Szkoła strachu

Agnieszka Jankowiak-Maik, nauczycielka, organizatorka akcji #CzarnekChallenge: – To nie jest tak, jak wyobraża sobie minister, że narzuci zakres tematów i sposób nauczania, a za dziesięć lat obywatele i obywatelki będą myśleć zgodnie z jego wolą.

16.08.2021

Czyta się kilka minut

Demonstracja solidarności z aktywistami LGBT ­protestującymi przeciwko ministrowi edukacji i nauki Przemysławowi Czarnkowi.  Warszawa, 26 lipca 2021 r. / SŁAWOMIR KAMIŃSKI / AGENCJA GAZETA
Demonstracja solidarności z aktywistami LGBT ­protestującymi przeciwko ministrowi edukacji i nauki Przemysławowi Czarnkowi. Warszawa, 26 lipca 2021 r. / SŁAWOMIR KAMIŃSKI / AGENCJA GAZETA

JĘDRZEJ DUDKIEWICZ: Bywa Pani pytana, co by chciała powiedzieć ministrowi Czarnkowi. Ja przekornie zapytam, czy z kimś takim w ogóle należy rozmawiać?

AGNIESZKA JANKOWIAK-MAIK: Moją filozofią jest, by nigdy nikogo nie skreślać, bo wierzę w edukację. Dlatego nigdy nie użyję wulgaryzmów, mówiąc o danej partii politycznej, ani nie nazwę kogoś np. „moherowym beretem”. Wolę krytykować w inny sposób i pokazywać, że po mojej stronie jest otwartość na dialog. Mam jednak świadomość, że w tym przypadku byłoby to walenie głową w mur. Po pierwsze, biorąc pod uwagę, że minister Czarnek, tłumacząc się ze swoich wypowiedzi, brnie i wychodzi jeszcze gorzej, byłaby to trudna konwersacja. Po drugie, nie sądzę, żeby z jego strony była w ogóle chęć odbycia takiej rozmowy. Twierdzi w końcu, że sprzeciwiają się mu tylko lewackie, niedouczone aktywistki lub neomarksiści. To język dający odczuć, że nie ma gotowości na refleksję czy zmianę.

Porozmawiajmy o realnych czynach. Co Panią najbardziej boli lub smuci w związku z działaniami ministra Czarnka?

Chociaż język, którego używa minister edukacji i nauki, może wydawać się mniejszym problemem, to jednak warto go analizować, bo określa tak zwany ukryty program szkoły, wyznacza kierunek, w którym ma podążać oświata. Tym bardziej boli mnie, że nie zna on realiów polskich szkół. One potrzebują autonomii, wolności i zaufania, a minister dąży do edukacji centralnie sterowanej, podporządkowanej ministerstwu poprzez partyjnych kuratorów. Dzięki planowanym zmianom prawa oświatowego dostaną oni bardzo duże uprawnienia, np. większy wpływ na wybór dyrektora w przypadku nierozstrzygniętych konkursów. Będą rozliczani nie na podstawie kompetencji, tylko realizacji linii partii rządzącej.

Najgorsze jest jednak to, że minister chce przejąć kontrolę nad zajęciami dodatkowymi, które dla mnie są kwintesencją szkoły. Od nowego roku szkolnego trzeba będzie zgłosić się po zgodę na ich przeprowadzenie, z dwumiesięcznym wyprzedzeniem, pełnym programem i listą materiałów do wykorzystania. Każdy, kto zna realia, wie, że zamrozi to organizację zajęć pozalekcyjnych. Przy czym nie będzie tej blokady w przypadku inicjatyw proponowanych przez rząd. Warto podkreślić, że początkowo w projekcie nowelizacji widniało sformułowanie „administrację publiczną”, ale wliczają się w nią samorządy, więc zostało zmienione na „administrację rządową”. Najprościej rzecz ujmując, chodzi o to, by w szkołach nie odbywały się np. zajęcia antydyskryminacyjne.

Czyli będzie o wiele mniejsza autonomia?

I to dla wszystkich, bo wbrew temu, co mówi minister, rodzice stracą wpływ na szkołę. Nie będą mogli negatywnie zaopiniować zajęć przygotowanych przez administrację rządową. Ze względu na specyfikę działania czasem organizowało się też coś spontanicznie, zależnie od potrzeby chwili albo konkretnej grupy. Teraz może to być niemożliwe, a powinno być na to miejsce. Nie chodzi o samowolkę, ale nie było jej do tej pory, więc nie ma też powodu, by zmieniać przepisy. Kiedy minister mówi, że nie ma czegoś takiego jak autonomia szkół, to natychmiast przekreśla go to jako osobę zajmującą się edukacją. Wszystkie raporty i badania mówią, że potrzeba właśnie autonomii. Są oczywiście pewne ramy, ale bazować trzeba na zaufaniu do kompetencji ludzi i daniu im przestrzeni oraz wolności, by jak najlepiej pracowali dla dobra dzieci.

Minister próbuje stworzyć system totalnej kontroli, ale zakusy na to pojawiały się wcześniej. Nauczycielki i nauczyciele trwają w oporze de facto ponad sześć lat – ciągle trzeba o coś walczyć, a jednocześnie trudno wymagać od nich heroizmu w pracy, za którą dostają marne pieniądze. Jak sobie z tym wszystkim radzą?

Rzeczywiście, od kilku lat jest to praca i życie w napięciu, a to nigdy nie wpływa dobrze na ludzką psychikę. Do tego rząd w trakcie ostatniego strajku urządził na nas nagonkę, więc prestiż społeczny nauczycielek i nauczycieli spadł jeszcze bardziej. Trudno wykonywać zawód – nawet jeśli, jak ja, się go kocha – pod ciągłą presją. Przy czym nie użyłabym sformułowania „wymaganie heroizmu”, bardziej działamy w partyzantce. Będąc przyzwoitym człowiekiem, chcąc móc patrzeć rano w lustro, tak po prostu trzeba.

Nie obawia się Pani, że coraz więcej osób odpuści, uznając, że walka i tak nie przynosi efektów? Już teraz, np. w Małopolsce, są braki kadrowe, czym zresztą kuratorka Barbara Nowak niespecjalnie zdaje się przejmować…

Tak, przez ten opór ludzie się wypalają i odchodzą. Przynajmniej tam, gdzie jest alternatywa. Z perspektywy dużego miasta, Poznania, łatwo jest mi powiedzieć, że mogę zmienić pracę, ale taką możliwość nie zawsze mają osoby z mniejszych ośrodków.

Protesty były najintensywniejsze, gdy minister Zalewska likwidowała gimnazja, a także w 2019 r. Chociaż teraz jest jeszcze gorzej, sprzeciw jest mniejszy. Ludzie przyzwyczaili się, tracą nadzieję, że uda się cokolwiek zmienić. I będą nadal odpływać, bo zaczyna do nich docierać, że skoro tyle lat poświęcili na coś, co robią naprawdę dobrze, ale nie ma efektów, to może trzeba odpuścić. A to najgorsze, co może się teraz przytrafić polskiej szkole. Zwłaszcza że do zawodu nie garną się młodzi. Widzę to na przykładzie praktyk. Kiedy przyjmuję na nie studentki i studentów, to trafiają się wspaniałe osoby, uwielbiane przez młodzież, mające kreatywne pomysły. Ale jak pytam, czy zostaną w szkole, to tylko uśmiechają się i mówią, że nie. Robią „awaryjnie” uprawnienia nauczycielskie, ale wiedzą, że ze swoimi umiejętnościami znajdą o wiele lepiej płatną pracę, w której będą mieć perspektywy. Już teraz zaczyna brakować nam tych, którzy są naprawdę świetni we współpracowaniu z dziećmi.

Pojawia się argument, że nie ma co się przejmować działaniami ministra, bo i tak wszystko zależy od tego, co robi się podczas lekcji. A w ogóle to ludzie chodzili do szkoły w PRL-u, a i tak potem zrobili Solidarność, więc obecna propaganda też niewiele zmieni.

Na pewno sporo osób da odpór propagandzie, ale niektórzy są na nią bardziej podatni. Sączenie jej młodym ludziom do głów z jednej strony i wymaganie, by się przed tym bronili z drugiej, to robienie im krzywdy. Faktycznie część nauczycielek i nauczycieli zdaje się tym nie przejmować, mówią, że będą robić swoje, tak jak do tej pory. Problem w tym, że skala zastraszenia jest naprawdę duża, dochodzimy do sytuacji, w której minister Czarnek urządza niemal prywatną krucjatę na szkołę w Dobczycach, która wzięła udział w Tour de Konstytucja. Prześladowania za solidaryzowanie się z akcją mającą na celu uczenie o demokracji i konstytucji czy za błyskawicę na zdjęciu profilowym to oczywiście skandal i absurd. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet jeśli będzie się pracować jak do tej pory, to stałym towarzyszem będzie strach. Odkąd PiS przejął władzę, bardzo gwałtownie wzrosła liczba donosów. Sama padłam jego ofiarą, w związku z zajęciami antydyskryminacyjnymi. Tłumaczenie się z tego, co, jak i dlaczego się robiło, nie jest niczym przyjemnym, nawet kiedy ma się grubą skórę. Ale rozumiem też tych, którzy z lęku nie będą już się tak starać albo po prostu pewne tematy będą omijać. To nie są warunki, w których powinniśmy funkcjonować, bo edukacji sprzyja dobre samopoczucie oraz mniej stresu.

To istotne szczególnie teraz, w związku z pandemią, która uderzyła we wszystkich, ale zwłaszcza w uczennice i uczniów. Jak młodzież reaguje na to, co się dzieje?

Jestem optymistką i bardzo wierzę w młodych ludzi. Świat jest otwarty, jest przepływ informacji, a zatem są o wiele większe szanse, by wyrobić sobie własną opinię. Pamiętajmy zresztą, że kluczową rolę w wychowaniu odgrywa dom rodzinny, a szkoła pełni funkcję wspierającą. To nie jest tak, jak wyobraża sobie minister Czarnek, że narzuci określony zakres tematów i sposób nauczania, a za dziesięć lat obywatele i obywatelki będą myśleć zgodnie z jego wolą.

Inna sprawa, że niestety młodzież nie zawsze interesuje się polityką. To się jednak zmienia. Po pierwsze, młodzi zaczynają być aktywniejsi, w czym duża zasługa Młodzieżowych Strajków Klimatycznych. Po drugie, zarówno ja, jak i moje koleżanki i koledzy staramy się zachęcić dzieci do tego, by interesowały się tym, co się dookoła nich dzieje. Zgodnie ze znanym powiedzeniem: to, że ty nie interesujesz się polityką, nie znaczy, że ona nie zainteresuje się tobą. Tym, co mnie trochę uspokaja, jest język, którego używa minister Czarnek i jego doradca. On w ogóle nie trafia do młodych osób. Weźmy chociażby „cnoty niewieście”. Napisała do mnie uczennica pytając, czy mamy XIX wiek, kto w ogóle używa takich sformułowań? Młodzież jest mądra, trzeba jej ufać i słuchać jej. Jestem przekonana, że młodych ludzi nie da się już zatrzymać i nie poddadzą się propagandzie. Trzeba im tylko czasem pomóc, nauczyć krytycznego myślenia, szukania i weryfikowania informacji, ale na partnerskich zasadach, bo wtedy dzieją się rzeczy cudowne i kreatywne. Skończmy wreszcie ze szkołą, w której nauczycielki i nauczyciele wtłaczają, z wysokości autorytetu, wiedzę do głów dzieci. I będzie dobrze.

Do jakiej szkoły zatem wrócicie we wrześniu?

Zastraszonej i pełnej stresu. Dyrektorki i dyrektorzy już się boją: na forach nauczycielskich pojawiają się informacje o mailach od dyrekcji, w których są prośby, by nie organizować w nowym roku szkolnym zajęć związanych z prawami człowieka. Nauczycielki i nauczyciele też będą się bać, spora część z nich pewnie zrezygnuje z przygotowywania zajęć dodatkowych. Na braku współpracy z organizacjami pozarządowymi lub niemożności zaproszenia ciekawych, inspirujących gości stracą po prostu wszyscy. Rodzice stracą z kolei wpływ na edukację swoich dzieci. A wszystko po to, żeby – jak otwarcie przyznał marszałek Terlecki – spróbować wykształcić przyszłych wyborców PiS.

Samo to, że rządzący tak otwarcie mówią o swoich planach i celach „reformy”, jest skandaliczne. Niczego dobrego nie wróży również to, że priorytetem po bardzo trudnym okresie pandemii jest wychowanie do życia w rodzinie. Zamiast intensywnie zajmować się szukaniem dzieci znikających z systemu, wyrównywaniem szans w dostępie do edukacji, na pierwszy miejscu ma być konserwatywna wizja jedynego słusznego modelu rodziny. Do tego dochodzą zmiany w historii, bo minister Czarnek chce sobie wychować nawet nie patriotów, tylko nacjonalistów. Świat się zmienia, przed młodymi ludźmi stoi mnóstwo wyzwań i należy ich wspierać oraz wzmacniać, a nie dążyć do zrealizowania konkretnej wizji tego, jakie mają być obywatelki i obywatele. Jedyne, co mnie pociesza: że oczywiście się to nie uda, bo przymus rodzi jeszcze większy opór.

Czyli wciąż praca i życie w ciągłym napięciu.

Niestety. Wszyscy mamy za sobą bardzo trudny czas i jesteśmy zmęczeni, ale nie możemy odpoczywać, bo minister Czarnek cynicznie z tego korzysta i próbuje wprowadzić swoje zmiany w życie. Trzeba protestować. A przede wszystkim robić to wspólnie. Wcześniej protesty organizowali osobno nauczyciele i nauczycielki, a osobno rodzice. Tymczasem walczyć powinniśmy razem, co przebija się do świadomości, bo pod obywatelskim wotum nieufności dla ministra podpisało się już niemal 100 tys. osób. Mnóstwo z nich wzięło też udział w mojej akcji #CzarnekChallenge. Marzy mi się, żeby minister edukacji został odwołany i byśmy w końcu zaczęli mądrze reformować polską oświatę. Szkoła powinna być otwarta, radosna, wolna. Mamy rozwiązania, wiemy, jak to osiągnąć. I wciąż wierzę, że w końcu się uda. ©

AGNIESZKA JANKOWIAK-MAIK jest nauczycielką, aktywistką edukacyjną. Znana w sieci jako „Babka od histy”, laureatka XIV edycji Nagrody im. Ireny Sendlerowej, wyróżniona w konkursie Wielkopolski Nauczyciel Roku 2017, tutorka i trenerka, ekspertka edukacyjna w Instytucie Strategie 2050. Jest liderką programów „Mobilny historyk” i „Mobilny wosowiec” Wydawnictwa Operon. Działaczka na rzecz społeczeństwa obywatelskiego, popularyzatorka herstorii, publicystka. Zainicjowała w mediach społecznościowych akcję #CzarnekChallenge, zachęcając ludzi do podawania argumentów za odwołaniem ministra.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2021