Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Chcę mówić o zapowiedzianej kanonizacji Papieża Jana i chcę powiedzieć, że mnie ten projekt martwi i zasmuca. Oczywiście: wedle kryteriów przyjętych w Kościele na kanonizację zasłużył. Sto razy zasłużył.
Tylko... tylko mam wrażenie, że "włączając go w poczet świętych", w święta, litanie, nowenny etc. odbierzemy go światu i ludzkości. Zagarniemy na swój wyłączny użytek. Jakoś powiemy: on jest "nasz" święty. Na własny użytek zagarniemy człowieka, który darzył miłością Żydów i mahometan, pogan i ateistów, prawosławnych i ewangelików. W każdym człowieku do jakiegokolwiek należał wyznania, czy nie należał do żadnego, widział człowieka, za którego Chrystus wylał krew i którego do zbawienia przeznaczył. A tu trzask: pakujemy go do własnego, wyłącznie katolickiego pudełka. Innych ludzi do ciągle przez nich czczonego Papieża Jana to nie zbliży, lecz przeciwnie: oddali. Oczywiście: był katolikiem, był papieżem, głową katolickiego Kościoła. Ale był papieżem, był nawet katolikiem dyskretnie, bez ostentacji, bez pogardy czy niechęci dla inaczej myślących i wierzących. Był katolikiem każdą myślą, każdym uczynkiem, ale nie mówił ciągle o tym, nie był to towar na eksport, przeciwnie - do użytku wewnętrznego.
I dzisiaj czczą go i kochają mahometanie i poganie, wierzący i niewierzący, ludzie wszelkich przekonań społecznych i politycznych. Otóż - mam wrażenie - że przez kanonizację tym wszystkim ludziom go odbierzemy. Zakaperujemy. Włączymy w kult wyłącznie katolicki, który jest im obcy. Wydaje mi się, że nie byłoby to zgodne z Jego duchem.
Owszem: chciał być świętym i był nim. Ale nie oficjalnie, nie na ołtarzach i chorągwiach. Chciał być - i był - świętym w każdej myśli, słowie i uczynku. Z dyskrecją i prostotą Ewangelii. A mimo że tak starał się ową świętość skrywać, mimo iż starał się być człowiekiem "jak każdy", wszyscy jego świętość poznali i wszyscy - wierzący i niewierzący - schylili przed nim głowy.
Czyż nie powinien i po śmierci, przynajmniej póki go takim prostym i nam bliskim pamiętamy, zostać tym, czym był - "wszystkim dla wszystkich". Papieżem Janem, papieżem całej ludzkości? Gdy wstąpi na ołtarze, zerwie tę wspólnotę ze światem, z ludźmi wszelkich wyznań i religii, więzy łączące go z ludźmi niewierzącymi, których też kochał.
Nie odbierajmy go światu i ludzkości. Nie zagarniajmy na rzecz swego kultu, swoich obrzędów tego człowieka, który z uśmiechem zdjął sutannę, by się przebrać w ubranie cywilne, gdy okoliczności tego wymagały; człowieka, za którym płakał Auriol*, nie wierzący ani w Boga, ani w diabła; którego darzyli zaufaniem mahometanie, Żydzi, prawosławni, ewangelicy i ateiści.
Ze "świętym" kontakt jest trudniejszy. Odczuwam to nawet osobiście, choć jestem wierząca i praktykująca. Z najgłębszym wzruszeniem czytam i odczytuję "Zapiski duszy" Jana XXIII, płakałam, gdy umierał, często o nim myślę jako o kimś najbliższym, przyjacielu, wzorze, doradcy, kimś, kto jest sto mil nade mną, ale jednak w jakiś sposób jest taki sam jak ja. Jest mi Ojcem, ale także i przyjacielem. I choć nie jest na ołtarzach, nieraz go proszę o orędownictwo, tak jak na pewno czyni wielu katolików, a także pewnie i ci, którzy nie należą do Kościoła. Do świętego na ołtarzach, świętego katolickiego trudniej im będzie się zwracać. I mnie także będzie trudniej.
Zostawcie nam Papieża Jana takiego, jakim był: człowieka wśród ludzi.
"Tygodnik Powszechny" nr 45 z 7 listopada 1965 r.
* Vincent Auriol (1884-1966) był francuskim socjalistą, działaczem ruchu oporu podczas II wojny światowej, prezydentem IV Republiki w latach 1947-54.
ZOFIA STAROWIEYSKA-MORSTINOWA (1891-1966) była krytykiem literackim, eseistką i tłumaczką; członkiem redakcji "TP" w latach 1945-66 (poza okresem 1953-56).