misyjnego i dzieła ewangelizacji; umiejetność wcielenia Ewangelii w kontekst czasu i miejsca, pragnienie bronienia wiary ludzi słabych, poszanowanie religijności ludowej, towarzyszenie ludziom w ciągu całego ich życia, refleksję teologiczną i duchową o wierze, troskę, aby wiara nie została sprowadzona do sfery prywatnej życia ludzkiego, lecz aby otwierała się na wymiar publiczny, troskę o edukację, opiekę nad ubogimi i chorymi, przekonanie, że zostaliśmy stworzeni dla Boga i nasze serce nie spocznie dopóki nie spocznie w Bogu, świadomość słabości i grzeszności ludzkiej, konieczność skierowania wzroku na wymiar transcendentalny, gdzie jedynie można odkryć nadzieję, dającą sens życiu i śmierci człowieka, itd... Jak zebrać to piękne dziedzictwo pozytywnych wartości i jednocześnie nie zanieszczyć go defektami, lecz dostosować je do nowej rzeczywistości? Wartości te należy zachować i mogą one ubogacić życie wiarą, jednak jedynie wtedy, gdy twórczo zostaną one przekształcone. Przykładowo pobożności ludowa może stać się bogactwem, jeżeli zostanie twórczo wykorzystana w dziele nowej ewangelizacji. Nie wystaczy muzealne konserwowanie, należy wykorzystać patrząc na przyszłość.


Jednocześnie należy zadać sobie pytanie czy Kościół post-Christianitas ma upodobnić się do domu o drzwiach zamkniętych, czy też raczej stać się wspólnotą o różnych poziomach uczestnictwa i przynależności: Kościołem otwartych drzwi, z przynależnością nawet częściową, a nawet słabą, płynną, gdzie przygarnięci są zarówno praktykujacy religijność ludową, jak dominicantes i mocno zaangażowani, sympatycy i poszukujący. Duch wykracza poza widzialne struktury Kościoła. Ważnym jest iść kierując się w kierunku Królestwa praktukujac to wszystko co nas do tego Królestwa zbliża: działając na rzecz sprawiedliwości, kochajac sercem pełnym wrażliwości, w pokorze obcując z naszym Bogiem (Mi 6, 8)


Proces zmian, który aktualnie przeżywa Boliwia [również Polska – przyp. tłumacza], sprawia, że wielu katolików odczuwa strach i panikę, z tęsknotą wpominając poprzednią sytuację eklezjalną. Inni natomiast, może bardziej świadomi, dostrzegają nowe możliwości, aby żyć bardziej ewangelicznie pełnią swojej chrześcijańskiej wiary. Refleksja na temat Christianitas, jej historii, kryzysu, agonii i odchodzenia, oraz powolnego rodzenia się nowej formę istnienia Kościoła, może służyć pomocą jednym i drugim. Duch Święty kieruje historią ludów i społeczeństw, chociaż często nie jest łatwo nam dostrzec to działania, gdyż ziarno miesza się z chwastem. Każda śmierć jest poczatkiem nowego życia. Nie patrzmy jedynie z nostalgią za tym co było, lecz pełni nadziei spójrzmy na otwierającą się przed nami przyszłość. Zamknijmy ze spokojem kartę historii Kościoła z rozdziałem Christianitas, bo oto otwiera się nowy, piękny rozdział. Nowe przychodzi na świat, choć nie obywa się bez bólów rodzenia. Nie widzisz tego?


Cochabamba, grudzień 2008 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]