Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wśród ich rozmówców, miesiąc po miesiącu, są największe nazwiska świata mediów: redaktorzy naczelni, znani publicyści i oczywiście właściciele. Politycy, w trosce o dobre imię, zadbali więc o przestrzeganie zasady jawności. Ale co z tego wynika? Absolutnie nic. To prawda, że każdy obywatel może sobie teraz sprawdzić, z kim rozmawia polityczna czołówka. Ale o czym? Tego się nie dowie. Pozór jawności wygląda zgrabnie, ale nie może dać odpowiedzi na pytanie, czy politycy - jak można sądzić po ostatnich wydarzeniach w Wielkiej Brytanii - przymilają się do mediów, by dzięki nim trafić do wyborców.
W aferze podsłuchowej, którą żyją dziś Wyspy Brytyjskie, uderza nie tylko to, że w starciu z pogonią za nakładem i zyskiem przyzwoitość jest bez szans. Jak na dłoni widać także, że wbrew temu, co się powszechnie sądzi, już nie tylko południe i wschód Europy zmagają się z zarazą korupcji. Okazuje się, że Wielka Brytania - przynajmniej w świecie polityki - w niczym nie jest lepsza od Włoch (gdzie politycy miewają powiązania z mafią) czy Grecji (gdzie nepotyzm jest cnotą). Załatwianie obywatelstwa wpływowym cudzoziemcom, pytania w Izbie Gmin za pieniądze, nie mówiąc o tzw. aferze wydatkowej sprzed dwóch lat - gdy na jaw wyszło, że wielu deputowanych i członków rządu dzięki zawyżonym rachunkom bez skrupułów korzysta z pieniędzy publicznych - to wszystko rzuciło cień na brytyjską politykę.
Afera podsłuchowa tylko go pogłębiła. Pokazała, że nie ma żadnych świętości, a przed zakusami mediów - nawet w postaci podsłuchiwania przez dziennikarzy cudzych rozmów telefonicznych - nie chroni nic: ani status (rodzina królewska), ani doznane nieszczęścia (ofiary przestępstw czy zamachów). Z czwartej władzy media stały się pierwszą. Na miejscu polityków.