Spowiedź Kościoła

2 maja na Jasnej Górze odbyły się obrady Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski oraz biskupów diecezjalnych. Dyskusja dotyczyła m.in. archiwów IPN na temat duchowieństwa. Chcemy spojrzeć prawdzie w oczy, ale w taki sposób, aby nikogo nie skrzywdzić, nikogo nie złamać. Prawda musi oczyszczać, budować, a nie niszczyć człowieka - podkreślił bp Piotr Libera, sekretarz generalny Episkopatu.
 /
/

Kwestię rozliczenia duchownych ze współpracy z UB i SB pozostawiono w gestii diecezji i zakonów. Na razie w trzech diecezjach - w Tarnowie, Lublinie i Wrocławiu - biskupi postanowili powołać komisje do zbadania dokumentów zgromadzonych przez IPN. Prawdopodobnie wkrótce dołączy do nich archidiecezja katowicka.

MAREK ZAJĄC: - Dlaczego Ksiądz Arcybiskup postanowił powołać Komisję Naukową ds. Najnowszej Historii Archidiecezji?

ABP MARIAN GOŁĘBIEWSKI: - Żeby mówić o teraźniejszości, należy zacząć od przeszłości. Pierwszego wewnętrznego rozliczenia z przeszłością Kościół w Polsce dokonał, kiedy byłem rektorem seminarium we Włocławku. Ordynariusze otrzymali wówczas - o ile dobrze pamiętam od abp. Dąbrowskiego - listy księży należących do Stowarzyszenia PAX bądź kontrolowanego przez państwo Caritas. Biskupi wzywali ich do siebie, a kapłani spowiadali się, upokarzali i przepraszali. Tłumaczyli, dlaczego dali się wciągnąć w komunistyczne struktury. Na tym nie koniec: musieli również przynieść zaświadczenia, że się wycofali z tamtych organizacji. Podam przykład diecezji, gdzie na 22 kapłanów podporządkowali się wszyscy, z wyjątkiem trzech księży. Nie spotkały ich żadne kary. Jeden zmarł następnego dnia, a pozostali zaraz po nim. Proporcje były mocno zróżnicowane: w diecezjach zachodnich i północnych komunistyczna infiltracja w parafiach i kuriach była głębsza, w tradycyjnych środowiskach katolickich - nieco mniejsza. Na tym zakończył się pierwszy etap oczyszczenia w Kościele.

  • Piekło w aktach

Gdy powstał Instytut Pamięci Narodowej i zgromadził ocalałe archiwa, sprawa powróciła. Niestety, również pod postacią - powiedziałbym - dziennikarskich baniek mydlanych, nawet pomówień. Żeby utrącić sensacyjne rozgrzebywanie przeszłości, która przecież była nieciekawa, ohydna, esbecka; żeby nie dawać satysfakcji mocodawcom poprzedniego systemu, którzy często są bezkarni, dziś śmieją się w kułak i kreują się na dobrych obywateli - postanowiłem powołać komisję naukową do zbadania ostatnich dziesięcioleci. W podtytule - oczywiście - chodzi o lustrację.

- Jakie będą zadania komisji?

- Będzie pracowała ok. czterech lat, choć w razie potrzeby możemy przesunąć termin nawet o kilka następnych. Szczegółowe uregulowania znajdą się w dekrecie oraz statucie komitetu. Ogólnie rzecz biorąc, komisja składa się z pięciu duchownych: dwóch prawników, dwóch historyków i jednego zajmującego się inną dziedziną działalności. Tak zróżnicowany zespół ma zapewnić wyważony i wielostronny ogląd sprawy. Pierwsze zadanie polega na zbadaniu teczek duchowieństwa diecezjalnego i zakonnego. Przez nie będzie się trzeba przekopywać, często przez rzeczy nudne i nieciekawe, czasem bez znaczenia. Skrupulatnie notowano np. masę szczegółów, którymi potem esbek szachował księdza, że niby wszystko wie - gdzie na plebani wisi krzyż, a gdzie obraz, jak się powodzi rodzinie proboszcza. To była taktyka obliczona na wywoływanie pozorów wszechmocy i wszechwiedzy.

Gdy komitet przebrnie przez archiwa, oddzielając ziarna od plew, przyjdzie pora na możliwie obiektywną ocenę. Końcowy raport trafi do ordynariusza. To mnie powierzono archidiecezję i dlatego chcę wiedzieć, co działo się z moimi księżmi. Ostatni etap stanowi publikacja naukowa, uwzględniająca całościowy obraz tamtych czasów, bo obok wydarzeń smutnych i wstydliwych dostrzeżemy zarazem bohaterstwo represjonowanych księży. To lekko spóźnione oczyszczenie wyjdzie nam na dobre. Niektórych zobaczymy w zupełnie innym świetle...

- To znaczy?

- Zainteresowałem się tymi sprawami w diecezji, gdzie wstąpiłem do seminarium, we Włocławku. Tam księży znałem osobiście i nieraz zachodziłem w głowę, dlaczego ów należał do Caritasu, a tamten współpracował z bezpieką. Dopiero gdy zobaczyłem akta, zrozumiałem, jakie piekło przeszło wielu z nich. Niektórzy po prostu nie wytrzymali i dla świętego spokoju zgodzili się przekazywać mało ważne, powszechnie znane informacje. Tak, w teczkach wiele może nas zaskoczyć... Znam dramatyczny przypadek księdza, który się rozpił. Wszyscy nad tym ubolewaliśmy: świetny kaznodzieja, głosił wspaniałe nauki pasyjne. Świetnie się zapowiadał i nagle - załamanie. Przez całe życie walczył z alkoholizmem. Po latach dowiedziałem się, że ubecy skierowali go na tzw. specjalne potraktowanie. Rozkaz podpisał sam minister Stanisław Radkiewicz. Tam zniszczyli go kompletnie. Gdy wyszedł na wolność, uciekał w używki; stres i wspomnienia topił w drinkach.

Dlatego nie obawiam się otwarcia teczek, dlatego powołałem komisję do ich zbadania. Obok - powtórzę - odkryć bolesnych, wielu wreszcie oczyścimy z zarzutów albo okaże się, że np. ocenialiśmy ich zbyt surowo. Pamiętam pokolenie starszych księży: kapelanów wojskowych, żołnierzy AK, działaczy Państwa Podziemnego. Po wojnie zacierali ślady, zmieniali nazwiska, posługiwali się fałszywymi dokumentami. Był ksiądz, który przyszedł do Włocławka z innego regionu Polski. Wciąż miał rewizje UB, potem SB. I współbracia nie mieli do niego zaufania. Mnie samego, jako młodego kapłana, nastawiano negatywnie: “Z nim ostrożnie, bo widzisz, że za nim chodzą...". Po 1989 r. ujawnił prawdziwe nazwisko, działalność w AK, dostał nawet krzyż Virtuti Militari. Słowem: rehabilitacja. Tymczasem krzywdziliśmy go przez tyle lat...

- Co kierowało księżmi, którzy poszli na współpracę?

- Po pierwsze, na celownik brano duchownych, którzy żyli w nieczystym kontekście obyczajowym. Bezpieka wykorzystywała taką wiedzę, żeby księdza nachodzić, zastraszyć: “Jak ksiądz nie zgodzi się współpracować, wszystko opublikujemy albo powiemy biskupowi". Kto okazał się słaby psychicznie, wolał sprawę zatuszować, nawet za cenę współpracy.

- Jak powołany przez Księdza Arcybiskupa zespół będzie traktował wspomniane przypadki? Czy, obok donosicielstwa, należy również opisywać skandale i słabości, którymi bezpieka szantażowała księży?

- Musimy zachować określone normy, żeby nie dotknąć nadal czynnych księży albo ich rodzin. Zresztą nie zawsze duchowny świadomie łamał dyscyplinę kościelną, czasami padł ofiarą prowokacji. Widzimy zdjęcie pijanego księdza, ale nie wiemy, czy sam był sobie winien, czy może fotografię spreparowano. To wszystko będziemy rozstrzygać.

  • Twarz systemu

- Czy w ostatnim czasie jakiś duchowny zgłosił się do Księdza Arcybiskupa i przyznał, że był agentem?

- Nie.

- Może być i tak, że księża zechcą usprawiedliwiać się wbrew faktom. Zawsze można utrzymywać, że ktoś działał nieświadomie, padł ofiarą prowokacji, a esbecy sfałszowali teczkę.

- Tu prawda absolutna leży poza naszym zasięgiem. Znam przypadki, że ksiądz ugościł ubeków, coś od nich wyciągnął, ale i ubecy wyciągnęli coś od niego. Potem spisali raport. Teraz przeczytamy teczkę, ale staniemy przed dylematem, jak ocenić całe wydarzenie. Kiedyś przyszedł do mnie dziennikarz, rozmowa się nie kleiła. Wreszcie oświadczył, że przysłała go bezpieka. Powiedziałem: “Proszę napisać: rozmawiałem, rozmowa szła opornie".

Tych motywacji, nieraz złożonych, było wiele: ksiądz - Bogu ducha winien - budował kościół. Kupił “na lewo" cegłę albo cement. I wpadł. Miał dobre intencje: wierni angażowali się w życie parafii, kościół musiał zbudować, a tu brak wszystkiego, o żadne pozwolenia nie mógł się doprosić. Tymczasem zaczęły się kłopoty, nagabywanie, groźby, coraz głębsze wikłanie się w rozmowy, potem współpracę z esbekami. Albo inny przykład: jeden z kolegów potrącił samochodem kobietę na rowerze. Na kolegium nie mogli rozstrzygnąć, kto zawinił. Sprawa się przeciągała. Wtedy ktoś z wiadomego resortu podpowiedział: “Jeżeli ksiądz będzie z nami, gotowi jesteśmy wszystko pomyślnie załatwić". Ale ksiądz wstał i powiedział: “Nie. Chcę, żeby sprawiedliwości stało się zadość, żebym mnie obiektywnie osądzono". Zaraz się od niego odczepili, na kolegium również go uniewinniono. Niektórzy jednak nie wytrzymywali ciśnienia i szli na współpracę.

- Nie wszyscy byli łamani; zdarzały się również motywacje niskie i podłe.

- Była jeszcze kategoria księży, którzy ze słabości brali pieniądze. Niestety, nie zdali egzaminu i nie wykorzystali szansy, żeby zachować twarz.

Nie należy zapominać także o innym obszarze, na którym bezpieka starała się łowić duchownych do współpracy: wyjazd za granicę. To znam z autopsji, bo od 1962 r. przez siedem lat ubiegałem się o paszport, a odpowiedź wciąż była negatywna. Byli tacy, którzy coś władzom obiecali, coś może i podpisali, a potem bali się wrócić do Polski. Sam wracałem bez strachu. Po powrocie tylko raz miałem niewiele znaczącą rozmowę z podesłanym funkcjonariuszem.

Większość księży, którzy wpadli w sieć SB, nie wykazała się, moim zdaniem, wyobraźnią polityczną. To był ich główny grzech. Bo kto miał taką wyobraźnię, jak choćby prymas Wyszyński, dobrze wiedział, dokąd zmierza komunizm, jakimi metodami walczy z Kościołem. Niestety, niektórzy żyli złudzeniami, że system może mieć ludzką twarz, komunizm zaś można pogodzić z katolicyzmem. Naturalnie katolicyzmem nazywanym wówczas “postępowym", żeby resztę zaszeregować i pognębić.

- A księża, którzy oparli się namowom?

- Łaska Boża, odwaga, wytrzymałość psychiczna, umiejętność rozmowy z esbekami, a czasem łut szczęścia sprawiły, że wyszli obronną ręką.

- Komisja przeprowadzi badania naukowe, ale potem sam Ksiądz Arcybiskup będzie musiał rozstrzygać, co zrobić z księżmi, którzy byli agentami. Czy należy usuwać ich z pełnionych urzędów?

- Mało kto z nich pozostał. To musiałby być ksiądz bardzo sędziwy, a przecież po ukończeniu siedemdziesięciu pięciu lat należy złożyć dymisję z urzędów kościelnych. Poza tym z perspektywy chrześcijaństwa potępiamy grzech, ale nie człowieka. Oczywiście, należałoby przeprowadzić z nim rozmowę: niech powie o wszystkim, niech uczciwie oceni tamte czasy. Zastrzegam jednak, że każdy przypadek trzeba rozstrzygać indywidualnie. Bez zapoznania się z aktami trudno o gotowe recepty.

Znikomy procent stanowią również księża, którzy mogliby donosić na własnych parafian, co byłoby szczególnie bolesne. Tu jednak jestem spokojny; SB miała inne drogi infiltrowania świeckich. Współpraca duchownych z bezpieką dotykała przede wszystkim środowiska księżowskiego. Zbierano informacje o biskupach i księżach, działaniach kurii, przebiegu spotkań dziekańskich itd.

Ale wielkich rewelacji dotyczących wciąż czynnych księży nie będzie zbyt wiele. Czołowi współpracownicy w większości przeszli na drugą stronę...

- Sprawa o. Konrada Hejmo, o ile jest winny, bo na razie nie poznaliśmy żadnych dokumentów, świadczy jednak o tym, że także wśród znanych duchownych mogą znaleźć się dawni współpracownicy SB.

- Nie chcę komentować konkretnego przypadku: to zadanie dla prowincjała dominikanów. Dopóki nie zobaczymy akt, trudno zresztą rozstrzygać o winie. Na razie, w oparciu wyłącznie o doniesienia prasowe, należy się zastanowić, na ile ewentualna współpraca była świadoma, a na ile mamy do czynienia z gadulstwem. Na ile informacje były ważne, a na ile nieistotne albo ogólnodostępne. Nikomu nie wolno również odmawiać prawa do obrony dobrego imienia.

Zresztą esbecy nieraz koloryzowali w raportach. Znam historię, jak funkcjonariusz chwalił się, że wykrył zakonspirowaną organizację - bardzo groźną, antypaństwową. W raporcie opisał heroiczne czyny pewnego człowieka z podziemia. Po latach ów człowiek mówi: “Niestety, muszę was rozczarować. Takich bohaterskich czynów nie mam na koncie. Funkcjonariusz wszystko zmyślił. Chciał udowodnić, że jest aktywny i skuteczny, aby potem awansować". Dlatego mam nadzieję, że powołana przeze mnie komisja będzie potrafiła odróżnić ziarno od plew. Jej członkowie będą musieli przeczytać setki dokumentów, aby wejść w tok rozumowania i styl działania SB.

  • Nie mieszać proporcji

- Fala rozliczeń dotarła jednak do Kościoła i zapewne w najbliższym czasie poznamy nazwiska następnych księży-agentów. Czy może to zaszkodzić Kościołowi?

- Większego spustoszenia nie przyniesie. To próba zemsty post factum, zemsty systemu, który zawalił się na szczęście - jak mówił Stanisław Ciosek - do środka, a nie na zewnątrz. To również paradoks, że lustracja ogranicza się dziś do kilku księży, podczas gdy Kościół był w tamtych latach odporny na straszne szykany, wręcz bohaterski. Na inne środowiska - głęboko przesiąknięte dawnym systemem, bardzo podatne na inwigilację - przymknęliśmy oko. Urodziłem się przed wojną, a pamięć na dodatek mam dobrą: dziś patrzę na główne persony życia publicznego i przypominam sobie, co przed laty mówili i czynili. Kiedyś przyjechałem do Warszawy na posiedzenie Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu i widzę, że za stołem siedzi człowiek, który za komunizmu zabierał mi kleryków do wojska. Albo inny przykład: dziennikarze i prawnicy czynni dziś zawodowo, a skompromitowani np. podczas stanu wojennego. Też byłoby warto, aby wyznali, że byli nieuczciwi: służyli systemowi, a nie wartościom czy sumieniu. Dlatego proszę, również media, żebyśmy rozsądnie rozkładali akcenty.

- A jednak szkoda, że tylko w trzech diecezjach z ponad czterdziestu - w Lublinie, Tarnowie i Wrocławiu - powołano komisje do rozliczenia z okresem komunizmu.

- Po pierwsze, trzeba pamiętać, że są diecezje, gdzie niemal wszystkie akta spalono. Jest jednak i wielka diecezja, gdzie spalono tylko pięć procent archiwów. Tyle że nie można wykluczyć, że owe pięć procent było najważniejsze... Po drugie, dla małych diecezji powstałych od 1992 r. problem rozliczenia nie jest tak ważny jak dla historycznych diecezji o stałych strukturach. Po trzecie: jak porozmawiać z młodym ordynariuszem, który nie pracował w tamtych czasach, okaże się, że rozliczenia mogą go wcale nie interesować. I nie ma się co dziwić: po jakie licho grzebać się w przeszłości, która była tak plugawa? Sam zdecydowałem się powołać komisję ze względu na rangę Kościoła wrocławskiego w dziejach Polski. Ale kto wie, gdybym był w diecezji gdzieś na ścianie wschodniej, może bym nie zaprzątał sobie tym głowy.

- Niektórzy biskupi twierdzą, że nie ma sensu powoływać komisji, skoro archiwa i tak bada IPN. To mogłoby wywołać wrażenie, że Kościół chce zastąpić Instytut, żeby zatuszować bolesną prawdę o księżach-agentach.

- Dwa razy rozmawiałem z prof. Leonem Kieresem i doszliśmy do wniosku, że powołanie komisji jest dobrym rozwiązaniem. IPN, niezależnie od komisji diecezjalnych, będzie nadal prowadził badania - i tych prac nikt nie chce ograniczać. IPN opublikuje wyniki tych prac, ale dlaczegóż tamtych wydarzeń nie mielibyśmy naświetlić również np. w naszych pismach katolickich? Nie powołałem komisji, aby tuszować prawdę, ale po to, żeby do prawdy dotrzeć. Mam też inny cel: spokojne wychowanie młodych księży. Chcę ich oswoić z wiedzą o tamtych czasach. Żeby w atmosferze sensacji i plotek nie mieszali proporcji i zyskali wyważony obraz tamtych lat.

Jest jeszcze jedna rzecz: w Polsce zabrakło głębokiej refleksji nad najnowszą historią. W literaturze Niemiec znalazłem wspaniałe dzieła, gdzie rozliczono się z II wojną światową, z potwornym systemem nazistowskim. Wspomnę chociażby książkę Niklasa Franka, syna gubernatora Hansa Franka. “Der Vater. Eine Abrechnung", czyli “Ojciec. Rozliczenie" - dzieło ostre, wręcz brutalne. Aż nie wiem, czy w Polsce byłoby kogokolwiek stać na coś takiego. Nawet Rosja doczekała się literackiego eposu ostatnich dekad w “Archipelagu Gułag" Aleksandra Sołżenicyna. A u nas nie było wielkiego dzieła epickiego, w którym rozstalibyśmy się z tamtą epoką. Dominował styl wzniosły, partyzancki, ale zabrakło historiozoficznego rozważania tych wszystkich wydarzeń, które spotkały nas od 1939 roku: męczeństwo i walka, radykalna zmiana granic, zerwanie wielowiekowych tradycji, a następnie prawie pół wieku komunizmu. Nadszedł czas, żeby wreszcie dokonać wielkiego rozrachunku, być może nawet właśnie w postaci wielotomowego dzieła. Nie jestem pisarzem, ale na własnym poletku mogę wykonać podobną pracę, czyli zbadać najnowszą historię archidiecezji.

- Niektórzy mówią, że do rozliczenia z przeszłością Kościołowi wystarczy sam konfesjonał.

- Do więzienia na pewno nikogo nie wsadzimy. Ostatecznie ksiądz uwikłany we współpracę klęknie przy kratkach konfesjonału. Ale ważny jest również sygnał dla społeczeństwa: nie boimy się prawdy i chcemy przeniknąć mrok tamtych czasów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2005