Sokrates

Chciałbym mówić o wielkich filozofach w taki sposób, by u każdego wyłowić jedną myśl, która dla niego samego jest ważna, należy do filarów domu, jaki zbudował, a zarazem dla nas, teraz jest zrozumiała, jakąś strunę w naszym umyśle potrąca, miast tylko wiadomość historyczną podawać.

01.02.2004

Czyta się kilka minut

 /
/

"O co nas pytają wielcy filozofowie?" to nowy cykl wykładów telewizyjnych prof. Leszka Kołakowskiego. Pierwsze pięć wykładów można obejrzeć w programie 2 TVP, od poniedziałku 26 stycznia do piątku 30 stycznia o godzinie 22.30. Emisja następnych pięciu odbędzie się w terminie późniejszym. Wszystkie przeczytają Państwo na łamach "Tygodnika Powszechnego"; w przyszłości ukażą się w postaci książki nakładem wydawnictwa Znak.

Cykl, którego pomysłodawcą i reżyserem jest Jerzy Markuszewski, wyprodukowany został na zlecenie 2 programu TVP SA przez firmę Euromedia TV.

Od Autora:

Zabierając się do wykładzików o wielkich filozofach, o ludziach, co nowe kierunki myśli otworzyli następnym pokoleniom, zastrzec się powinienem, że nie jest moim zamiarem przedstawienie historii filozofii w pigułce; nie jest to też bardzo skrócony podręcznik, encyklopedia czy słownik. Studenci, którzy by mieli zdawać egzamin na podstawie tych wykładzików, będą zawiedzeni: egzaminu nie zdadzą. Dobrych podręczników, słowników i encyklopedii jest pod dostatkiem. Nie zamierzam “streszczać" Platona, Kartezjusza czy Husserla, byłaby to śmieszna ambicja. Chciałbym mówić o wielkich filozofach w taki sposób, by u każdego wyłowić jedną myśl, która dla niego samego jest ważna, należy do filarów domu, jaki zbudował, a zarazem dla nas, teraz jest zrozumiała, jakąś strunę w naszym umyśle potrąca, miast tylko wiadomość historyczną podawać. Postaram się każdy wykładzik kończyć pytaniem skierowanym do wszystkich, co go słuchali, pytaniem z myśli tego filozofa zabranym, nadal ważnym, nadal nierozstrzygniętym wyraźnie.

Początek wykładzików jest chronologiczny, z jednym lub drugim wyjątkiem, ale mówić chcę o myślach wielkich ludzi, nie o tym, jak byli uwikłani w wielką historię, jakie mieli parantele, jakie losy życia (chyba, że to ważne dla rozumienia myśli). Co do tego, kogo za wielkiego filozofa poczytywać należy, jak tych wielkich z tłumu wybrać, nie ma pewnie zgody pełnej tych, co się tymi sprawami interesują, ale jest zgoda w znacznej części. Trzymam się więc własnego wyboru i nie mam siły, by z każdym się spierać, co powie “nie ten jest wielki, ale inny".

  • Sokrates

Moim pierwszym wielkim jest oczywiście Sokrates. Jak wszyscy wiemy, dwaj ludzie, którzy do zbudowania kultury europejskiej decydująco się przyczynili - Jezus i Sokrates - nigdy ani zdania nie napisali, obu znamy z wtórnych przekazów, przy czym źródłem do znajomości Sokratesa są, oczywiście, dialogi Platona i, w mniejszym stopniu, pisma Ksenofonta, a dyskusja o tym, co właściwie Sokrates naprawdę myślał, a co mu Platon w usta włożył, do naszych dni nie ustała. Nie umiałbym do tej dyskusji się wtrącać, chcę tylko podnieść sprawę, która pojawia się we wczesnych dialogach, najbardziej wiarygodnych co do tego, że myśl Sokratesa prawdziwie wykładają.

Sokrates Ateńczyk, chociaż nie pierwszy ze znanych nam wielkich duchów, wkroczył do kultury europejskiej jako jej najważniejszy może architekt; jest takim również w oczach tych, co filozofii jego wcale nie podzielają. Jeśli jest mistrzem naszym, mistrzem Europy, to nie tyle przez jakąś określoną doktrynę, którą głosił, a raczej przez sposób, w jaki chciał do prawdy docierać. Jakiej prawdy? W młodości ciekawiły go badania nad przyrodą, porzucił jednak te dociekania, bo uznał, że trzeba zajmować się tym, co niezmienne, a nie fizyczną rzeczywistością, gdzie wszystko się przemienia i w końcu ginie. A cóż jest niezmienne? Niezmienne są podstawowe idee, głównie te, co mają znaczenie moralne. Chciał wiedzieć, co to jest sprawiedliwość albo cnota, albo odwaga, albo równość, ale nie o to mu chodziło, jak ludzie takich słów używają pospolicie, ale o to, czym są w rzeczy samej, czym są naprawdę takie realności, jak sprawiedliwość albo równość. Zrozumienie tych pojęć wyprzedza to, co wiemy ze spostrzeżeń: umiemy przecież powiedzieć, czy dwa kawałki drzewa są równe, a to dzięki temu, że wiemy już z góry, czym jest równość. Nalegając na potrzebę wyjaśnienia znaczeń różnych fundamentalnych pojęć i wierząc, że nie nasze językowe konwencje te znaczenia budują, ale sama rzeczywistość, do której słowa się odnoszą, Sokrates antycypował platońską teorię form czy idei, ale, jak Arystoteles zauważa w “Metafizyce", nie uważał, że sprawiedliwość czy odwaga są to jakieś samodzielne, w sobie istniejące byty.

Jak dochodzimy do takich prawd? Przez niekończące się, drążące, nieustępliwe zapytywanie, jako mędrzec uliczny, Sokrates rozmówców swoich pytał, każąc im iść w tych pytaniach coraz dalej, coraz głębiej; myśl jego poruszała się w nieustannym dialogu, gdzie on głównie był pytającym, a drugi starał się odpowiedzieć, bardzo często tylko mówiąc “ależ tak", “na pewno", “oczywiście". Często przy tym otwiera się jakieś pytanie, nie rozstrzygając niczego.

Wydaje nam się nieraz, że Sokrates udaje tylko, że nie wie, że odpowiedzi nie zna (“wiem, że nic nie wiem" to jego formuła), ale chce zmusić partnera do dialogu, by sam do prawdy jakiejś doszedł albo skorygował własne niemądre przekonania. Chciał być, jak jego matka, akuszerką, wydostawać z ukrycia gotową już, ale jeszcze do świadomości niedojrzałą prawdę. Nie miał ambicji, by być oryginalnym (żaden z wielkich filozofów takich ambicji nie miał, ona by go wykreślała z kultury), ale tylko, by prawdę uchwycić i wiedzieć, jak dobru służyć, bo zawsze chodziło o prawdy życiu sprzyjające. Żył też w zgodzie z tym, czego nauczał: prowadził żywot ascetyczny, o dobra ziemskie i przyjemności ciała zalecał nam nie dbać i sam o nie nie dbał; w odróżnieniu od sofistów nie brał pieniędzy za swoje nauczanie, żył w ubóstwie nie skarżąc się; był dzielny, gdy przeciwnikom czoło stawiał - na wojnie czy w słownych potyczkach. Wyrocznia delficka uznała, że nie ma mądrzejszego człowieka niż Sokrates, o czym on sam nie omieszkał wspomnieć w swojej mowie przed sądem, z pewnością wiedząc, że takie słowa jeszcze bardziej go pogrążą w oczach sędziów, podobnie jak oznajmienie, że Bóg go do Aten zesłał, by tam działał niczym bąk, co żądłem leniwego konia do ruchu pobudza. Mówił też, że słucha “demona" wewnętrznego głosu, co go od złego odwodzi. Czym jest ów daimonion, nie wiemy, domyślamy się jednak, że nie jest to własny jego twór (nie byłby wtedy żadnym autorytetem), ale siła moralna boskiego pochodzenia.

Jeśli jednak spodziewał się, że może słuchaczy pytaniami swoimi do prawdy przywieść, to dlatego, że wierzył, że prawda jest już w nas - choć najczęściej o tym nie wiemy; przeniesiona jest z poprzedniego naszego wcielenia; nie uczymy się zatem naprawdę, lecz przypominamy sobie zapomnianą wiedzę. Aby wiedzieć wszystko, co ważne, mamy Rozum, który pozwala nam zło i dobro odróżniać. A co jest złe i dobre, nie jest to sprawa umowy jakiejś między ludźmi albo zwyczaju, nie jest to nawet wynik boskich poleceń, nie jest bowiem tak, by to, co święte, było dlatego święte, że bogowie to kochają; na odwrót, bogowie czczą to, co święte dlatego, że jest święte właśnie. Święte czy dobre jest to, co jest takim samo w sobie, bez względu na wyroki bogów i na nasze wyobrażenia czy umowy (ten temat też został w nowożytnej filozofii; to samo Leibniz, to samo Kant). A wiedzieć, jak zło od dobra odróżniać, to sprawa kluczowa w życiu, a także kluczowa dla naszego pośmiertnego żywota; dusza nasza trwa po śmierci ciała, nie rozprasza się w żywiołach, nawet gdybyśmy wśród wielkiej wichury umierali. Ludzie dobrzy doznają po śmierci szczęścia w towarzystwie bogów, źli zaś są nieszczęśliwi, błąkają się czas długi wokół grobów jako duchy, widma, a w końcu wracają do nowego wcielenia, ale jako niższe stwory.

Ponieważ Sokrates Rozum wielbił - choć może go nie określił wyraźnie - i ponieważ wierzył, że prawdę jakąkolwiek tylko wysiloną pracą Rozumu zdobyć się daje, oskarżenie, którego padł ofiarą, nie było może całkiem bezzasadne. Oskarżali go, że nie uznaje bogów miasta, ale innych jakichś zmyśla i tak młodzież na manowce prowadzi. Jeśli nawet oskarżenie w dosłownym sensie nie było może całkiem trafne, to jednak rzeczywiście tak było, że szukał Prawdy w samym Rozumie, a nie w tradycji, że wszystko zalecał kwestionować i młodych ludzi w tym samym duchu wychowywał. Wszystko było na łasce Rozumu, nie uznawał prócz Rozumu żadnych autorytetów; chciał jednak prawo szanować, a nawet odmówił z tego powodu ucieczki z więzienia, do czego go uczniowie namawiali; wiedział przecież, że pada ofiarą niesprawiedliwego wyroku, sądził jednak, że w tej sytuacji trzeba prawu być posłusznym również za cenę życia okazać posłuch.

Wolno powiedzieć, że ten, kto każe bez zróżnicowania czcić tradycję jako taką, przekazaną w tradycji domniemaną mądrość jako taką, ten powinien uznać, że słusznie Sokrates został na śmierć skazany.

Że Rozum wielbił, że Rozum z cnotą utożsamiał, a cnotę ze szczęściem i pożytkiem - pożytkiem prawdziwym, tym, co dusze ożywia - to był powód, dla którego Nietzsche Sokratesa nienawidził. Nietzsche twierdził, że prawdziwie wielkie duchy, szlachetni wybrańcy przeznaczeń, powodują się instynktem, a zimny, świadomy siebie Rozum Sokratejski, przeciwny instynktom, jest oznaką dekadencji; jakoż Sokrates wiódł greckiego ducha ku upadkowi, był objawem schyłku starej arystokratycznej kultury (podobnie za nim Platon); jest nawet możliwe, że Sokrates wcale nie był Grekiem: był przecież, jak wiemy, brzydki, a brzydota, Nietzsche powiada, jest objawem zepsucia charakterystycznego dla mieszańców; potwór na twarzy, potwór w duszy, jak głosi porzekadło antyczne. Tak to najlepszy z ludzi, śmiercią za Rozum ukarany, miał być nosicielem duchowego upadku.

A oto pytanie, które z owego kultu Rozumu wynika:

Sokrates utrzymuje, że niemożebne jest, bym czynił z własnej woli coś, o czym wiem, że jest złe; jeśli zło czynię, to jest to wynik mojej niewiedzy; gdy wiem, co dobre, dobro czynię. Myśl taka może nam się zdawać całkiem niegodna wiary. Jesteśmy raczej skłonni sądzić, że często czynimy coś złego, gdy różne pasje nami władają - nienawiść, miłość, zawiść, chciwość, pożądanie, pycha, żądza władzy i wiemy przy tym, co złe i dobre, ale, jak to się powiada, nie umiemy się namiętnościom oprzeć. Postrzegamy więc prawdę w często cytowanym powiedzeniu Owidiusza - “widzę i pochwalam to, co lepsze, a idę za tym, co gorsze" albo w wywodzie apostoła Pawła w liście do Rzymian, gdzie powiada, że jako człowiek cielesny, w niewolę grzechu zaprzedany, nie czyni dobra, którego chce, a czyni zło, którego nie chce, wiedząc przecież, co prawo boskie mu nakazuje. Wydaje się to zgodne ze zdrowym rozsądkiem, zatrzymajmy się jednak na chwilę i pomyślmy, czy może jest jakaś racja w mniemaniu Sokratesa, iż zło, które czynimy, ma za przyczynę ignorancję naszą; po prostu marny

nasz Rozum nie potrafi zła i dobra odróżnić; pomyślmy też, czy gdyby tak było, wynikałoby stąd, że jesteśmy po prostu niewinni, cokolwiek czynimy.

Jeśli Sokrates spodziewał się,

że może słuchaczy pytaniami

swoimi do prawdy przywieść,

to dlatego, wierzył,

że prawda jest

już w nas - choć najczęściej

o tym nie wiemy

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2004