Życie tu wraca

Nie jesteśmy dwugłowymi mutantami - przekonują dziś pracownicy elektrowni w Czarnobylu. - Mamy żony i dzieci. O zagrożeniu promieniowaniem nie chcą jednak mówić.

26.04.2011

Czyta się kilka minut

Wysiedleni zaraz po katastrofie chcą być pochowani w rodzimej ziemi. Kwiecień 2011 r. / fot. Andrzej Brzeziecki /
Wysiedleni zaraz po katastrofie chcą być pochowani w rodzimej ziemi. Kwiecień 2011 r. / fot. Andrzej Brzeziecki /

Rozdrażnienie pracowników czarnobylskiej elektrowni można zrozumieć: dla dziennikarzy są trochę jak małpki w ZOO, jak okazy do oglądania.

A dziennikarzy w Czarnobylu ostatnio pojawiło się sporo. W związku z kolejną, dwudziestą piątą już rocznicą awarii czwartego reaktora - ale też po nieszczęściu, które niedawno dotknęło Japonię - oczy świata znów zwróciły się na tereny przy pograniczu ukraińsko-białoruskim. W Kijowie miało wręcz miejsce zatrzęsienie okołorocznicowych konferencji na temat usuwania skutków awarii elektrowni atomowych i bezpieczeństwa tego źródła energii. Natomiast ukraińskie ministerstwo do spraw nadzwyczajnych przekształciło się w biuro turystyczne, organizujące wyjazdy do strefy.

Nowy "sarkofag", nowy stadion

W ubiegłym tygodniu okazja była zresztą wyjątkowo ważna, bo między innymi, w związku ze szczytem w Kijowie, do Czarnobyla na specjalną konferencję wybrali się sekretarz generalny ONZ Ban Ki-moon, dyrektor Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej Jukija Amano oraz prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz. Dla Janukowycza tych kilka dni było dobrą szansą, aby pokazać światu, że Ukraina jest poważnym partnerem na arenie międzynarodowej. No i oczywiście, aby zebrać pieniądze na budowę nowej osłony zniszczonego w kwietniu 1986 r. reaktora.

Organizacyjny wysiłek się opłacił - mieszkańcy Kijowa zauważyli, że w mieście jakby czyściej, a na ulicach wokół ważnych budynków wymalowano świeżutkie białe pasy. A poza tym, ważni goście chwalili prezydenta kraju.

Troszkę gorzej wypadło z pieniędzmi. Udało się zgromadzić sumę blisko 550 milionów euro. Tyle obiecali dać uczestnicy szczytu, m.in. prezydent Polski Bronisław Komorowski. Nowa konstrukcja ochronna ma mieć ponad sto metrów wysokości i wytrzymać cały wiek; obecnie na placu otoczonym murem i podwójnym drutem kolczastym trwają prace nad budową fundamentów. - Otrzymaliśmy realną szansę na wybudowanie nowego "sarkofagu", pod nazwą "Ukrycie", do 2015 roku - chwalił się dziennikarzom Janukowycz, stojąc na tle reaktora.

Brakuje zatem jeszcze około 200 milionów euro. Czy to dużo? To mniej niż ukraiński oligarcha Rinat Achmetow wydał na budowę stadionu piłkarskiego w Doniecku w ramach przygotowań do Euro 2012. Stadion jest już gotowy, zaś "sarkofag", o budowie którego zdecydowano w 1997 r., wciąż jeszcze nie. Z tego można więc sądzić, że zabezpieczenie reaktora nie jest chyba najpilniejszą sprawą dla kraju.

Kawałek dzikiej przyrody

Dziś więcej mówi się na temat rekultywacji terenów wokół Czarnobyla niż na temat zagrożenia, jakie niesie jeszcze uszkodzony reaktor. Zresztą, konferencje taki miały cel: przekonać, że mimo wszystko energia atomowa jest bezpieczna i należy ją rozwijać.

Także w samej strefie ("zonie") trudno usłyszeć jakieś mrożące krew w żyłach informacje na temat promieniowania. Co prawda każdy z wjeżdżających musi podpisać oświadczenie, że robi to dobrowolnie i jest poinformowany o potrzebie zachowania środków ostrożności. Ale potem już nie jest tak restrykcyjnie - raczej praktycznie: palaczom zwraca się na przykład uwagę, żeby nie dotykali palcami filtrów, które wkładają do ust przy zaciąganiu się.

Natomiast co do promieniowania, trudno usłyszeć jednoznaczną odpowiedź. - Nie ma czegoś takiego, jak ogólna niebezpieczna dawka promieniowania - mówią pracownicy elektrowni, krzątający się wokół wizyty ważnych gości. - Dla każdego człowieka jest ona inna.

I dodają: - Wyższe niż wszędzie promieniowanie jest też na Chreszczatyku [główna ulica Kijowa - red.], bo Chreszczatyk jest zbudowany z granitu. Ale nikt się tym nie przejmuje. Mieszkania tam są najdroższe.

Słyszymy, że kilkugodzinny pobyt w strefie, jeśli chodzi o promieniowanie, można porównać do jednego zdjęcia rentgenowskiego płuc.

Inny pracownik - nagabywany przez dziennikarzy o to, jaką on sam przyjmuje dziennie dawkę promieniowania - odpowiada, że nie potrafi tego określić, bo nie jest dobry w liczbach. On tu zajmuje się jedynie łącznością. Podkreśla, że pracuje już dwudziesty rok i nic mu nie dolega. Widać, że ma dość pytań zadawanych przez żądnych sensacji dziennikarzy. Stara się zaszczepić w nich poczucie normalności. Przekonuje, że ci, którzy chcą spotkać w strefie mutanty, lepiej niech zagrają w słynną grę komputerową "Stalker", której uzbrojony bohater przemierza strefę zamieszkaną przez wybryki natury.

Rzeczywiście, na pierwszy rzut oka tereny strefy wyglądają niczym nieskażony kawałek dzikiej przyrody. Gdyby nie punkt kontrolny, przypominający punkt graniczny (tyle że przy wyjeździe sprawdza się tu nie paszport, a poziom napromieniowania), nieprędko zorientowalibyśmy się, że wjechaliśmy na jakieś "inne" tereny.

"Nic nie poradzisz"

Jest koniec kwietnia 2011 r. Ładny, wiosenny dzień. Taka sama pogoda była tutaj 25 lat temu. To nie nastraja do myślenia apokaliptycznego.

Opuszczone domostwa i puste budynki przemysłowe nie wyglądają o wiele gorzej niż podobne stojące poza strefą. Kto był gdziekolwiek na poradzieckim terytorium, ten przyzwyczaił się do widoku pustostanów, na wpół ukończonych hal fabrycznych i dziwnych żelbetonowych konstrukcji niewiadomego przeznaczenia. O tym, że to ziemie niezamieszkane, przypomina głównie brak sygnału w komórce na większości terytorium. Inne wrażenie, oczywiście, musi robić Prypeć - miasto widmo.

Nie ma jednak wątpliwości: wcześniej czy później człowiek znów zagospodaruje tereny wokół Czarnobyla, z wyjątkiem 2-3 tys. kilometrów kwadratowych, w których wysokie skażenie będzie się utrzymywać. Do "zony" życie wróci. Już teraz mieszka tu kilkaset osób.

Na razie jednak wracają głównie umarli. - Średnio raz na tydzień mamy tu jakiś pogrzeb - mówi urzędnik z punktu kontrolnego Ditiatki. - Starsi ludzie, przesiedleni stąd przed 25 laty, chcą być pochowani tam, skąd pochodzą. Wystarczy właściwie ich wola wyrażona przed śmiercią.

Urzędnik podchodzi do auta z przyczepą, na którą załadowano trumnę i krzyż. Wręcza rodzinie zmarłego dokument: pozwolenie na wjazd do strefy. Kierowca wylewnie mu dziękuje, że tak szybko udało się załatwić papierkowe sprawy. - Nie ma za co, w końcu takie jest życie. Przecież nic nie poradzisz - macha ręką urzędnik.

Naukowcy twierdzą, że żywność z terenów strefy jest wciąż skażona i nie należy jej spożywać. Nie ma jednak dowodów na zmutowanie zwierząt. Odnotowano mniejszą rozrodczość i większą śmiertelność embrionów. Te okazy, które się rodzą, nie są jednak genetycznie zmutowane - takie wyniki swych badań opublikowali w ukraińskim tygodniku "Zerkało Tyżnia" naukowcy Waleryj i Tatiana Głazko.

Jakby na potwierdzenie ich ustaleń, w pogodny kwietniowy poranek, parę minut po odjeździe delegacji ważnych gości i ich kilkudziesięcioosobowej świty, placyk przed reaktorem odwiedził ładny kudłaty piesek. Przyjaźnie merdając ogonem, przebiegł między dziennikarzami i pobiegł w swoją stronę.

ANDRZEJ BRZEZIECKI jest redaktorem naczelnym dwumiesięcznika "Nowa Europa Wschodnia". Stale współpracuje z "Tygodnikiem".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2011