Walczący z bezprawiem

Zbigniew Romaszewski zapowiadał się na utalentowanego fizyka. Porwany przez wartki nurt wydarzeń porzucił naukę dla obrony praw człowieka.

18.02.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. Rafał Milach / PRZEKRÓJ / FORUM
/ Fot. Rafał Milach / PRZEKRÓJ / FORUM

Na świat przyszedł w styczniu 1940 r. w okupowanej Warszawie. Po powstaniu warszawskim wraz z matką został wywieziony do niemieckiego obozu pracy w Turyngii. Ojciec – również zabrany przez Niemców – zginął w Sachsenhausen. W czasie wojny stracili wszystko. „Wróciliśmy w 1945 r. (...) Mieszkanie spalone. Saneczkami, na których była pierzyna i trzy talerze, dotarliśmy na Szmulki [dzielnica Warszawy – P.S.] do wuja i tam zamieszkaliśmy” – opowiadał w maju 1988 r. w wywiadzie dla podziemnego wydawnictwa, udzielonym Krystynie Jagiełło.

W 1955 r. w swojej szkole średniej należał do koła komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej, które rozwiązał w okresie Października ’56. Niedługo potem uczestniczył w ogólnopolskiej naradzie pod auspicjami „Po prostu”, pisma skupiającego rzeczników destalinizacji. „Wydarzenie miało dla mnie przełomowe znaczenie, ponieważ na tym zjeździe poznałem swoją żonę Zosię” – wspominał w 1986 r. w rozmowie z Janiną Jankowską. Odtąd z żoną szli krok w krok, angażowali się razem w działania na rzecz poszerzenia wolności.

W 1967 r. Romaszewscy zbierali podpisy pod petycją pracowników naukowych w obronie Adama Michnika zawieszonego w prawach studenta Uniwersytetu Warszawskiego. Po Marcu ’68 w ich mieszkaniu w gronie kilkunastu znajomych odbywały się spotkania dyskusyjne, na które zapraszano osoby ze starszego pokolenia, znane z postawy sprzeciwu wobec PRL – Ludwika Cohna i Edwarda Lipińskiego, Jana Nepomucena Millera, Marię Ossowską. Ten domowy, kameralny klimat kontestacji utrzymał się do 1989 r.

***

W 1976 r., dzięki znajomości z Henrykiem Wujcem, który był jego kolegą ze studiów, Romaszewski zaangażował się w zbiórkę pieniędzy dla robotników represjonowanych w Radomiu i Ursusie. Wkrótce wszedł w skład tak zwanej grupy radomskiej, kierowanej przez Mirosława Chojeckiego; od września 1976 do stycznia 1977 r. 43 razy przyjeżdżał do Radomia z pomocą dla represjonowanych. Po zatrzymaniu przez SB Chojeckiego w październiku 1976 r. przejął kierowanie wyjazdami do Radomia. Stał się jednym z najaktywniejszych członków powołanego we wrześniu 1976 r. Komitetu Obrony Robotników.

KOR, organizacja o charakterze ruchu społecznego, był wspaniałym osiągnięciem niezależnego myślenia, zrzeszeniem zupełnie niezwykłym w społeczno-politycznym pejzażu ówczesnej Polski, prawie całkowicie zdominowanym przez Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą. Lokalność działania, skupienie się na problemach ludzi, atmosfera przyjaźni i odwagi mocno odróżniała opozycję od zbiurokratyzowanej polityki PRL, kojarzonej z korupcją, brakiem wrażliwości społecznej i ambicjami rządzenia. Represje władz sprawiały jednak, że akces do Komitetu oznaczał przekreślenie życiowej kariery.

***

„W mojej psychice istnieje bardzo silny protest przeciwko bezprawiu” – tak Romaszewski tłumaczył ten ryzykowny krok Krystynie Jagiełło. Jesienią 1977 r. wraz z żoną stanął na czele Biura Interwencyjnego KOR, zajmującego się dokumentowaniem przypadków łamania przez władzę praworządności oraz udzielaniem opieki prawnej ludziom poszkodowanym przez organa państwowe. W ciągu czterech lat działalności do Biura wpływało po kilkaset skarg rocznie, w tym sprawy osób ciężko pobitych lub zamordowanych. O pracach Biura na bieżąco informował „Biuletyn Informacyjny” KSS KOR w rubryce „Praworządność” – redagowanej przez Romaszewskich.

W ten oto sposób wraz ze współpracownikami znaleźli się oni na pierwszej linii starcia z partyjnym hegemonem, podejmowali najbardziej drażliwe dla władzy tematy, ujawniali bestialstwo milicji. Bohaterami ich interwencji stawali się przedstawiciele Polski prowincjonalnej, anonimowi, izolowani, o niskim statusie społecznym i materialnym. Ludzie, którzy wydawali się zupełnie bezradni wobec przemocy lokalnej władzy. Pozbawieni silniejszej więzi grupowej, która łączyła warstwy wykształcone, byli skazani przez los na milczenie i ciągły strach. KOR jako pierwszy docierał do tych robotników i chłopów, czasami wyciągał ich z tarapatów, dawał znać, że nie są osamotnieni.

Na początku 1979 r. Romaszewski jako reprezentant KSS KOR pojechał do Moskwy, gdzie odbył dwie rozmowy z Andriejem Sacharowem i innymi przedstawicielami rosyjskiego ruchu obrony praw człowieka. Swoją wyprawę opisał w tekście „Moja podróż do Moskwy” w „Biuletynie Informacyjnym” (1979). Choć notowany w milicyjnych kartotekach, przez nieuwagę państwowej biurokracji otrzymał jednak voucher turystyczny uprawniający wówczas do przekroczenia granicy. Spotkanie z działaczami ruchu obrony praw człowieka miało symboliczną wymowę. Romaszewski był jedyną osobą, której udało się – chociaż na moment – połączyć oddalone od siebie wyspy sprzeciwu w Polsce i ZSRR.

Po powstaniu Solidarności jako jeden z nielicznych członków KSS KOR odgrywał istotną rolę we władzach statutowych Związku. 27 czerwca 1981 r. wszedł do Prezydium Zarządu Regionu NSZZ „Solidarność” Mazowsze, a w październiku w skład Komisji Krajowej, najważniejszego gremium przywódczego Solidarności. Jednocześnie od listopada 1980 r. kierował Komisją Interwencji i Praworządności przy Regionie Mazowsze. Optymalnego kursu dla Solidarności upatrywał w unikaniu konfrontacji z władzą, choć nie za wszelką cenę, czego wyrazem było jego poparcie dla strajku generalnego w czasie tzw. kryzysu bydgoskiego w marcu 1981 r.

Ze stróżami porządku miał – jak wiemy – na pieńku. Mimo to 7 maja 1981 r. wraz z Adamem Michnikiem i Janem Walcem pośpieszył na pomoc funkcjonariuszom milicji z Otwocka, którzy z powodu lokalnego incydentu zostali zaatakowani przez zrewoltowany tłum. W tym okresie reprezentował stronę związkową w rozmowach z rządem w sprawie rehabilitacji represjonowanych po Czerwcu ’76 w Radomiu. Inspirował powstanie Klubów Samorządnej Rzeczypospolitej „Wolność – Sprawiedliwość – Niepodległość”, powołanych 22 listopada 1981 r. przez m.in. Zbigniewa Bujaka, Jacka Kuronia i Michnika.

***

Uniknął internowania, kontynuując po 13 grudnia 1981 r. działalność związkową w podziemiu. W lutym 1982 r. wraz z żoną zaczął organizować w Warszawie pierwsze w kraju konspiracyjne Radio Solidarność. Inauguracyjną audycję nadano 12 kwietnia 1982 r. za pomocą nadajnika „Komar” skonstruowanego przez Ryszarda Kołyszkę w następnych miesiącach w eter poszło kilkanaście kolejnych. Za antenę posłużyła pięciometrowa wędka szczupakowa. Wcześniej opracowaną kasetę wkładano do magnetofonu „Kapral”. Emiterzy pojawiali się znienacka na dachach wysokościowców. Prąd podkradano z instalacji, która zasilała windę w bloku.

W pierwszym wystąpieniu radiowym Romaszewski przedstawił się z imienia i nazwiska, a spikerka, jego żona Zofia, zaapelowała do słuchaczy o zapalanie i gaszenie światła w mieszkaniach. Chodziło o zorientowanie się, jak rozchodzi się fala radiowa – i czy ktoś w ogóle tego radia słucha. „Kiedy w budynkach zaczęły migać światła, to się zwyczajnie popłakaliśmy. To był fantastyczny widok! Ponieważ wówczas w eterze była cisza, nie było szumów, fala poszła przez całą Warszawę” – opowiadał po latach. Społeczne radio – pierwsze takie w naszej historii – wywołało wściekłość organów ścigania. Trwał wówczas stan wojenny. W czasie kolejnych transmisji nad miastem latał milicyjny helikopter z urządzeniem do pelengacji, a setki funkcjonariuszy przeczesywały teren w poszukiwaniu aparatury i sprawców.

8 maja 1982 r. Romaszewski wraz z Bujakiem, Zbigniewem Janasem i Wiktorem Kulerskim powołał tajną Regionalną Komisję Wykonawczą NSZZ „Solidarność” Mazowsze. W sporze o strategię Związku na najbliższe miesiące występował – w opozycji do Bujaka – jako zdecydowany zwolennik strajku generalnego; uważał go za jedyny środek, który może wymusić na władzy ustępstwa. Wspierał Międzyzakładowy Robotniczy Komitet Solidarności, najbardziej wówczas bojową strukturę warszawskiego podziemia. 7 czerwca wziął udział w przygotowaniu spektakularnej – i udanej – akcji MRKS uwolnienia ze szpitala rannego Jana Narożnika, przebywającego pod dozorem SB.

5 lipca ekipa dochodzeniowa wtargnęła do konspiracyjnego mieszkania, w którym znajdował się wraz z żoną: „Romaszewski uciekł tak jak stał, w domowych pantoflach. SB-ecy wybiegli za nim, ale po kilku minutach wrócili sami” – relacjonował „Tygodnik Mazowsze”. Ujęty został 29 sierpnia po kolejnym ulicznym pościgu w centrum Warszawy. Wraz z żoną i siedmioma współpracownikami zasiadł na ławie oskarżonych w procesie Radia Solidarność. 17 lutego 1983 r. otrzymał najwyższy możliwy wyrok – 4,5 roku więzienia. W lipcu stanął ponownie przed sądem wraz z Kuroniem, Michnikiem i Wujcem – liderami byłego KSS KOR. Wkrótce jednak proces przerwano, a oskarżeni wyszli na wolność na mocy amnestii z lipca 1984 r. Zanim do tego doszło, zimą i wiosną 1984 r. w największej tajemnicy toczyły się mediacje między władzą, Kościołem i opozycją o uwolnienie tzw. „jedenastki” – przywódców KSS KOR i Solidarności. Oferta władz brzmiała: zwolnienie z więzienia w zamian za rezygnację z dalszej walki. Aresztowanych odwiedził nawet specjalny wysłannik ONZ Emilio de Olivares z kuszącą propozycją wyjazdu na kilkuletnie stypendium zagraniczne w dowolne miejsce na świecie.

Romaszewski wspominał: „Żartowaliśmy, iż na następne spotkanie powinien przyjść z atlasem geograficznym naszej planety, byśmy mogli podjąć przemyślaną decyzję”. Ostatecznie władzom PRL nie udało się osiągnąć zamierzonego celu, jakim było pozbycie się lub zlojalizowanie czołówki Solidarności.

***

W 1985 r. Zofia Romaszewska wyjechała na półroczne stypendium do USA, gdzie uzbierała ponad 300 tys. dolarów na pomoc dla prześladowanych. Jej mąż, któremu to stypendium przyznano, nie dostał paszportu (choć jeszcze pół roku wcześniej władze same mu paszport wciskały...). Fundusze te stały się podstawą Komisji Interwencji i Praworządności NSZZ „Solidarność”, powołanej 10 grudnia 1986 r. na polecenie Lecha Wałęsy, która uruchomiła domowe placówki w całym kraju, pomagała prawnie i finansowo represjonowanym, niezależnie od ich przekonań politycznych, rekompensując koszty zasądzonych grzywien, straty poniesione w wyniku konfiskat mienia, wypłacając zasiłki dla wyrzuconych z pracy, a wiosną 1988 r. dla strajkujących w Nowej Hucie, Stalowej Woli i Gdańsku.

W 1987 r. Romaszewscy otrzymali Nagrodę Praw Człowieka Fundacji „Aurora” przy Uniwersytecie Stanforda w Kalifornii. Z działaczami Komisji Interwencji oraz Ruchu „Wolność i Pokój” zorganizowali w dniach 22-25 sierpnia 1988 r. w zaprzyjaźnionym kościele w Mistrzejowicach w Krakowie I Międzynarodową Konferencję Praw Człowieka, która zgromadziła około 1200 uczestników, w tym wielu reprezentantów ruchów praw człowieka z całego świata.

Czasy zrobiły się mniej opresyjne. Sama impreza, choć zorganizowana siłami społecznymi, mogła być również dowodem na upadek polityki represji. Ostatnie jej akordy zabrzmiały już bardziej kuriozalnie niż strasznie. Krakowscy esbecy „zaaresztowali” obiad dla uczestników seminarium, próbowali wrobić organizatorów w nielegalny obrót mięsem (czarnorynkowym skupem żywca zajmowali się Jan Rokita i Zbigniew Fijak), ale szybko się wycofali – wspominał z rozbawieniem senator Romaszewski. Na konferencję bowiem pojawił się – w imieniu generała Kiszczaka – wysoko postawiony gość z MSW, który wycofał esbeków.

***

W broszurze „Minimalizm radykalny. Propozycje programowe dla NSZZ »Solidarność«”, napisanej w przededniu obrad Okrągłego Stołu, Romaszewski wyznaczał strategię rozmów i cele kompromisu, przestrzegając przed zawarciem porozumienia niedającego gwarancji obrony interesów pracowniczych. Sympatyzował z antywałęsowską Grupą Roboczą Komisji Krajowej. Ostatecznie wziął jednak udział w obradach Okrągłego Stołu w zespole eksperckim ds. reformy prawa i sądów. W czerwcu 1989 r. został senatorem z listy Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”.

Po 1989 r. nadal badał przypadki nadużyć administracji. Temat nie okazał się zupełnie przebrzmiały w nowej Polsce. Zabierał głos w debacie dotyczącej wymiaru sprawiedliwości, korupcji, lustracji, rozliczenia komunistów i zadośćuczynienia poszkodowanym przez PRL, zajmował się odnośnymi przepisami. Politycznie sytuował się po prawej stronie. Występował przeciw polityce prezydenta Lecha Wałęsy, potem wspierał m.in. Ruch Odbudowy Polski Jana Olszewskiego. Karierę parlamentarną zakończył w klubie Prawa i Sprawiedliwości. Jednak nigdy nie stał się postacią typowo partyjną. Przez wszystkie te lata zachowywał autonomię poczynań.

W 2003 r. dwa razy gościłem w domu Zofii i Zbigniewa Romaszewskich, by zebrać historyczną relację o ich życiu opozycyjnym. Senator, polityk, ale gdzieś w głębi również fizyk, z pasją opowiadał o właściwościach fal radiowych i arkanach technicznych Radia Solidarność. Swój mandat parlamentarzysty – sprawowany do 2011 r. – postrzegał jako przedłużenie etosu korowskiego. Postawą tą zarażał swoje otoczenie. Córka Agnieszka Romaszewska jest obecnie szefową wolnościowej telewizji Biełsat, nadającej programy w języku białoruskim.  


PAWEŁ SOWIŃSKI jest pracownikiem Instytutu Studiów Politycznych PAN.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2014