Z życia odcinków

Matematycznie zawsze byłem idiotą.

11.05.2015

Czyta się kilka minut

Męczyłem się z zadaniem arytmetycznym i geometrycznym, tym na funkcję i rachunek prawdopodobieństwa. Z każdym, niezależnie od trudności. Nawet z takim, co moi licealni koledzy rozwiązywali ze wzruszeniem ramion i szyderstwem: „banał, łatwizna”. Gdy ślęczałem nad pustą pokratkowaną kartką w czasie klasówki, gdy kompromitowałem się przy tablicy – zawsze przysięgałem: „Nigdy, przenigdy nie rozwiążę żadnego równania, omijał będę całki oraz cotangensy”.

Miasto, w którym kończyłem szkołę, było ogrodem. Za licealnym płotem był domek nauczycielski z kwitnącymi wiosną drzewami. Z gabinetu matematyki i pracowni fizyki widać było jezioro. Gdy inni liczyli łuki sinusów albo zgłębiali fale elektromagnetyczne – ja liczyłem fale mknące po wodzie. Marzyłem, że kiedyś odpłynę daleko.

Szkoła z innej epoki. Pełna starych profesorów i intrygujących sprzętów laboratoryjnych. Butelki lejdejskie, induktory, koła Maxwella, kalorymetry, wahadła Newtona, puszki Faradaya – niektóre pewnie pamiętały innych uczniów. Tamci mówili po niemiecku. Zostali zapomniani. Wygnani z pamięci. O tym, że kiedyś byli, świadczyło tylko kilka kamieni cmentarnych i pruski mur starych kamienic. Nasi nauczyciele – kiedyś jeszcze młodzi i roześmiani – wyciągali instrumenty z gruzowiska. Oczyścili, wlali w nowe życie.

Laboratoryjne przyrządy były dla mnie zawsze fascynujące. Podejrzewałem, że każdy krył w sobie jakąś tajemniczą historię.

– Hm, hm. To jest generator Van der Graffa. Hm, hm – profesor wyciągał takiego dziwoląga z dna szafy. Zamierałem w oczekiwaniu, ale zawsze kończyło się na tym samym. Po serii ekscytujących strzałów elektrycznych, przeskoków iskier i wybuchów – na tablicy pojawiał się nieprzydatny dla mnie wzór. Mistyka zmieniała się w nudę – to było jedyne doświadczenie, które pojmowałem.

Wzór trzeba było zrozumieć, napełnić liczbami, wyuczyć na pamięć. To był sens szkoły, w której wyznaczano nam proste ścieżki na całe życie. Po każdym nowym wzorze znów zacinałem się w sobie i powtarzałem: – Gdy tylko koszmar się skończy, nigdy, przenigdy… Klasa – nastrojona matematycznie, fizycznie i astronomicznie – traktowała moje heretyckie zapowiedzi z uśmieszkiem słusznej pogardy. Dziś oni są architektami, inżynierami, geologami, budowniczymi wielkich okrętów. A ja? Po skończeniu szkoły, już na studiach, zacząłem obracać się w towarzystwie humanistów. Było mi dobrze, bo humaniści charakteryzują się tym, że nie wiedzą nic konkretnie.

Ale nagle zrozumiałem, że moje licealne wychowanie stawia mnie w pozycji uprzywilejowanej. Oni nie potrafili liczyć procentów i pierwiastków. Nie rozumieli, co to silnia. Ja – katowany przez lata – miałem to w jednym palcu. Byłem jak jednooki wśród ślepych.

Złamałem przysięgę na ćwiczeniach z logiki. I do dziś łamię ją raz w roku, na wiosnę w porze matur. Staram się rozwiązać jakieś zadanie na poziomie podstawowym: „Zobaczymy, czy jeszcze coś się tli pod czaszką”. W tym roku rozważałem zadanie geometryczne o odcinku PQ. Podano współrzędne jego początku. Jego środek. Należało zaś obliczyć, gdzie PQ będzie się kończyć.

Pomyślałem sobie, że dokładnie tak samo jest z życiem. Ma przecież początek (P), środek (S) i koniec (Q). Pewniewięc każde życie można przedstawić graficznie jako odcinek. Czy ludzkość narysowana na osiach XY składałaby się z miliardów dłuższych i krótszych odcinków? Czy można nas tak zapisać? Może i tak, bo przecież z jednymi nigdy się nie spotkamy, nie będziemy podejrzewali nawet ich istnienia. Inni (dlaczego oni?) będą się snuli równolegle z nami. Nie będzie od nich ucieczki. Z niektórymi przetniemy się tylko na chwilę. Wówczas będziemy ze sobą naprawdę blisko. A potem zaczniemy się oddalać. Z każdą minutą i z każdym dniem. Być może na początku tego nie zauważymy. Potem wywoła to w nas niepokój. W końcu zaczniemy pojmować, że prawa matematyczne są nieubłagane. Odcinek to tylko część prostej, która mknie w dal. Nie wolno jej ani zakręcić, ani zwolnić, ani się zatrzymać. Można więc krzyczeć do woli. Poprzez całą kratkowaną kartkę zeszytu. Pełną niewzruszonych i dostojnych wzorów:

– Dlaczego jesteś coraz dalej? Dokąd tak pędzisz?

– Na południe. W dół osi Y. My sobie nie jesteśmy pisani! Tak już musi być.

– Co znaczy „tak być musi”? Może logika nie jest tak żelazna, żeby nie można było jej porwać na kawałeczki – jeśli bardzo się chce? Pytanie, czy chce się tego naprawdę!

– Ależ przecież nie wolno złamać reguł. Czy nie tego uczono nas w szkole?

– Reguł, reguł! Zawsze wtłaczano nam do głowy reguły! Nie wolno tego, owego. A właśnie, że chcę dzielić przez zero. Przenosić na drugą stronę wyłącznie ze znakiem plus. Wyciągać pierwiastki kwadratowe z liczb ujemnych. Kto mi zabroni? Kto mi postawi dwóję? Nie jesteśmy już w szkole!

– A konsekwencje? Cały świat zapisywany był w zeszytach. Udowadniany w pracowniach fizycznych. Rozwiązywany białą kredą na czarnych tablicach. Od setek lat. I ten porządek zacząłby się kruszyć. Statki zaczęłyby tonąć, budynki walić, mosty upadać. Wszystko zadrżałoby w posadach.

– Niechże drży! Niech się wali! Ja nie chcę się oddalać!

Tak mogłoby być. Ale przecież odcinki nie mówią. I chwała Bogu, bo byłby jeszcze z tego potężny kłopot. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2015