Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Moją ojczyzną ze względu na ludzi stała się Warszawa (trochę Kraków), gdzie od 1971 r. (z krótkimi przerwami) do 2003 r. pracowałem jako niemiecki dyplomata. Poznałem w tym czasie dużo ciekawych ludzi, m.in. Stanisława i Elwirę Stommów. Intensywny i częsty kontakt był tak oczywisty, że nie mogłem sobie wyobrazić inaczej. A tu nagle zabrakło Stommów, odeszli. Najpierw On w lipcu 2005 r., a rok później w sierpniu - Ona. Kilka tygodni przed Jej śmiercią jeszcze Ją odwiedziliśmy z żoną. Było jak zawsze, przy kawie i rozmowie (podczas której akurat zadzwoniła pani Józefa Hennelowa), ale brak było Profesora. Pani Ela żywo się wszystkim interesowała, starając się wypełnić lukę po Profesorze. Teraz i Jej już nie ma.
A ja się zastanawiam, czy ta ojczyzna, którą dla mnie jest człowiek, zbytnio się nie kurczy? Stwierdzam nagle, że tylu już odeszło. Oprócz Stommów są to: Prymas Stefan Wyszyński, ks. bp Władysław Miziołek, Mieczysław Pszon, Jerzy Turowicz, Wiktor i Janina Woroszylscy, Antoni Marianowicz, Andrzej Szczypiorski, Władysław Szpilman, Artur Międzyrzecki i wielu innych. Niektórych znałem bardzo dobrze, z niektórymi się przyjaźniłem. Kurczy mi się Ojczyzna. Wszystkim, których znałem, dużo zawdzięczam, Profesorowi Stommie i Jego Małżonce szczególnie. Był dla mnie wzorem optymizmu. W czerwcu 1988 r. pisał do mnie tak: "gdyśmy się poznali (...) czasy były zgoła inne, inne były zadania. Zaczynaliśmy od spraw podstawowych, gdzie pryncypia moralne wysuwały się na czoło (...). Słyszę teraz wiele narzekań, że tyle jest we wzajemnych stosunkach trudności, że się cofamy i ludzie czują się zniechęceni. Narzekania te przyjmuję z wielkim spokojem (...). Historia wymaga cierpliwości i spokoju. I tu leżą zadania elity (...). Ludziom znękanym obecnymi trudnościami zwracam uwagę na drogę, którą już przebyliśmy na szlaku wzajemnego zrozumienia i porozumienia". Słowa napisane jakby dzisiaj, a nie 18 lat temu.
Robi się pusto dookoła, mimo że przebywam wciąż wśród ludzi. Z kim tu jeszcze rozmawiać, snuć plany o współpracy polsko-niemieckiej, dla której tyle zrobiliśmy? Czy jeszcze warto? Komu na tym jeszcze zależy?
WINFRIED LIPSCHER (Berlin)