WIERNOŚĆ WOBEC KOŚCIOŁA

26.01.1947

Czyta się kilka minut

Jest rzeczą uderzającą, że w tej chwili w prasie katolickiej Europy i Ameryki pisze się i mówi o obowiązku wierności katolików wobec Kościoła. Szczególnie we Francji i we Włoszech. Widocznie zachęta do wierności jest potrzebna. Widocznie pokazują się symptomy niewierności.

            Z pewnością byłoby przesadą mówić o niebezpieczeństwie jakiejś zbiorowej schizmy lub apostazji. Niemniej jednak występują zjawiska niepokojące, W szczególności we Francji... I to w kołach tzw. intelektualistycznych. Jednym z nich jest działalność grupy, która się skupia koło miesięcznika „Esprit”, wydawanego przez Mouniera. Zmierza on poprzez ostrą krytykę władz Kościoła w sprawach społecznych do jakiegoś „porozumienia” z obozem rewolucji. Nie tylko w praktycznej akcji przy budowie państwa, ale i w zakresie teorii społeczeństwa i jego ustroju. W tymże „Esprit” pojawił się przed rokiem artykuł, w którym autor domagał się od władz Kościoła przyznania katolikom „prawa do marksizmu”. A zaś w ankiecie, którą ten miesięcznik rozpisał i potem ogłosił na temat stosunku „świata chrześcijańskiego” do „świata nowoczesnego”, jeden z jej uczestników, katolik, odrzuciwszy „społeczną doktrynę Kościoła” i społeczne encykliki papieskie jako już rzekomo nieaktualne oświadczył:

            „Jeśli taka (jak w encyklikach) ma być Cywilizacja Chrześcijańska, to oświadczamy, że nie będziemy walczyć o Cywilizację Chrześcijańską” („Esprit”, 1946, 8-9 str. 249)

            U nas w Polsce takich objawów dezercji nie ma wśród katolików. Wiedząc jednak z jaką łatwością przyjmują się u nas w Polsce francuskie opinie, można się lękać, że i te opinie do nas trafią. Wiadomo, jak wdzięczne echo w pewnych kołach w Polsce przed wojną wywołały doktryny Karola Maurrasa. Nie jest wykluczone, że je będą wywoływały i te, o których mowa. Francuska marka cieszy się w Polsce ciągle dużą atrakcyjnością.

            Dlatego – w świetle zagranicznych objawów tego zjawiska – trzeba sobie w Polsce zawczasu zdać sprawę z tego, czym ono grozi, i z obowiązków, które na katolikach ciążą.
 

ŹRÓDŁO

            Zjawisko, o którym mowa, ma swe źródło w niezwykłości i nagłości przemian społecznych, które przeżywamy. Zmiany te dotyczą przede wszystkim i w pierwszym rzędzie ustroju gospodarczego (np. upaństwawianie przemysłu). Ale właściwy swój sens ujawniają w zakresie pojęć o człowieku i jego stosunku do państwa (demokracja „ludowa”, stosunek jednostki do państwa, państwowy monopol wychowania itp.). Państwo bierze obywateli coraz bardziej w ryzy i coraz mniej daje im swobodnego oddechu – oto najgłębszy sens przemian, które występują wszędzie, we wszystkich krajach. Jeśli nie żyjemy już w ustroju socjalistycznym, to, w każdym razie w jego pobliżu, w jego cieniu.

            Opowiadają nam astronomowie: świat jest jednością, jak mechanizm kółek zachodzących za siebie i nawzajem się poruszających – świat jest kolektywem.

            A znów przyrodnicy, którzy stracili świadomość duszy substancjalnej, skierowują naszą uwagę na „jedność” człowieka z przyrodą i z tej jedności wywodzą postulaty dla ustroju społecznego ludzi, jak jest zbudowany ustrój społeczny mrówek.

            Są to analogie. Jako analogie mogą przekonywać tych, którzy pracując fantazją przymykają nie jedno oko, ale obydwoje oczu na rzeczywistość ludzką, którzy też skutkiem tego widzą tylko związek człowieka z kosmosem, a nie widzą jego wolności, którzy wreszcie widzą tylko jedność człowieka z przyrodą, a nie dostrzegają istotnych różnic... Przyrodnicze analogie działają tylko na umysły dotknięte jednostronnością materializmu. Nie mogą zaś działać na chrześcijan. Na chrześcijan mogą działać argumenty „ludzkie”, czysto „społeczne”.

            Teoria Marksa, że historię ludzkości wypełnia bez reszty walka klas o własność, o bogactwo materialne, ma wiele pozorów prawdy. Każdy wie, że w ubiegłych wiekach toczyły się między klasami społecznymi krwawe i brutalne często zapasy o materię a walki naszego pokolenia stanowią jeden – z pewnością nie ostatni – etap tych bojów... Otóż socjologowie marksizmu mówią nam: przyszedł czas, żeby raz na zawsze te walki klas zakończyć – niech wreszcie zapanuje pokój, a pokój ten zapanuje, gdy własność wytwórcza znajdzie się wyłącznie w rękach państwa i klasy społeczne, straciwszy swoją podstawę powstawania i trwania, zginą na zawsze, dając miejsce społeczeństwu bezklasowemu, jednolitemu, niezróżnicowanemu.

            Jest w wizji socjalistycznej coś, co może pociągać umysły przyzwyczajone do szlachetnego, lecz nie głębokiego sposobu myślenia. Lub umysły wygodne...

            Przyznajmy, że jest pewien szlachetny Etos w wizji państwa „socjalistycznego”... Oto nie ma już tego „krew pijącego” kapitalisty, i nie ma mas wyzyskiwanych przez niego. Nie ma przepaści w społeczeństwie: z jednej strony wyuzdany zbytek garści tych „trzystu” jak mówił Rathenau, a z drugiej nędza umierająca przy kawałku chleba. Nie ma ich, nie ma klas. Wszystko jest wspólne: i ziemia i lasy i fabryki i narzędzia pracy i domy i kapitały. Są tylko „pracownicy”. I jest tylko jeden „pracodawca”: państwo. Dlatego jest spokój i współpraca. Państwo żywi i okrywa. Państwo rozdziela owoce produkcji, „każdemu wedle potrzeb”.

            Cóż za piękna wizja! I jak – chciałoby się powiedzieć – chrześcijańska!

            Lecz nie jesteśmy dziećmi, które nic o świecie nie wiedzą, a historii nie znają. Historia zaś uczy, że nigdy – od początku czasów historycznych, aż po dzień dzisiejszy – nie brakło ludzi, którzy dali się porywać tej wizji i zawsze kończyli klęską. A gdy mimo to chcieli je realizować, musieli uciekać się do gwałtu. Dlaczego?

            Dlatego, że ta wizja zapoznaje prawdziwą naturę ludzką. Gdybyż to człowiek był mrówką, albo jeszcze lepiej kółkiem w maszynie, Wizja, o której mowa, dałaby się bez trudności zrealizować. Lecz człowiek – na szczęście, czy nieszczęście – nie jest mrówką, ani kółkiem w maszynie. Jest w nim coś, co mu daje świadomość siebie, co go stawia ponad przyrodę, jest w nim dusza substancjalna. Dlatego jest świadomy swoich praw w świecie, swojego indeterminizmu. Sam się chce żywić i sam odziewać. Nie chce świata jako ochronki, ale świata jako warsztatu. „Homo faber”, lub – jak to lepiej wyraził Ks. Rektor K. Michalski – „homo artifex”. Człowiek twórczy.

            Oto dlaczego „socjalizm” jako cel nie może pociągać ludzi znających historię i znających człowieka... W tym też ujęciu znajdziemy odpowiedź na pytanie dlaczego ta wizja napotyka na opór chrześcijanina. Chodzi bowiem o ten „drobiazg”, który nazywamy duszą, o wolność duchową „człowieka-twórcy”, o jego prawo do pełni życia.

            Mamy wrażenie, że po okresie pewnej zbieżności między katolicyzmem, a „obozem rewolucji”, obecnie dokonuje się coraz bardziej rozdział. Widoczne to jest np. we Francji, gdzie M. R. P. oddala się coraz bardziej od skrajnej lewicy. Widoczne to jest zaś przede wszystkim w stanowisku Stolicy Apostolskiej.
 

ALBO – ALBO

            W niedzielę 22. XII. 1946 zebrały się przed bazyliką św. Piotra w Rzymie tłumy. Przybyły, aby swą obecnością zamanifestować wierność dla Kościoła w walce, którą zdają się rozpętywać czynniki antychrześcijańskie we Włoszech. I do tych tłumów przemówił po Mszy św. Papież stwierdzając, że dokonuje się w świecie podział duchów, że przyszedł czas na decydowanie się: za Chrystusem, czy przeciw Chrystusowi – za Kościołem, czy przeciw niemu...

            Dotąd jeszcze trwa w świecie wrażenie tej potężnej manifestacji, a prasa europejska i amerykańska jeszcze ciągle do niej wraca. Proste i niedwuznaczne słowa Papieża trafiły w sedno. Dały odpowiedź na jedno z najważniejszych dziś pytań dla katolika. Wszyscy wiedzą, że nie był to frazes. „Za Chrystusem, czy przeciw?” Kto tak jaskrawo rozdziela, ten musi mieć świadomość tego faktu, że istotnie są dwa światy myśli, dwie konstrukcje społeczeństwa, dwa pojęcia człowieka i że każde z nich jest gotowe i wypełnione pozytywną treścią.

            Są katolicy, którzy – zapewne w najlepszej wierze – są przekonani, że Kościół ma tylko dogmat religijny i na tym się kończy jego rola w zakresie kształtowania ludzkich pojęć i ludzkiej kultury. Dlatego spotkawszy się ze zwycięskim kierunkiem, który ma swój antychrześcijański dogmat, ale nadto własną doktrynę społeczną, powiadają sobie: dogmat zachowam własny, chrześcijański, ale doktrynę społeczną przyjmę taką, jaką niesie chwila.

            Jest to pomyłka... Kościół ma nie tylko dogmat religijny, ale jeszcze własną doktrynę społeczną. Źródło wszystkich „zgniłych kompromisów” chrześcijan z antychrześcijanami tkwi w nieuznawaniu tej prawdy, mianowicie w przekonaniu, że Kościół ma tylko dogmat religijny, a nie ma doktryny społecznej. Bo wcześniej czy później pokazuje się, że „współpracujący” dotąd zgodnie chrześcijanie z antychrześcijanami, nagle natrafiają na problem, który ich rozdziela, co do którego nie masz porozumienia.

            Jest to pomyłka, powiedziałem... Cała historia 19 wieków naszej ery świadczy o tym. Czymże innym tłumaczy się wielka rola cywilizacyjna – tak jest: cywilizacyjna – Kościoła, o której nam mówi historia, jeśli nie tym, że Kościół reprezentował w świecie i w życie wcielał swoją własną doktrynę społeczną? Nie dogmat religijny, nie naukę o „homousios”, ale naukę o prawach duszy ludzkiej, o godności człowieka, o charakterze pracy ludzkiej, o czci kobiety, o poszanowaniu dziecka, o własności itd.

            I niech nam nikt nie mówi, że może tak było dawniej, ale nie dziś, że dziś Kościół nie ma swojej doktryny społecznej. Tak może mówić albo ignorancja, albo zła wola. Jeśli jej Kościół nie ma, to w takim razie spalić należy wszystkie encykliki społeczne o wychowaniu, o rodzinie, o państwie, o ustroju; były bowiem nadużyciem.

            I zapomnieć trzeba o całej pracy myślowej wielkich umysłów katolickich od Augustyna przez Tomasza do Newmana i Maritaina.

            Ale ta doktryna jest. Mówi o niej ustawicznie Pius XII, jak mówili Pius XI i Leon XIII... Lecz porozumiejmy się co do pewnych wyrażeń!

            Żył z Newmanem i wiódł z nim spory teologiczne znakomity katolik świecki, William Ward. Był to człowiek wielkiego umysłu i serca, ale przy tym dość oryginalny w poglądzie na obowiązki władzy Kościoła wobec wiernych. Najlepiej charakteryzuje go powiedzenie pół-żartem, pół-serio, że – byłby zachwycony, gdyby codziennie rano przy filiżance czekolady i świeżym numerze „Times’a” znajdował świeżą bullę Papieża o aktualnych problemach społecznych. Takich ludzi było więcej i nawet są. Uważają, że skoro jest katolicka doktryna społeczna, to urząd nauczycielski Kościoła winien pouczać wiernych o wszystkich konkretnych zagadnieniach dnia; jeśli zaś tego nie czyni, to albo tej doktryny nie ma, albo swój obowiązek zaniedbuje. W każdym zaś razie są katolicy pozbawieni wskazówek dla życia społecznego.

            Jest to nonsens. Kościół zawsze bronił przed imputowaniem mu takich obowiązków. Pius XI mówi, że Kościół ma prawo i obowiązek pouczania w sprawach społeczno-gospodarczych tylko o tyle, o ile mają związek z moralnością, czyli o ile stanowią moralny problem, natomiast i nie chce i nie może pouczać w tych sprawach, o ile dotyczą techniki życia społeczno-gospodarczego. Daje Kościół – oparte na Objawieniu – zasady, ale nie podaje form realizacji. Stwarza ramy ustrojowe, ale nie szczegóły.

            I to nam najzupełniej wystarcza. Wszyscy zorientowani ludzie wiedzą dziś, jaka jest nauka Kościoła o własności, o roli człowieka w państwie, o prawach i obowiązkach osoby. Wszyscy też wiedzą, jak Kościół ocenia liberalny kapitalizm z jego monopolami i ustrój oparty o pełną nacjonalizację dóbr wytwórczych. Najzupełniej nam to wystarcza przy rozwiązywaniu aktualnych problemów. Doktryna społeczna Kościoła jest dość jasna by ją można było wziąć za punkt wyjścia reform i urządzeń społecznych.

            Ale też skoro jest doktryna społeczna Kościoła, to też czas jest na wyciągnięcie wniosków z tego faktu. Pius XII mówi: albo – albo. Albo społeczna doktryna Kościoła, albo doktryna „obozu rewolucji”. Są bowiem przeciwstawne.

            W tej sytuacji, jakież są obowiązki katolików?
 

OBOWIĄZKI

            Pierwszy z nich polega na obowiązku wierności względem Kościoła:

            Niech sobie nikt nie wyobraża, że katolicyzm może odegrać rolę poważna w obecnym czasie przy pomocy gier taktycznych lub zamazywania swojej odrębności. Mamy do czynienia nie z pociągnięciami taktycznymi ambitnych obozów politycznych, ale z zasadniczą walką o treść przyszłej kultury i jej form. Gry taktyczne nic tu nie pomogą, a zacieranie faktycznych różnic żadnej ze stron nie wyjdzie na dobre.

            Katolicyzm – także i polski – może odegrać rolę historyczną, jeśli zdoła zachować jedność wewnętrzną. Nie tylko w sprawie dogmatu, ale i w sprawie ideologii społecznej. A tę jedność zachowa wówczas, gdy wszyscy katolicy skupią się wewnętrznie wokół hierarchii kościelnej. Ona jest i prawnie i faktycznie jedynym autorytetem dla katolika w sprawie moralności społecznej.

            Ale obowiązki katolików nie ograniczają się do biernego odbierania rozkazów hierarchii. Ostatni Papieże podjęli stare hasło – praw dla ludzi świeckich w Kościele. Nie kler stanowi Kościół. Stanowią go razem z nimi wierni. Życie świeckich w Kościele wypełnia się nie tylko przez cnotę posłuszeństwa, ale przez pracę twórczą. Zwłaszcza w zakresie konkretyzowania katolickiej doktryny społecznej i jej stosowania... W Niemczech był biskup, mianowicie Kotteler, tym, który tą doktrynę tworzył. Ale we Francji pracę tą wykonywali świeccy: de Mun, La Tour du Pin i in.

            Im wcześniej nastąpi zrozumienie tych dwóch obowiązków w kołach naszej inteligencji, tym bardziej zbliżymy się do ideału Polski Katolickiej, tym bardziej pomożemy Państwu w jego licznych trudnościach.

„Tygodnik Powszechny” nr 4/1947

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]