Adam Pierończyk Trio, „Busem po Sao Paulo”

"Busem po Sao Paulo" to płyta zdecydowanie inna od ostatnich produkcji saksofonisty. Więcej tu muzyki oszczędnej w wyrazie, skupionej, a przy tym mocno osadzonej w idiomie brzmieniowym i improwizacyjnym solisty, właściwym dla jego pierwszych nagrań.

19.06.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Po aranżacyjnym przepychu i instrumentacyjnym blichtrze z "Amusos" oraz agresywności brzmienia, często podbarwianej elektronicznymi interpolacjami Tadeusza Sudnika, tak charakterystycznej dla "Digivooco", przyszła pora na muzykę mniej spektakularną. O ile wcześniej Pierończyk nierzadko oddawał pole partnerom, nie dominował, a raczej tworzył tło, to dobór obsady na nowej płycie (klasyczne trio) wymagał wyraźniejszego udziału. Zezwolili mu na to znakomici: Robert Kubiszyn - kontrabas i Krzysztof Dziedzic - perkusja.

Barwa saksofonów Pierończyka jest surowa, pierwotna, zbliżona niekiedy do kolorytu zoucry, arabskiego instrumentu dętego, na którym zresztą chętnie grywa. Brzmienie takie znakomicie koresponduje z charakterem komponowanych przez niego melodii - często prostych, złożonych z kilku dźwięków, uporczywie powtarzanych, niemal mantrycznych, bardziej przypominających dziecięce wyliczanki niż wyrafinowane meliczne figury. Jednocześnie ich organiczność doskonale sprawdza się w improwizacji. I tak w "touched by tupinamba", kompozycji otwierającej album, banalny wręcz temat z czasem nabiera szlachetności, staje się podstawą kształtowania muzycznej struktury o dużym stopniu skomplikowania. Z kolei "desmodus rotundus", z niezobowiązującym podśpiewywaniem Anny Serafińskiej, to przykład beztroskiego, choć niezwykle energetycznego dźwiękowego strumienia.

Patrząc na tytuł płyty, można by oczekiwać muzyki pełnej latynoamerykańskich rytmów i ognistych melodii. Owszem, słyszalne są nawiązania do tradycji muzycznej kontynentu, ale tych, którzy oczekują krągłych samb, rumb i salsy, Pierończyk rozczaruje. W "garota de cracovia" (sic!) sporo interesujących brzmień instrumentów perkusyjnych bez wątpienia wzbogaca kolorystykę, choć w sposób umiarkowany. Zabawnym utworem "u-au-au-aa" muzycy nawiązują do rytualnych tańców południowoamerykańskich Indian, ale również posługują się tutaj dość odległym skojarzeniem. Najpełniej folklor południowoamerykańskich Indian słychać bodaj w "boubker's".

Nagraną w stolicy Brazylii płytą Pierończyk po raz kolejny udowodnił, że jest artystą oryginalnym, o jasno sprecyzowanych upodobaniach: choć korzysta z muzycznej kultury świata, pozostaje sobą.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Muzykolog, publicysta muzyczny, wykładowca akademicki. Od 2013 roku związany z Polskim Wydawnictwem Muzycznym, w 2017 roku objął stanowisko dyrektora - redaktora naczelnego tej oficyny. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2006