Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To taka gra. Jak określić jednym słowem rzeczywistość.
– Smutek – mówi mi pani z uniwersytetu w Łucku na Wołyniu. Ale dlaczego smutek? Siedzimy w miłej knajpce, wyszliśmy właśnie z teatru. Sztuka była ciekawa, aktorzy niby nie profesjonaliści, ale dali z siebie wiele. Przed chwilą im klaskaliśmy. Teraz chwalimy, siedząc przy stole.
Ale pytam o ten smutek, choć odpowiedź jest oczywista. Ciągnąca się od miesięcy wojna. Hrywna, która spada w dół z zastraszającą prędkością. Obojętność świata.
– Idą przywódcy obcych państw przez Majdan. Studenci krzyczą im po angielsku: „Jesteśmy Europą!”. Nikt nie słyszy. Siedzę w domu, patrzę w telewizor. Łzy ciekną mi po policzkach. Wiem, że jesteśmy sami – tak mi opowiada.
– Pewnie niewielu ma pani studentów? – pytam.
– Jak to? – dziwi się ona.
– Nie chcą się uczyć, uciekają walczyć na front.
Ona jest zakłopotana: – Nie, nie ma takich przypadków.
– Nie chcą tam jeździć?
– Jest dużo wolontariuszy, ale chętnych na front nie ma wielu. Nie potępiam ich za to – mówi.
– Dlaczego?
– Sama jestem matką i siostrą – mówi – Nie chcę, by tam ginęli.
– Tam?
– Daleko od domu, gdzie są mężczyźni ze Wschodu. Oni powinni walczyć. I oni uciekają albo walczą ale przeciwko nam.
– Ta wojna nie jest rycerska? Romantyczna?
– Proszę przestać – mówi. – To wojna biednych ludzi. Kto ma pieniądze, chce się wymówić od wojska. Sposoby są różne...
Nagle urywa. Robi się jej głupio. Powiedziała więcej, niż chciała. Szybko zmieniamy temat. Mówimy o wolontariuszach i o tych z Wołynia, którzy zginęli tam na Wschodzie. W środku Łucka jest wielka tablica ku ich czci. Podobne są w wiejskich szkołach i klubach.
– Wołyń już zapłacił krwią – tłumaczy mi – Podczas pierwszej mobilizacji poszła masa ochotników. Niektórzy wrócili okaleczeni, inni w ogóle.
Żadna wojna nie jest romantyczna. Ciągle tu słyszę, że nie jest. Wójt, z którym się znam od dawna, opowiada przy herbacie:
– Było zebranie w sprawie mobilizacji. Mówią, że tych, którzy jej unikają, czeka odpowiedzialność karna. Odpowiedzialność karna grozi także władzom samorządowym... Wiesz, ale przecież ja jestem stąd. Jestem jednym z tych ludzi i dla tych ludzi. Ja za nich odpowiadam, a oni nie chcą tam jechać. Nie chcą się bić. Mam na nich donosić? Przecież nie mogę tego zrobić. To jasne. Co myślisz?
Nie wiem, co powiedzieć.
– Ile przyszło kart mobilizacyjnych?
– Siedemdziesiąt.
– Ilu poborowym udało się je wręczyć?
– Pięciu.
Spotykam się z funkcjonariuszem jednej ze służb.
– Wójt mówi 70 kart mobilizacyjnych, 5 doręczonych. Możliwe?
– Niestety, możliwe. Wyjazdy za granicę, ukrywanie się. Próby przekupywania komisji lekarskich. Kombinowanie z komisjami wojskowymi: „Może zapłacę, a oni zapomną o mnie na jakiś czas”.
– Udaje się to?
– A jak pan myśli? Ludzie zaczynają mieć dość. Pytają, co się zmieniło. A co się zmieniło oprócz tego, że ze wschodu wracają worki z ciałami, oszczędności topnieją, a hrywna zmienia się w śmieci?
Przy stole siedzi chłopak, który jest w Łucku pierwszy raz. Proszą go o wzniesienie toastu.
– Chciałbym, żeby ludzie tutaj znów zaczęli się uśmiechać – mówi.
Zobacz także: